Borys widząc brak reakcji i jakieś zabawy kocami krzyknął.
-Kurwa to pole walki nie wizyta u krawcowej. Nacierają na nas idą do walki wręcz. Ruszcie tu natychmiast dupy! - Borysa zadzwił jakiś wyszukany pomysł w czasie walki z goblinami. To nie było oblężenie. Tylko dynamiczna wymiana ciosów.
- No i masz - sapnął Rudolf odkładając rozpoczętą robotę. - Teraz nie ma co tego kończyć - machnął ręką. - Bierz broń i leć na gobliny - zwrócił się do Gottfrieda. - Dokończymy później - zwrócił się jeszcze do Cat. - Musimy pilnować, żeby żaden nie dostał się w pobliże mułów. Nie zranił i nie spłoszył. Pójdę pomóc im w walce, popilnujecie karwany, dobrze? - zwrócił się do reszty. Założył tarczę, wyciągnął młot i ruszył truchtem ustawić się między Robin a Kasztaniakiem. Gottfried nie zdążył nawet zabrać się porządnie do pracy, a już musiał robić coś innego. Zauważył, jak trzęsą mu się ręce, nie wiedział, czy ze strachu, czy też z podniecenia. Borys miał rację, gobliny nacierają, a oni bawią się w krawców… Nie czekając dłużej, zaczął biec w stronę Borysa.
- Drago, Kasztaniak celujemy w tego po lewej następnie w tego po prawej. - Borys wiedział, że nie ma czasu wdawać się w dyskusję. Borys i Kasztaniak podjęli następnie ostrzał. Goblinów idących w ich stronę. Drago nie trzeba było dwa razy powtarzać. Napiął procę i zaczął strzelać zgodnie z rozkazem Borysa. Fay natomiast nie miała odwagi bawić się w strategie. Wycelowała w najbliższego goblina, który się do niej zbliżał, gotowa wycofać się potem na bezpieczniejszą odległość.
Wolfgang widząc, że jego strzała nie doleciała do celu zarzucił sobie łuk na plecy i wyciągnął włócznię do kompletu z tarczą. Wskazał głową Albertowi na gobliny, które już szykowały się do szarży. Kto jak kto, ale ludzki wojownik nie będzie bał się wymiany ciosów z zielonoskórymi pokurczami. Baderhoff pochylił głowę, teatralnie wytarł podeszwy o podłoże i ruszył.
- Dawaj ich Albert w obroty. - krzyknął do druha biegnącego tuż obok niego.
Wyskoczyli na wprost goblinom. Jeden z przeciwników padł trafiony przez Kasztaniaka bełtem prosto między oczy. Kolejny zwolnił biegu, gdy Drago trafił go w ramię. Strzały wypuszczone przez pozostałych nie doszły jednak swoich celów.
Gdy Rudolf z Gottfriedem dobiegali do grupy, zwrócili uwagę na rozpedzającą się w ich kierunku kolejną grupę goblinów. Musieli być wcześniej schowani za skałkami i nikt, przez skupienie się na głównej grupie, nie zauważył ich wcześniej.
Wolgang i Albert, stanowiąc obecnie pierwszą linie obrony, odpierali natarcie mniejszych i słabszych, aczkolwiek będących obecnie w przewadze liczebnej, przeciwników.
Szaman, wraz swą gwardią przyboczną wciąż się oddalał. Znikał właśnie za pierwszym pagórkiem.
Przy karawanie zostało kilka osób, starając się utrzymać muły w grupie. Robił się coraz większy rumor, ale wciąż udawało się je kontrolować.