|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
03-03-2019, 12:03 | #61 |
Reputacja: 1 |
|
03-03-2019, 12:03 | #62 |
Reputacja: 1 | - Aha, Olga… - fotograf westchnęła jakby właśnie skończył się jakiś piękny sen. Chwilę patrzyła przez okno na ciemne już o tej porze niebo. - No tak, Olga. - pokiwała głową jakby zgadzając się z jakimiś swoimi wnioskami. - Chyba nie powinnam być zdziwiona, że w końcu kogoś wysłała. - wzruszyła ramionami i w końcu znów się odwróciła w stronę leżącej obok kobiety. - Chociaż ma dobry gust. Bawiłam się przednie. No i mam zajebistą z tego pamiątkę. - uśmiechnęła się wskazując na ekran gdzie właśnie rozpinała guziki koszuli którą nadal miała na sobie niezapiętą. |
03-03-2019, 12:04 | #63 |
Reputacja: 1 |
|
03-03-2019, 12:06 | #64 |
Reputacja: 1 |
|
07-03-2019, 02:41 | #65 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 17 - Babska niedziela (1/2) 2054.09.13 - południe; nd; gorąc; pogodnie; Sioux Falls, mieszkanie Betty Sypialnia Lamii Obudziło ją coś przyjemnego. Gdzieś tam daleko w dole. Przyjemne uczucie płynęło z samego dołu w górę ciała rozbudzając senny umysł. W końcu gdy otworzyła oczy ujrzała obok siebie twarz krótko ostrzyżonej blondynki. Ona też się wybudzala sądząc po pytajacym spojrzeniu i ciepłym uśmiechu na przywitanie. Więc to nie ona. Obie uniósł głowy na tyle aby spojrzeć w dół swoich sylwetek leżących na łóżku w sypialni Lamii. - Dzień dobry. - blondynka o jasnych oczach i takiż dredach przywitała je sympatycznym uśmiechem odrywając usta od ich stóp. - Betty kazała was obudzić. Bo cały dzień prześpicie a jeszcze mamy tyle planów do zrealizowania. - w głosie Val pobrzękiwało delikatne ponaglenie. Ale też i ekscytacja oczekiwaniem na realizację tych planów. No tak. Przecież sądząc po słońcu za oknem było już w okolicach południa. A te plany, chociaż w ciągu ostatnich 24 h uległy dość mocnej modyfikacji, to zasadniczo nie uległy zmianie: miały się zabawić z Betty u Betty. Tylko w ciągu ostatniej doby krąg uczestników tej imprezy znacznie się powiększył. Na przykład o leżąca obok fotograf albo klęczącą w ich nogach kelnerkę która budziła ich w tak przyjemny, intymny sposób. - Macie się pospieszyć bo kąpiel stygnie. Woda nagrzana i gotowa. My już po to zostałyście tylko wy. - blondynka przekazała kolejne wytyczne królowej na tym zamku. Musiała mówić prawdę bo była owinięta ręcznikiem, włosy wciąż miała mokre i pachniała jakimś iglanym szamponem. - Masz śliczny tatuaż. - Val skomplementowała dziary Eve, która miała je na wierzchniej stronie ulubionej przez kelnerkę fragmentu anatomii. Uśmiechnęła się do niej z sympatią czule głaszcząc jej odkrytą stopę. - Pojechać do “Honolulu”? Dziś wieczorem? - obie kumpele Mazzi wydawały się zgodnie zaskoczone pomysłem. - To nie pojedziemy do Domu Weterana? Mówiłaś, że mnie zabierzesz no i będziemy miały noc dla siebie. - Val dostrzegła w słowach Lamii pewną niezgodność w porównaniu do tego co się umawiały wczoraj wieczorem i na co chyba miała nadzieję. Z trudem ukrywała zawód tą zmianą planów. - No może… Nie mam właściwie planów na wieczór ani na rano… Ale to zależy jak będę się czuła po tym wszystkim co tutaj nam szykujecie. No chyba, że mnie zaraz zamierzacie spławić no ale jak tak to chyba śmiało mogłabym spławić was z wieczornymi planami. - Lamia wyczuła, że fotograf też czuje się niepewnie co te nagłe zmiany planów mają znaczyć. W końcu obie nie powiedziały ani ostatecznego “tak” ani “nie” uzależniając głównie od tego jak spędzą niedzielny dzionek, tutaj u Betty. Właściwie bowiem obie były tu pierwszy raz, gospodyni w okularach w sumie nie znały więc i nie wiedziały czego się tutaj spodziewać. --- Łazienka Gdy człowiek współczesny nie miał styczności z osobistym napełnianiem wanny, lub czekaniem aż uzbierana woda zostanie nagrzana grzałką podpiętą pod akumulator od ciężarówki, tylko mógł sobie radośnie wskoczyć do czystej, nagrzanej wanny to kąpiel robiła się całkiem przyjemna. Zwłaszcza jak tej czystej wody było na tyle aby można było się zanurzyć po czubek głowy. I jeszcze była cała kolekcja kosmetyków do bezlimitowego korzystania. To już w ogóle było jak w raju. No a jak jeszcze do tego miał wesołą, zgrabną partnerkę z którą mógł się radośnie pochlapać i powspominać wspólne przeżycia z ostatniej nocy to już w ogóle robił się kosmos. A wspólna kąpiel z Eve w iście królewskich warunkach jakie panowały u Betty właśnie spełniała takie warunki. Kąpiel była cudowna. Pobudzająca i oczyszczająca. Można było zmyć z siebie ta część kinowego brudu którą niekoniecznie chciało się mieć na sobie i zabierać na resztę dnia. Można było znów wspólnie przeżywać przygody ostatniej nocy i nacieszyć się swoją osobistą bliskością w łazienkowym zaciszu. No i podekscytować się tym co czekało ich wkrótce. Ale też gdy ciało i umysł odzyskały większość sprawności żołądki przypomniały im o koniecznych zobowiązaniach jakie mają wobec nich. --- Śniadanie Kolejnym etapem tego niedzielnego poranka w samo południe była zmiana garderoby. To co miały na sobie podczas wypadu do starego kina nadawało się tylko do prania. Ale na szczęście Betty zdawała się mieć w swoich szafach ubrania na każdą okazję więc nawet gdy takiej Val czy Eve w ogóle się nie spodziewała to i tak każda znalazła w jej szafach coś dla siebie. Podobnie było ze śniadaniem. Chociaż u Betty właściwie mieszkały we trzy, chociaż Betty mogła się liczyć po rozstaniu przed kinem, że Val będzie nocować u nich to obecności Eve i Madi kompletnie nie mogła przewidzieć do czasu aż Eve stanęła w drzwiach z resztą powracając z nocnych przygód brygady a Madi właśnie gdy już szykowały stół do tego śniadania. A mimo to jedzenia dla nikogo nie zabrakło i nikt nie wstawał od stołu głodny. Była to głównie zasługa gospodyni i Amy. Czyli tych osób które albo nie imprezowy ostatniej nocy albo nie aż tak jak reszta obecnych przy stole. Świeże bułeczki i drożdżówki zdradzały, że skorzystały z wypieków Mario aby wspomóc śniadanie czymś i świeżym i pysznym. Jak gospodyni poinformowała swoich gości, narobiły jedzenia na zapas aby już dzisiaj nie tracić czasu na gotowanie. Chociaż zabrzmiało to całkiem niewinnie to w ustach królowej tych włości na jakich gościli, stanowiło niejako oficjalne potwierdzenie szykujących się na dzisiaj atrakcji. Właśnie jak kuchnia zdawała się mieć jakąś naturalną tendencję do kumulacji w sobie domowniczek, gdy już roznosiły sztućce i naczynia na stół, rozległ się dzwonek do drzwi. Najszybciej zareagowała Amelia. - To pewnie Jack! - wydawało się, że filigranowa blondynka z bandażem na pół twarzy aż podskoczyła z ekscytacji. Ale sama się zmitygowała gdy spojrzała na budzik. Było ze dwie godziny przed czasem umówionym z