Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2019, 20:12   #31
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Humor troszeczkę wrócił do Susan, choć nadal była trochę przybita. Podeszła do blatu i zaczęła na nowo składać ekspres. Właśnie dosypywała ziarna do komory młynka, kiedy Jane weszła do kuchni. Oczywiście z talerzem ciasteczek własnej roboty.
- Smakują lepiej niż wyglądają.- rzekła po czym przyjrzała się ekspresowi.- No… powinien się wykazać przy takim wyglądzie.
- Bardziej chodziło mi, żeby był ciśnieniowy. - Wyjaśniła Woods mieląc ziarna od razu do metalowej łyżki. - Weź sobie kubek czy tam filiżankę. - Susan ucisnęła zmieloną masę w łyżce i zamocowała w ekspresie. Czerwona lampka ogłaszała gotowość do pracy.
Jane tak uczyniła, zaś procujący Henry spojrzał znacząco na ciastka, a potem na ekspress jasno dając do zrozumienia, że też zamierza pić kawę… i jeść ciastka. Zwłaszcza jeść.
“Nic nie powinieneś dostać, byłeś bezużyteczny!” Pomyślała gorzko Susan ustawiając dwa kubki pod dyszami. Przełączyła przycisk, aromat kawy powoli rozchodził się po pomieszczeniu. Kiedy dwa kubki były pełne Susan wymieniła zmieloną masę na nową i zalała trzeci. Jane musiała postawić wszystko na stole, po nieudanej i bezcelowej akcji w piekarni kolano Susan dawało o sobie znać mocniej niż kiedykolwiek. Choć za parę godzin w końcu będzie miała lód by sobie przyłożyć na nie zimny okład.
- Więęęc… nie mówimy o tym co się stało?- zapytała ostrożnie Jane chrupiąc pierwsze ciasteczko.
- … Musisz sprecyzować o co dokładnie pytasz bo działo się... dużo. - Powiedziała Susan nienaturalnie zmęczonym głosem sięgając po ciastko i mocząc je w kawie zanim je zagryzła.
- To może… zdarzyło się w ogóle coś przyjemnego?- zapytała cicho Jane.
- Jestem bliżej dowiedzenia się co odkrył Clarence, dla mnie to jest pozytywne. No i mam w końcu lodówkę, więc mam szansę na normalne żywienie od jutra. - Susan mogła by dodać jeszcze Henry’ego, ale to był jeden raz. A gadanie o tym mogło jeszcze bardziej wszystko skomplikować. Już było skomplikowanie, Woods była świadoma że miała mu cicho za złe, że nie było go tu by ocalić ją przed Alice, choć tak naprawdę to nie jego wina i obowiązek. Susan zaczynała mieć przez to moralnego kaca.
- Lepiej się trzymać pozytywów. Z Alice i Rose… było coś poważnego?- zapytała Hong ostrożnie.
Susan nie mogła się powstrzymać przez nerwowym spięciem się, odwróciła nerwowo głowę od Jane i Henry’ego. Nie wiedziała jak to opisać. Z jakiegoś powodu krępowała się mówić o swojej całkowitej niemocy przed mężczyzną. nie dlatego że był facetem tylko, że no właśnie komplikacje. Wiedziała, że tak będzie a teraz nie umiała sobie tego poukładać.
Cisza się przedłużała gdy w końcu Woods nadal odwrócona odezwała się.
- W skrócie chyba rozwaliłam sobie jeszcze bardziej kolano. Alice uratowała mnie przed Rose, ale w zamian czeka mnie jutro jej kolejna wizyta…. i na samą myśl o tym zbiera mi się na wymioty.
- Och… może… nie będzie tak źle. - odparła cicho Jane kuląc się.- Alice niekoniecznie może mieć na ciebie ochotę. Z nią to różnie bywa. Ale nie wiem… czy warto się jej opierać, wiesz… ona lubi wyzwania. Jeśli uzna, że za łatwo jej się poddajesz, szybko się tobą znudzi.-
Susan z rezygnacją ukryła twarz w dłoniach, nie były to słowa które chciała usłyszeć. Z nich wynikało, że powinna przyzwyczaić się do bycia chętną dupodajką dla każdej z tych wiedźm bo będzie jej łatwiej. Poczuła jak żółć podchodzi jej do gardła.
- Czyli...twoim zdaniem.. .powinnam przestać się stawiać...i zostać ich...dziwką na każde zawołanie...bo będzie Mi tak łatwiej…- Słowa Susan niosły niedowierzanie, odrazę i rezygnację.
- Tak pewnie byłoby najłatwiej… jednak nie o to chodzi. Mogę ci powiedzieć, że Rose unikać należy zawsze, Alice pozwolić by się tobą znudziła. Reszcie możesz się próbować opierać, ale wiesz… nie przejmuj się wtedy porażkami. Są silne, bardzo silne… - westchnęła cicho Jane.- Camille ma swoją ulubioną kochankę, więc jeśli nie wpadniesz jej w oko to ograniczy się co najwyżej do jednego razu. Jak w moim przypadku. Albo w ogóle.
- Czyli albo znajdę sposób jak się bronić,.... albo mogę wziąć przykład z poprzedniego właściciela…- Brzmiało to grobowo i nie jako luźne rozmyślania. Yoona wymknęła się ze swojej dalekiej części umysłu i złożyła głośną obietnicę co je czeka jeśli Susan się nie uda ze znalezieniem czegoś by się bronić.
- Lub stać się jedną z nich. Są na siebie odporne nawzajem.- dodała trzecie wyjście Jane i zerkała niespokojnie na załamaną Susan.
- Nie interesuje mnie to rozwiązanie. - Powiedziała Yoona oddając Susan dalsza rozmowę. Za dużo się już wychyliła. - Sorry, skoro tak się sprawy mają to mam mało czasu i dużo pracy. - Wstała chwiejąc się lekko z bólu i z rewelacji jakie usłyszała od “przyjaciół”. Kawa i ciasteczka zostały zapomniane. Zaczęła kuśtykać w stronę schodów komórkę i laptop zostawiła w kuchni. Zapomniała o nich pod wpływem przytłaczającej wizji.
Jane zaś poszła za nią wyraźnie zmartwiona jej stanem. Starała się być cicho i nie zwracać na siebie uwagi. Susan wkroczyła do biura i odwróciła się, by zamknąć drzwi na klucz. Widok Jane przemknął przez szparę zamykanych drzwi. Zgrzyt klucza i pierwsza bariera była ustawiona.
 
Obca jest offline