Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2019, 20:26   #497
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Do karawany Ewalda Schwartza dołączyło poza awanturnikami jeszcze dwóch zbrojnych - Anton Rebitz i Karl Mayers. Obaj wyglądali na zaprawionych w boju, choć nieco już podstarzałych wojaków. Kupiec zadbał też o przewodnika, chociaż jak twierdził był to niepotrzebny wydatek, bo sam znał drogę, którą podróżował już kilkukrotnie. Przewodnikiem był krasnolud, Helm Jorgunsonn, który nie dość że skrajnie gburowaty, to dodatkowo potwornie cuchnął czosnkiem, którym na okrągło się zajadał, twierdząc, że zapewnia mu to doskonały słuch. Pewnym problemem okazała się obecność Limhandila, ale Helma udało się oderwać od topora i antagonistów umieścić na przeciwnych końcach karawany.

Wyruszyli rankiem, tuż za Kroppenleben wchodząc w zimną, wilgotną mgłę, która skutecznie obrzydziła podróż na cały dzień. Nie było szans na oglądanie cudownych widoków, chociaż były też plusy, bo nie widać było pokrytych piargami ścian przepaści, wzdłuż których wiodła droga. Popołudniem mgła, a może już chmury rozrzedziły się na tyle, że można było z odległości trzydziestu kroków dostrzec ufortyfikowaną karczmę położoną na szczycie jakiejś góry. Helm wyjaśnił, że to "Jaskinia Górskich Kotów" prowadzona przez Torbina Klaufsonna z klanu Rug-Rukaz i że trzeba się cieszyć, bo to ostatni ciepły nocleg. Rzeczywiście wnętrze było przytulne i ciepłe, piwo mocne i pieniste, a pościeli nie trzeba było dzielić z pluskwami.

Kolejny dzień nie przyniósł zmiany pogody na lepsze. Na gorsze owszem. Do chmur i wilgoci dołączył wiatr i deszcz ze śniegiem. Przemoczeni mijali zjeżdżające z gór, zmierzające do Imperium wozy i piechurów, wszystkich w podłych nastrojach z powodu pogody.

*

Drogę przegradzał mur. W murze były wrota, wykonane z brązu, z krasnoludzkimi napisami i zdobieniami. - Kazad Ruvalk-Bar - oznajmił przewodnik, zagryzł czosnku i zastukał trzonkiem topora we wrota. - Nie lubią tu elfów...

Na murze pojawiły się sylwetki opancerzonych krasnoludów. Wrota otwarły się bez skrzypu zawiasów i przejechała przez nie składająca się z trzech wozów karawana obsługiwana przez khazadów. Potem wrota zamknęły się, a Ewald wystąpił do przodu i chwilę rozmawiał z Helmem.
- Musimy czekać - Schwartz wrócił do wozów i wyjaśnił. - Każdy kto wjeżdża do królestwa Karak-Hirn musi dostać glejt pozwalający na poruszanie się po głównych drogach. Teraz jest zmiana warty, więc poczekamy...

Kiedy zmiana warty dobiegła końca, wrota się uchyliły. Ciężkozbrojny brodacz wychylił się zza progu i dał znać halabardą, że mogą się zbliżyć.
- Pojedynczo - warknął, wskazując ciemne długie wnętrze bramy. Gdzieś w głębi płonął kaganek, w świetle którego widać było sylwetkę kolejnego krasnoluda pocylonego nad księgą. - Tam podejść i odpowiadać na pytania.

Skryba był równie oschły i formalny jak odźwierny. Żadnego pozdrowienia, miłego słowa, od razu przeszedł do rzeczy, zadając pytania, a odpowiedzi wpisując wolno do potężnego woluminu leżącego przed nim.
- Imię...
- Skąd? Gdzie się urodził? Gdzie mieszka?
- Imię ojca, matki...
- Zawód?
- Cel podróży?
 
xeper jest offline