|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-03-2019, 21:32 | #491 |
Reputacja: 1 | Po sprzedaniu zdobytego na trzech "heretykach" łupu, stan posiadania Wilhelma powiększył się o kilkanaście złotych koron. Szlachcic nie omieszkał też powiadomić o napadzie władz, co oczywiście nie spotkało się ze zbytnim entuzjazmem przyjmującego informację urzędnika. Von Dohna dowiedział się, że okolica mimo najlepszych chęci straży jest dosyć popularna wśród bandytów, którzy za cel upatrzyli sobie kupców kierujących się do Krasnoludzkiego Królestwa. Poznał nawet przezwisko jednego z przywódców zbójeckich band - "Czerwony". Reinmar wiedziony ciekawością, którą nieco podczas ostatnich godzin zaspokoił Elmer poszedł rozmawiać z duchownymi ze świątyni Młotodzierżcy. Wielebni niewiele jednak w temacie odwrotnej komety i młota mogli powiedzieć. Nie wykluczyli oczywiście, że chodzi o jakichś heretyków, ale sugerowali też tajne stowarzyszenie czy zakon jakich wiele funkcjonowało na łonie kościoła. Ewald rozstał się ze swoją dotychczasową eskortą, którą miał zakontraktowaną do granicznego miasteczka. Wozy stały na podwórzu gospody "Gończe i Lis", konie znalazły schronienie w stajniach. Sam kupiec zasiadał za stołem w gospodzie i dzielił się informacjami o drodze przy wieczerzy z innymi handlarzami. Oczywiście, czego można się było spodziewać tematem przewodnim był napad na awanturników przy brodzie na Ischen i pożar lasu. Inni kupcy opowiadali fatalnej pogodzie w górach, groźbie bandyckich band i wzmożonych patrolach krasnoludów na drodze za Khazid-Nauk. - Przyjaciele - późną porą, wstawiony Ewald w końcu przystąpił do negocjacji. Na stole pojawił się garniec mocnej gorzałki. - Wspomnieliście, że do khazadzkiej stolicy Wam droga wypada. Jako i mnie. Ochrony szukam, bo eskortę jeno do Kroppenleben umówioną miałem. Pojedźcie ze mną. Wspólnota interesów, że tak powiem. Drogi niebezpieczne, więc ludzi potrzebuję, a widzę, że Wy raczej na górskich szlakach się nie wyznajecie. Ja za to tak, bom nieraz już do Hirn jeździł. Jeno nie wiem, czy wolniejsze tempo Wam pasuje, bo z wozami znacznie dłużej droga wypada niż konno. Jeśli i to Wam nie wadzi, to za cenę dwóch szylingów za dzień podróży Was najmę. I strawę oraz wino dorzucę. Dogadamy się? - polał z garnca do kubków, wyczekując odpowiedzi. |
12-03-2019, 23:06 | #492 |
Administrator Reputacja: 1 | Wieści, z różnych stron płynące, do najbardziej pomyślnych nie należało. Wszyscy o bandytach mówili, którzy - jakże by inaczej - na drodze, co ku krasnoludom wiodła. Pozostawało zatem wybrać - czy spróbują się przemknąć mniejszą grupką, licząc na to, że bandyci ich przegapią, czy też ruszą większą grupą w nadziei że (w razie napadu) zdołają stawić czoła bandytom. - Moim zdaniem dobrze by było, gdybyśmy ruszyli razem z panem Shwartzem. - Wilhelm spojrzał na pozostałych. - W końcu się aż tak bardzo nie spieszymy. |
13-03-2019, 12:02 | #493 |
Reputacja: 1 |
|
13-03-2019, 19:35 | #494 |
Reputacja: 1 | Elmer nadal nie mógł zrozumieć jak kultyści heretyckiego odłamu kultu Sigmara wpadli na ich trop. Czyżby wiedzieli gdzie ich kompania się udaje, a może magicznie potrafili ich wyśledzić? Dziwne to było i niepokojące. Gdy padła propozycja wspólnej podróży z kupcem, to Elmer nie oponował. Tyłek już go bolał od siodła i wolał zmienić siedzisko na wygodniejsze tuż przy woźnicy. |
13-03-2019, 20:51 | #495 |
