O świcie Estalijka miała wrażenie, że coś odmawiało jej posłuszeństwa. Po pewnej chwili stwierdziła, że chyba nogi, bo pomimo tego, że w swoich myślach poruszała się prężnie niczym pikinier na defiladzie to wcale nie posuwała się do przodu. Skoro tak, uznała ostatecznie, to może równie dobrze stać co leżeć i zwaliła się na ziemię.
Leżąc włócznią (myrmidyjska odmiana leżenia krzyżem) odmówiła modlitwę do Najwyższej Bogini dziękując za dotychczasową opiekę. Plan może nie był najlepszy, ale w jej rozeznaniu był całkiem rozsądny, choć wymagał wysiłku. Dlaczego akurat jej zabrakło sił, tego nie potrafiła powiedzieć. Gdy skończyła dziękować błagała, zachowując odrobinę szacunku, o pomoc w taktycznym rozeznaniu otaczającego ich terenu. Wiedziała, że mogą natrafić na patrol, ale mag już nie raz wyczarowywał wierzchowce, które były w stanie przemieścić tych najsłabszych. Musieli tylko wiedzieć, w którym kierunku mają zmierzać.