Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2019, 20:25   #454
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Godzinny odpoczynek niewiele zmienił w stanie najbardziej zmęczonej trójki, ale reszcie pozwolił się odświeżyć.
Gustaw odzyskał kontrolę nad oddziałem i mimo sugestii Berta zadecydował o kontynuowaniu podróży na południe. Do wzgórz.
Ostatni wyruszyli, mając nadzieję, że nie zostali wykryci. Ich nadzieje okazały się uzasadnione. Nikt nie spadł na nich znienacka, nie wpakowali się w żadną pułapkę... Nieprzyzwyczajone do konnej jazdy tyłki Berta, Leo i Waltera piekły, ale na to Oleg mógł zrobić maść. Zdobyczny koń i jeden z kuców okazały się wystarczające, by je pomieścić i Loftus nie musiał przywoływać Rumaka Cieni. Detlef nie był w stanie dziś nadrabiać podbiegami - po dobie marszu kolejne pół dnia zmęczyłoby każdego, ale mimo wszystko tempo grupy nie było złe. Zwłaszcza, że choć inni zwalniali, on nie musiał.

Jak się szybko okazało, nawet płaska równina nie zawsze jest płaska. Krzaki, wysoka trawa, niewielkie nierówności pozwalały na chwile odpoczynku, złapania oddechu, zjedzenia suchego prowiantu i nakarmienia koni. A nawet na jeden dłuższy odpoczynek w zagłębieniu terenu.


Następnego dnia rano dostrzegli pościg. Luneta pozwoliła policzyć konnych. Siedmiu. I nikogo więcej. Ostatni przyspieszyli i trudno było ocenić, czy najpierw zostaną dogonieni, czy najpierw dociągną do wzgórz. Jak się okazało, to drugie. Ale nie to było zaskoczeniem, a to, że tamci nie zamierzali atakować. Jeden z nich podjechał bliżej z białą szmatką podniesioną wysoko nad głowę. Wyglądało na to, że jest bez broni. Wołał coś...

- ...wiajmy. Do ...ości zwa... ... ... mamy.

Z bliższa można by było zrozumieć więcej, ale póki co trzymał się poza zasięgiem kuszy i było jasne, że boi się podjechać bliżej.

Popołudnie 30 Nachgeheima 2522 zapowiadało się ciekawie. I być może gorąco, choć dzień był chłodny. Jutro miała minąć połowa czasu jaką mieli na wykonanie zadania, ale sytuacja była ciekawa nie tylko z tego powodu. Gustaw bowiem rozpoczął negocjacje...

***

Pomimo ochoty ścigających do negocjacji Runiarz odpiął hełm od pasa i założył go na głowę. Broń i tarcza pojawiły się w dłoniach gotowe do użycia. Kusza byłaby bardziej adekwatna, ale po ostatnich strzelaniach wiedział że lepiej zostawić tą zabawę innym.
Leo myślała o bolącej dupie. Nie umiała strzelać, więc bez znaczenia czy myślała jeszcze o tym. Jako doradca taktyczny, zapytana zaproponowała pogadać z wysłannikiem.
Gustaw po chwili pokazał ręką by Ostatni opuścili broń lecz mieli nadal w pogotowiu. Sam wystąpił kilka kroków i krzyknął.
- Że jak? Nie rozumiem.- Rzucił posłańcowi i machnął ręką by się nie obawiał i zbliżył. Sam Sierżant jeszcze raz pokazał by Ostatni nie robili nic agresywnego co miało także spowodować więcej ufności u posłańca.

- Porozmawiajmy! Do większości z Was nic nie mamy! Który z Was to Kuntz Shreder?
Gustaw stanął i przyjrzał się konnemu. Chciał zobaczyć czy ma jakieś oznaki Granicznych czy coś innego co by wskazywało na służbę u nich. Bez problemu poznał w nim jednego z ludzi z grupy Parszywca, z którymi walczyli niedawno. Ci trzymający się dalej także zapewne nimi byli, bo liczba się zgadzała.
- A co do niego macie? - Zapytał udając, że zerka w tył na chwilę i stanął wyprostowany zerkając na pozostałych jeźdźców.
- W sumie to osobistą sprawę miał do niego Otto, więc niech se żyje. Ale półtora kafla, które ukradł to musi oddać.
- A komu miałby oddać? Otto już nie będzie się wtrącał a Wy raczej nie widzieliście tu nikogo w tej okolicy więc musiał iść inną drogą.
- Odpowiedział chytrze Gustaw patrząc na reakcję. Może to będzie próba przekupstwa i odczepią się od nich. W każdym razie szlachcic zastanawiał się nad jedną sprawą. Czy oni w ogóle wiedzą, że kim są?

Kłamstwo okazało się zbyt grubymi nićmi szyte.
- Ile Wam obiecał? Warte to Waszego życia? Od Wittenhaussen za wami idziemy. Stary znajomy Parszywca się tam nagle pojawił i w waszej kompanii pojechał na drugi brzeg, a teraz nagle, że sobie poszedł inną drogą? Nikt się od Was nie odłączył, a leziemy Waszym śladem już dobry tydzień jak nie dłużej. Wtedy co na dwa ślady żeście się rozdzielili to było sprytne, cofanie się też, ale nie z nami te numery. Jebane zombie, wampiry, jakiś popieprzony wir chaosu… Za dużo przeszliśmy żeby teraz rezygnować - powiedział Posłaniec. Mało prawdopodobne było, by Graniczni pozwalali swoim oddziałom na aż taką “samodzielność”, choć Parszywiec, jak wiadomo, Granicznym służył.
Gustaw był w lekkim szoku. Ci goście byli wytrwali i dało mu to jedną ważną informację. Ten oddział nie wezwał posiłków i nie zamierza. No chyba, że następnego znajomka Parszywca.
- A juści, że za wiele przeszliście i za daleko zawędrowaliście by z pustymi rękoma odchodzić. Pytam tylko komu kasa ma teraz przypaść? - zapytał.
- No nam, a komu?
- Wiecie. Tu wszyscy kradną, jak to rzeczowo nazwałeś. Taki proceder jest zarobkiem i ktoś zapracował na to. Wy chcecie zarobić i to jak dla mnie za nic. To, że przeszliście tyle i tyle Was to kosztowało pokazuje jedno. Jesteście wytrwali, ale widzę, że też nie głupi. - Gustaw zastanawiał się nad tą całą sytuacją. Po chwili dodał:
- Zróbmy tak. By wszyscy byli szczęśliwi. Przeprowadzicie nas na południe i gdy dotrzemy w bezpieczniejsze tereny podzielimy się kasą. Was to kosztowało a i my też zdrowia zostawiliśmy za sobą. Nam zależy na zniknięciu a Wam na zarobku i chyba jak Otta zabrakło to nowy przełożony raczej się nie ucieszy, żeście zostawili posterunek. Pozatym taka ilość pieniędzy u zwykłych żołdaków na tyłach będzie opodatkowana jak nie powieszą was za przywłaszczenie własności Wernika.- Spróbował szlachcic ugrać coś na tym. Tamci dawali bezpieczeństwo i pozory dla napotkanych patroli. A poza tym Gustaw wolał mieć ich teraz przy sobie.
- Jakiego znowu kurwa Wernika? Jakie podatki? Jaki przełożony? Jaki znowu posterunek? O czym Ty, kurwa, pierdolisz? I gdzie Wy chcecie bezpieczniejsze miejsce niż tutaj? To nasza kasa, którą jebany Shreder zajebał i albo ją odda albo my zajebiemy i jego i was - Gustawowa gadanina może i zajmowała czas, ale coraz bardziej denerwowała Posłańca swoją absurdalnością. Co podkusiło Gustawa do pierniczenia o posterunkach i przełożonych członkowi grupy, której zadaniem było zgarnianie dóbr wszelakich po całej prowincji tylko Bogowie raczyli wiedzieć.
- Grozisz mi człowieku? Shredera możecie sobie nawet wydymać nic mnie to nie interesuje. My chcemy odwalić swoją robotę i albo pomożecie, albo idźcie zbierać kokosy gdzie indziej. Może i zajebiecie wszystkich, ale czy któryś z was dotrwa? Proponuje układ. Doprowadzacie nas do miejsca, które uważamy za bezpieczne i dostajecie połowę kasy. Jak nie to szukajcie sobie Shredera. Chcecie konfrontacji z nami? To ważcie czy sprostacie jej. Co wam Shreder winien to winien. Ja nie Shreder więc wam nic nie winien.- Gustaw był już poirytowany. Miał ochotę ich wypatroszyć tu i teraz by mu już nie wadzili.
- Ha! Dobra. Masz umowę, człowieku. Wydymamy Shredera, doprowadzimy Was w bezpieczne miejsce i bierzemy połowę kasy. Słyszysz, chuju, złodzieju pierdolony?! Szykuj dupę! - krzyknął w miejsce, w które wcześniej spojrzał Gustaw - A ty mów, gdzie to Wasze bezpieczne miejsce, do którego mamy doprowadzić - Gustawowi udało się doprowadzić do zawarcia umowy. Pozostały jeszcze tylko dwa drobne szczegóły. Ustalić miejsce docelowe. I kto ma udawać Shredera.
Słysząc jak idą negocjacje Gustavowi i że idą całkiem dobrze tylko że kierunek negocjacji został źle obrany Galeb postanowił nie wsadzać młota z powrotem za pas, a i tarcza nie chciała wracać na plecy.
- To się nie skończy dobrze… - mruknął do reszty - Bądźcie gotowi.
Gustaw na chwilę się rozluźnił i analizował zachowanie żołnierza. Spojrzał za wzrokiem posłańca by ocenić na kogo by miało paść podejrzenie o bycie Shrederem. W sumie to lepiejby było gdyby Graniczni nie wiedzieli z całą pewnością kto jest kim.
- Granice Królestwa Karak Hirn. Tam już przełęczą bez pomocy trafimy do domu.- Rzucił i zlustrował zachowanie posłańca.
- Zgoda. Czterysta koron teraz, reszta przy granicy. No i przytrzymajcie Shredera, żeby nie spierdolił - zgodził się Posłaniec i zamachał do swoich. Ci, powoli i z rękoma na broni podjechali do Ostatnich.
- No, to gdzie się chowa złodziejaszek? Czeka go mała lekcja, czemu nie wolno okradać ciężko pracujących kolegów…
- Sądy zostawiamy na później. Kary również. Cztery stówy to wiele i może Wam się co ubzdura po drodze. Sto a następne 100 w Ertingen. Następne Hardtenau. Przy granicy 750 bo umiem liczyć ile to połowa z 1500.
- Oznajmił sięgając po trzos.
- Umiecie liczyć, umiecie, od razu widać uczonego człeka - uśmiechnął się Posłaniec - tylko co tak bronicie Shredera, wasz to kochanek czy jak? Niech Wam będzie po Waszemu.
- Tachać go nie zamierzamy jak z nim skończycie. Poza tym spieszy nam się a nie chcę spowolnień. Do tego zabawnie patrzeć jak bawicie się w zgadywanie.
- Gustaw uśmiechnął się.

Bert już miał zamiar zacząć wypytywać posłańca, ale w końcu ugryzł się w język. Shreder był w pobliżu, a oni znaczy Ostatni szli jego śladem i go minęli. Jak to do cholery się mogło stać? Szybko jednak domyślił się, że to przecież on sam podał się za “starego znajomego Parszywca” w Wittenhausen i najwyraźniej został wzięty za Shredera, więc to zapewne za jego sprawą byli ścigani.
- Eee a skąd żeśta się dowiedzieli że my to my? - zapytał Bert posłańca.
- W tłumie to może byśmy was i zgubili, ale tędy tylko wy szliście, z kim was pomylić mieliśmy?
- No na przykład z tymi co wiedźmę ubili, tę co to ona klątwę na całą okolicę rzuciła
- niziołek łgał jak z nut próbując wybadać żołdaków - Przecież musieliście minąć tę polanę co tam się cuda wyczyniały.
- Jaką wiedźmę? - zdziwił się najemnik - czekaj. Był taki moment jak wasze ślady wchodziły w wir jakiejś dzikiej magii, kolegę tam straciliśmy. Kupę czasu zmarnowaliśmy naokoło jadąc, ale znaleźliśmy dwa wyraźne ślady, oba wasze, przecież się połączyły. Nikogo innego nie było… Co wariata strugasz jak Twój kolega już przyznał, że wśród Was jedzie. A może tyś jest Shreder? Niziołki to złodzieje, każdy to wie - zapytał podejrzliwie.
- Nie wariata tylko ktoś tam właśnie narobił bigosu i omal nas ten wir nie wciągnął, myślałem że wiecie kto to był. Tak poza tym to chyba Parszywiec chciał i was wydymać skoro nie opisał wam swego starego znajomego. A w kwestii niziołków to może i jesteśmy złodziejskie pokurcze ale nikt nie może nazwać nas głupcami, a tylko głupiec albo szaleniec okradał by Parszywca. Ja jednym ani drugim nie jestem, ale Shreder to już inna sprawa. Co nie Shreder? Nie odezwie się teraz, ale wiedzcie że gdyby szefo nie zabronił, to już byście go dawno dymali.
- A kto powiedział, że nie opisał?
- graniczny mrugnął do niziołka - gdyby przyszło co do czego, to jak bardzo go lubicie? Do reszty z Was nic nie mamy.
Bert odmrugnął i bezgłośnie powiedział “szefo nie pozwala”. Chciał zdobyć zaufanie najmitów, być może wódeczka zaprawiona ziołami Olega pozwoli im pozbyć się kłopotliwych gości. Miał jednak przeczucie, że niezbyt mu się to udało. Nie umiał kłamać. Złościł się za to niesamowicie na Gustawa i Olega, którzy słowem nie odezwali się o Kuntzie.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 24-03-2019 o 22:53.
hen_cerbin jest offline