Jagoda obudziła się po nocy tak pozbawionej wrażeń, że miała rankiem wrażenie, że w tym czasie zupełnie nie istniała…
Może jednak niekoniecznie. Jagoda ze względu na pozycję społeczną, wykonywaną robotę oraz zainteresowania nie zajmowała się istnieniem.
Wyciągając słomę z włosów i przewiązując je chustką powiedziała więc tylko do pierwszego ujrzanego niebohatera:
- Tak żem spała jako by mnie nie było - tego, że mogła nie spać tylko po prostu mogło jej nie być nie była sobie w stanie wyobrazić.
Potem, gdy przypomniała sobie, że wczoraj ten ważny Pan zapewnił jej dostęp do stałego źródła dochodu, do którego dochodził jeszcze żołd ucieszyła się nawet. Była w trakcie poszukiwania czegoś do jedzenia, gdy za drzwiami znów pojawiły się cudoki. Nie mogła się zdecydować, czy bardziej ją ciekawią, czy drażnią wiedziała jednak, że najlepiej będzie się ich w jakiś sposób pozbyć. Cudoki to nieporzondek. To wiedziała z całą pewnością.
Podrapała się po nosie w bezmyślny sposób i nie wyglądała wiele mądrzej, gdy cudoki wpadły wydawać rozkazy, a inni rzucili się, żeby ich słuchać. Jagoda nie wiedziała co to są archiwa, poza tym, że można było w nich czegoś szukać, ale była przekonana, że to nie oni powinni biegać za cudakami, ale cudaki za nimi. Tyle udało jej się wymyślić zanim skończyła dłubać w zaspanych oczach i drapać się po przedziałku między dwoma doskonałymi górami umieszczonymi w jej przedniej części ciała. Niestety nic jej nie chciało przyjść do głowy, co mogłoby skierować te dziwolągi w kierunku jakiejś spektakularnej katastrofy.
Oparła się o ścianę i mlasnęła.
- Jeśli ktoś był w tym mieście, na targu mogą o tym wiedzieć - przejechała językiem po zębach (kompletnych) - Ino obcym, nikt nic nie powie - wyciągnęła dłoń i stuknęła w nią palcem - ale tutejszej babie to już może.