Gdyby Jagoda uświadomiła sobie w tym momencie, że żadnych regularnych pieniędzy z miejskiej kasy nie otrzyma, byłaby pewnie zmartwiona nieco bardziej, niż była po wypowiedzi upstrzonego cudoka. Gdyby wiedziała, że jej istnienie jako takie zależne jest w znacznej mierze od tego, czy widzą ją Prawdziwi Bohaterowie, być może nawet przyjęłaby z pewną ulgą fakt, że zamiast po prostu wyjść, kompania cudoków ma zamiar ją przesłuchać. Ponieważ jednak rozbuchana świadomość jest cechą nieobecną u niebohaterów postanowiła skupić się na bardziej przyziemnych problemach. Cudoki nie były wiele lepsze w logicznym wnioskowaniu niż ona sama. Tak przynajmniej twierdziłaby, gdyby wiedziała czym jest logiczne wnioskowanie. Szlachcic potrafił dodać dwa do dwóch i otrzymywał wynik, który był dla niego aktualnie najodpowiedniejszy, podczas gdy dla Jagody matematyka była dalece bardziej jednoznaczna. Dwa i dwa dawało pięć przy kupnie i trzy przy sprzedaży.
Tak czy inaczej ona nie miała zamiaru zostać ofiarą, przez którą reszta strażników będzie musiała zastanawiać się, w którym kierunku najłatwiej będzie uciec.
Już miała wybuchnąć rubasznym śmiechem i powiedzieć upstrzonemu, że najpewniej skarb schowała we własnej dupie, ale uderzenie serca później uznała, że ten najpewniej weźmie to dosłownie i zacznie tam szukać. A dupę swoją ceniła nie mniej niż cycki.
Pewność Szlachcica udzieliła się jej jednak w równym stopniu. Niebohaterowie wprawdzie nie znajdowali skarbów, a ich życie nie było więcej warte od funta kłaków, ale nieszczęśliwie nikt o tym Wielkiej Jagodzie nie powiedział. Nie tylko szkolenie na strażnika miejskiego było w przypadku dziewczyny niedopilnowane.
Oceniła więc swoje szanse i rzuciła się niby przypadkiem do zgrabnej ucieczki. Najlepiej z budynku, przez dowolny otwór, który nie był obstawiony i gwarantował brak zderzenia z klepiskiem odległym od framugi dalej jak dwa metry.