Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2019, 12:15   #81
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Kobieta rozmawiała cicho półszeptem. Z tego, co Harper zrozumiała, nie udawała rozmowy, tylko naprawdę połączyła się z blokiem. Po kilku minutach rozłączyła się.
- Douglas jest już po operacji. Odpoczywa na wybudzeniówce. Miał znieczulenie ogólne i nie pogada sobie z nim pani. Niedługo ktoś po niego pójdzie i przewiezie tu na oddział - rzekła wreszcie, po czym opadła całym ciężarem na krzesło, aż to zatrzeszczało. Chwyciła agresywnie kartki papieru, które przeglądała wcześniej. - Czy. To. Wszystko?
- Prawie. A kiedy będę mogła z nim już porozmawiać? Znaczy, chodzi mi o konkretny czas. Bo pewnie za chwilę będę miała rozmowę z policją i zastanawia mnie po prostu, czy...
- Proszę. Pytać. Lekarza.
- To macie tu jednego na wszystkie oddziały, że swojego mogę pytać? - zapytała spokojnie.
Kobieta przewróciła oczami.
- Czy robi pani wszystko, aby mnie zdenerwować? Co mam wiedzieć nawet, kiedy pani tatuś obudzi się po znieczuleniu jak jakaś wróżka? - była coraz bardziej zdenerwowana.

- Wydaje mi się, że przeszła pani odpowiednie szkolenie medyczne, by znać względny oszacowany czas działania takiego znieczulenia - odpowiedziała dalej spokojnie Alice.
Kobieta popatrzyła na nią dłużej.
- Nie jestem anestezjologiem - zaczęła wyliczać. - Nie jestem pielęgniarką anestezjologiczną - dodała. - Jestem osobą przyjmującą ludzi na przyjęcia planowe.
Zamyśliła się na moment.
- Pójdę pomyśleć na temat pani pytania - rzekła, po czym zebrała wszystkie kartki, nad którymi pracowała, wzięła długopis i zaczęła kierować się z recepcji w stronę korytarza. Chyba zwiewała do dyżurki pielęgniarek i drzwi, za którymi mogłaby się ukryć przed Alice.
- Na pewno Wikipedia ma to opisane. Dziękuję bardzo, niech pani dobrze pomyśli… I dzięki za informacje - rzuciła za nią, po czym sama odwróciła się i ruszyła w drogę z powrotem na swój oddział
- Co za niekompetentny, wredny babsztyl… - westchnęła tylko pod nosem. Harper nie miała tu już nic do roboty, więc ruszyła do swojego pokoju. Spodziewała się, że policja będzie chciała zamienić z nią słowo, lub trzydzieści…

Alice wróciła do przydzielonego jej pomieszczenia. Na szczęście nikt nie zaatakował jej po drodze i w środku również nie napotkała żadnego zagrożenia. Usiadła na kozetce, spoglądając na wysprzątane otoczenie. Nie było już ani krwawych śladów na podłodze, ani pozostałości po balonikach, ani gruzu z umywalki, trocin z drzwi, czy odłamków szkła z rozbitego lustra. Jednak zniszczenia pozostały i nawet jeśli chciała uwierzyć, że to bezpieczne miejsce… nie mogła. Nie po tym, co jej się przytrafiło. Wnet ujrzała, że jej komórka rozdźwięczała się i rozpoznała numer Petera Morrisa, który otrzymała już jakiś czas temu od Thomasa. Jednocześnie rozległo się pukanie do zamkniętych drzwi jej pokoju. Czyżby nieszczęścia chodziły parami? A może dla odmiany wreszcie przydarzyło się coś pozytywnego?
Alice wzięła telefon do ręki i odebrała
- Halo? - zapytała, jednocześnie podchodząc do drzwi. Uchyliła je lekko, żeby być pewną, że to nie kolejne dziecko z naładowanym rewolwerem. Nie była pewna czego się spodziewać. Wolała jednak tym razem nie natrafić na kolejną opętaną osobę. Nie chciała aż tak rzucać się w oczy tutejszej policji. Na pewno i tak już była dla nich najciekawszą sprawą miesiąca… Zgadywała, że jej przypadek z Champs i ze szpitala rywalizował teraz z ‘wypadkiem’ Tuoniego…
- Cześć, Alice, to ja - usłyszała głos brata. - O wszystkim usłyszałem od Finna… jak się czujesz? Strasznie mi przykro z powodu tego, co się wydarzyło. Jak głupi chodziłem po restauracjach ze zdjęciem Arthura, podczas gdy tak naprawdę powinienem był bronić cię i Thomasa… - w jego głosie można było wyczuć poczucie winy. - Gdybym tylko wiedział… Być może… - westchnął. - Może…
Tymczasem przed Harper, w szczelinie uchylonych drzwi, ukazał się wysoki, lecz otyły mężczyzna. Przypominał wielkiego, groźnego niedźwiedzia, nawet patrzył na nią srogo. Śpiewaczka już miała odskoczyć i ukryć się w jakimś bezpiecznym miejscu… O ile takie w ogóle istniało… Kiedy nieznajomy przemówił.
- Policja Port Louis - rzekł grubym, basowym głosem. - Pani Alice Harper? Czy czuje się pani na siłach, aby z nami porozmawiać?
Śpiewaczka ujrzała drugiego policjanta za nim, choć był znacznie mniejszy i prawie zupełnie został przykryty sylwetką swojego kolegi. Oboje nie mieli na sobie mundurów, jednak wnet śpiewaczka ujrzała legitymację. Miała przed sobą George’a Chaveza, jak przeczytała z plastikowej karty.
Harper kiwnęła głową i otworzyła nieco szerzej drzwi
- Nie przejmuj się Peter. Gdybyś tam był, tylko bym się martwiła i o ciebie… Posłuchaj, w szpitalu… Stał się wypadek. Tata został postrzelony i właśnie jest w trakcie operacji. Nie miałam jeszcze do kogo zadzwonić. Potrzebuję, żeby ktoś tu przyjechał z jakimiś moimi ubraniami na zmianę. Nie mogę tu zostać… Boję się, że znowu się coś stanie. Opowiem ci więcej, jeśli przyjedziesz. Przyszła policja, muszę kończyć - powiedziała dość szybko, ale wyraźnie. Już po chwili zakończyła połączenie, po czym odłożyła telefon i usiadła na łóżku. Peter nie zdążył nawet wcisnął słowa, czy pożegnać się z nią.
- Dzień dobry panom - powitała wreszcie funkcjonariuszy. Musiała najpierw wybadać jaki mają do niej stosunek i o co zamierzają ją pytać. Postanowiła przyjąć uważną, spokojną postawę, choć dłonie jej lekko drżały z nerwów po tym wszystkim co się wydarzyło. Chavez spojrzał na nie, jednak zauważenie tej lekkiej oznaki słabości kompletnie nie wpłynęło na jego mimikę. Śpiewaczka odniosła wrażenie, że mężczyzna cały czas wyglądał srogo, nie tylko w odniesieniu do niej, choć nie miała żadnego dowodu na poparcie tej tezy. Zza olbrzyma wysunął się drugi, znacznie mniejszy mężczyzna. Był niższy nawet od śpiewaczki i szczuplejszy od niej. Miał na nosie grube okulary, które nadawały mu inteligentnego wyrazu. Jeżeli wierzyć pierwszym wrażeniom i stereotypom… to mogła spodziewać się, kto tu był mózgiem, a kto mięśniami.
- Moje nazwisko Felix Applebaum, a to mój partner George Chavez - przedstawił ich. - Chętnie przyjęlibyśmy pani zeznania, o ile czuje się pani na siłach.
- Zarówno w związku z Champs de Mars, jak i tego, co miało miejsce tu w tym pokoju - wtrącił się olbrzym. Następnie ruszył prosto do łazienki, aby obejrzeć zniszczenia.
- Czy znalazłaby pani dla nas chwilę? - Felix zwrócił na nią wąskie oczy łasicy.
Alice obserwowała ich, po czym kiwnęła głową
- Tak, mogę opowiedzieć co wydarzyło się dzisiaj… I co pamiętam z wczoraj... - powiedziała i wzięła wdech
- Wczoraj… Wczoraj po posiłku wspólnym z rodziną w The Deck, która została przerwana… Przez nieoczekiwany wypadek… Zniknął jeden z moich braci - Arthur Douglas. Sądziliśmy, że po prostu zagubił się gdzieś w tłumie ludzi, którzy wydostali się z restauracji, ale gdy wróciliśmy do hotelu, a on dalej nie wracał, zaczęliśmy się martwić. Wieczorem, wraz z moim kolejnym z przybranych braci, Thomasem, poszliśmy do miasta go poszukać. Zastanawialiśmy się, czy może nie zaplątał się w jakimś z barów. Widzicie panowie, Arthur od pewnego czasu jest abstynentem. Przyszło nam do głowy, że może po tym co zobaczył w restauracji, nerwy mu puściły i poszedł się napić. W pewnym jednak momencie, po rozmowie, Thomas powiedział mi, że kiedyś wraz z resztą rodziny już byli na Mauritiusie i wtedy odwiedzili Champs de Mars i że może skoro dobrze zapamiętał to miejsce w dzieciństwie, to może tam poszedł. No to tam poszliśmy. W drodze na miejsce, zobaczyliśmy bramę. Była otwarta. Widać było, że wcześniej był na niej łańcuch, taki z kłódką… Ale ten był przerwany. Przyszło nam do głowy, że Arthur może wykorzystał to i wszedł na teren mimo wszystko. No to też weszliśmy… Szliśmy dalej i wtedy na jednej z tablic informacyjnych, przeczytaliśmy informację… - zawiesiła się na moment. Wzięła kolejny głębszy wdech, przed dalszym ciągiem opowieści
- ...o tych strasznych morderstwach. Wystraszyliśmy się, ale i zmartwiliśmy. Uznaliśmy, że szybciutko się przejdziemy, może po trybunach, no i jak go nie znajdziemy to uciekniemy. No i wtedy… Wtedy zauważyliśmy, że na przestrzeni parkingowej, stoją jakieś samochody i trzy campery. Wszystkie miały wyłączone światła, no i zignorowaliśmy to. Może sobie po prostu ktoś zaparkował, rozumieją panowie. Ochrona, czy coś takiego… Ale w pewnym momencie, usłyszeliśmy hałas. Jakieś skrobanie i uderzenia. A potem krzyki. I to były ludzkie krzyki. Docierały z jednego z camperów. Ruszyliśmy więc w stronę środka Champs. Okazało się, że na trawie było szkło, a z jednego z tych pojazdów wypadła kobieta. Była naga i jej ręce były zakrwawione. Prosiła o pomoc. Upadła na to szkło - głos jej się załamał. Przełknęła ciężko ślinę.

Felix Applebaum nie przestawał notować. Posiadał mały notesik, na którym prędko zapisywał słowa śpiewaczki. Alice jeszcze nigdy nie widziała, żeby ktoś tak szybko potrafił pisać. I kiedy lekko nachyliła się, ujrzała piękne, pochyłe pismo. Sam kształt liter nie był wymyślny, jednak bardzo konsekwentny. Przypominał nieco druk. Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na śpiewaczkę.
- Proszę kontynuować - poprosił, kiedy ta na sekundę zamilkła, chcąc przełknąć ślinę.

- Pobiegłam do niej, bo chciałam jej pomóc, a w tym czasie… W tym czasie Thomas zawołał mnie i wskazał otoczenie. I tam byli ludzie… Mnóstwo ludzi. Nie policzyłam ilu, ale na pewno z dwadzieścia osób, albo więcej… I byli ubrani w czarne płaszcze z kapturami. Wyglądali jak jakaś sekta. Mieli maski… I zbliżali się, otaczając nas. A potem jeden próbował mnie rozjechać. Thomas wpadł do campera, bo ta kobieta powiedziała, że w środku jest jej siostra… No i ten samochód… I ten straszny śmiech. Ten człowiek się śmiał. Bawiło go to, że próbuje mnie przejechać… W międzyczasie zadzwoniłam na policję, ale funkcjonariuszka uważała, że to żarty… - znowu zawiesiła głos, jakby wspominając wydarzenie…

Felix poruszył się, jak gdyby krzesło, na którym spoczął, okazało się nagle niewygodne.
- Jestem przekonany, że to nie tak. Na pewno była po prostu sceptyczna, inaczej nie przyjęłaby zawiadomienia i nie wysłałaby radiowozów - wyjaśnił Applebaum. - Przykro mi, że odniosła pani takie wrażenie. Jednak głównymi winnymi są ci wszyscy żartownisie, którzy dzwonią i raczą nas wymyślonymi bzdurami. Trochę alkoholu i nagle wszystko jest śmieszne. Jeżeli nieodpowiedzialne i potencjalne stanowiące zagrożenie dla życia innych ludzi, tych naprawdę potrzebujących? Oczywiście nie ma to znaczenia… - Applebaum machnął ręką, krzywiąc się. - Proszę kontynuować.

- No i Thomas był w camperze, a ten sedan w niego uderzył… Znaczy w camper. Chciałam go powstrzymać, próbowałam rzucić jednym z tych szkieł, ale tylko się zacięłam w rękę. No i samochód się wycofał, a ja widząc że tamci się zbliżają, też wpadłam do campera. Trochę się zabarykadowaliśmy w środku. I tam tak strasznie śmierdziało. Odchodami i...i chyba zwłokami... Thomas jest agentem FBI, powiedział mi, żebym nie wchodziła na tył wozu, bo tam jest właśnie siostra tamtej kobiety… No i ten samochód, znaczy camper, no stał się naszą pułapką. Ale zaczęliśmy szukać i myśleć, że może skoro to auto, w którym przetrzymywali ofiary, to może mają tu gdzieś ukryty kluczyk, jakby musieli szybko odjechać. Zaczęliśmy szukać i Thomas znalazł. Próbowaliśmy go odpalić, ale wtedy znowu uderzył w nas ten sedan i camper zdechł… I wtedy oni weszli do środka i nas wyciągnęli i… I podali mi coś… I wszystko się rozmyło. A potem były jakieś krzyki… I więcej nie pamiętam… - posmutniała.

Obserwowała George’a Chaveza, który wyszedł z łazienki, bogatszy w kilka torebek foliowych z próbkami.
- Felix, jak na uczynek wszystko wysprzątali - skrzywił się, zerkając na partnera. Tymczasem Applebaum podniósł rękę, nakazując mu gestem, aby nie przeszkadzał im w rozmowie. Olbrzym zaczął spacerować po pokoju śpiewaczki, szukając jakichś kolejnych śladów. Odsunął nieco szafę i przykucnął. Wsunął w szczelinę rękę z pęsetą i wyjął nabój po pocisku. Obejrzał go w świetle bijącym z okna, po czym włożył do kolejnej torebki. Śpiewaczka uznała, że jednak pielęgniarka nie posprzątała pomieszczenia idealnie. Pewnie poszlaka znalazła się tam w wyniku jej zamiatania.
- A co potem się wydarzyło? - zapytał policjant. - Chwileczkę - mruknął, wkładając zapisany notes do kieszeni i wyjmując z niej kolejny, czysty. - Proszę mówić.

- A dziś się budzę… I dostaję informację… Że mój brat, ten drugi. Thomas. Zniknął… A w camperze było zdjęcie Arthura… Że to też oni go porwali… Ledwo daję radę to znieść. Widzicie panowie, rodzina jest w dość napiętych relacjach… Partnerka mojego ojca nie przepada za mną i dała mi to dziś odczuć, zrzucając winę za zaginięcie synów na mnie… A kiedy wyszli… Znaczy moja rodzina, jak mnie odwiedzili… To potem otworzyłam okno. I widziałam jakiegoś… Fotografa. Robił mi zdjęcia, więc zamknęłam je i zasłoniłam. W tym czasie do pokoju zajrzała mała dziewczynka. Była miła, podarowałam jej balonik… A potem przyszła drugi raz. Myślałam, że może chciała po prostu spędzić ze mną czas… Tymczasem, ona miała teraz nieobecne spojrzenie i wyciągnęła naładowany sześcioma kulami rewolwer, informując mnie że mam zginąć… Rozumieją panowie?

Mężczyźni spojrzeli po sobie. Uwierzyli we wzmiankę o kultystach, ale przedszkolak asasyn? Chyba w tej chwili zaczęli zastanawiać się nad innymi potencjalnymi teoriami. Na przykład… schizofrenią Alice… albo przynajmniej zatruciem halucynogenami.
- Może - Felix odpowiedział dyplomatycznie. - Zobaczymy nagrania z kamer szpitalnych, a te jeszcze lepiej przedstawią nam wydarzenia.
- Ja już teraz pójdę zająć się tym - mruknął George.
Felix spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
- Nie chcesz usłyszeć zeznań do końca? - zapytał.
Chavez nic nie odpowiedział, a jedynie wyszedł z pomieszczenia. Applebaum powiódł wzrokiem za zamykającymi się drzwiami za partnerem. Bez wątpienia wolałby, aby robili wszystko razem, bez zbędnego chaosu.
- Proszę się nie rozpraszać, już notuję - Felix po chwili znów spojrzał na śpiewaczkę. - Co miało miejsce w następnej kolejności?

- Ja nie wiem… Nie wiem co mam myśleć. Schowałam się w łazience, a ona strzelała. Pech chciał, że akurat przyjechał ponownie mój tata i dostał ostatnią z sześciu kul w ramię… Dziewczynka powiedziała, że był jakiś pan i był straszny… Ja myślę, że mógł ją zahipnotyzować, bo to dokładnie tak wyglądało. Jakby była pod wpływem jakiejś hipnozy i kazano jej coś takiego zrobić. Nie rozumiem dlaczego… To wszystko, ale boję się, co będzie za godzinę, za pięć, albo jutro… - skończyła swoją opowieść i podrapała się nerwowo po karku.
- Chciałaby pani opiekę policyjną? Oczywiście nie mogę zagwarantować, że zostanie przydzielona, jednak mogę złożyć wniosek. Otrzymałaby pani dwóch policjantów ochroniarzy, mówiąc kolokwialnie, którzy przynajmniej na czas śledztwa dbaliby o pani bezpieczeństwo i nie opuszczali. Oczywiście mając na uwadze również pani prywatność i intymność - dodał. - Hipnotyzerzy kultyści… - mruknął do siebie, patrząc na notatki. - Mam nadzieję, że jeżeli dojdzie do rozprawy, to sąd przyjmie pani zeznania jako wiarygodne… - mruknął. - Ale najpierw musimy złapać sprawców. Czy wie pani, gdzie znajduje się owa dziewczynka? Kto mógł namawiać ją do napaści na panią? A także jakieś szczegóły co do fotografa? Czy pierwszy raz widziała go pani właśnie tutaj? - Felix podszedł do okna, wyglądając na mały park.

- Wiem, że hipnotyzerzy sekciarze brzmi bardzo irracjonalnie, ale jak inaczej wytłumaczy pan dziewięciolatkę próbującą wpakować mi magazynek rewolweru? Prosze ją zapytać, jest również pacjentką w szpitalu. Tutejsi ochroniarze odprowadzili ją do jej mamy. Widział pan ślady po kulach, a także nabój. Nie wymyśliłam tego sobie - powiedziała kręcąc głową.
- To prawda - odpowiedział Felix. - Nawet mamy nabój. Mam nadzieję, że z ekspertyzy wyniknie coś wnoszącego i pomocnego.
- Mój ojciec też jest świadkiem, został postrzelony… - zauważyła.
- Czy będziemy mogli zamienić z nim kilka zdań? - zapytał Applebaum?
- Właśnie jest w trakcie operacji. chwilę temu byłam na górze, na oddziale chirurgii, żeby się dowiedzieć, kiedy będę mogła go odwiedzić, ale niestety nie wiem kiedy wybudzi się z narkozy. Mogę dać znać, kiedy to nastąpi? - zaproponowała.
- Nie trzeba, personel nas powiadomi. Dziękuję - Felix nie przestawał notować.
 
Ombrose jest offline