- Tak jak i cała reszta.- Powiedziała Lili zdejmując swój pancerz. - Ale bez tego - poklepała zbroję. - Dwight jest… no wiesz… mniej użyteczny w oddziale. - No wiesz co! Jakoś nie zauważyłam żeby mniej się do tego nadawał niż Guerra, Kit czy Charlotte. Jak się dostał do oddziału znaczy, że jest odpowiednio użyteczny. - Odezwała się Ash trochę beretując Lili za takie komentarze. Sama przyszła na chwilę zająć jakieś łóżko i miała zamiar ruszyć pokroić zwłoki i zrobić podstawowe badania na niektórych tkankach.
- Bez zbroi Ashley. Chodziło mi o to, że bez tego byłby mniej… no niech będzie skuteczny. - Powiedziała na spokojnie van Erp. - Bez zbroi wszyscy jesteśmy mniej skuteczni...oprócz mnie ja wymawiam w byciu medykiem i bez zbroi. - Hansen rzuciła przechwalką.
- No oczywiście doktor Frank…. Znaczy się Hansen. - Lili usiadła na łóżku uśmiechając się do lekarki.
- Ha ha, dobrze idę się zająć zwłokami. - Zwróciła się do Lili z prześmiewczym tekstem podbijającym jej żart o Dr. Frankensteinie - Postaram się ich nie ożywić łuuuu. - I ruszyła w stronę drzwi.
- Odłączę ci prąd w razie czego. - Lili puściła jej oko, a potem odwróciła głowę w stronę łazienki. - Louise pospiesz się tam! - Obie zapominacie o najważniejszym. O twardym tyłeczku BFG i jego… użyteczności i urodzie. Zawsze możemy jednak poplotkować o innym zadku, jeśli ten Hausera nie jest warty pani uwagi, sierżant van Erp.- odparła żartobliwie metyska pod prysznicem, do której dołączyła się Marge.-Jest trochę wartych obgadania okazów w naszym oddziale, prawda?
Po czym dodała.- No i prysznice są na trzy osoby. Możesz spokojnie dołączyć. Nie martw się. Nie gryzę na pierwszej randce.
Te słowa sprawiły, że Marge spojrzała na Louise. zaskoczona i lekko zaczerwieniona na twarzy.
- Dwight wspomniał, że ty często randkujesz z facetami. - To prawda. Ale też nikogo nie dyskryminuję.- odparła z uśmiechem Meyes. - Nie strasz jej.- burknęła Charlotte. - Nie straszę żelazna dziewico. Kuszę.-odgryzła się latynoska.
- Sprawdzałaś już, że jest twardy? - Zapytała Lili wchodząc pod prysznic.
Skoro było więcej miejsca, nie zamierzała czekać. - Niestety nie było okazji. Ale jak byliśmy przypadkowo w tym samym czasie na siłowni… na taki wyglądał. I ten kaloryferek.- wyjaśniła z łobuzerskim uśmiechem Louise.
- To na co jeszcze czekasz?- Zapytała Lili żartem.- Aż ci przełożeni pozwolą? - Na okazję. Niestety Dwight jest taki staromodny i albo nie rozumie pewnych aluzji, albo… grzecznie je ignoruje.- odparła z uśmiechem Meyes i żartując spytała się Lili. -Umyć może plecki?
Wywołując przy tym nerwowy śmiech Charlotte.
- Dzięki - Odpowiedziała jej van Erp. - Te cholerne poparzenia przeszkadzają. A jeśli chodzi o Dwighta, to albo przyjmujesz na klatę tę, jak to określiłaś, staromodność albo zapomnij o jego twardym tyłeczku. - I tak jest dla mnie za duży. Wyglądam przy nim jak kruszynka.- odparła ze śmiechem metyska z entuzjazmem biorąc się za namydlanie pleców Lili. -Ale pomarzyć i poplotkować można.
A gdy jej palce zsunęły się na pośladki Lili, przytuliła się do niej mrucząc do ucha ( wymagało przylgnięcia ciałem i stanięcia na palcach przez latynoskę). - Nie martw się. Dziś… wyjątkowo będę grzeczna.
Po czym wróciła do mycia jej pośladków.
- E! - Krzyknęła z przesadnym oburzeniem Lili. - Plecy mam wyżej. - Tu też trzeba umyć, a skoro już o tyłeczkach mówiłyśmy.. to masz niezły. Szkoda że się marnuje w mundurze. Kiedyś cię muszę w jakąś kieckę wcisnąć.- odparła zadziornie Louise.- Zrobić fotkę i strzelić twoje graffiti na naszym kolejnym Peacemakerze.
- wcale się nie marnuje. Widziałam całe mnóstwo niezłych tyłków w mundurze. - Van Erp udała urażoną. - Wierz mi… jeszcze lepiej prezentuje się bez niego.- westchnęła Louise.-Aż ci zazdroszczę.
I dała klapsa dla sprawdzenia sprężystości, wywołując nerwowy chichot Marge i spurpurowienie na twarzy Charlotte. Oczywiście z oburzenia. - Więc to prawda. Lepszy niż mój.- dodała Louise i wróciła do mycia pleców Lili.
- Kto ci to powiedział? - sierżant gwałtownie odwróciła się. - Nikt… po prostu umiem ocenić co widzę i teraz namacalnie sprawdziłam.- Louise zmrużyła oczy przyglądając się pani sierżant badawczo.- Czyżby... mógł ktoś powiedzieć?
Lili na chwilę zatkało. Popatrzyła nerwowo na rozmówczynię.
- Nie, nikt.- Odpowiedziała w końcu.
Louise wydawała się zaskoczona tak samo jak sama Lili. - No… wiesz, gdybym nie wierzyła, że Hamato przygruchał sobie coś w bazie, to pomyślałabym, że to ty masz z nim sekretny romans.- odparła po chwili i zaśmiała się proponując. -Hej. Co powiesz na wspólny wypad w bazie? Połamiemy kilka serduszek i narobimy plotek?
- Jasne, jasne. - van Erp pokiwała głową. - A teraz odwróć się. Dokończę plecki. - odparła Switch z szerokim uśmiechem.
J.R. Od dłuższego czasu stała oparta o ścianę, nad czymś wyjątkowo długo główkując. Zaproszenie pod prysznic zignorowała, kiwając jedynie przecząco głową… rozmyślała słuchając jednym uchem, co też to się w baraku papla. W końcu się ruszyła, a swoje kroki skierowała właśnie pod prysznice. W pancerzu i w pełnym uzbrojeniu.
- Czy nie uważacie, że należy się mieć nieco na baczności, i nie oddalać od własnej broni na dalej niż dwa kroki? - Spytała kąpiące się kobiety, stojąc w progu części z prysznicami - Jesteśmy na wrogim terenie. Nie, samo przebywanie w tej tu bazie nie zapewnia nam wystarczającego bezpieczeństwa. “Switch”, za pięć minut zapraszam na wartę w centrum nadzoru. Dwie godziny - Jean odwróciła się na pięcie, po czym ruszyła przez barak do drzwi wyjściowych. - Psuje zabawę, zazdrośnica.- mruknęła żartobliwie Louise.
- Potrzebuję dwoje do pomocy. - Powiedziała Lili do oddalającej się McAllister. - Charlotte idziesz ze mną. - Tak jest!- odparła zaskoczona blondynka prostując się niczym struna.
- Jako druga osoba Marge? Czy ktoś z chłopaków? - J.R. zatrzymała się i odwróciła w stronę van Erp - Pozbieranie sprzętu ze zbrojowni nie powinno długo zająć… bo później muszę wszystkich poprzydzielać na warty, zaraz napiszę jakąś kartkę i przykleję obok drzwi.
- Wezmę Guerrę, tak że wyłącz ich z wart, bo to mi zajmie trochę.
- Dłużej niż dwie godziny chyba nie? - Jean oparła dłonie o górną pryczę, obok której akurat stała, po czym poruszyła głową na boki, aż jej coś cicho zachrobotało w karku.
- Dłużej. - Odpowiedziała krótko Elizabeth.
- Cztery?? - Zdziwiła się Jean - Będziecie stamtąd wynosić broń, czy tapetować?
- Jak będą wolni to dam ci znać. Na razie są do mojej dyspozycji. - Odpowiedziała Lili. - Marge też. - Co?- zdziwiła się zaskoczona pilotka biorąc się za suszenie włosów.
- Dodatkowa para rąk zawsze się przyda. - Wyjaśniła van Erp. -Acha… oczywiście.- odparła pospiesznie pilotka.
- To zaraz ruszamy.- Powiedziała Lili spłukując z siebie pianę.. -Tak jest.- odparła Thompson, a J.R. w międzyczasie opuściła kobiecy barak…
A po kilku minutach, trzy kobiety ruszyły w stronę męskiego baraku.
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.
"Rycerz cieni" Roger Zelazny |