Jackiem. - Ale nie… tak wcześnie? - sama się zdziwiła. Z próżnych dywagacji wybawiła je Betty gdy po prostu podeszła do drzwi i je otworzyła. - Madi. - zdziwiła się po zerknięciu w judasza gdy spojrzała na nieme pytania w spojrzeniach. Ale nie zwlekała tylko otworzyła drzwi i w progu rzeczywiście stała bladolica, ciemnowłosa masażystka. - Cześć Betty. A tak mnie dziewczyny wczoraj najarały na imprezę u ciebie, i zapraszały to no wiesz, tak przejeżdżałam w okolicy i pomyślałam… - masażystka jak na swój standard zdawała się być coś mało pewna siebie i jakaś niewyraźna. I Val, i Eve, i Amy popatrzyły na Lamię z podobną miną jak ona na nie. Przecież wczoraj ich gość mówiła dokładnie coś przeciwnego i dlatego chociaż po koncercie pomogła je odwieźć tak jak obiecała na początku koncertu to potem jako jedyna z ich koncertowej paczki pojechała do siebie do domu. I choć wydawało się, że ma taką samą chcicę na tą imprezę jak one na nią to już ją sobie odżałowała gdy się żegnały z nią na chodniku przed domem w jakim mieszkała Betty. - Jasne kochanie, miło cię widzieć. Świetnie, że wpadłaś akurat mamy śniadanie. - gospodyni bez wahania ustąpiła miejsca w progu aby gość mógł wejść, przywitała się ciepło obejmując ją i całując przyjaźnie w policzek. Potem jakoś poszło bo z Madi zaczęły żartować, że trzeba zmienić buty na kapcie, bo terror, i że o tej porze tu już prędzej obiad a nie śniadanie i tak jakoś poszło, że gdy doszło do śniadania przy wspólnym stole to już było tak naturalnie i rodzinnie jakby po koncercie wszystkie tu przyjechały i odsypiały nocne przygody. Trudno też było wskazać konkretny moment, słowo, zwrot czy pytanie które sprowokowało masażystkę do ekspresji. - Pieprzony dupek! - warknęła ze złością wciskając żółtko z bitego jajka w swojego tosta. W pierwszej chwili wydawało się, że złości się na oporne jedzenie które ześlizgiwało się z jej grzanki. Ale tylko w pierwszej chwili. - Wiecie, ci faceci to są śmieszni! Po prostu śmieszni! - masażystka wybuchła pełnią żalu i rozgoryczenia na chwilę dominując w ten sposób atmosferę przy stole. - A co się stało? - gospodyni zapytała gdy ugryzła swojej grzanki z roztopionym serem. Wszystkie kobiety zerkały teraz na tą rozżaloną, którą wyraźnie coś leżało na sercu i czekały co powie. - No wiecie. Jak się zaczyna to ich to strasznie kręci. Że to “taakaa laska co robi taakiee rzeczy.” A gdy się już wszystko ułoży, uleży, to nagle te same rzeczy zaczynają im przeszkadzać. “Tego nie rób”, “Nie idź do niego”, “Czemu znowu i niego byłaś”, “Dlaczego znów go wzięłaś”, “Gdzie znowu byłaś”, “Czemu wróciłaś tak późno”. - złość masażystki rozpaliła się na całego i nie było trudno się domyślić, że pewnie cytuje kogoś od kogo akurat ze wszystkich kobiet na świecie, właśnie ona usłyszała właśnie takie słowa. I pewnie wiele podobnych. Ze złością rzuciła widelec na talerz, cofnęła się opierając plecami o kolano i uniosła jedno kolano pod brodę. Przez chwilę milczała przeżuwając i to co jadła i pewnie to co wydarzyło się pomiędzy jej odjazdem w nocy a obecnym powrotem. - Ta sprawa co wam mówiłam, że jestem umówiona na dzisiaj. - zaczęła mówić i nieco pomagając sobie gestem ręki gdy wspominała własne słowa wypowiedziane z takim trudem wczoraj, wieczorem przy jednym ze stołów, w jednym z barów w starym kinie. - Mieliśmy mieć trójkącik. Z drugim facetem. Chciałam z dwoma na raz. Dotąd zawsze coś kręcił ale któregoś dnia wzięłam go za chabet i w końcu powiedział, że jak ja się zgodzę na trójkącik z drugą laską no to on się zgodzi na drugiego faceta. Żaden problem! - głos masażystki nieco przycichł i stał się trochę monotonny. Chociaż nadal dało się wyczuć żółć jaka ją paliła. Dopiero na koniec ze złości trzepnęła się ręką w udo. Aż echo poszło. - Więc ja swoją połowę roboty zaliczyłam z jakieś pół roku temu. A potem jeszcze kilka razy. I nie powiem. Fajnie było. Nawet całkiem świetnie. Fajna dupeczka i w ogóle. Muszę dodawać, że to ja wszystko ustawiłam a on nawet palcem nie kiwnął? - schemat powtórzył się. Mówiła monotonnie ale przez skórę czuło się gorycz i frustrację. Na koniec zapytała ale raczej retorycznie tocząc po zebranych przy stole kobiecych twarzach. - Ale ja głupia byłam. - żachnęła się kręcąc ciemnowłosą głową. Zamilkła na dłuższą chwilę patrząc gdzieś, nie wiadomo gdzie, pewnie w głąb siebie i swoich wspomnień. - No ale hola, hola! Zahaczam go raz i drugi, bo fajnie nam z tamta laską było tak raz na jakiś czas ale no gdzie moja dola? To zaczął kręcić. Tamten nie bo to, tamten nie bo tamto. W końcu pytam się go o co do cholery mu chodzi. Czy chce mi powiedzieć, że mi naściemniał przed pół rokiem. No nie. Więc ugadujemy się na drugiego faceta? No tak. W końcu znalazłam takiego jednego co się zgodził a ten mój jakoś to przełknął. Ale się najarałam. Myślałam, że coś z tego będzie. Że… sama nie wiem już co… - westchnęła i ze złością odbiła się od oparcia fotela i złapała za swoją szklankę z jakiej upiła sporo. Nalała sobie jeszcze z dzbanka po czym wróciła na swoje miejsce w trzewiach kanapy trzymając szklankę w jednym ręku. - No i wyobraźcie sobie, wracam od was, idę spać, zamykam oczy przy nim, ostatnie co myślę to to jak będzie dzisiaj zajebiście. Jaką to zrobimy sobie imprezę we trójkę. Taką rodzinną. Wstaję rano a ten wali jakieś fochy, głupie gadki, czepia się czemu tak późno wróciłam. Pytam się go, że o której sądził, że wrócę z koncertu Rude Boy’a. A jeszcze obsuwy było ze dwie godziny. I przecież zapodali z godzinę bisów. Tłumaczę jak człowiekowi. A przecież nie pierwszy raz byłam na Rude Boy’u i w ogóle w starym kinie. A prosiłam go, żeby ze mną poszedł. To nie, nie jego klimaty. Coś mi zaczął brąchać. Grzecznie się pytam czy ma jakiś problem. Czy ma mi coś do powiedzenia. No miał. No to jak mi powiedział to ja mu też. Oczywiście o żadnym drugim facecie nie ma mowy. Bo to pedalskie. Ja kurwa nie wiem jakby to on miał mu obciągać albo dać sobie wsadzić. Jak oboje wsadzaliśmy w tamtą dupeczkę to jakoś mu to nie przeszkadzało. A tu nagle zagraża to jego męskości. I powiem wam dziewczyny, że chuj z tym, że on nie chce z drugim facetem. Aż tak mnie to nie dziwi. Wkurwa mnie bo mi ściemniał przez ostatnie pół roku! Mógł od razu powiedzieć, że nie i chuj! To bym wiedziała na czym stoję. A tak to pokazałam mu środkowy palec i przyjechałam do was. - Madi doszła do kluczowego momentu kłótni ze swoim facetem i widać było, że aż ją roznoszą negatywne emocje. Mówiła albo z cierpkim, gorzkim spokojem, wypluwając ze złości słowa albo gdy już nie wytrzymywała to podnosiła głos prawie do krzyku. Reszta kobiet słuchała wyczuwając, że przede wszystkim ich kumpela musi przeciąć tego wrzoda złości i się wygadać. - I wiecie