Reputacja: 1 | W Kroppenleben Santiago zaopatrzył się w ciepłą odzież - nieprzemakalny płaszcz z głębokim kapturem wykończonym kitą jakiegoś niewątpliwie puszystego zwierzaka, chroniący wyśmienicie również przed przenikliwym i "wysysającym z człowieka całe ciepło" wiatrem ("prawie jak wampir, ale te krew wysysają..." - jak twierdził sprzedawca) oraz wełnianą bluzę i kalesony, które pospołu z płaszczem, grubymi skarpetami i rękawicami miały zapewnić Estalijczykowi ochronę przed nieprzyjaznym górskim klimatem. Nieduża ilość suchego prowiantu okazała się w sumie zbędna po propozycji handlarza, ale de Ayolas poczynił zakupy zanim wspomniana oferta padła, stąd paczka z żywnością znalazła miejsce w plecaku, a ten wraz z kilkudniowym zapasem obroku, namiotem i kilkoma drobiazgami przydatnymi podczas obozowana w jukach jego wierzchowca. Na to wszystko dodatkowy tuzin bełtów do kuszy - zupełnie na wszelki wypadek, przecież ile napadów na ich grupę może zdarzyć się podczas drogi do twierdzy? Koniec końców wyposażony dodatkowo w podróżny ekwipunek i zapasową amunicję był gotów do dalszej drogi. Perspektywa nieco dłuższej drogi wraz z kupieckimi wozami była całkiem do rzeczy - czekające ich kłopoty zapewne nie będą miały nic przeciwko, by poczekać nieco dłużej...
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
14-03-2019, 09:12 | #496 |
Reputacja: 1 |
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |
15-03-2019, 20:26 | #497 |
Reputacja: 1 | Do karawany Ewalda Schwartza dołączyło poza awanturnikami jeszcze dwóch zbrojnych - Anton Rebitz i Karl Mayers. Obaj wyglądali na zaprawionych w boju, choć nieco już podstarzałych wojaków. Kupiec zadbał też o przewodnika, chociaż jak twierdził był to niepotrzebny wydatek, bo sam znał drogę, którą podróżował już kilkukrotnie. Przewodnikiem był krasnolud, Helm Jorgunsonn, który nie dość że skrajnie gburowaty, to dodatkowo potwornie cuchnął czosnkiem, którym na okrągło się zajadał, twierdząc, że zapewnia mu to doskonały słuch. Pewnym problemem okazała się obecność Limhandila, ale Helma udało się oderwać od topora i antagonistów umieścić na przeciwnych końcach karawany. Wyruszyli rankiem, tuż za Kroppenleben wchodząc w zimną, wilgotną mgłę, która skutecznie obrzydziła podróż na cały dzień. Nie było szans na oglądanie cudownych widoków, chociaż były też plusy, bo nie widać było pokrytych piargami ścian przepaści, wzdłuż których wiodła droga. Popołudniem mgła, a może już chmury rozrzedziły się na tyle, że można było z odległości trzydziestu kroków dostrzec ufortyfikowaną karczmę położoną na szczycie jakiejś góry. Helm wyjaśnił, że to "Jaskinia Górskich Kotów" prowadzona przez Torbina Klaufsonna z klanu Rug-Rukaz i że trzeba się cieszyć, bo to ostatni ciepły nocleg. Rzeczywiście wnętrze było przytulne i ciepłe, piwo mocne i pieniste, a pościeli nie trzeba było dzielić z pluskwami. Kolejny dzień nie przyniósł zmiany pogody na lepsze. Na gorsze owszem. Do chmur i wilgoci dołączył wiatr i deszcz ze śniegiem. Przemoczeni mijali zjeżdżające z gór, zmierzające do Imperium wozy i piechurów, wszystkich w podłych nastrojach z powodu pogody. * Drogę przegradzał mur. W murze były wrota, wykonane z brązu, z krasnoludzkimi napisami i zdobieniami. - Kazad Ruvalk-Bar - oznajmił przewodnik, zagryzł czosnku i zastukał trzonkiem topora we wrota. - Nie lubią tu elfów... Na murze pojawiły się sylwetki opancerzonych krasnoludów. Wrota otwarły się bez skrzypu zawiasów i przejechała przez nie składająca