Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2019, 20:35   #35
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Przyjaciele...od siedmiu boleści

- Ngggnnn…- Susan jęknęła i rozejrzała się po schowku, kolano pulsowało bólem i uczuciem drętwienia. Sprawdziła czas na telefonie… 16:55. Ostrożnie postawiła komputer i telefon na mały stolik. Powstanie do pozycji pionowej też było wyczynem jak i wyjście ze schowka. W biurze zapisała nowe karteczki na ścianę i zorientowała się że swego czasu jej nos miał krwotok. Swego czasu próbowała różnych rzeczy, krwawienie z nosa było tym co ją zniechęciło do kokainy.
“I mam to jeszcze trzy razy powtórzyć? Uggh.” przemknęło jej przez myśl kiedy wyszła z biura i skierowała się do łazienki.
- Wszystko w porządku?- zapytała Hong siedząca na jej łóżku. Podczas, gdy milczący Henry kończył prace w jej pokoju.
- Byliście tutaj od rana? - zapytała zdziwiona Woods, głównie z powodu Jane, w końcu Henry niby miał co robić. Nie odpowiedziała też na pytanie bo wydawało jej się że wygląda okropnie i widać jak na dłoni było, że nie jest w porządku.
- Tak. Martwiliśmy się o ciebie.- rzekła smutno Jane.
Woods nie widziała jak na to odpowiedzieć, z jednej strony mówili że się martwią, z drugiej byli calkowicie nieprzydatni jeśli chodzi o konstruktywne odpowiedzi na pytania czy pomoc. Jane radziła by Sue dała się przelecieć i zniewolić a Henry...on nic nie mówił. Minęła ich wchodząc do łazienki ściągnęła zakrwawioną bluzę i wrzuciła ją do zimnej wody w wannie. Opłukała twarz i nos w kranie i założyła górę od piżamy, skołowana zapomniała wziąć z pokoju czegoś na zmianę. Trwało to chwilę ale tamta dwójka nadal była w pokoju.
Minęła ich kierując się w dół, powoli, bardzo bardzo powoli, kurczowo trzymając się poręczy dla stabilności. W kuchni czekał na nią telefon i ...pudła. najwyraźniej kiedy ‘podróżowała przez odmęty barbarzyńskiego królestwa” Jane i Henry musieli odebrać rzeczy od drugiego kuriera.
“Dobrze, że zostawiłam druga kopertę w kuchni. Jeszcze by Henry rozkręcił by mi drugi zamek.”
Wzięła telefon i wybrała numer do lekarki, czekała na połączenie.
- Słucham.- usłyszała w odpowiedzi.
- Dzień dobry, nazywam się Susan Woods. Dzwonię dowiedzieć się czy jest mozliwość umówienia wizyty domowej. W skrócie rozwaliłam sobie kolano i nie jestem w stanie dojść do przychodni. - Przedstawiła się i w skrócie wyłożyła z czym dzwoni.
- Kiedy?- zapytała kobieta uprzejmie.
- Nigdzie mi się nie spieszy i też nigdzie nie wychodzę więc może być jutro. Godzinowo też mogę się dostosować. - Powiedziała zmęczonym głosem. Z jednej strony jakby lekarka przyszła jeszcze dzisiaj to większe prawdopodobieństwo że jutro może sprawdzić cmentarz. Z drugiej wątpiła by lekarka była tutaj na każde skinienie mieszkańców, no i była już siedemnasta wszyscy raczej kończyli pracę. Henry i Jane zaraz pewnie też będa się zbierac do siebie.
- Mogę… po południu. Czternasta może być? - zapytała kobieta.
- Zapraszam. Mieszkam w starej cukierni. - Odpowiedziała Susan. “Przynajmniej Henry będzie wtedy ze mna...chyba, że wyjdzie na obiad”
- Przybędę na pewno i… proszę nie przesilać kolana. Unikać ruchu i odpoczywać w łóżku.- zarządziła Camille.
- Do zobaczenia Pani Doktor.- Odpowiedziała Woods i się rozłączyła. Kolano łupało ją jak nawiedzone i w końcu usiadła na krześlę w kuchni. Była głodna, jej oczekiwania na szybkie rozwiązanie zagadki rozwiały się i nie wiedziała, co może a czego nie powiedzieć reszcie.
Usłyszała za sobą kroki na schodach. Henry i Jane schodzili. Henry wkrótce pewnie uda się do domu w lesie. Zaś Hong podeszła do Susan i spytała.
- Jesteś głodna? Zrobić ci coś?
- Tak, poproszę. - Powiedziała zrezygnowana. Chciała być niezależna i radzić sobie sama ale kiepsko jej to w tej chwili wychodziło. “Trzeba znać swoje limity, prawda?” Powiedziała do siebie w myślach. Czekała ją jeszcze podróż na górę, aż skrzywiła się czując pulsujący ból w kolanie.
- Dzięki, za odebranie przesyłki. - w końcu odezwała się do reszty.
- Nie ma sprawy. Bałam się o ciebie.- odparła cicho Jane zabierając się za gotowanie.- Henry też.
- Byłam cały czas w domu raczej nic mi nie groziło. - Powiedział cicho i rzuciła zdziwione spojrzenie Henry’emy. Jane pewnie nie wiedziała o ich porannej aktywności...chyba że zapytała i on jej powiedział.
- Byłam tam gdzie ty jesteś. Wiem jakie pomysły wtedy przychodzą do głowy. Gdybym któregoś posłuchała….- westchnęła cicho Jane.- Cóż.. wtedy byśmy tu nie rozmawiały, a ty mogłabyś kupić mój dom i sklep.
“Czy ona musi ciągle wypominać w jakiej to ona nie była, zwłaszcza jak jedyna jej rada to się poddać i nastawić ładnie dla wiedźm.” Pomyślała rozdrażniona teraz Susan, jej zdrowa noga zaczęła chodzić zniecierpliwiona. Tak nie lubiła takich rozmów. Sprzeczne emocje i myśli zaczęły zdarzać się mącąc jej równowagę.
Hong jednak nie kontynuowała tego tematu, szykując jej sycący i smakowity posiłek.
- Kawy chcesz do niego?- zapytała z uśmiechem.
Susan pokręciła przecząco głową. Żadnej kawy, wolała by od razu pójść spać żeby przespać ból kolana.
- Kim był Jonatan Hays? - Zapytała ich właściwie nie mając pojęcia i spodziewając się że żadne z nich nie wie, a jak wie to pewnie jej nie powie. Jutro powinna pójść koło kościoła i zerknąć na pobliski cmentarz...o ile będzie wstanie.
Jane podrapała się po głowie.- Nazwisko brzmi znajomo.
- Haysowie mieli farmę kilometr od miasta. Ostatni zmarł z nich dziesięć lat temu. Farma jest obecnie pusta.- wyjaśnił Henry.
- Pochowali ich na cmentarzu czy na swojej farmie? - Spytała zaskoczona pierwszą konkretną odpowiedzią od majstra. Nie była pewna gdzie szukać grobu człowieka, którego szukała, ale wiedziała, że tradycja chowania rodziny na swoich farmach nie była obca w Luizjanie.
- Wszystkich się chowa na cmentarzu przy kościele.- rzekł krótko Henry.
- Mhm..- Potwierdziła zamyślona. “A więc kościół…ciekawy czy planują pogrzeb Clarenca”.
- No to proszę. Trochę pośpiesznie robione.- Jane podsunęła obojgu talerze z sajgonkami i sosem do nich.
- Dziękuje. - “Kanapka by wystarczyła...no dobra trzy kanapki” Mówiąc jedno myśląc drugie Susan zaczęła łapczywie jeść kolację. Nawet nie wiedziała jak bardzo była głodna póki nie zaczęła jeść. Skończyła pierwsza, po zaspokojeniu głodu został ból i zmęczenie. A ta dwójka nadal była w jej domu. Od dawna nie przebywała tyle w jednym domu tak długo w towarzystwie, raczej sama i zawsze w ruchu. Zaczynało ją to trochę drażnić ale ból i zmęczenie nadal były w przewadze.
- Nie ma za co.- odparła radośnie Hong sama dołączając do posiłku i przyglądając się obojgu. Henry jadł powoli, ale… widać było że już się zbiera do powrotu do domu.
- Dużo poprawek zostało? - spytała bardziej by go jeszcze zatrzymać niż by dowiedzieć się kiedy odzyska sypialnie.
- Nie.- stwierdził krótko Henry.- Jutro wieczorem możesz wrócić do sypialni. Tylko wietrz ją cały czas.
- Super. - Zdobyła się na lekki uśmiech, choć niestety znaczyło to, że cały dzień leżenia w biurze przed nią przynajmniej póki pani doktor nie przyjedzie. Potem jeszcze pomilczała, aż oboje zbierali się do wyjścia. I wkrótce została sama. W pustym domu… ze schodami.
“No tak zaniesienie mnie na górę przy Jane to za dużo…” wiedziała że jej waty są niedorzeczne. Nic sobie nie obiecywali. Po prostu przystała na jego zasady...tak jej się wydawało. Ruszyła na górę i z każdym krokiem chciała, żeby ktoś ją dobił. Nie dosłownie ale rozważała amputację. Pokonanie schodów to nie wszystko jak już pokonała drogę przez mękę zostało jej przebranie się w piżamę.
Założenie dżinsów na obolałą spuchniętą nogę było akurat, i zapewne utrzyma się dłuuugo, jako najgorszy wybór w jej życiu. Nie dość że rozbierała się kwadrans bo co chwila robiła przerwy to jeszcze wyła z bólu przez cały proces. Biedne spodnie zostały rzucone w kąt jakby to była ich wina. Może czułaby się lepiej, jakby wcześniej w piekarni ten ból przyniósł oczekiwany efekt.
I jeszcze dół od spodenek został w łazience.
“Oooo nieeee. Nie dzisiaj.” Zdecydowała patrząc na swoje ciemno fioletowe i jeszcze bardziej niż na początku spuchnięte kolano. Czując się głupio spania w krótkiej koszulce bez spodenek, zdjęła koszulkę i położyła się spać nago.
“Przynajmniej plecy przestały boleć.”
 
Obca jest offline