co mi jeszcze powiedział? - znów zapytała raczej retorycznie jakby upice soku ze szklanki odświeżyło jej pamięć. - Powiedział, że jestem dziwna. Czaicie? Żyjesz z kimś przez dwa lata pod jednym dachem i po dwóch latach on ci mówi, że jesteś dziwna. To potrzebował dwóch lat, żeby to odkryć? Bo lubię chodzić w męskich ciuchach i zapinać laski jak facet. Albo mieć je na właściwej pozycji przed sobą. - wolną ręką objęła coś okrągłego jak piłka futbolowa i to coś wymownym gestem zdecydowanym gestem przyciągnęła i przytrzymała przy rozporku swoich spodni. Eve nie wytrzymała i zaśmiała się cicho. - O właśnie, tak jak wczoraj! Dlatego się tak podjarałam! - Madi energicznie pokiwała głową wskazując na fotograf i wszystkie przy stole wiedziała do czego pije. - Co ja zrobię, że mnie to jara? Mam udawać, że nie? - masażystka popatrzyła po zebranych przy stole twarzach. - Jeśli o mnie chodzi Madi to ja ci mogę robić tak jak wczoraj w kiblu za każdym jak tylko się spotkamy. Też mnie to jara. Mam nadzieję, że było widać wczoraj i nie wyszłam jak jakieś drewno? - luzacka uwaga krótkowłosej blondyny wzbudziła falę śmiechów i żarcików. Jasne było, że żadna z nich nie odebrała zachowania krótkowłosej blondyny jako kawałka drewna. Ani Madi. Ani żadnej z nich. I potem jakoś to poszło. Wrzód pękł i wylał swą żółć. Madi w swojskiej, rodzinnej atmosferze przy wspólnych śniadaniu odzyskała dobry humor podobnie jak reszta. I to się dało odczuć. Dom. Trudno było wskazać co go czyniło ale było wiadomo gdy człowiek tam trafiał, gdy w nim był. Zrobione śniadanie, wspólne jedzenie, stół, durne, zwyczajne uwagi. Małe i duże sprawy. Wspólne plany, emocje, wspomnienia. Podobne, różne, identyczne czy całkiem inne. Żarty z siebie nawzajem, ze wspólnych znajomych. Niby znały się tak krótko, nieco ponad tydzień temu były kompletnie dla siebie obcymi ludźmi, nie wiedziały o swoim istnieniu. A teraz siedziały tutaj, przy wspólnym stole, wspólnym śniadaniu, czyste, pachnące, najedzone i wesołe. Nie wiadomo kiedy na topowy temat wysunął się Jack i Amy. Blondynka z połową twarzy zasłoniętą opatrunkiem broniła się jak mogła. Zaprzeczała, zapewniała, że Jack to tylko taki kolega, że tylko jedzie do niego na grilla. Do rodziny! Bo przecież nie będą sami we dwoje, żeby nie było! Ale im bardziej się broniła tym bardziej była rozbrajająca i mimo, że pewnie wszystkie poza gospodynią były w podobnym wieku to drobna dziewczyna miała w sobie coś tak rozczulająco niewinnego, że chyba wszystkie traktowały ją jak swoją młodszą siostrę. - Dobra laski! Mam dzisiaj dobry humor, dzień dobroci dla samic i takie tam. Więc rozbierać się! A te paluszki zrobią wam dobrze. - Madi potrafiła być podobnie stanowcza jak Betty i było to widać w takich chwilach jak ta. Gdy okazało się, że Jack powinien niedługo przyjechać i zabrać Amelię na tego grilla to zaproponowała jej masaż na rozluźnienie. I prawie od razu go zaczęła. Najpierw na karku siedzącej blondynki, ramionach a potem koszulka dziewczyny jakoś sama się ściągnęła no w końcu Amy wylądowała w pozycji horyzontalnej co jeszcze za łobuzerskim ogłoszeniem bladolicej masażystki wywołało reakcję łańcuchową. Nagle okazała się cała masa chętnych na skorzystanie z jej oferty. Madi potwierdziła swoją renomę. Nawet gdy została w samej podkoszulce i damskich bokserkach i pracowała tylko dłońmi, potrafiła zdziałać cuda. Te wszystkie otarte w tłumie miejsca, drobne skaleczenia, siniaki, budzące się do życia zakwasy, wydawały się maleć, odpływać, znikać. Tak samo jak świadomość. Umiejętne, powolne ruchy ściągały przyjemną, leniwą błogość. Człowiek odpływał w krainę sennej przyjemności gdy wszelkie troski rozmywają się i odpływają w ten sam niebyt co i ich właściciel. --- Amelia i Jack Były jeszcze gdzieś przy masażu połowy składu gdy zadzwonił dzwonek od drzwi i wreszcie stało się: Jack przyjechał. Amy zareagowała jak zwykle gdy ostatnio padał temat “tylko kolegi” czyli prawie dosłownie podskoczyła w miejscu. Przez chwilę wydawało się, że cała, babska czereda rzuci się do drzwi razem z Amelią ale gdyby ktoś miał taki pomysł to powstrzmał ich głos władczyni tego zamku. - Siadajcie, Amelia sobie świetnie poradzi. - okularnica rzuciła nawet niezbyt głośno a i tak nikt nie odważył się jej otwarcie sprzeciwić. Amy zaś była za to wyraźnie wdzięczna. - Szkoda, chciałam pomachać cyckami. - westchnęła z udanym rozżaleniu Val która akurat przygotowywała się do masażu więc siedziała w samym staniku. - Nie, no weź! Schowaj się! - Amy zrobiła gestem “A sio!” w stronę pół rozebranej dredziary budząc powszechną wesołość swoim przejęciem i zaangażowaniem. - To mam się nie drzeć, że oddaję mu Amy dobrze naoliwioną i nawilżoną? - Madi popatrzyła na Betty z ironicznym uśmieszkiem rozcierając w dłoniach kolejną porcję smarowidła. Betty ta uwaga rozbawiła jak i większość dziewczyn ale mimo uśmiechu zaprzeczyła ruchem głowy. - Co?! Nie no coś ty! Nie mów mu tak! - Amelia z obawą w oczach odwróciła się w jej stronę ledwo zdążyła zrobić kilka kroków w stronę drzwi wejściowych. - To filmików na telefonie też mam mu nie pokazywać z zapewnieniem, że Amy na pewno tam nie ma? - Eve pytająco pomachała wspomnianym urządzeniem zerkając na kasztanowłosą z niewinnym uśmieszkiem. Ta uwaga sprawiła, że blondynka w błyskawicznym tempie najpierw całkowicie zbladła a potem się zaczerwieniła na całego. Cofnęła się jakby chciała cofnąć się do living roomu i udusić fotoreporterkę za takie rogate pomysły ale kolejny dzwonek do drzwi zmusił ją do odwrotu. W końcu od strony wejścia nastąpiła krótka wymiana zdań, jakieś zakłopotane śmiechy i po krótkim oświadczeniu, że jedzie do Jack’a na grilla i, że ten ją później odwiezie cała w skowronkach blondynka opuściła lokal. --- Kino domowe Po odejściu Amy, pozostałe domowniczki wróciły do przerwanego zajęcia czyli masażu. Ale doszedł nowy element. Betty stwierdziła, że jak od rana się nasłuchała o tych wczorajszych filmikach no to też chce je obejrzeć. Ale nie na tym mikrusim ekraniku smartfona tylko na zestawie kina domowego jaki zdobił niezły kawał ściany living room. Jak do tej pory Lamia nie kojarzyła aby ktokolwiek przy niej go użył. Było z tym trochę roboty bo trzeba było podpiąć pod telewizor kable od akumulatora a potem jeszcze podłączyć telefon krótkowłosej blondynki aby móc na nim obejrzeć. Zarówno świadomość co będą oglądać, na wpół roznegliżowane w te gorące południe towarzystwo, cel dla jakiego wszystkie po różnych perypetiach się tu znalazły jak i właśnie ten masaż który teraz zaczynał nabierać jakoś bardziej kosmatego akcentu sprawiał, że atmosfera zaczynała powoli gęstnieć. Temperatura, bez względu na panujący tej niedzieli gorąc zdawała się powolutku rosnąć i rosnąć. Zawieszony na telewizorze ekran rzeczywiście był jakościowo krainą marzeń w porównaniu do zabaweczki jaka swobodnie mieściła się w tylnej kieszeni spodni. Wszystko było wiadać dokładniej, głębiej, dźwięki były głębsze i bardziej w 3d, faktury były bardziej gładkie czy chropawe albo wyraźniej rozchlapane. Znów powracała atmosfera wczorajszego szalonego wieczoru gdy wydawało się, że solidarnie puściły im wszystkie hamulce. Teraz można było przypomnieć sobie to jeszcze raz. Rozlegały się śmiechy, czasem zakłopotane, czasem maskujące inne uczucia ale filmiki puszczane z telefonu zdawały się przybliżać coraz bardziej moment gdy hamulce widzom znów zaczną masowo zawodzić. Najpierw na ekranie pokazało się trochę chwiejący się obraz wewnętrznej strony drzwi do sypialni Eve i krótkie, władcze “Wejść!” po czym widzom ukazała się Eve przebrana w strój uczennicy. Brwi kasztanki powędrowały do góry i popatrzyła pytająco na dwie siedzące niedaleko aktorki z tego filmu. I sądząc po minie złapała filmowego bakcyla tak samo jak one wszystkie gdy wczoraj oglądały go pierwszy raz przy barowym stole. I wodocznie Betty bardzo się podobał ten spektakl. - No, no, Księżniczko, tak czułam, że w odpowiednich okolicznościach sprostasz wyzwaniu. - Betty wydawała się wręcz rozczulona występem swojej faworyty co okazała troskliwym objęciem jej i czułym pocałunkiem w usta. - Prawdziwa Księżniczka z ciebie. Czyli godna następczyni Królowej. - powiedziała nie puszczając jej z objęć i całując ją raz jeszcze. Kolejny filmik spotęgował wzrost ciśnienia hormonów w żyłach. Tym razem Betty była zaskoczona tak scenerią jak i scenariuszem. Ale oglądała z fascynacją. Zrozumiała też wreszcie o czym niedawno przy śniadaniu mówiły Madi i Eve. I też jej się to podobało. Tak samo jak dumnie panująca nad terenem Księżniczka oraz dwie blondyny które występowały w odpowiedniej do tego roli. Zbliżenie opadającej na twarz Eve kamery którą trzymała siadająca tam Księżniczka też bardzo jej się spodobało. Pokiwała z uznaniem głową do wszystkich uczestniczek tej sceny. Nawet ostatni akord filmiku gdy wspólnie spełniły prośbę leżącej na podłodze Val i pozwoliły jej się nacieszyć ich zwiedzającymi ją stopami też ją jakoś rozczulił. A ostatnia uwaga Madi o czymś do zapinania rozbawiła setnie. Gdy drugi film się skończył wszystkie czuły, że “to już”. Że zaraz zacznie się ta część wizyty u Betty na jaką wszystkie czekały i dla którego tutaj przyjechały. Betty naturalnie ich nie zawiodła. - Val słodziutka. - Betty wydawała się mieć jakiś naturalny dar siania terroru. Chociaż odezwała się łagodnie, z przyjemnym i obiecującym uśmiechem, buzującym ogniem rozpalonych już hormonów to momentalnie zestresowała spokojną i rozluźnioną jeszcze przed chwilą dredziarę. - Tak? - dredzik z niepokoju, oczekiwania i nadziei aż przygryzła wargę czekając co oznajmi gospodyni. - Coś mi się wydaje, że tobie odpowiada rola usługowa. Bardzo usługowa. I coś mi świta, że na to się wczoraj u ciebie umawiałyśmy. - kasztanka lekko zmrużyła brwi lekko przechylając głowę na bok. - O tak! Jak najbardziej! Jestem za! - dredziara bez wahania zaczęła kiwać głową na zgodę patrząc z niezgłębioną gorliwością w oczach. - Bardzo dobrze. I ta twoja słabość. - okularnica a za nią większość głów spojrzała na zamarłą na ekranie scenę gdzie widać było Val ze stopą Lamii na twarzy i miną bezbrzeżnego szczęścia na tej twarzy. - Tak, myślę, że znajdę ci odpowiednie zajęcie. - pielęgniarka powiedziała z pogodnym uśmiechem wracając spojrzeniem do jasnookiej dredziary. - Naprawdę!? Oh dziękuję! - wydawało się, że po tym werdykcie wszelkie napięcie ponownie opuściło kelnerkę i znów jest w błogim stanie szczęśliwości a może nawet zaraz się rzuci do Łaskawej Pani aby jej podziękować za tą dobroć. - Eve. - teraz Betty zwróciła się do krótko ostrzyżonego gościa. Fotograf zrewanżowała się pytającym spojrzeniem więc gospodyni kontynuowała. - Z tego co widziałam to również i ty odczuwasz silne powołanie aby służyć. Mam rację? - surowa siostra przełożona wskazała gestem na nieruchomy obraz w telewizorze. - Tak. Zwłaszcza jak jest dużo do ustnego zaliczania. - fotograf przyznała się bez żenady i z pogodnym uśmiechem na twarzy. - Myślę, że czeka cię dzisiaj poważny egzamin. Nie tylko ustny. - okularnica lekko skinęła głową przy ustalaniu zasad współpracy z kolejnym członkiem tego kobiecego zespołu. - I to mnie kręci. Wchodzę w to. - Eve obwieściła śmiejąc się wesoło co udzieliło się też i pozostałym. - A co z filmikami? Będziemy to nagrywać? Bo z nagrywaniem to kręci mnie dziesięć razy bardziej. - fotograf zapytała o element który sama uwielbiała i miała do niego ogromną słabość. - Ale te filmiki to mają zostać prywatne filmiki. Nie mam zamiaru chodzić w kapturze i masce bo mnie będą ludzie palcami wytykać. - gospodyni postawiła swój warunek na co blondynka beztrosko machnęła ręką. - No pewnie. Przecież ja też tu mieszkam i pracuję. Też będę na tych nagraniach. Jakby gdzieś wypłynęły na mieście to nie wiem co bym zrobiła. Chyba bym wyjechała z miasta. A te filmiki trzymam dla siebie bo dla mnie mają wartość kolekcjonerską i sentymentalną. - Eve odpowiedziała bez wahania gdy widocznie poza satysfakcją z nagrywania i bycia nagrywaną nie miała żadnych ukrytych motywów. - Dobrze, mogę na to przystać. - Betty zaaprobowała takie warunki uspokojona takimi argumentami i logiką. - Madi. - Betty przeszła spojrzeniem do masażystki na co ta zareagowała krótkim, spokojnym spojrzeniem swoich ciemnych oczu. - No słyszałam, że lubisz zapinać laski a ostatnio nic ci się nie trafiło. - okularnica znów wskazała na zestaw kina domowego na jakim właśnie skończyły oglądać nakręcony wczoraj dokument z praktycznego uprawiania miłości w klitce babskiego kibla. - Noo! Ale Lamia mi mówiła, że masz coś na tą okazję. - masażystka przyznała z wyraźną skargą na ten parchaty los oraz nadzieją jaką wzbudziły w niej słowa Księżniczki. - Tak, myślę, że mam coś na taką okazję. I na początek ten oto zestaw startowy. - Betty zgodziła się łaskawie z wczorajszą sugestią Lamii na temat sprzętu pomocniczego. A przy zestawie startowym wskazała na dwie blondyny z jakimi właśnie zakończyła negocjacje. Obie uśmiechnęły się zalotnie do masażystki, posłały jej całusy i pomachały rączką aby było jasne, że taki układ im też pasuje. - Jak to ty mówisz? Wchodzę w to? - Madi przymrużyła powieki spoglądając na Eve. Próbowała sobie przypomnieć albo tylko tak się zgrywała jak to ona już parę razy powiedziała. Fotograf roześmiała się i raźno, twierdząco pokiwała głową, że pamięć masażystki jest w porządku. - No to wchodzę w to. Aż się nie mogę doczekać! - w odpowiedzi Madison też się roześmiała ciesząc