się z trzech wozów karawana obsługiwana przez khazadów. Potem wrota zamknęły się, a Ewald wystąpił do przodu i chwilę rozmawiał z Helmem. - Musimy czekać - Schwartz wrócił do wozów i wyjaśnił. - Każdy kto wjeżdża do królestwa Karak-Hirn musi dostać glejt pozwalający na poruszanie się po głównych drogach. Teraz jest zmiana warty, więc poczekamy... Kiedy zmiana warty dobiegła końca, wrota się uchyliły. Ciężkozbrojny brodacz wychylił się zza progu i dał znać halabardą, że mogą się zbliżyć. - Pojedynczo - warknął, wskazując ciemne długie wnętrze bramy. Gdzieś w głębi płonął kaganek, w świetle którego widać było sylwetkę kolejnego krasnoluda pocylonego nad księgą. - Tam podejść i odpowiadać na pytania. Skryba był równie oschły i formalny jak odźwierny. Żadnego pozdrowienia, miłego słowa, od razu przeszedł do rzeczy, zadając pytania, a odpowiedzi wpisując wolno do potężnego woluminu leżącego przed nim. - Imię... - Skąd? Gdzie się urodził? Gdzie mieszka? - Imię ojca, matki... - Zawód? - Cel podróży? |
17-03-2019, 17:34 | #498 |
Administrator Reputacja: 1 | Podróż była o tyle przyjemna, że wędrowcom przeszkadzała jedynie pogoda, a nie, na przykład, bandyci. A że nie szalała zima, to dało się to przeżyć - z niezbyt wielką przyjemnoscią, ale się dało... czego dowodem było to, iż dotarli cało i zdrowo do bramy, za którą zaczynała się dziedzina krasnoludów. Krasnoludy nie lubiły elfów, ale czy lubiły lub choćby tolerowały magów? Tego Wilhelm nie wiedział, ale nie zamierzał kłamać. Po co krasnoludom potrzebna była lista gości? Wszak każdy mógł zmyślone imiona podać i szukaj wiatru w polu. No ale Wilhelm miał zamiar mówić prawdę, ale bez wdawania się w szczegóły. - Imię... - Wilhelm. - Skąd? Gdzie się urodził? Gdzie mieszka? - Ogólnie z Imperium, teraz z Kroppenleben. Urodzony w Vandegart, Ostland, zamieszkały tamże. - Imię ojca, matki... - Otto, Mabel. - Zawód? - Mag. - Cel podróży? - Karak Hirn. |
18-03-2019, 20:44 | #499 |
Reputacja: 1 | - Ja żech jest Elmer Lutefiks - odpowiedział kolejny w kolejce czarodziej - Urodził żech się w Rabanden i ten teges stamtąd żech jest, a teroz nie mieszkom ino siem podróżuję. Moja kochana mamusia to Brunhilda, a ociec to Helmut. Braciów i siostrów imiona też mom godać? Nie no to jo żech jest chłop z dziada pradziada i podróżujem do Karak-Hirn by ten teges odwiedzić kuzyna i przekazać mu że siem jego rodzicom zmarło i że mo wracać do Rabanden, bo łoni mu cało gospodarke zapisali i teroz wielki gospodoż jest. Elmerowi zajechał gwarą prosto z Eppiswaldzkich wioch, żeby wyjść na nieszkodliwego prostaka. Ostatnio znów paranoja go nachodziła i obcym nie wszystko ujawniał. Ostatnio edytowane przez Komtur : 18-03-2019 o 20:48. |
18-03-2019, 23:07 | #500 |
Reputacja: 1 | Gdy już panowie czarodzieje powiedzieli co trzeba, przyszła pora na Estalijczyka. - Santiago de Ayolas z Bilbali. To w najpiękniejszym kraju Starego Świata, czyli w Estalii, rzecz jasna. - Odrzekł zapytany przez ponurego brodacza. - Syn Humberto i Marii. - Uzupełnił. - Ostatnio jakby nie mieszkam nigdzie, a raczej podróżuję po ziemiach Imperium szukając przygody, pięknych kobiet i przedniego wina. - Oznajmił. - Z tymi ostatnimi raczej kiepsko, ale za to przygód nie brakuje, señor. - Dodał, szczerząc się do krasnoluda. - W waszej twierdzy mieszka człowiek, któremu winien jestem przysługę. Sprawa honorowa. - Stwierdził z powagą.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |