Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2019, 01:43   #67
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=T2DMQ0DyqdE[/MEDIA]

Wśród całej zgrai palantów w skórach i ćwiekach wszelkiej maści, ten zdzierający gardło na scenie starego kina w tę sobotnią noc był wyjątkowy i nie chodziło o bezczelny, pewny siebie sposób bycia, irytujący momentami otoczenie, albo o całkiem znośną gębę czy magnetyzm przyciągający do niego ludzi jak opiłki żelaza. Mazzi nie wiedziała jak to robił, ale potrafił poruszyć czułą strunę w sercu, przywrócić wspomnienia - na razie pojedyncze i niepełne, ale dzięki muzyce Rude Boya wydzierała amnezji liche okruchy strzaskanej pamięci, układając z niej coraz większe odpryski i kto wie? Może kiedyś w końcu dojdzie do etapu gdy sklei je w całość, przypominając sobie kim jest i co robiła w Fargo, a przede wszystkim co stało się przy ewakuacji.

Mężczyzna na scenie chrypiącym coraz mocniej głosem wydzierał się o niesprawiedliwości, wściekłości i łączył kłębiący się pod jego nogami tłum, a starsza sierżant stała na wieży ochrony, trzymając się barierki aby nie upaść. Obok niej bawiła się reszta dziewczyn, ona za to zamarła sztywno, ze wzrokiem wbitym w przeszłość, daleką i odległą w czasie którego jeszcze nie potrafiła zmierzyć, ale pamiętała.

Przypomniała sobie go, w końcu… pamiętała coś więcej niż ruchy osełki po ostrzu. Znów trafiła na bootcamp, na tamtą zalewaną marznącym deszczem polanę i spotkała go tak jak wtedy - po raz pierwszy. Spojrzała mu w twarz, wyjętą kompletnie z innej bajki niż koszmar terenowej wędrówki w zimnie i błocie. Usłyszała ten władczy ton który nie cackał się, ani nie owijał w bawełnę. Mówił jak jest, wtedy na tej polanie nie zostawił złudzeń. Jasno określił że wróci mniej niż połowa, a szeregowa Mazzi zastanawiała się czy aby na pewno jest jej to potrzebne do szczęścia. Było tyle innych możliwości, po otaczających ją twarzach widziała te samo wahanie. Ciężarówka kusiła, kusiła wizja ciepła, posiłku i może nie wygodnego, ale suchego wyra. Wystarczyło wejść do ciężarówki, każda wyziębiona komórka ciała domagała się tego i drżąca brunetka jak najbardziej się z nimi zgadzała… wtedy jednak kapitan zeskoczył do szeregowej hołoty, łapiąc plecak jednego z tych, którzy wybrali łatwiejszą drogę.

Wysuwając się na przód przeszedł obok młodej dziewczyny i spojrzał na nią, tak po prostu, a pod nią prawie ugięły się nogi. Czuła się jakby ktoś jednocześnie kopnął ją w żołądek, zdzielił po twarzy, wrzucił do wanny z gorącą wodą i popieścił prądem. Zgubiła wtedy ze trzy oddechy, zamierając w miejscu i czasie póki się na nią patrzył, ale w końcu przestał, ruszył dalej… poszła więc za nim, mimo zmęczenia na skraju omdlenia.

Tak właśnie działał na ludzi, żyłował ich wydobywając wszystkie pokłady sił, nawet takie o których istnieniu nie mieli pojęcia, a oni skakali za nim w ogień. Z drugiej strony był jak starszy brat, opiekun. Przyjaciel… rodzina. Ktoś dla kogo chciało się być lepszym żołnierzem, specem. Człowiekiem, nie wyrzutkiem, nie psem wojny, ani workiem mięsa armatniego. Jak wtedy na tym zrujnowanym podwórku wewnętrznym kamienicy pośrodku sypiących się Ruin.

Chwila normalności i zabawy, chłopaki z oddziału wydurniający się do muzyki ze starego kaseciaka i marnej jakości procentów… no i on. Siedzący na beczce obok sierżant i ostrzący ten swój nóż hipnotycznymi, monotonnymi ruchami które przykuwały uwagę jak końcówka fletu rzucała urok na wyciągniętą z kosza żmiję.

Przypomniała jak się wtedy uśmiechał, dyskretnie aby inni nie widzieli, ale jednak. Ona też rzucała mu ukradkowe spojrzenia, porozumiewając się bez słów i robiąc to, czego nie mieli szansy w ich normalnym świecie - cieszyli swoją obecnością, a na pewno robiła to ona, siadając tak, aby niby przypadkiem oprzeć się bokiem o beczkę na której siedział i móc drapać go po plecach…

- Andy... - wychrypiała i nagle uderzyła ja fala muzyki, ludzkich krzyków i błyskających świateł. Wrócił RB i jego palanci, skaczące obok dziewczyny, a ona wypuściła powoli powietrze, przymykając piekące powieki. Zagryzła też wnętrze policzka aby nie rozryczeć się w głos, nie wolno było psuć laskom zabawy. Zaraz zaczęłyby się pytania co tym razem się jej ujebało w bani, nie widziała jak odpowiedzieć. Ulga i smutek. Radość i rozpacz dławiące gardło i wykręcająca wnętrzności na lewą stronę.
Kapitan Bękartów, jej kapitan… miał na imię Andy. Dokładniej Andrew Gerber.
Pamiętała, przypomniała sobie wreszcie jego imię i twarz.


Następne dwa kwadranse udawała, że dobrze się bawi, ocierając dyskretnie łzy gdy upewniła się że nikt nie widzi. Wreszcie przy pierwszym bisie, gapiąc się rozmytym wzrokiem na scenę… odpuściła, robiąc to co zwykle w podobnej sytuacji. Wyparła smutek, skupiając na teraźniejszości. Na jej twarz powrócił uśmiech, w ruchy energia i tylko lodowata kula gdzieś w głębi trzewi uwierała jak kawałek żwiru w bucie.

Sama nie wiedziała kiedy nadszedł ten moment, gdy salę rozjarzyły światła spod sufitu, a od strony sceny zapanowała cisza. Szarpanie drutów i darcie ryja dobiegło końca, Maddi od razu pociągnęła je pod scenę aby chociaż z bliska zobaczyć gwiazdy wieczoru. Niestety same w tym założeniu nie były i utknęły by zapewne 50 metrów od sceny… gdyby nie ten cały dupek, który udawał że jest palantem, chociaż całkiem porządny był z niego gość.
Oczywiście nie byłby sobą, gdyby znowu czegoś nie odwalił - tym razem wciągając Lamię na scenę i przedstawiając znajomym, a wraz z nią jej babski oddział, rozchichotany i rozbawiony na całego. Pobajerowali się, udało się nawet cyknąć fotę, a na końcu zeszły razem z zespołem ze sceny i tam dopiero udało się dorwać grajka w miarę spokojnych warunkach.

Weszli do niewielkiego pokoju, zespół od razu padł na fotele i krzesła, jedne koleś nie cackał się i uwalił na podłodze, biorąc kawał gąbki pod głowę. Starszą sierżant interesował jednak kto inny.
- No proszę, proszę… jednak nie ściemniałeś - odpowiedziała niby poważnie, choć śmiała się do wokalisty oczami. Podała mu butelkę z czymś trącącym promilami i czymś owocowym, jak wino które pili przy pierwszym spotkaniu - Jednak masz garderobę, przynajmniej na ten jeden wieczór.

- Kurwa, a to nie jest magazyn na miotły?
- ciemnowłosy, zmachany facet rozejrzał się po niewielkim pomieszczeniu jakby właśnie się zorientował gdzie się znajduje. - Cholera wyrolowali mnie… - wychrypiał z czymś na kształt złości.
- Jak się widownia dowie, że się rozbijamy po kwadracie jak jacyś systemiarze… - uniósł głowę do sufitu na znak jaka kara punkowych bóstw by go spotkała za takie bluźnierstwa. Pokręcił głową obawiając się nawet myśleć o takiej możliwości i w końcu upił jakiegoś “kwiatu jabłoni” czy czegoś podobnego.

- Siara na całą dzielnię będzie - saper połączyła sie z nim w bólu, przybierając zatroskaną, smutną minę równie smutnego i moknącego w deszczu basseta - Kto to widział aby taki antysystemowiec korzystał z dobrodziejstw wygody wymyślonej dla klasy patrycjuszy, uciskającej proletariat od wieków i pokoleń? To prawie tak, jakby się wydało że nie jesteś palantem - ściszyła głos, siadając na podłokietniku jego wysłużonego fotela i odgarnęła mu mokre od potu włosy z twarz - Wyszło wam zajebiście, było do czego piszczeć.

- To zajebiście jak zajebiście.
- facet usiadł wygodnie w fotelu i wyciągnął nogi daleko przed siebie. Łapał oddech i odpoczywał. - I zajebiście, że przyszłaś. I Val też tam była. Dobrze, że Gary dał jej wolne. Prosiłem go by przestał choć na jeden wieczór być kutwą. - zaśmiał się cicho a raczej zachrypiał z przymkniętymi oczami. Milczał chwilę wpatrzony w jeden punkt jakby się zawiesił.
- Noo… dawno aż tak nie daliśmy… - pokiwał głową najwyraźniej zadowolony z koncertu jak i reszta publiczności.

Wyglądał jakby ktoś go przeżuł i wypluł, ale w tym pozytywnym aspekcie. Nie dało się nie zauważyć dumy, rozsadzającej ledwo żywe ciało. Patrząc na niego jedna rzeczy wydawała się oczywista - potrzebował spokoju.
- Ty byłeś zajebisty, ale teraz bierz przepustkę i odpocznij. Zasłużyłeś jak diabli - wyszeptała mu do ucha, pochylając się nad fotelem - Dzięki że mnie zaprosiłeś, nie pamiętam abym się tak dobrze bawiła jak tej nocy. Dasz mi na siebie jakieś namiary? Jakbym chciała cię znaleźć bez siedzenia pół dnia w “41”. Jutro i pojutrze jestem zawalona, ale… mogłabym wpaść jakoś do ciebie na browara, jeśli chcesz.

- Dzięki. Zdradzę ci pewien sekret.
- uśmiechnął się i rozejrzał dookoła jakby ktoś mógł ich podsłuchać. Chociaż byli sami. - Nazajebiściej się gra dla zajebistych lasek. - szepnął po cichu przykładając dłoń do ust. Potem pokiwał głową z poważną miną na znak, że nie żartuje. - No a ja zwykle albo jestem w tej budzie pod szpitalem gdzie mamy próby albo w “41” albo latam po mieście to i tak mnie wtedy ciężko złapać. Fajnie jak wpadniesz. Jakbyś mnie szukała to zostaw info w “41”. Prędzej czy później zawsze tam zajeżdżam. - Rude Boy na chwilę przestał się wydurniać i mówił jak zwykły koleś z ulicy, rozmawiający ze zwykłą dziewczyną z ulicy.

Rwał ją i bajerował mimo że ledwo siedział w pionie. Nie posłał w diabły, nie kazał spadać… rzucał komplementami od których robiło się cieplej na sercu i duszy. Zmachany, dyszący ciężko, blady ze zmęczenia, ale uśmiechnięty od ucha do ucha. Promieniujący tą firmową pewnością siebie kolesia z ulicy, brzdąkającego na gitarze ku uciesze wyrzutków społeczeństwa pokroju jego samego i Mazzi.

- W “41”? Żeby Garry mnie w końcu adoptował? - udała oburzenie, choć jej ręce splotły się na jego szyi, gdy zsunęła się z oparcia fotela lądując kuprem prosto na jego kolanach. - Już mnie opatrzył, nakarmił i ubrał… zobaczysz, jeszcze ze dwa razy tam pójdę, a zorganizuje mi śpiwór gdzieś w kącie piwnicy i szczoteczkę do zębów - zbliżyła twarz do jego twarzy, spoglądając na swoje odbicie widoczne w jasnych, lśniących oczach. Pocałowała go po raz drugi, tym razem powoli i głęboko, nie spiesząc się nigdzie. Wargami i językiem badała znany już teren, łącząc oddechy w jedną mieszankę papierosów, taniego wina i endorfin z domieszką kurzu. Dłońmi pieściła zarośnięte policzki i szczękę, głaskała czoło i skronie, co pewien czas burząc nieład czarnych, mokrych od potu włosów.
- Odpocznij dziś RB, zasłużyłeś - wyszeptała gdy ich usta się rozłączyły - Wpadnę do ciebie, albo na ciebie koło środy. Wtedy jednak nie będę tak wyrozumiała jak teraz… kto wie? Może nawet znajdzie się królik - parsknęła mu prosto w nos, gapiąc się maślanym wzrokiem wniebowziętej foczki.

- Koło środy? No brzmi nieźle, już mi chyba zejdą zakwasy, odzyskam głos i formę. - pokiwał głową też rewanżując się wędrówką dłoni pod jej skórzaną kurtką. Wyglądał na zmęczonego. Wykończonego nawet. Zwłaszcza zdarte gardło dawało mu się we znaki bo głos mu zdawał się zgrzytać bardziej z każdym kolejnym zdaniem. Ale jednak nie narzekał wręcz wydawał się być wniebowzięty.
- Ej ale powiedz. Daliśmy czadu, nie? - spojrzał na jej twarz ciekaw co odpowie. Pewnie wiedział lub czuł, że tak. Ta kłębiąca się pod sceną widownia, nawet po koncercie, była najlepszym dowodem. Ale jednak chciał to pewnie usłyszeć po raz kolejny.

Zapewne jego ego mieściło się jeszcze w pokoju, co było niedopuszczalne samo z siebie.
- Daliście czadu aż za bardzo - zaśmiała się, dając mu pstryczka w nos - W pewnej chwili myślałam że tłum rozniesie tę budę, drąc się razem z tobą przy refrenie tej piosenki na zawsze punk. Ściany trzeszczały, jeszcze trochę i by runęły… byliście świetni. Ty byłeś świetny… najlepszy - położyła mu palec na wargach - Nie mów nic, oszczędzaj gardło i ciesz się chwilą. Tak, koło środy cię złapię… o ile nie będziesz otoczony wianuszkiem rozpiszczanych fanek. Wtedy… cóż - wzruszyła ramionami - Nie dostałam sierżanta i to starszego przez piękne oczy. Byłam na Froncie i takie tam… - strzeliła kostkami dłoni.
- Potrafię się przebić przez oblężenie, a foczki zwykle nie mają metalowych pancerzy i nie plują ogniem… zazwyczaj - parsknęła.

- To zmień buty do takiej roboty. Chociaż nie powiem, żebyś jakoś szpetnie w nich wyglądała. - gitarzysta uśmiechnął się mile połechtany tymi wszystkimi komplementami. Miała wrażenie, że leje mu miód na uszy gdy tak się zachwycała. A on grzał się tymi komplementami jak sierściuch pod kwarcówką.

- Coś wymyślę, nie będziesz się nudził - saper pocałowała go po raz ostatni, niechętnie podnosząc się do pionu - Widzimy się w środę RB.

- No to do środy. -
pożegnał się wreszcie z przyjemnym uśmiechem gdy chyba to spotkanie z nią w środę nie było mu niemiłe. Zapowiadało się dobrze, ciekawie. Zamykając za sobą drzwi Lamia już czuła, że nie może się doczekać kolejnego spotkania.


Po opuszczeniu gwiazdorskiej garderoby, saper razem z oddziałem musiała jeszcze załatwić jedno zadanie. W końcu legalnie zarobiła pakiet prochów, należało go dobrze wykorzystać i odebrać - aby to zrobić wróciły na główną salę, gdzie wciąż pozostawała grupa pijanych punków i innych fanów The Palants. Wtedy też zaczęła się chryja ze Skanerem. Zrobiło się groźnie, ale Olga czuwała. Widząc z jaką gracją spuszcza łomot większym od niej chłopom, Mazzi aż się gęba ucieszyła. Ruszała się świetnie, jeszcze lepiej wyglądała, a charakter i zamiłowania nie mieściły się w skali. O tak, bez dwóch zdań w piątek musiały ją z Betty odwiedzić. Teraz jednak okazja sama wpakowała się w łapy, Maddi okazała się też nieoceniona w nawigowaniu wewnątrz tłumu. Szefowa Ochrony rozgoniła agresywne towarzystwo, a w tym czasie one przebiły się do mężczyzny w jeansowej kamizelce narzuconej na skórzaną kurtkę.

- Hej chłopie, żyjesz czy potrzebna interwencja medyczna? - sierżant zagadała z autentyczną troską, podchodząc na odległość wyciągniętej ręki. - Nie mam adrenaliny pod ręką, ale jak coś wódę się skołuje. Reanimacyjną oczywiście.

- Wszystko w porządku.
- facet wydawał się trochę skołowany całą tą sytuacją ale wyglądał w miarę nieźle. W końcu od dwóch czy trzech lut w bebech się nie umierało. A gdzieś tyle zdążył oberwać zanim szefowa ochrony nie przejęła inicjatywy.
Skaner popatrzył na kobietę jaka do niego zagaiła, na tą co właśnie kontrolowała oddelegowanie za drzwi kłopotliwych klientów no i na Madi jaka zdążyła właśnie dogonić Lamię.

- O. Tu jesteś. No to świetnie, nie trzeba cię szukać. W takim razie tą sprawę mamy załatwioną. - Olga zorientowała się widocznie, że adresatka informacji o Skanerze sama się zmaterializowała więc nie traciła czasu na przedstawianie ich sobie. Odmeldowała się ruchem palca ku skroni i odeszła znów mieszając się z tłumem.

- Madi? - facet w jeansowej kurtce rozpoznał masażystkę gdy ta się zatrzymała przed nim i przy swojej kumpeli.

- No hejka Skaner. Żyjesz? - bladolica brunetka w marynarce popatrzyła kontrolnie na sylwetkę w skórzano - dżinsowym ubraniu.

- No spoko. Też przyszłaś na koncert? Widziałaś jak dali czadu? - Skanerowi wracały barwy i humor chociaż jedną dłonią wciąż trzymał się za brzuch. Ale chyba wracał do normy. Madi uśmiechnęła się widząc, że gorzej to pewnie wyglądało niż rzeczywiście groźne było i ciesząc się, że w gruncie rzeczy wyszedł z tego cało. Pokiwała głową i ze zdanie czy dwa też dodała swoje trzy grosze o gwieździe wieczoru i samym koncercie.

- A w ogóle Skaner, to to jest moja kumpela Lamia. - masażystka przedstawiła sierżant bo właściwie stali we trójkę więc trudno było na dłuższą metę ignorować 1/3 składu.

- No cześć. - facet przywitał się wyciągając ku nowej znajomej swoją dłoń. Mimo skórzanej kurtki i narzuconej na nią dżinsowej kamizelce wydawał się być dość łagodny, może nawet flegmatycznym człowiekiem. Mówił dość wolno no ale to mógł być efekt tego prawie pobicia.

Mógł też udawać, badając teren i przeciwnika. Dobrze że mieli wspólne zainteresowania, jak koncerty… i wspólnych znajomych jak Madi i pewien palant.
- Miło poznać, Madi i Rude Boy trochę o tobie opowiadali - uścisnęła podaną rękę, uśmiechając się do niego przyjaźnie - Dasz sobie ukraść parę minut? Proszę… normalnie nie zawracałbym ci głowy ani nie truła po tak zajebistym koncercie, ale… to ważne - dodała zmęczonym tonem.

- Nie chcę tego słuchać. Bez urazy ale już się tym nie zajmuje. Sama widziałaś dlaczego. - Skaner jakby zbystrzał gdy widocznie domyślił się po co przyszły z nim gadać. Wskazał gdzieś w stronę drzwi za jakimi zniknęła kłopotliwa czwórka punków. Uniósł dłoń w przeczącym ruchu i tak samo pokręcił głową w podobnym geście.

- Oj Skaner, daj spokój. Lamia jest w porządku, to moja kumpela. Ma amnezję. Łapiduchy ani masaż nic na to nie pomoże. Laska ma dziury w pamięci, prawie nic nie pamięta. - masażystka w pierwszej chwili wydawała się zaskoczona taką odpowiedzią ale gdy facet chciał je wyminąć i już sobie pójść złapała go prosząco za ramię i zatrzymała jeszcze na chwilę.

- Nie musisz się martwić, nie mam tu nikogo prócz paru przyjaciółek, ale one nie będą się na ciebie rzucać, słowo honoru - Mazzi stanęła z drugiej strony, chwytając go za wolną rękę. Przymknęła oczy, wzięła głęboki wdech i uchyliła powieki, patrząc mu prosto w twarz martwym wzrokiem - Wiem jak się nazywam bo mi powiedzieli. Po nieśmiertelniku… nie pamiętam nic oprócz garści urywków z Frontu. Tam gdzie roboty wybiły mój oddział i… nie pamiętam tego w całości. Tylko krew, krzyki i ogień. Co się tam stało ani gdzie… nie wiem czy ktoś kogo - zacięła się, przełykając nerwowo ślinę i zaczęła jeszcze raz.
- Nie wiem czy ktoś mi bardzo bliski tam zginął, czy żyje czy jest szansa że...uciekł z tego piekła.Mam dość… tej wegetacji w strachu, niepewności. Pamiętam coś, czego nie rozumiem i to mnie zabija. Zapłacę, nikt nie będzie ci robił nieprzyjemności… tylko mi pomóż, proszę. Nikt inny tego nie umie, próbowali. Gówno to dało prócz tego że coraz więcej piję, ćpam i uciekam od rzeczywistości żeby sobie nie palnąć w łeb.

- Nie chodzi o pieniądze. Mam dość. Wszystkich i wszystkiego.
- Skaner skrzywił się niechętnie albo jakby był bardzo zmęczony. Jakby znów przerabiał ten sam schemat który miał prowadzić do tego samego finału. - Zresztą Madi, co ty jej nagadałaś? Przecież wiesz, że tego się nie robi od ręki. - fuknął na masażystkę zły, że próbowała go w coś wmieszać bez jego zgody i wiedzy.
- Nie umiem ci pomóc, przykro mi. Znajdź kogoś innego. - wrócił spojrzeniem do Lamii wyraźnie ją spławiając. Ruszył do przodu i masażystkę chwilę patrzyła to na niego to na nią z wahaniem wypisanym na twarzy. Uniosła do góry palec jakby chciała prosić saper aby jeszcze dała jej szansę.

- Hej, Skaner, zaczekaj. Sorry, że tak wyszło. Tak myślałam, że będziesz na Rude Boy’u i no spotkałam Lamię, pomyślałam, że jest okey, ty też jesteś okey, może się spotkacie i pogadacie. To jak cię spotkałyśmy no to widzisz. - masażystka rozłożyła dłonie na znak niewinności. Facet rzeczywiście zatrzymał się, odwrócił i położył ręce na biodrach przyglądając się ich dwójce jeszcze raz.

- Nie jestem okey. Widziałaś tamtych? No oni też tak do mnie kiedyś przyszli jak wy teraz. Widzisz jak to się kończy? Sam syf z tego wychodzi. Szkoda czasu i zachodu. - facet wydawał się jakiś rozgoryczony i zgorzkniały. Może i sfrustrowany. Madi chwilę mu się przyglądała.