się z nadchodzącej przyjemności. - Ale już od poprzedniego razu jestem umówiona z Lamią, że ją też zapnę. - masażystka zachowała na tyle przytomności umysłu aby przypomnieć o swoich ustaleniach jakie miały z Księżniczką. - Naprawdę? - Betty uniosła brew i zerknęła na obydwie rzeczone osoby ale widząc podobnie zgodną reakcją uśmiechnęła się dobrodusznie. - No myślę, że trafi się okazja aby zrealizować i ten plan. - zgodziła się wspaniałomyślnie. - Wchodzę w to. - Madi wydawała się równie uszczęśliwiona gdy powtórzyła zwrot Eve posyłając przy tym saper obiecującego całusa. - Świetnie. No to będziesz naszą zapinaczką. - Betty też się ucieszyła, że panuje taka zgoda w narodzie. Została jej ostatnia osoba. - No cóż, Księżniczko zostałaś ty. - gospodyni popatrzyła na swoją faworytę z enigmatycznym uśmieszkiem. Reszta dziewczyn też zamarła ciekawe co gospodyni teraz wymyśli. - Tobie pozostaje rola numeru 2. Czyli Księżniczki. No ktoś mu musi pomagać ogarnąć te powsinogi. - Królowa wyjaśniła swojej ulubienicy jak widzi podział ich ról w hierarchii.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
07-03-2019, 02:59 | #66 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 17 - Na zawsze punk! (2/2) 2054.09.13 - nd; świt; umiarkowanie; pogodnie; Sioux Falls, Stare Kino Zanim jednak grupka młodych kobiet pobudziła się na tym czy innym łóżku w mieszkaniu okularnicy o kasztanowych włosach, zanim skończyły oglądać nagrane wieczorem filmiki, Madi zaserwowała im relaksujący masaż a Jack przyjechał po Amelię, zanim dzień rozlał się w gorące południe to kilka godzin wcześniej dopiero nieśmiało zaznaczał swoją obecność. Właśnie wtedy Lamia wraz z towarzyszkami kończyły swoją przygodę z punkowym koncertem, zbierały się do wyjścia, żegnały się z punkową kapelą a niedługo potem ze sobą nawzajem. Zrobił to tak po prostu. Gdy wreszcie skończyli grać, tak ostatecznie, po ostatnim bisie gdy już się żegnali ze swoimi rozwrzeszczanymi, chuligańskimi fanami, po prostu podszedł do skraju sceny i na niej usiadł wesoło bujając nogami od czasu do czasu. W swojej punkowej koszulce i czerwonych kraciakach wyglądał dokładnie jak taki tam uliczny grajek i nędzny szarpidrut na jakiego zwykle się zgrywał. Tylko ta cisnąca ku niemu widownia świadczyła co innego. Lgnęli do niego bo wydawał się jednocześnie taki zwyczajny, swojski, jak każdy z nich. Wydawało się, że mógłby bez żadnego problemu zeskoczyć ze sceny, wtopić w tłum i byłby tylko kolejnym bezimiennym punkowcem w podartym podkoszulku, kraciakach i glanach. A jednak wszyscy wiedzieli, że tak nie jest. Jest taki jak oni, wygląda i zachowuje się jak oni. Ale jest inny, nie jest zwyczajny. Śpiewa i wyraża to co każdy z nich czuł ale zwykle nie umiał ubrać tego w słowa. Te niewyraźne słowa, strzępki myśli, wyrwane emocje które kłębiły się gdzieś w duszy, szorowały wnętrze skóry, wypluwane były w chwili strachu czy złości razem z przekleństwami, przewijały się w rozmowach i na imprezach. Wszędzie tam mogli użyć jego słów, tekstów jego piosenek. Gdy się je słyszało wiadomo było, że gdzieś tam jest ktoś swój. Ktoś kto jest punkowym bratem czy siostrą, ktoś kto chodzi na takie, punkowe koncerty i słucha podobnej punkowej muzy, ktoś kto kojarzy, zna Rude Boy’a i jego “The Palantas”. Z wieży gdzie dzięki koneksjom jakie połączyły Lamię i Olgę, spędziły koncert w całkiem komfortowych warunkach, powyżej falującego, pogującego i śpiewającego ze swoim idolem tłumu a jednocześnie ze świetnym widokiem na scenę. Eve nie byłaby chyba fotografem gdyby nie skorzystała z okazji aby nagrać co ciekawsze fragmenty koncertu i pstryknąć tyle fotek na ile pozwoliła słabnąca bateria smartfonu która w końcu zdechła. Ale jaką miały pamiątkę! No i Rude Boy też. Już na sam koniec. Gdy te gwiazdy wieczoru, stały, kucały lub siedziały na krawędzi sceny po prostu sobie niefrasobliwie rozmawiając z fanami. Grupka dziewczyn z nieco chyboczącej się wieży z trudem torowała sobie drogę przez punkowy tłum. Zwłaszcza, że “The Palantas” ściągali do siebie ten tłum jak magnes opiłki żelaza. Każdy napierał ku scenie. Każdy chciał usłyszeć co mówią, dotknąć ich, zadać pytanie, powiedzieć, że było zajebiście i dopytwać się kiedy będzie następny. Cholera może nawet by się tam w ogóle nie dopchały bo ani pod względem masy ani siły w łokciach i glanach nie miały przewagi w starciu z glanami i łokciami blokującego ruch tłumu. Gdyby nie Rude Boy. - O! Lamia! Chodź no tutaj! Przepuścice ją! - jakoś ją wyłowił z tłumu gdy jeszcze była dobre kilka rzędów głów od sceny. A może usłyszał jak się darła. Grunt, że dostrzegł i zareagował. Zaintrygowany tłum niczym morze przed sławnym prorokiem rozstąpił się aby spełnić wolę swojęgo idola. No i zobaczyć o co chodzi z tą laską w skórzanej mini i mało punkowych butach. - To ona! To ta laska! To tak powstała nazwa “The Palantas”! - Rude Boy wyciągnął do niej rękę i pomógł wejść na scenę. A reszta jego paczki grajków wciągnęła dziewczyny z jej paczki. Więc mogły się poczuć wyróżnione gdy razem z gwiazdami wieczoru stały na scenie naprzeciwko rozentuzjazmowanego tłumu. A Rude Boy, w paru słowach sprzedał wszystkim anegdotkę jak to pewnej nocy, całkiem niedawno, spotkali się przypadkiem i w jakich okolicznościach natchnęła go do tej a nie innej nazwy. I wszyscy bawili się z tego świetnie. Nawet na koniec, na sam koniec, gdy wreszcie punkowcy z gitarami schodzili już ze sceny ostatecznie to Lamia i jej kumpele zeszły razem z nimi ku zapleczu. “The Palantas” byli wykończeni kilkugodzinnym koncertem ale szczęśliwi tak samo jak widownia. Rude Boy już raczej chrypiał niż mówił. W końcu zdzierał gardło od północy a gdy z godzinę temu już mieli niby schodzić to “jeszcze tylko jeden kawałek” przeciągnął się chyba z dobrą godzinę. Ale dopiero z bliska, z dala od tłumów, z dala od świateł, we względnym spokoju na zapleczu było widać ile wysiłku kosztowała ich ta noc. Chłopaki byli naładowani pozytywną energią ale właśnie baterie już mieli na wyczerpaniu. Rude Boy już głównie posługiwał się mimiką i mową ciała ograniczając mowę słów do nie więcej niż kilku słów na raz. O ile Amy która była pierwszy raz na takiej imprezie dała się chyba ponieść chwili, swoim kumpelom i emocjom to Madi i Val były wniebowzięte. Jako wytrwałe fanki Rude Boy’a i jego zespołu były już na wielu koncertach. Ale pierwszy raz udało im się ich złapać tak blisko aby pogadać, dostać autograf od wszystkich i cyknąć ostatnią wspólną fotkę smartfonem Eve jaka bardzo, bardzo awaryjnie podpięła gdzieś go na chwilę aby reanimować jego baterię chociaż na tą jedną, wspólną, pamiątkową fotkę. --- Skaner Ale w końcu musieli się rozstać. Ale nawet wtedy ta weekendowa noc wydawała się być spełnieniem wszelkich marzeń. - Lamia! Patrz! To Skaner! Chodź! - gdy były już znowu na tej części wspólnej, w salach, barach i korytarzach z wolna rozchodzącego się tłumu w glanach i irokezach wskazała na kogoś. W tym tłumie Lamia nawet nie była pewna o kogo właściwie chodzi ale masażystka przejęła inicjatywę. Złapała ją za rękę i pociągnęła przez tłum. Była to jednak syzyfowa praca więc szło im opornie. Sierżant wydawało się, że już chyba wie o kogo chodzi. Ten w tej kurtce z… - O cholera! - Madi zatrzymała się gwałtownie widząc co się dzieje. A mianowicie jeszcze z pół sali głębiej, pod ścianą gdzie chyba stał ten koleś w skórzanej kurtce i z narzuconą na to dżinsową kamizelką z mnóstwem znaczków, pacyf, anarchii, koralików doskoczyło ze trzech czy czterech. Nie było słychać o co poszło, czy Skaner czymś ich zaczepił czy to oni szukali frajera. Grunt, że znaleźli. Były zbyt daleko aby mieć szansę zareagować i nawet krzyczeć niezbyt było sens w tym rozkrzyczanym tłumie. Wyglądało na to, że facet w dżinsowej kamizelce zaraz obskoczy łomot od grupki punkowców. Jeden go popchnął na ścianę, drugi złapał go za ramię unieruchamiając je a ten pierwszy posłał Skanerowi klasyka pięścią w żołądek. Trzeci miał zamiar właśnie dołączyć do punkowej zabawy a czwarty stał nieco z tyłu jakby w rezerwie czy na straży lub był mniej od nich agresywny. Widać było, że chłopaki mają wprawę w spuszczaniu łomotu. Szefowa ochrony również. Lamia nie dostrzegła jej wcześniej więc wyglądało jakby nagle wyskoczyła z tłumu chociaż pewnie też musiała dostrzec co się dzieje. Rzucała się w oczy w tym swoim biurowym dress code bo wydawała się do skórzanych kurtek i ćwieków pasować niczym zagubiona sekretarka. Ale nie była sekretarką. Tego czwartego wyłączyła prawie nie zwalniając. Jeden cios kątem dłoni w skroń i większy od niej facet zatoczył się zaskoczony tym atakiem z nienacka przynajmniej chwilowo wyłączony z akcji. Trzeci który właśnie przymierzał się pięścią w twarz trzymanego Skanera zdążył zatrzymać pięść i odwrócić się. Akurat aby kolejny cios kantem dłoni trafił go w krtań. Brutalny atak we wrażliwe miejsce spowodował, że punka przygięło gdy chwiejąc się zaczął charczeć i krztusić się. Ten co już zdołał załadować Skanerowi pięść w żołądek a teraz trzymał go za jedno ramie puścił go. - Szmata! - wrzasnął i ruszył z pięściami na atakującą kobietę w ciemnoszarym kompleciku biurowym. Zanim zdołał zadać cios dostał cios butem we własny żołądek jaki go zastopował. Kolejna pięść trafiła go w bok w tej chwili nie zasłoniętej głowy aż mu odskoczyła do tyłu. Zanim zdążył się otrząsnąć podbródkowy wyrzucił mu głowę do góry aż opadł na ścianę tuż obok dopiero co puszczonej ofiary. Ostatni, który od początku unieruchamiał jedno z ramion schwytanego mężczyzny, miał najwięcej czasu na reakcję. Widząc, że nie ma do czynienia z przypadkową laską nie ryzykował. Oderwał od swojej kurtki coś co wydawało się kolejną naćwiekowaną ozdobą kurtki. Ale teraz stało się zakończoną ostrzem kawałkiem łańcuszka którym mógł siec, łamać palce a owinięty wokół dłoni mógł działać jak kastet. Olga również nie ryzykowała. Płynnym ruchem wyciągnęła zgrabny rewolwer i wycelowała w punka. Widok czerni lufy ledwo o krok od swojej twarzy skutecznie zastopował atak i poziom agresji gwałtownie opadł. - Ochrona! Ona ma broń! Ochrona! - widząc, że siłowo sprawy nie rozwiąże ostatni z punków próbował wezwać wsparcie. Ochrona zareagowała bardzo szybko i sprawnie. Zaskakująco szybko i sprawnie. - Ochrona. Jakiś problem? - Olga syknęła z tym swoim mrożącym, lodowym wdziękiem gdy nie przestając mierzyć do agresora odchyliła swój żakiet na tyle aby widać było jej plakietkę z widocznym napisem “SECURITY”. Facetowi ostatecznie zrzedła mina i zrezygnował z wszelkich form robienia problemów. Zwłaszcza, że dotarło dwóch ochroniarzy a kolejni byli już w drodze. - Wyprowadzić ich. - szefowa zakomenderowała krótko chowając broń do kabury. Jej pracownicy schwytali mniej lub bardziej słaniających się po jej interwencji gości kończąc ten epizod. Przy okazji zrobiło się też nieco luźniej więc akurat na tyle, że Madi zdołała zaciągnąć Lamię w pobliże tego właśnie zakończonego zdarzenia. --- Powrót do Betty W końcu dojechały. Lamia z małą pczuszką odebraną w holu głównego wejścia do starego kina. Gdy Betty odwoziła swoje gołąbeczki powrót do domu wydawał się być odległą i dość niepewną perspektywą. A tu niespodziewanie w piątkę wracały na dwa samochody. W pierwszym prowadziła Madi która znała drogę do domu okularnicy a za nią jechała Eve która tej drogi nie znała. Gdy zatrzymały się przed apartamentowcem w którym mieszkała Betty, po drugiej stronie majaczyły w mroku zamknięte jeszcze włości Mario a na niebie pojawiał się już pierwszy brzask. Było umiarkowanie ciepło. Trochę za chłodno by bujać się na krótki rękaw ale właściwie w stanie w jakim wracały było to dość abstrakcyjne pojęcie. - Na pewno nie wstąpisz do nas? Betty na pewno się ucieszy. Znaczy my też. - Amelia próbowała zaprosić masażystkę do domu nawet jak ta już wcześniej mówiła, że chciałaby no ale nie może bo jest umówiona. - Właśnie, chodź z nami, i tak już prawie jest rano. Wyśpisz się to wrócisz. - Eve i reszta też próbowały zachęcić bladolicą brunetkę w marynarce, żeby skorzystała z gościny. - Oj, może innym razem. Może za tydzień? W sobotę? No nie mogę, obiecałam temu swojemu, że wrócę po koncercie. - Madi chyba nie było lekko odmówić ale pozostała niezłomna. Jeszcze wyszła nawet z samochodu aby się z każdą pożegnać, uściskać, przy okazji wypalić papierosa no ale ostatecznie jako jedyna z całej paczki wróciła do samochodu i odjechała w mroki przedświtu. Pozostałej czwórce pozostało wejść na piętro i dostać się do mieszkania okularnicy. Amy zaczęłą grzebać po kieszeniach za kluczem gdy stały już przed drzwiami i coś mówiła, żeby być cicho bo wszystkich pobudzą. I wtedy jakby wywołała wilka z lasu. Prawdziwą wilczycę. Bo drzwi szczęknęły od wewnątrz i otworzyły się ukazując gospodyni w narzuconym aksamitnym czarnym szlafroczku z krwiście czerwonymi elementami i swoich okularach. I tygrysich kapciach naturalnie. W pierwszej sekundzie wydawało się, że scena zamarła i nikt nie wie co powiedzieć przed tą surową władzą w okularach. - Moje gołąbeczki wróciły do gniazdka? I to z gościnnymi ptaszynami? I bardzo dobrze! No nie stójcie tak, wchodźcie! - Betty o dziwo wcale nie wydawała się zła. Wręcz przeciwnie, ich powrót wydawał się ją cieszyć. Pierwsza weszła Amelia która wciąż stała tuż przed nią z właśnie wyciągnietym kluczem. Zaliczyła przyjacielskiego buziaka w policzek na przywitanie. Lamia zaliczyła pełny zestaw: mocny pocałunek w usta połączony z mocnym złapaniem za swoje pośladki. - Mmm, Księżniczko, wyczuwam zapach miłości i przygody. Widzę, że wzięłaś sobie do serca co ci mówiłam. I bardzo dobrze, potem mi wszystko opowiesz. - Betty wymruczała w twarz swojej faworyty gdy wciąż obłapiała ją za pośladki. - Val. Miło, że do nas dotarłaś. - jak na królową przystało, gospodyni przywitała się z dredziarą uprzejmym skinieniem głowy i wyciągniętą do pocałowania dłonią. A Val przyjęła te przywitanie jak na dobrą służkę przystało, skinieniem i grzecznym ucałowaniem tej dłoni. Ostatnia w kolejce została fotograf. Dzięki innym dziewczynom zostały przedstawione sobie i wreszcie nie licząc Madi jaka musiała ich jednak prawie na mecie opuścić to były w komplecie. Już panowała szarówka za oknami gdy zmęczenie zaczeło wyłączać kolejne zawodniczki z tych pierwszych, gorączkowych relacji i wymiany przeżyć z wizyty w starym kinie. Chyba mając zamiar udać się tam żadna nie spodziewała się takiego obrotu wypadków więc tym bardziej było o czym opowiadać. W końcu jednak Betty wylądowała w swojej sypialni, Amelia w swojej a pozostała trójka skończyła w sypialni Lamii. I chociaż co jakiś czas któraś na moment otwierała powiekę to tak naprawdę przespały aż do południa. Obgadując ten koncert nie można było pominąć to jak się zaczął koncert samych “The Palantas”. A zaczął się całkiem mocnym wejściem. 2054.09.13 - nd; noc; gorąc; tłok; Sioux Falls, Stare Kino Pun-ki grać! Kur-wa-mać! Pun-ki grać! Kur-wa-mać! Wyglądało na to, że publiczność miała dość czekania. Zaczęła skandować w jednym rytmie. Nagle doszedł do nich nowy głos. Męski, zdecydowany, mocny. Skandował to samo jak oni. Ale wybijał się ponad inne dzięki temu, że używał mikrofonu. Przez salę przeszła fala zaskoczenia i dezorientacji tym nowym czynnikiem. Ale dokładnie w momencie gdy rozpoznali czyj to głos jego właściciel wyszedł na scenę. Widownia zafalowała z entuzjazmu. Poleciały gwizdy, przekleństwa i okrzyki radości. A on stanął na środku sceny, tak samo jak oni skandował i unosił w górę pięść z tym samym buntowniczym geście. W skórzanej kurtce, podartej koszulce, glanach i czerwonych kraciakach. - Na zawsze punk! - Rude Boy świetnie umiał wyczuć nastrój chwili i atmosferę publiczności. Wszyscy go znali więc nie bawił się w przywitania ani inne ceregiele. Gdy tylko reszta zespołu zajęła swoje miejsca dał sygnał i popłynęły pierwsze akordy gitary doprowadzając publiczność do stanu wrzenia. https://www.youtube.com/watch?v=6_1ax5Fgwvs Bunt, walka, wolność i marzenia Odmienność, siła, agresja i pięści Pierwsze słowa punkowej piosenki wydarły się z gardła punkowego wokalisty. Słowa i muzyka w jednej chwili podały iskrę która wywołała detonację aplauzu i eksplozję dzikiej, nieskrępowanej radości. Tacy byli! Dzicy, pstrokaci, różni, chaotyczni, hałaśliwi i pełni energii. Tacy byli. W podobnych mundurach tak jak ci tutaj w podobnych kirtkach. Ale też pstrokaci, zbuntowani przeciw wszystkim i wszystkiemu. Młodość ze swoimi pragnieniami wolności i marzeniami ograniczona regulaminami, wtłoczona w suche schematy. Odmienni, agresywni, inni. Zwykle stłamszeni, zapomniani, pogardzani, wyrzuceni na sam krawędź świata i społeczeństwa. Tam gdzie kończył się świat ludzi. Świat ulic, świateł, bierzącej wody. Liczyła się siła, spryt i ślepy los który decydował komu się znów uda a komu nie. Ale teraz czuli się silni! Gdy byli razem, gdy czuli swoją moc i potęgę! Gdy czuli, że mogą roznieść tą salę, ten budynek w drobny mak! Że nic ich nie zatrzyma! Gdy biegli, krzyczeli, strzelali, rzucali granat do przodu czy dźgali bagnetem to co było do zadźgania! Utopia, chaos, kontrola i zabawa System, władza i anarchia Tak, tak było. Wszystko się mieszało, nicowało, plątało. Wiele powiązań i zależności z pozoru całkiem ze sobą nie powiązanych albo po prostu sprzecznych. Punk forever! Chociaż zdawali sobie sprawę, że tak to nie działa, że to utopia. Tak wygrać wojnę która trwała już tak długo i końca nie było widać. Ile już pochłonęła dywizji, batalionów, kompanii? Co da jedna więcej? Zresztą jak to by było gdyby któregoś dnia wygrali? Właściwie to co dalej? Byłoby jakieś dalej? A jak nie byli w stanie toczyć tej wojny to po co ją toczyć? Ale to anarchia! System i władza nie tolerowały takich głupich, defetystycznych gadek! Za to można było dostać pakę lub przydział do karnej kompanii! Ale jebać system! Punk forever! Na zawsze punk! Jebać psy! Jebać plastików! Rozjebać to! Rozjebać to wszystko! Rozjebać wszystkich! Anarchia! Zabawa! Irokezy i cockneje Ćwieki, skóry i pieszczochy Zabawne. Jak człowiekowi zależało aby się wyróżnić. Aby zapaść w pamięć. Aby nie zostać zapomnianym. Zwłaszcza, że to takie powszechne. Przemijanie. Korowód twarzy, zwykle zamazanych i bez imienia. Jeśli się coś zapamiętywało to detal albo scenę. Irokez pod standardowym hełmem. Skórzana kamizelka na mundurze. Pieszczochy, ćwieki, pióra, tatuaże, cokolwiek aby być tym jedynym! Tak jak i tutaj! Wszyscy na jedną modłę, wszyscy tak podobni, podobne kurtki, ćwieki, glany, irokezy. Ale nie takie same! O nie, to byłby wówczas system! A nie był! Nie dali się wtłoczyć, stłamsić, zniewolić! Nawet gdy co dzień dostawali cięgi, głodowali, szydzono i pluto, gdy non stop byli zapominani, pozostawieni samym sobie, zdani tylko na siebie. Mogli liczyć tylko na własne siły, na twarze, na imiona, na własny punk i jebanie systemu! Reszta to był system! Oni! A nie my! My to my, ci tutaj, z irokezami, glanami, pieszczochami! To są prawdziwi my! I jebać resztę! Załoga, piwo, pogo i zadymy Tolerancja i destrukcja Tak, tak się bawili. Kręcili pogo. Odbijali się od siebie, popychali, czasem ktoś upadał. Wszyscy byli tutaj braćmi, wszyscy stali, skakali, skandowali, śpiewali, śmiali się i płakali. Głodowali i upijali się. Wszyscy razem. Bez względu na kolor irokeza, spodni, ilość belek na kołnierzyku czy rękawie. Pamiętała. Jak siedzieli w jakimś kącie, podwórku. Gerber na jakichś beczkach, ona na skrzynkach, chłopaki dorwali jakiegoś boomboksa, ktoś skołował jakiś podły bimber. I bawili się. W dom. W coś swojskiego. Wrzeszczeli, tańczyli, skakali, odpychali się w samych koszulkach i spodniach, ciesząc się dniem, rozwalaniem wreszcie czegoś, gdy można było coś zniszczyć bez konsekwencji, że to cie zdradzi, urwie ci nogę czy łeb, namierzy i poszatkuje ołowiem. Jutro! Wczoraj! Ale nie dzisiaj! Nie teraz! Teraz był ten podły bimber, konserwy na zagrychę i ten rozwalajacy się bombox z jakiego chrypiała jakaś muza. Na zawsze punk takim chcę być, na zawsze punk Jeśli myślisz, że to tylko słowa To odejdź, to odejdź Na zawsze punk takim chcę być, na zawsze punk Jeśli myślisz, że to tylko słowa To odejdź, to odejdź stąd Nie wszyscy się nadawali do tej roboty. Nie wszyscy wytrzymywali. Nie wszyscy czuli klimat. Czasem po którymś upadku, wycierali nos i chyłkiem wycofywali się. Wracali na miejsce gdzie nie było takiego młynu. Bo tu, gdzie było pogo, młyn był zawsze. Jeśli ktoś spodziewał się, że to tylko taka ściema to lepiej by odszedł. Prawdziwy punk to nie była bułka z masłem. Nie, zdecydowanie nie. - Uważacie się za twardzieli?! Za przekoksów?! Jak się teraz czujecie? - wysiadł z szoferki ciężarówki jak jakiś książę. Pewnie dlatego, że właśnie przyjechał i to w szoferce. Dlatego był taki czyściutki. Co innego oni. Instruktorzy zerwali ich jeszcze jak było ciemno. Nie żeby wieczorem i dnia poprzedniego było jakoś inaczej. A teraz byli już u kresu. Najpierw wielokilometrowy marszobieg z bezsensownie dźwiganym plecakiem. Na czas, na orientację, na przełaj, przez trawę, błoto, bajora, las, krzaki i strumienie. Luźne grupki i pojedyczny rekruci z najwyższym trudem doczłapali się “tutaj”. Do miejsca zaznaczonego na schematycznych mapkach które sam każdy sobie rysował jak umiał podczas porannej odprawy. Wiele, wiele, wiele godzin temu. Liczyli, że “tutaj” będzie jakaś meta. Jacyś instruktorzy, łóżka, piecyk, suche ubranie, prysznic… A “tutaj” okazała się pustą polaną zalewaną siąpiącą od rana mżawką. Najpierw zgrzani teraz kulili się do siebie w kończącym się dniu. Zimno i bezruch obezwładniły po kawałku likwidując każdy fragment ciepła, życia i świadomej myśli. Dźwięk nadjeżdżającej ciężarówki ledwo zauważyli. Dopiero gdy jej reflektory omiotły ich żałosne grupki dotarło do nich, że zaszła jakaś zmiana. I w końcu z szoferki wysiadł on. Ten aż oficer, i aż tak wymuskany. - Punk rock to nie jest bułka z masłem! Obiecuję wam, że w naszej jednostce NIGDY nie będzie lżej i łatwiej niż w tej chwili! - warknął ostrym, rozkazującym głosem. Zmęczone, wygolone na krótko, trzęsące się z zimna i wilgoci łby popatrzyły na siebie. To tak to ma wyglądać? To co powiedział chwilę później do reszty rozbiło większość z nich. - Ale możecie mieć spokój! Olać tą gównianą jednostkę co nie wraca lizać ran póki straty nie przekroczą 50%. 50%! To co drugi z was! Wsiadajcie na pakę! Ciężarówka zawiezie was do bazy! Za godzinę będziecie siedzieć w stołówce i suszyć się w cieple! A kto chce być Bękartem Diabła to za mną! - oficer z nazwiskiem “GERBER” na mundurze wskazał na ciężarówkę jaką przyjechał. To takie proste! Wsiąść i mieć spokój! A alternatywa? Powtórny bieg przełajowy do bazy. Tylko tym razem po ciemku, po nocy. I facet nie żartował, naprawdę podniósł z ziemi jakiś plecak, założył go tak jak i oni a potem odwrócił się do nich i zaczął truchtać w zapadający zmierzch i siąpiącą mżawkę. Bardzo, bardzo, niewielu przemarzniętych, głodnych i przemoczonych wygolonych łbów potruchtało za nim. Sex Pistols i Exploited Kennedys, Clash, Conflict i Ramones Dezerter, Kryzys, Karcer i Włochaty Niezależność czy komercja Tak, Sex Pistols i reszta. To ich łączyło. O tym gadali, tego słuchali, przy tym się bawili i o tym marzyli gdy nie mogli mieć tego zaraz i za chwilę. Właśnie o tym. Że pójdą, przyjadą, odwiedzą spelunę gdzie ktoś tak gra, gdzie dają takie koncerty. To dodawało otuchy, pomagało przetrwać. Przetrwać noc na ulicy, w okopie, w ziemiance, w rozwalającej się ruderze. Przy koksowniku, czując razy policyjnych pał na nerach czy glany innych pojebów. Ale była muza i rozmowy o niej, wspólna tak jak wspólne marzenia i plany o niej. Niosła nadzieję i otuchę. Była siłą jaka opierała się wszelkiej logice i nakazom. Żadna inspekcja, żaden regulamin, żaden nakaz sądowy i nalot policji nie był w stanie tego stłamsić. “Bo muzyka jest w nas!” mówili, “Bo ja czuję rytm!” obnosili się dumnie, wręcz wyzywająco. Bez względu na to czy byli w skórach czy mundurach, czy mieli pieszczochy czy rękawice taktyczne. Anarchiści i antyfaszyści Ziny, scena i sqotersi Pozytywni i negatywni Do końca zostaniemy inni Byli inni. Jak cholera byli inni. Nawet w swojej własnej grupie. I to czy za grupę się wzięło skaczących pod sceną punkowców czy mundurowych próbujących wegetować po schronach i piwnicach. Każdy chciał być inny, sam z siebie, wyróżniać się na tle innych. A jednak też chciał upodabniać się do innych. Do “tych fajnych” do “tych swoich”. Dlatego tak inni a jednak tak podobni. Pamiętała. Tak samo krzyczeli, tak samo byli hałaśliwi, tak samo wznisili ze złości i buncie pięści do góry. Nieważne czy mankiety przy tych pięściach były skórzanych kurtek czy mundurów polowych. Były tak samo poniszczone, brudne, naprawiane, wytarte. Przecież nikt o nich nie dbał prawda? Zostawili ich, no nie? Zapomnieli. Skreślili ze swoich ładnych rejestrów, wyrzucili za drzwi, mieli za złe, że są. A oni mimo wszystko byli! Żyli! Przetrwali! Byli inni?! I bardzo kurwa dobrze! Chuj z nimi! Chuj z całą resztą! Jebać to! Na zawsze punk takim chcę być, na zawsze punk Jeśli myślisz, że to tylko słowa To odejdź, to odejdź Na zawsze punk takim chcę być, na zawsze punk Jeśli myślisz, że to tylko słowa To odejdź, to odejdź stąd Na zawsze punk takim chcę być, na zawsze punk Jeśli myślisz, że to tylko słowa To odejdź, to odejdź stąd Punk's not dead! Punk's not dead! Punk's not dead! - Na zawsze punk! - Rude Boy skończył pierwszy kawałek. Stanął w rozkroku, z przewieszoną gitarą i klasycznie zbuntowanym geście uniesionej wysoko nad głową pięścią. Porwał ich ze sobą. Swoimi słowami, gestami, ekspresją, emocjami, wolą. Tak samo jak Gerber. On mówił do innych ludzi niż byli tutaj, całkiem innych. Ale też działał podobnie. Był zdecydowany i tacy jak oni. Przez co był taki wiarygodny. Mimo, że był aż kapitanem i dowódcą całej kompani. Tak samo jak Rude Boy był gwiazdą i ich idolem mimo, że zgrywał się na przypadkowego grajka co przez przypadek gitara w rękę mu się zaplątała. To był tacy jak oni, robił to co oni i wierzył w to co oni. Przez co był taki wiarygodny. A potem “The Palantas” polecieli kolejne kawałki. Bo punk’s not dead! Bo punk rock to nie jest bułka z masłem! Na zawsze punk!
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
18-03-2019, 01:43 | #67 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
18-03-2019, 01:45 | #68 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... Ostatnio edytowane przez Driada : 18-03-2019 o 01:48. |
18-03-2019, 01:49 | #69 |
Reputacja: 1 | - Eve. - mruknęła okularnica do fotograf która nie mogła się powstrzymać i złapała za smartfon aby nagrać na drugi obiektyw ekscesy podczas królewskiej audiencji. Chociaż całość i tak filmowała kamera na statywie ustawiona właśnie tak aby łapać obraz z dybów od przodu.
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
18-03-2019, 01:49 | #70 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |