Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2019, 19:14   #346
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Ziejąca stęchlizną jama niewiele chciała ujawnić. Zrzucenie w dół starego kubka dało znać głuchym stukiem, że dno jest niedaleko. Ale sama drabina gdy się Joris na niej oparł zatrzeszczała od naprężających się przegnitych desek i sparciałych niczym trzewikowe zwoje sznurów. Myśliwy niewiele myśląc przywiązał jeden z końców liny do kraty, a drugim się obwiązawszy zaczął zsuwać się w głąb. Zdziwiony dostrzegł w dole słabe migoczące światło. Po chwili rozpoznał, że na dole był już krzątający się po pomieszczeniu Trzewiczek. Musiał tam zejść niepostrzeżenie, kiedy siłowali się z rozkładającym ciałem i przeglądali pomieszczenie. Stimiemu w przeciwieństwie do reszty śpieszno było do dalszej eksploracji, by skorzystać jeszcze z aktywnego zaklęcia.

- Droga wolna! - powiedział po krótkiej chwili do reszty z dołu - Tylko powoli i dokładnie się obwiążcie. Nie tak jak wtedy w kopalni!
- Chcesz pochodnię? - zapytał Marduk, ale tropiciel stuknął w swą jaśniejącą tarczkę. Słoneczny elf wzruszył ramionami. - Podobno światła nigdy za dużo.

Przygotował się do zejścia w ślad za myśliwym. Czuł jak żądza zabijania narasta, targa się niczym na łańcuchu, rozdrażniona czasem który upłynął od ostatniego zaspokojenia. Potrzebował… obojętnie czego - pomiotu Jednookiego, plugawego wynaturzenia, nieumarłego, czegokolwiek innego - by znów udowodnić Ojcu swe oddanie.
Selunitka rozebrała się z napierśnika i nagolenników, by zmniejszyć ryzyko podczas schodzenia. Zeszła na samym końcu, modląc się w duchu, by się o nic nie potknąć i nie spaść. Na szczęście na to nie było wiele miejsca, choć ostatni szczebel pękł, nie wytrzymując ciężaru kolejnego śmiałka.


Tunel był dość wąski, topornie wykonany i biegł dość stromo w dół. Stimy nie potrzebował Jorisa by poznać, że od wieków nikt tu nie zaglądał, nawet pająki. Gruba warstwa kurzu pokrywała podłogę z prowizorycznie wygładzonej skały. Ku rozczarownaiu niziołka nie było tu już żadnych przejść, ot zwykły tunel prowadzący w głąb góry, którym można było iść jedynie gęsiego, ale za to łatwo dało się bronić tyłów.
Z podniecionym niziołkiem na przedzie w roli wykrywacza pułapek ruszyli w dół. Droga była dość długa i kręta, zapewne budowniczy omijali co twardsze pokłady skał. W końcu wyszli do szerokiego, głównego korytarza, który wydał się Jorisowi dość znajomy; pewność zyskał jednak gdy znalazł ślady swoje i traperów. Ta droga prowadziła do jeziora. Trzewiczek znalazł za to ostatni z mechanizmów, który miał zablokować przejście i zapewne opóźnić ewentualną pogoń.

- Pod ziemię się zapadł… - mruknął Joris przyglądając się własnym śladom zostawionym tu ponad tydzień temu - Bo tędy napewno nie uciekł… Chyba, że go która z pułapek… znikła bez śladu. To możliwe Stimy? Albo że sam się jaką magią zniknął?
To w zasadzie było głupie pytanie. Stimy sam przecież to potrafił, co już udowodnił w Thundertree… No ale ponoć nie ma głupich pytań, a kto pyta nie błądzi.
- Tak czy owak tę drogę to ja znam. Tam - wskazał kierunek pnący się nieco w górę - wrócimy do ruin strażnicy. Po drodze zaś jest kilka odnóg jaskiniowych, których nie sprawdziłem i jeszcze jedne zabezpieczone pułapką drzwi. Pokopały mnie wtedy i zostawiłem je w cholerę. A tam… - tym razem wskazał kierunek przeciwny, z którego wyraźnie ciągnęło chłodem i wilgocią - Tam jest jezioro. Z tymi drzwiami bym się pierwej rozprawił i odnogi pobieżnie sprawdził. Potem byśmy zeszli nad jezioro, odpoczęli nieco i postanowili, czy płyniemy w dół, czy plażujemy, czy łowimy jaszczury, czy co innego...
Co rzekłszy objął swojego szpiczastouchego zmarźlucha i przytulił dla rozgrzania.
- Sprawdziłbym te odnogi, by mieć pewność, że w najmniej oczekiwanym momencie nic z nich nie wylezie - zaproponowała Tori, rumieniąc się nieznacznie.

- Jorisie, sprawdźmy to - Delimbiyra rzucił okiem na migdalącą się parkę po czym wycedził - Kto wie co tam siedzi…

Najemnicy weszli w najbliższą odnogę; szli, i szli, i szli… aż do znudzenia. Prócz sporych pająków i jakichś ślepych robali nie spotkali niczego ciekawego, ale tunel wydawał ciągnąć się w nieskończoność; przynajmniej dla nieobytych z podziemiami awanturników. W klaustrofobicznych ciemnościach łatwo było stracić poczucie czasu i odległości. Podobnie było w pozostałych miejscach - w odległości dwustu czy trzystu kroków, na którą zapuszczał się Jois nie było nic ciekawego.

- Nie znalazłem, żadnych śladów w żadnej z odnóg. Nie sądzę, żeby ktokolwiek z nich korzystał - widać było, że był tym faktem nieco zniesmaczony. Trudno się dziwić. Całe to sprawdzanie trwało już dość długo i zmęczenie i znużenie udzielało się wszystkim. Ponadto od konieczności ciągłego schylania się i uważania na głowę, myśliwego już solidnie łupało w plecach - Chodźmy do zamkniętych drzwi.
Delimbiyra skinął głową.
- Jak najbardziej. Tym niemniej, pamiętajmy że tyły nie są zabezpieczone i pilnujmy i tego kierunku - dodał i ruszył za Jorisem.
- Będę szła na końcu - zaproponowała kapłanka. Jako półelfka widziała w półmroku nieco lepiej od człowieka, więc można ująć, że nadawała się na zabezpieczenie towarzyszy. A… i na pierwszy ogień w walce nie bała się iść.


Joris poprowadził kompanów przez głowny tunel do najniższego poziomu strażnicy - tam, gdzie spalił zapułapkowane drzwi, o czym śwladczył lekki swąd nadal unoszący się w powietrzu. Widać nie przeszkadzał on nietoperzom, które wróciły do miejsca swego zimowania. Myśliwy wskazał Stimiemy drugie drzwi, których nie miał okazji sprawdzić, uprzedzając o ewentualnych niespodziankach. Niziołek raźno zabrał się do roboty. Szybko znalazł prostą pułapkę - kolec z trucizną przy klamce.

Marduk czekał cierpliwie na otwarcie drzwi. Z arystokratyczną wyniosłością ignorował smród, brud i ciemność, lalkowatą twarz miał obojętną, jakby wyzbył się jakichkolwiek emocji. Tylko raz po raz zaciskające się niecierpliwie na rękojeści Czerwonego Szponu palce zdradzały że nie może doczekać się tego co los postawi mu na drodze.

Stimy rozbroił igłę, zadowolony obejrzał jeszcze drzwi i sięgnął do klamki. Sekundę później wszystkich oślepił blask elektrycznego wyłądowania, który powalił niziołka na ziemię. Torikha momentalnie doskoczyła do Trzewiczka, który ledwie dychał. Marduk obrócił się błyskawicznie, wypatrując wrogów - nie było mu do końca jasne czy Stimiego poraziła pułapka, czy atak jakiegoś niewidocznego przeciwnika. Gdy półelfka zajmowała się niziołkiem, z ponurą determinacją pełnił straż.

Ciało Trzewiczka po odrzucie, który nastąpił gdy niekontrolowane napięcie mięśni puściło, zwinęło się w kłębek na ziemi. Poskręcany niziołek leżał na boku, kiedy dobiegła doń kapłanka. Gdy przewróciła go na plecy, ujrzała twarz tak niepodobną do Trzewiczkowej, że aż się przelękła. Pozbawiona codziennego błysku inteligencji, o oczach białych jak owoce liczi bez skorupki. Usta powoli i straszliwie poruszały się jak u ryby wyjętej z wody. Jak u jakiejś kreatury na wpół żywej - w pół martwej. Nie reagował na żadne bodźce zewnętrzne.

Melune ściągnęła usta w ciasną linijkę i bez zwłoki skupiła się na modlitwie, jedną ręką dotykając świętego symbolu na swojej szyi, a drugą przesuwając nad udręczonym ciałem Stimiego.
Litościwa bogini natychmiast odpowiedziała na błagalne wezwanie i zesłała Tori moc, która przyniosła kompanowi ulgę i ukoiła jego ból.

- Oż by cię… - stęknął całkiem zaskoczony myśliwy - On… ?
Podbiegł natychmiast za Riką modląc się w myślach by jej inkantację spłynęły na żywe jeszcze ciało. Zaraz jednak spostrzegł, że twarz niziołka przeszywają kolejne grymasy i odetchnął. Nie z takich tarapatów kapłanka już wyciągała potrzebujących. Co nie zmieniało faktu, że te drugie drzwi właśnie wydały na siebie wyrok.
A tak się składało, że Joris miał tym razem ze sobą poza oliwą, siekierę.
- No drzwi… Toście się doigrały.
Dla bezpieczeństwa zamierzał poprosić Tancerkę o ochronę przed tym pierunowaniem i dopiero zabrać się za rąbaninę. I unikać okuć, co by siekiery nie zepsuć.

Cichy jęk i umęczone ruchy Trzewiczka świadczyły o jego przeżyciu. Niziołek leżał na zimnej posadzce jeszcze długo. Skulił się i trwał sparaliżowany wspomnieniem bólu. Bolesny i nędzny był to widok. Choć ból przeminął, ciało wciąż pamiętało torturę, która echem odbijała się w powracającej do rzeczywistości jaźni. Kiedy na chwilę oderwał obśliniony policzek od kamienia i rozejrzał się, wymruczał coś co brzmiało jak: “podwójne zabezpieczenie, jak w studni”. Nie pamiętał później z tego wszystkiego za wiele.

 
Rewik jest offline