- Dobra Skaner jak wolisz. Ale weź zrób jeden z tych swoich trików. Dla starej kumpeli. Żebym na ściemniarę nie wyszła. I potem będzie luz, ja pasuje to najwyżej dogadacie się albo nie, sami. To jak? Może być? - masażystka podała swoją propozycję i cenę. Facet stał i przyglądał się jej chwilę. Potem obojętnie wzruszył ramionami i wrócił do nich zatrzymując się przed Lamią. Wziął jej dłoń w swoje dłonie. I okazało się, że swoje miał całkiem ciepłe. Całkiem przyjemnie ciepłe. Przez chwilę nic specjalnego właściwie nie robił. Wyglądało jakby delikatnie wodził palcami po obu stronach dłoni kobiety podrażniając ją swoim dotykiem. Można by uznać, że to zwyczajne pieszczoty lub obmacywanki, w zależności od intencji i punktu widzenia. Tylko wzrok miał utkwiony gdzieś wgłąb ściany ponad ramieniem w skórzanej kurtce. W końcu ten wzrok nagle spojrzał w prost na jej twarz. Obrzucił szybko po jej sylwetce i jego dłonie puściły jej dłoń.

- Masz silne biopole. - powiedział do Lamii obojętnym tonem. Wzruszył ramionami i zaczął się znowu cofać. Madi delikatnie wzruszyła ramionami, na znak, że zrobiła co mogła.

- Biopole? - saper powtórzyła i pokręciła głową z bardzo niepewną miną - Chodzi ci o pole elektromagnetyczne? - zerknęła na drugą kobietę i dorzuciła zrezygnowanym tonem - Każdy człowiek posiada takie i jest nim w stanie oddzialywać energetycznie na wszelkie struktury elektroniczne. Nasze biopole może wpływać na inne biopola, zmieniać profil elektronowy innych struktur, a przez to ich właściwości, zaś biopola obce wpływają na nasze, osobiste biopole… poczekaj! - zrobiła krok do przodu, łapiąc Skanera za rękę.
- Błagam cię - dodała trzęsącym się głosem czując jak pod powiekami zaczynają jej wzbierać łzy.
- Lubisz Madi, widać. Ja też ją lubię… i parę innych osób również - ściszyła głos, przełykając gorzką żółć. Wyrzucanie własnych lęków nigdy nie było bezbolesne - Wróciłam z Frontu w tym stanie. Te urywki… które znam, które wróciły… część z nich - zamemlała niemo ustami, widząc już jak przez mgłę - Muszę wiedzieć czy… mogę. Czy wolno mi… próbować zacząć nowe życie. Tutaj, nie tam. Już nigdy nikogo… nie zabijać, ani nie patrzeć jak umierają… moi bliscy. Moja rodzina. Mój… oddział. Jestem tutaj ale coś… jest nie tak. Czuję to przez skórę. Nie wiem co jest prawdą, co urojeniem. - wzięła głęboki oddech i dokończyła patrząc na niego błagalnie.
- Pamiętam jak odmieńcy urwali mi rękę, tam. Na północy… ale tutaj mam obie. Jeśli możesz, jeśli jesteś w stanie sprawdzić czy… czegoś mi nie zrobili z głową. Pomóż mi… wiem że to nie tak hop siup. Zrobię co zechcesz, tylko mnie z tym nie zostawiaj... Lekarze mówią że mam dziurę w czaszce, niewielką… ale - pokręciła głową aby się otrząsnąć z narastającej paniki - Może to urojenia, może… zrobili ze mnie odmieńca, który zacznie się rzucać na ludzi i zrobi krzywdę… Madi albo Betty. Amy… nie pozwolę na to - dodała twardziej mimo drżącej szczęki.

Facet milczał. Madi też się nie wtrącała czekając jak się dogadają. Skaner obserwował mówiącą kobietę mało przychylnym wzrokiem. Popatrzył na jej twarz albo głowę jakby sprawdzał gdzie ma być ta dziura w głowie. Na ramię które miało być urwane a coś w ogóle na takie nie wyglądało. Minimalnie pokręcił głową gdy rozwijała swoje teorie i regułki o polach. W końcu zerknął na masażystkę. Ta minimalnie pokiwała głową. Facet skrzywił się trochę i popatrzył gdzieś w bok, ponad głowami. Znów pokręcił głową.
- Dobra, przyjdź jutro wieczorem do mnie. Zobaczymy. - burknął w końcu i chciał odejść ale Madi złapała go za rękę i uściskała a w końcu nawet pocałowała w policzek.

- Dzięki Skaner, wiedziałam, że jesteś git! - roześmiała się masażystka i to z wyraźną ulgą. Patykowaty facet coś jeszcze burczał, że nie trzeba i pewnie tylko strata czasu a potem pretensje. Ale mimo wszystko też wydawał się udobruchany.

Mazzi wzięła uspokajający oddech, a potem drugi, nie do końca wierząc w to co właśnie usłyszała. Zgodził się, mimo tego co usłyszał…
- Dziękuję - chrypnęła z ulgą, na miękkich nogach podchodząc do kolesia i obejmując z całej siły - Nawet jak… dziękuję, że chcesz chociaż spróbować - spojrzała mu w twarz, a potem wzorem Madi, pocałowała w drugi policzek - Gdzie mieszkasz? Gdzie cię jutro szukać?

- Madi cię zaprowadzi. Do mnie, wiesz gdzie nie?
- facet w dżinsowej kamizelce narzuconej na skórzaną kurtkę spojrzał na kobietę z uciętym w połowie krawatem na szyi i męskiej marynarce. Ta pokiwała głową twierdząco na znak, że wie.

- Dobra ale to możemy być dość późno bo ja będę dopiero po pracy. Wcześniej nie mogę. - masażystka niestety była kolejną niewolnicą własnego grafiku i nie miała do dyspozycji całego dnia.

- No trudno. I tak się nigdzie nie wybierałem. - Skaner machnął ręką obojętnie i w końcu odszedł mieszając się z resztą skórzanych kurtek.

- Zgodził się. Nie bój się, będzie dobrze. No on taki jest… O! Słyszałaś co Betty o nim mówiła nie? No to tak nie tylko ona go widzi. No zresztą widziałaś… - masażystka skorzystała z okazji aby pogadać o ciemnowłosym facecie jaki właśnie ich opuścił. Na koniec wskazała gestem na drzwi przez jakie ochrona jakiś czas temu pomogła znaleźć drogę do wyjścia czwórce agresywnych gości.

W tym czasie saper patrzyła na plecy dziwnego kolesia, a potem w miejsce gdzie widziała go po raz ostatni, zawieszając niewidzące spojrzenie w próżni. Wciąż miała wilgoć pod powiekami, serce tłukło boleśnie o żebra a ona czuła że skóra robi się jej mokra od zimnego potu.

- To co mu powiedziałam - powiedziała bardzo powoli, nie ruszając się ani o milimetr - O odmieńcach. Nie mów proszę Betty… i dzięki Madi. Udało się tylko dlatego, że tu ze mną byłaś. Nie gadaj że tamta czwórka chciała go zglanować bo niby któraś laska strzeliła samobója po wizycie u niego - pokręciła głową i wróciła do rzeczywistości. Zerknęła na drugą brunetkę, uśmiechając się pod nosem - Nie spodziewałam się, żę jutro też idziemy na randkę, kochana. Co lubisz? Kwiatki, czekoladki, wino? Coś czym nie będzie problemu dzielić się przy ludziach. Straponem podzielimy się po południu - puściła jej szelmowskie oko.

- Jutro? No cholera, mam nadzieję, że mi nic nie wpadnie ekstra. Ale jakbym nie dała rady to ci zostawię adres. - masażystka popatrzyła zamyślonym wzrokiem aby spróbować ogarnąć okolicę jutrzejszego wieczoru. W końcu po tylu promilach, intensywnym wieczorze, szalonej nocy to teraz, u progu jej końca i kolejnego świtu koncentracja nie była już taka łatwa.

- I randkę? U Skanera? Z tobą? - ciemnowłosa i bladolica twarz spojrzała na saper odziana w skórzaną kurtkę i takąż mini znacznie bystrzej. - A wiesz, że właściwie i tak pewnie wylądujesz u niego prawie naga albo całkiem naga w łóżku? Bo zwykle działa w oparciu o masaż i akupunkturę. Mówiłam ci, że mamy bardzo pokrewną robotę. A ze Skanerem poza robotą w jednym łóżku też jest całkiem ciekawie. To wiesz, jakbyś i tak tam u niego leżała goła a mówisz, że to randka… - trudno było powiedzieć, czy Madison tak sobie żartuje czy tak całkiem na poważnie planuje jutrzejszy wieczór.

- On z tymi co tu byli cholera wie. Może poszło o tamtą laskę co mówiła Betty, może o jakąś inną, może jeszcze o coś innego. Ale nie dziw się, zwykle faceci nie lubią jak inni faceci obmacują im gołe laski. Zwłaszcza jak te potem wracają takie dziwnie ujarane. No to jak myślisz, jakie mogą mieć skojarzenia i pałać jakimi chęciami jak go w końcu spotkają? - Madi wzruszyła ramionami okrytymi męską marynarką. Mówiła trochę ironicznie ale tak, jakby powtarzała jakiś stereotyp czy plotki jakie chodzą po mieście o typie z jakim właśnie gadały.

- Z tym co ci się przydarzyło nie pękaj. Tajemnica służbowa. Nie gadam co mi klienci gadają jak ich obrabiam. - ciemnowłosa wykonała gest zasuwania ust i wyrzucania kluczyka do nich. - Na pamięć to ci pewnie zrobi hipnozę. Nic strasznego i nie wierz w te głupoty co pieprzą na mieście, że zrobi ci wodę z mózgu i przerobi na jakieś zombi czy coś w ten deseń. Pieprzą jak potłuczeni. Zresztą jak chcesz a ja dam radę to będę tam z tobą. Może jego poproszę o masaż? Naprawdę powiem ci, że to przejebane z tym masażem jak robisz to zawodowo. Zawsze jak ty kogoś obrabiasz to czas. Ale jak ktoś ciebie to zwykle wychodzi, że po prostu cię obmacuje albo w ogóle krewi sprawę i nawet to kijowo wychodzi. No pół biedy jak ktoś fajny albo fajnie cię obmacuje. To całkiem fajnie. No ale właśnie Skaner też jest dobry w te klocki. Mówię ci, jakbym nie była z tym swoim to nie wiem czy bym się właśnie za Skanera nie wzięła. Wiesz pokrewna dusza, nadajemy na tych samych falach no i możemy się należycie obopólnie obsłużyć z dwustronną satysfakcją gwarantowaną. - Madi machnęła głową i znów zaczęły się przebijać przez tłum ku reszcie ich babskiej paczki. Po drodze dziewczyna nawijała szybko i niefrasobliwie dzieląc się z kumpelą swoimi spostrzeżeniami, informacjami i planami. Starsza sierżant przytakiwała, słuchając jednym uchem, ale myślami znajdowała sie przy młodym dziwaku, a raczej tym, co mogła od niego usłyszeć. Potwierdzenie najgorszych obaw, czy wreszcie spokojny oddech po długim czasie niepewności?
Szło się dowiedzieć tylko w jeden sposób.


Wszystko co dobre w końcu się kończyło, tak samo jak każda podróż miała swój kres. Podróż oddziału Mazzi zadokowała po szampańskiej nocy prosto pod koszary… znaczy się pod dom Betty, gdzie pożegnały się czule i wesoło z Madi, a potem rozchichotane i zataczające wdrapały na piętro, gdzie powitała je łaskawa pani. Szczęśliwie ucieszył ją widok nadprogramowych twarzy, zupełnie jakby się spodziewała że jej niewychowana podopieczna ściągnie coś do domu na noc, ale chyba trafiła w gust gospodyni, tyle dobrego. Pogadały chwilę, przedstawiły się, ogarnęły i przełamały pierwsze lody, aż do momentu, gdy towarzystwo rozlazło się po kątach i łóżkach. Sierżant też najchętniej by się położyła, lecz były potrzeby silniejsze niż zmęczenie. Ubrała w kusy szlafrok wyszła na balkon, zajmując wiklinowy fotel obok siedzącej tam pielęgniarki.
- Łaskawa pani życzy sobie raport z działań polowych? - spytała przyciszonym głosem, aby nie budzić innych dziewczyn, ani nie zwracać ich uwagi. Sięgnęła po zapalniczkę leżącą na stole i odpaliła papierosa, patrząc jak Betty wydmuchuje dym gdzieś do góry.

Betty strzepnęła popiół ze swojego papierosa. Oczywiście jak na dobrze wychowaną damę przystało, do popielniczki a nie gdzie indziej. Popatrzyła kuso na siedzącą na drugim fotelu kobietę. Świtało. Wstawał kolejny dzień. Tym razem niedzielny poranek. Jeszcze detale, cienie i kontury były ciemne. Ale niebo i naświetlone miejsca już zaczynały ożywać barwami poranka.
- Jeśli masz ochotę coś powiedzieć to mów śmiało Księżniczko. - odpowiedziała jej łagodnie i ciepło się przy tym do niej uśmiechając. Zaciągnęła się papierosem patrząc na nią i wydmuchała dym ku przestrzeni świtu za barierką balkonu.
- Nie wiem od czego zacząć - saper zapatrzyła się gdzieś na jaśniejące powoli niego, podziwiając jak ciemny granat nocy powoli przechodzi w jaśniejszy odcień, gubiąc po drodze gwiazdy - Od tego że gdy rano wyszłaś od Claudio… poznałam Janet która też chce być aktorką w Hecy? W poniedziałek… kurwa, jutro rano się umówiłyśmy pod domem weterana, bo w południe obie idziemy na przesłuchanie do tego łysego zbereźnika. Przeleciał mnie i Janet jednocześnie. Ze dwa razy zanim nas wypuścił… a może zacznę od tego, że dziś nakręciłam swoją pierwszą seks taśmę z Eve? A potem z dziewczynami w kiblu… było absolutnie warto - uśmiechnęła się lekko nieobecnie, pociągając papierosa - Mogę też zacząć od tego, że chciałabym cię w piątek po 18 zabrać do starego kina… do Olgi. Jest tam szefową ochrony. Bardzo… stanowcza i lubi rewizje przeprowadzać. Jest podobna do ciebie, kiedy usłyszała że jesteś moją panią, chciała bardzo cię poznać. Gdybyś miała ochotę to… byłoby super jakbyś ze mną do niej wpadła na drinka, a co dalej to już zobaczysz co ci będzie leżeć i kto - zaśmiała się cicho i streściła w paru zdaniach wizytę na rewizji w toalecie, a także rozmowę z Orlov już później. Zrobiła krótką przerwę żeby odpalić drugiego papierosa i westchnęła lekko.

- Mogę też zacząć od tego że widziałam się wtedy w Honolulu z tym Boltem. Stevem - popatrzyła na pielęgniarkę zmęczonym spojrzeniem, raz jeszcze przywołując wydarzenia w barze, na zjeżdżalni, w basenie i na plaży pod drzewem, nie pomijając niczego, nawet swojej głupoty nakazującej nucenie zamiast brania się do roboty, a gdy skończyła przetarła bok twarz dłonią - Nie wiem co się dzieje, albo co mi dosypał. Wyłazi mi z pamięci w najmniej odpowiednich chwilach. Pół nocy się łapałam na tym, że go wspominam. Chyba coś ze mną nie tak.

- No, no, no… -
gospodyni słuchała siedząc w wiklinowym fotelu i słuchając relacji z ostatnich kilkudziesięciu godzin życia swojej podopiecznej. Co jakiś czas patrzyła na nią jakby z niedowierzaniem, czasem się śmiała cicho ale wesoło. czasem wydawała się zaintrygowana albo zamyślona. Ale ogólnie wyglądało na pełną aprobatę i, że cieszą ją sukcesy i pozytywne emocje o jakich opowiadała. Gdy skończyła okularnica milczała przez chwilę a w końcu wezwała ją gestem palca do siebie, na swoje uda. Gdy ciemnowłosa faworyta umościła się na tych udach, pielęgniarka zamknęła wokół niej uchwyt rąk przez co trzymała ją trochę jak jakaś matka swoje dziecko, w opiekuńczych objęciach. Pozwoliła aby oparła się głową o jej głowę i wtedy pocałowała jej usta. Zaskakująco czule i delikatnie.

- Sądząc po doznaniach smakowych i zapachowych to mnie tu nie oszukujesz. - zagaiła trochę zaczepnie podnosząc głowę w swoich okularach aby popatrzyć z bliska na tą drugą. Wodziła chyba oczami po twarzy Lamii ale ta mogła się tylko tego domyślać bo światła było jeszcze zbyt mało aby dostrzec takie szczegóły. Kasztanowłosa nachyliła się do jej ucha i wyszeptała jej tonem jakby zdradzała jej jakiś strasznie wielki sekret.
- I bardzo dobrze Księżniczko. Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy i jestem z ciebie dumna, że mogę się cieszyć twoim szczęściem. - szepnęła po cichu na deser jeszcze raz całując jej ucho i przesuwając się ustami po jej policzku.

- I mówisz, że ten cały Claudio, to taki świntuch? - oparła się wygodniej jakby przed chwilą nic, nikomu nie mówiła. - No można było się tego spodziewać. Ci artyści! - prychnęła tonem nastroszonej, niedzielnej dewoty. - Na szczęście nie to co my, porządne mundurowe dziewczyny z budżetówki. Dobrze, że chociaż my umiemy utrzymać należyty poziom. - dodała w podobnym stylu bez ceregieli obgadując kabareciarza i śmiało zwalając na niego całą, ewentualną winę. Jej głowa kiwała się chwilę jakby tylko potwierdzały się jej wcześniejsze przypuszczenia.

- No ale… - w końcu raczyła dostrzec jakiś jaśniejszy punkcik na tym wizerunku których porządne dziewczyny powinny unikać. - Muszę, przyznać, że miałam takie przypuszczenia. Że kobieta w nocy to się z nim nie nudzi. Widziałaś jak on tańczył? Od razu widać, że ma ikrę! - zaśmiała się wesołym głosem na wspomnienie sceny z “Olimpu”.

- I mówisz, że poznałaś dzięki niemu nową koleżankę? No to przydał się na coś. A na te spotkanie jutro idź i może nic z tego nie wyjdzie ale kto wie? W końcu to “Heca” i Claudio Esteban. Szczerze mówiąc sądziłam, że on tak tylko bajeruje z tymi skeczami i tak dalej. Ale no może się uda? Nie to to coś innego? Więc idź, na luzie, bądź sobą i albo się dogadacie albo nie. Tak, czy siak, będę szczęśliwa jeśli do mnie wrócisz. - Betty mówiła jakby nie wiązała zbyt dużych nadziei na szanse w show biznesie ale też zachowanie samego komika trochę ją zaskoczyło więc skłonna była dać mu szansę.

- A do tego nakręciłaś seks taśmę? Dobrze słyszałam? Z tymi pannicami za ścianą? - gospodyni przeszła do następnego tematu wskazując na drzwi balkonu gdzie mniej więcej kilka kroków dalej była sypialnia Lamii i dwie blondyny na gościnnych występach. Widząc potwierdzenie u swojej faworyty uśmiechnęła się znowu.
- No, tego się w ogóle nie spodziewałam. Ale skoro jest taśma to chętnie był ją obejrzała. A jak widzisz jest na czym. - machnęła ręką w stronę ciemnej plamy na ścianie jaka był wielgachny telewizor zawieszony na ścianie.

- A do tego jeszcze poznałaś szefową ochrony kina. W toalecie. Podczas rewizji. I mówisz w piątek na 18-tą. - Betty mówiła powoli chcąc się upewnić czy dobrze rozumie to co mówi siedząca na jej udach kobieta. Widząc po każdym zdaniu potwierdzające skinienie głowy zamyśliła się na chwilę.
- No cóż, skoro jak mówisz, taka zdecydowana dama zaprasza drugą damę na kulturalną popołudniową herbatkę no to myślę, że nie wypada odmówić. Wydaje się być bardzo obiecującą osobą. - pielęgniarka zdecydowała się w końcu no i wreszcie wydawała się całkiem zaskoczona i zadowolona z tego niespodziewanego zaproszenia.

- A z tym Boltem jesteście już po imieniu i wspólnych nocnych śpiewach? No patrz z tymi specjalsami. Ledwo taki spojrzy na dziewczynę i już ją zbałamuci no. - kasztanowa głowa pokręciła się na to strapienie boskie odgarniając lok z twarzy swojej faworyty. - No ale takiego Księżniczko to niełatwo zatrzymać. To kuj żelazo póki gorące. Zanim mu jakieś inne bździągwy cyckami świata nie przesłonią. Postaraj się jakoś z nim umówić. Myślę, że oni są bardzo ulotni, ciągle ich gdzieś wysyłają ale też można spróbować rozejrzeć się po Water Park. To takie dawne baseny i zjeżdżalnie. Za miastem ale jeszcze autobusy tam dojeżdżają. Tam mają środek treningowy do wodnej taktyki. No zgadnij co za jednostka najczęściej trenuje taką taktykę? No nie wpuszczą cię oczywiście do środka no ale może coś uda się przekazać. Bo oficjalnie ze specjalsami no to trudno coś załatwić. Tajne, przez poufne a w ogóle wiecznie ich nie ma. - Betty poradziła swojej ulubienicy co mogła na temat Thunderbolts i kontaktów z nimi.

Ciepło, dotyk, czułość i akceptacja - taka całkowita, bez ani jednego zmarszczenia brwi sugerującego niesmak czy niechęć. Słowa i czyny pielęgniarki działały na Mazzi niczym kąpiel w ciepłej, pachnącej wodzie. Sztywne ze zmęczenia i pozostałości ran mięśnie rozluźniły się, powieki stawały ciężkie, a serce dla odmiany lekkie. Parsknęła w pewnej chwili, wyobrażając sobie że podobną relację zdaje współlokatorom z Domu Weterana. Toż to maści na ból dupy nie starczyłoby, gdyby nawet przywiozła jej całą cysternę.
- Czyli w piątek o 18 idziemy do jednej damy na herbatkę… cudownie - objęła mocniej pielęgniarkę, kładąc jej ufnie głowę na ramieniu i zamykając oczy. Jasne, że też nie wierzyła aby udało się dostać do kabaretu, lecz co szkodziło spróbować?
- Dzięki Betty, jesteś najlepszym co mnie w tym mieście spotkało… dobrze, że trafiłam do tego szpitala. Warto było - uniosła kark po to, aby pocałować ją w policzek i zachichotała.
- Szkoda że za mną tak żaden facet nie lata… nie szuka, nie wystaje pod balkonem ani nie zasadza w ciemnej uliczce. - zrobiła smutną minkę, wracając do rozpłaszczania się na okularnicy - Wiem że Steve przesiaduje w Honolulu, pójdę tam jeszcze raz i… sama nie wiem. Spróbuję wyciągnąć gdzieś na miasto. Lubi lody z tej lodziarni do której zabrała mnie Amy, wydaje się fair… chociaż najchętniej bym go ściągnęła tutaj i nie wypuszczała z łóżka przez cały weekend. chciałabym go poznać, tak po ludzku - westchnęła cicho.
- Wiem że nie mam szans aby go zatrzymać na dłużej… bo daj spokój. Co ktoś taki jak on może dostać od kogoś kto nawet nie pamięta kim jest? Co mu mogę zaoferować, amnezję? PTSD? Napady lęku i paniki? Omdlenia? Nagłe przypływy depresji i koszmary nocne? Nie jestem bogata, ani dobrze ustawiona. Nie zaoferuję mu nic oprócz… kiepskiego poczucia humoru, dupy i ulgi weterana na przejazd komunikacją miejską - skrzywiła się dość smutno. Siedziała tak chwilę, aż nagle pociągnęła nosem.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline