Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-03-2019, 17:04   #31
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
“Budynek” siłowni składał się z trzech złączonych ze sobą kontenerów. Odgradzała go siatka pod napięciem, obecnie bez napięcia i uszkodzona w kilku miejscach. Jednak sama siłownia miała drzwi zamknięte na zamek elektroniczny. Obecnie nieaktywny, ale sztabka trzymała.

Rozerwana siatka w kilku miejscach i kilka trupów świadczyło o zaciętych walkach wokół kontenera. Jeden z trupów zaczął… się “ruszać” w okolicy klatki piersiowej.

- Znowu?- spytała zbolałym głosem Elizabeth rozglądając się jednocześnie za odpowiednio dużym kamieniem. Gdy taki znalazła cisnęła nim w klatkę piersiową nieboszczyka.

- Szczur, czy coś ciekawszego? - sekundę wcześniej powiedział Kit. Kamień wygonił szczura, co Giles przyjął z wyraźną ulgą, a Guerra z sarkazmem dodał.

- No i tym będziemy się chwalić w bazie. Rozprawieniem z trupami i szczurami.

- Lepiej nie. - Powiedziała Elizabeth podchodząc do trupa i zabierając jego nieśmiertelnik. To samo zrobiła przy pozostałych. - Niech myślą, że zginęli w chwale.

- Nie zbieraj teraz tego, bo ich jest dużo za dużo - zasugerował Kit. - A to, jak zginęli... - Pokręcił głową. - Tego nie da się ukryć. Zamieść pod dywan.

- To nie szczury zabiły tych tutaj.- odparł Guerra.

Lili zignorowała sugestie Christophera idąc w kierunku drzwi.

Uważnie się im przyjrzała, trochę pomacała, jak lekarz pacjenta, a później w odpowiednich miejscu założyła ładunek.

- Cofnąć się! - zakomenderowała podłączając zapalnik czasowy.

Odczekała aż jej towarzysze znajdą się w bezpiecznej odległości, uruchomiła odliczanie, trzydzieści sekund, i biegiem ruszyła do nich.

Wybuchł był mały. Takie sobie głośne pierdnięcie. Ale w końcu van Erp nie chciała rozwalić niczego poza małym zamkiem. I to jej się udało. Drzwi stanęły otworem.

Lili podniosła się.

- Idziemy. - Mówiąc to ruszyła w kierunku wejścia, które im przed chwilą otworzyła, z bronią gotowa do użycia i szeroko otwartymi oczami.

Kit ruszył za nią, rozglądając się na wszystkie strony. A pozostała dwójka za nimi.

Nie musieli zbyt daleko wchodzić, by zobaczyć buszujące wśród generatorów szczury. Sześć dużych i chmarę małych.

- Pozbądźmy się ich. - Elizabeth wzięła na celownik szczura, który był najbardziej po prawej stronie.

-Nie możemy tam strzelać!- szepnął cicho Giles chwytając za lufę karabinu Lili.- Rykoszety mogą uszkodzić maszynerię.Trzeba to rozwiązać inaczej. Strzelanie w środku nie wchodzi w grę.

- Po tylu dniach to tu już pewnie nie ma co uszkodzić - stwierdził Kit, ale sięgnął po nóż. - Tęga pała by się zdała, ale jeśli są mądre, to za chwilę uciekną - dodał.

- To może od razu wysadźmy wszystko. Bo przecież nie ma co uszkodzić.- stwierdził ironicznie Russell, gdy Kit pognał do środka z morderczymi zamiarami i… po chwilę żołnierz przekonał się, że ów plan jest mało skuteczny. Owszem, Kit mając osłonę pancerza nie musiał się martwić o pazury i kły szczurów. I pewnie potrafiłby zabić takiego gryzonia w walce wręcz. Tyle że szczury nie walczyły, a uciekały. A Christopher biegnący w ciężkiej zbroi nie miał szans ich doścignięcia.

- Trzeba je stąd wykurzyć, lub wytruć. - Powiedziała Elizabeth. - Masz granaty dymne? - Zapytała mechanika.

- Jeden. Łzawiący - stwierdził Giles. A Guerra wtrącił.- Ja mam dwa. A ty, pani sierżant?

- Gdybym miała, to nie pytałabym was. - Lili wyciągnęła rękę do Dominica. - Daj. Kit! Wyjdź! - krzyknęła do mężczyzny w środku.

- Może on ma też jakieś?- odparł Guerra podając Elizabeth jeden ze swoich.

- To duży kontener… trzeba będzie użyć jak najwięcej - ocenił Russell.

Kit uważał, że w swoim pancerzu jest niewrażliwy na gaz, ale nie zamierzał dyskutować. Wyszedł, darując sobie komentarze.

- Masz jakie łzawiące? - Van Erp skierowała pytanie do wychodzącego Carsona. - Dajcie wszystko co macie.

A gdy już dostała granaty…

- Odsunąć się!- Poczekała chwilę by mogli wykonać polecenie i odwiedzając jeden po drugim potoczyły granaty po podłodze w różnych kierunkach, tak by pokryły jak największą powierzchnię. A później zamknęła drzwi kontenera by szczury dostały jak największą dawkę gazu.

Trzeba przytrzymać .- Dodała napierając ciałem na drzwi, żeby uniemożliwić stworom ucieczkę. Miały się podusić tam.

Głośne piski świadczyły jednak, o tym że szczury zaczęły uciekać z kontenera. Zapewne jakąś dziurą w jego ścianie, bo przecież nie wlazły tam przez drzwi. Ale czy to miało znaczenie? Najważniejsze, że sam kontener został oczyszczony z ich obecności.

Sierżant otworzyła drzwi i poczekała aż dym częściowo ulotni się.

- Idziemy!- Powiedziała wchodząc ponownie do kontenera i ponownie uważnie rozejrzała się po nim.

Dym powoli opadał… nie było słychać gryzoni. Nie było widać gryzoni. Plan się powiódł.

Russell wpadł do środka wyprzedzając Guerrę i Kita. Po czym zaczął sprawdzać stan turbin i generatorów.

-Trochę mi to zajmie. Ale je rozruszam.- ocenił.

- Świetnie. Powiedz gdy coś będzie ci potrzebne.

- Nic w sumie. Możesz mnie tu zostawić. Poradzę sobie. A w razie czego zdołam wezwać pomoc - odparł zajmujący się już naprawami Russell. Guerra zaś opuścił pomieszczenie uznając, że nie ma co tu robić.

- Chyba warto by sprawdzić, jak się tu dostały... chyba że jakość kontenera świadczy o jakości wyposażenia Gwardii Narodowej - powiedział Kit.

- Owocnego szukania - Giles już całkowicie stracił zainteresowanie otoczeniem.

- To sprawdź to, Kit. Poczekamy, aż Russell tu skończy. - Lili Nie zamierzała zostawiać mechanika samego, choćby ze względu na to, że zajęty grzebaniem w elektronice nie zauważyłby zagrożenia aż to nie urwałoby mu głowy, albo odgryzło.

Co prawda mieli znaleźć jeszcze kontener nadzoru, ale to mogło poczekać, więc Kit ruszył na poszukiwanie miejsca, którym szczury dostały się do wnętrza kontenera.

- To może trochę potrwać. Te skarby dużo przeszły.- Giles zabrał się za ich naprawianie. Zaś sam Kit wkrótce znalazł wyciętą czymś dziurę. Czymś gorącym sądząc po czarnych śladach na brzegach stopionego metalu. Wycięty kawałek ściany leżał na podłodze.

- Dlatego powiedz jak ci pomóc.- Lili zbliżyła się do Russella.

- No… zacznij od wymiany tamtych kabli, tych przegryzionych. Nowe są tam. - wskazał niedużą szafkę stojącą.-Jeśli są sprytni, to tam trzymają zapasowe.

- Lili, chodź na moment - powiedział Kit. - To chyba coś z twojej dziedziny - dodał.

- Chwila- Odparła van Erp, zaglądając do wskazanej przez Gilesa szafki i znajdując kable. Położyła je koło tych wymagających wymiany i podeszła do Kita.

- Co tam masz dla mnie?

- Tu raczej nie działały szczury - powiedział, pokazując dziurę w ścianie. - Coś w stylu palnika?

- Tak.- Powiedziała Lili oglądając dokładnie dziurę. - Coś jak palnik. Ale to nie wygląda na dzieło rąk ludzkich, wiesz?

- Czyli mogą się dostać wszędzie. - W głosie Kita była odrobina zmartwienia. - Ktoś zastosował elektryczność? Ten, którego ustrzeliła Louise piorunami rzucał.

- Raczej palnik acetylenowo-tlenowy - poprawiła go Lili. - I tak. Metal nie jest dla tego kogoś przeszkodą

- Ale i tak by trzeba jakoś to zabezpieczyć, żeby byle kto w każdej chwili nie właził tu jak do siebie - zasugerował Kit.

- Dobry pomysł. Zajmij się tym - powiedziała Lili wracając by pomóc Russellowi.

- W razie czego zdołam wezwać pomoc - Rzuciła ironicznie Lili do Gilesa, który jakoś przegapił fakt, że minęło parę minut.- Te szczury mógłby cię wynieść i nawet nie zauważyłbyś tego.

- Poradziłbym sobie ze szczurami.- stwierdził Giles nie odrywając oczu od urządzenia, które naprawiał.

Lili, zabierając się za wymianę kabli wyrzuciła z siebie w odpowiedzie jakąś monosylabę, która i tak mocno przesiąknięta była sceptycyzmem.


Kit wyszedł przed barak w poszukiwaniu Guerry.

Giles tak zajęty robotą nie zauważył nawet zniknięcia Lili, a Guerra dzielnie wartował przed wejściem ćmiąc papierosa i rozglądając się dookoła.

- Palenie szkodzi - rzucił żartobliwie Kit. - Chodź mi pomóż przestawić jeden mebelek.

- Przestawianie mebelków też szkodzi. Co jest? Zabrakło soków w ogniwie?- Handsome’owi nie bardzo spodobał się ten żart dotyczący palenia.

- A nie zabrakło - odparł Kit, po czym wrócił do kontenera i zaczął się rozglądać za meblem, który zdołałby powstrzymać (choćby na parę minut) inwazję szczurów różnych rozmiarów. Po chwili upatrzył sobie solidną szafkę, która zdawała się nie stanowić fragmentu żadnego urządzenia. I parę minut później dziura była zastawiona.

Pozostało im czekać boleśnie długo nim Giles, z pomocą Lili zdołałi doprowadzić generatory… dwa z pięciu do porządku. Guerra wartował przy wyjściu ćmiąc papierosa. A Kit obszedł kontener z generatorami, starając się dowiedzieć, co jeszcze, prócz szczurów, "pracowało" przy wypalonej w ścianie dziurze. Odkryte przez niego ślady wypatrzone przy świetle lamp… były… śladami nagich ludzkich stóp, które kręciły się to tu, to tam. W zasadzie można by iść tym tropem. Za jakiś czas.

W końcu jednak generatory ruszyły z cichym pomrukiem napełniając cały obóz energią. Światła się włączyły.

- No… tamten to już złom, tamten może… jak znajdę czas to jeszcze uruchomię trzeci. Ale na początek dwa wystarczą.- ocenił Russell.

- Świetna robota-Lili uśmiechnęła się do mechanika i poklepała go po ramieniu - Tyle na razie nam wystarczy. Idziemy dalej.

-Generatory załączone. Mamy prąd. - Van Erp poinformowała wszystkich, a w szczególności porucznika, przez komunikator.

- Dobra robota.- odparł Wolvie.

- To teraz, kontener nadzoru - powiedziała do wszystkich gdy już oboje znaleźli się na zewnątrz. - Tylko ostrożnie - uprzedziła, zapewne niepotrzebnie, swoich towarzyszy, ruszając na poszukiwanie wspomnianego kontenera.

- Tak jest - rzucił żartobliwym tonem Kit.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Kerm : 17-03-2019 o 17:49.
Efcia jest offline  
Stary 18-03-2019, 18:09   #32
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Z kontenera medycznego w końcu wyszła J.R. rozglądając się przez chwilę po najbliższej okolicy.
- Co tam, duży? - Zagadnęła BFG.
- Miło cię widzieć całą i zdrową.- odparł z uśmiechem Dwight i spytał z troską.- Jak się czujesz? Aaaa… i zapomniałem cię przedstawić. To jest Marge.
-Hej.- rzekła nieśmiało pilotka.
- Sierżant Jean McAllister, zwana również J.R. - Jean wyjątkowo niedbale posłała niby-salut do Marge, po czym znowu spojrzała na Dwighta - Wciąż na chodzie, nic wielkiego, parę zadrapań - Próbowała oczywiście bagatelizować całą sytuację, co w sumie w większej części było prawdą, nic wielkiego jej nie było…
- To dobrze. Dobrze.- powtórzył Dwight z uśmiechem.-Wyglądało to poważnie, wiesz? Wszyscy się martwili.
- To co będzie teraz? - dopytywała się Marge.-Gargulec się rozbił. A nawet jeśli tu jest jakiś wirnikowiec choćby to i tak nie polecimy. Trzeba będzie pojazdami, albo na piechotę dotrzeć do granic parku.
- Przecież czołgi bierzemy na klatę, nie? - J.R. wystawiła do BFG piąchę i zderzyła jego piąchę ze swoją - Hooah!
- Jeśli jakiś jest, polecisz sama i będziesz naszymi oczami. Jeśli nie ma, to i tak sobie jakoś poradzimy, coś znajdziemy, zmontujemy, w tym też jesteśmy dobrzy. A w ostateczności to BFG cię nawet zaniesie… co nie? - Spojrzała na Dwighta mrużąc oczka, ale szybko przeniosła wzrok ponownie na Marge - Ale chwilowo to nigdzie nie idziemy, pewnie tu zabalujemy kilka godzin. Rozpoznanie terenu i sytuacji, zabezpieczenie obozu i te sprawy...
- Nigdzie nie polecę.- Marge zadrżała na samo wspomnienie ostatniego lotu.
- Mogę zanieść was obie… tylko bez pancerzy.- zaoferował się Dwight i zerkając w niebo, pokryte ciemnymi chmurami, które nie zawsze były efektem pogodowym dodał.- Poza tym wątpię by szef, kazał ci gdzieś lecieć.
- A co powiecie na odszukanie obozowej kuchni w ramach zabezpieczania obozu? - Jean uśmiechnęła się pod nosem, spoglądając raz na BG, raz na pilotkę.
- Nie wystawicie ich na niebezpieczeństwo zostawiając samych?- spytała się Marge wskazując kciukiem na drzwi.
- Nie chciałbym być w skórze tego, kto wejdzie Bearowi w drogę.- odparł BFG, choć on również nie miał pewnej siebie miny.
- Geez… a co im się może w środku całego oddziału i bazy przytrafić? Idziemy - Jean ruszyła za swoim nosem, szukając wyżerki…
- A umiesz gotować?- zapytał BFG podążając wraz z Marge za panią sierżant.
-[i] Teraz to mnie obraziłeś![i] - Fuknęła na niego J.R. niby to groźnie spoglądając - Przecież każda kobieta umie gotować.
Tylko że ona za bardzo nie umiała…
- To dobrze. Bo ja tylko co nieco z meksykańskiej.- odparł z ulgą BFG. A Marge jakoś się nie odezwała uznając pewnie, że milczenie jest złotem, gdy samej się gotować nie potrafi.
Po krótkim krążeniu po obozie znalazły w końcu kilka zmontowanych kontenerów, służących za kuchnię i stołówkę. Tuż obok lazaretu.
-Może ja pójdę pierwszy? Tam mogą być szczury.- stwierdził Dwight rozglądając się bacznie.
- Uuuu… szczury… - Pani sierżant udała wystraszoną, jednocześnie chwytając za “pompkę”. Wewnątrz pomieszczeń to chyba była lepsza broń niż minigun.
- Prowadź twardzielu - Mruknęła do Dwighta, jednocześnie obserwując reakcję Marge. J.R. miała mały ubaw…
-Nie powinniśmy, tam pewnie są zbiorniki z gazem do kuchenki.- przypomniał jej BFG, podczas, gdy Marge zaciskała nerwowo dłonie na swoim onyxie.
- JR. gdzie polazłaś?- odezwał się Cook.
- P...huuu..ssy - Niby to odkaszlnęła Jean, po czym wepchała się przed BFG.
- Bear...zgredzie… już po badanku? Szukamy tu wyżerki, a co? - Odpowiedziała przez komunikator.
- Powinniście zaczekać.- burknął urażony Cook.
- Ojej… to rusz dupę i tu zasuwaj, ledwie parę kroków, kierunek 2-2-1. Czekamy - Powiedziała McAllister… wchodząc do pierwszego kontenera.
Weszli do pełnej mroku stołówki rozglądając się w skupieniu. Mrok wypełniał salę, ale też i cisza. I to było dziwne.
- Przecież tu są zapasy żywności. Jeśli szczury gdzieś być powinny, to właśnie tu.- ocenił sytuację Dwight.
- Trochę wiary w sytuację? Skąd nagle ten pesymizm? - Uśmiechnęła się sierżant, wzrokiem przeczesując najbliższą okolicę.
- To nie pesymizm. Po prostu dziwię się.- odparł Dwight podążając do kuchni. Marge zaś została przy drzwiach, którymi weszli. JR, również dotarła do kuchni i cóż… jedzenie było, w puszkach i w workach w spiżarce. Wrogów nie było w ogóle. Szczurów też nie, choć pewnie tylko tu mogły znaleźć spore ilości jedzenia.
- Marge, no rusz się tu, drzwi pilnować możesz i z paru metrów, a nie tak w nich sterczeć - Jean zajęła się przeglądaniem puszek z jedzeniem. Po chwili znalazła brzoskwinie, w ruch poszedł więc nóż wojskowy. Zajęło jej wszystko ledwie kilka sekund, i napiła się w końcu słodkiego soku prosto z puszki.
- Mmm... dobre, chce ktoś? - Spytała wyciągając puszkę w stronę towarzystwa.
- Nie powinniśmy coś razem ugotować, ty i ja ? W końcu nasz oddział wolałby pewnie zjeść coś pożywniejszego niż racje żywnościowe.- zapytał naiwnie BFG podczas, gdy Marge z gorliwością neofity wywiązywała się ze zleconego jej zadania.
Nagle światło zalało stołówkę i kuchnię. Prąd wrócił.


- Możemy coś upichcić, ale najpierw zamelduj to szefowi… może ma inne zdanie? - Jean uśmiechnęła się do Dwighta, po czym spojrzała na pilotkę -Nerwowa jesteś?
- Wolałabym porządny pancerz i kilka sterowanych laserem rakiet pomiędzy mną, a zagrożeniem. A nie tylko karabin z którego wystrzelałam jedynie obowiązkowe minimum.
-Szefie? Tu BFG. Znaleźliśmy kuchnię.- zameldował tymczasem Dwight.- Może tak coś upichcić dla całego oddziału?
Przez chwilę panowała cisza.
- Jasne. Czemu nie.Przyda nam się trochę relaksu, po tym całym dniu.- Wolvie dał przyzwolenie na kucharzenie.
- Obecnie zagrożeń nie ma, więc nie pękaj - J.R. mrugnęła do Marge, po czym słysząc we własnym komunikatorze słowa dowódcy uniosła do BFG kciuk.
- Dobra! To co pichcimy? - Spytała wesołym tonem.
- Możeeee.. twoją specjalność?- zaproponował Dwight, wysuwając się z pancerza.
- Nie wiem co tu znajdziemy dokładniej wśród tych zapasów... - J.R. również opuściła swój pancerz, a “pompkę” przewiesiła sobie przez plecy. Zaczęła dokładniej grzebać wśród konserw i worków spiżarki - Hej Marge, to teraz ty nas pilnujesz, ok? O, znalazłam kilka puszek peklowanej wołowiny, a tu mamy Farfalle, to by chyba pasowało? Jakbyś jeszcze jakąś sałatkę wyczarował Dwight, byłby gicior.
- Potrzebna jest puszka kukurydzy, puszka fasoli czerwonej, cebulki marynowane, jabłka, czerwone papryki…- Hauser zaczął planować przygotowanie posiłku, a Marge kiwnęła głową z uśmiechem. Dwójka Doomguys zabrała się za kucharzenie...




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 19-03-2019, 21:06   #33
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kontener nadzoru

W bazie było zasilanie, co wielce ułatwiało sprawę ekipie sierżant van Erp. Lili wsunęła klucz do czytnika przy zamku i on zrobił swoje. Kody zostały zaakceptowane i drzwi się otworzyło.
W środku były szczątki kolejnego żołnierza, zabarwione krwią ekrany niektórych monitorów, oraz… było dość ciasno. Cały kontener zabudowany był elektroniką. Tylko jeden doomguy w pancerzu mógł tam swobodnie się poruszać. Padło więc na Elizabeth. Sierżant weszła do środka i zasiadła w konsolecie. Zabrała się za wejście do systemu. Klucz udzielił jej wszystkich uprawnień administratora, więc nie było problemu.
Status wieżyczek: 3 z 4 zgłosiły swoją gotowość.

Activate all
Yes/No

Yes.

Teraz mieli już wsparcie z trzech stron na wypadek ataku. Automaty namierzą wszelkie potencjalne cele i bezlitośnie wpakują w nie ołów w dużych ilościach. Pod warunkiem oczywiście, że te cele będą poza obozem.
Kamery, te były sprawne jedynie w 70 %. Część zgłaszała uszkodzenie. Część w ogóle nie potwierdziła aktywności. Robota na cały dzień, którego nie mieli. Cóż, przyjdzie im pracować z tym co mają. Kolejnym krokiem Lili było przejrzenie zapisów kamer i przekonanie się co tak naprawdę się stało… na własne oczy.
Rzeź. Pojawili się nagle, atakowali brutalnie i z bliskiego dystansu, chłoszcząc żołnierzy nawałnicą kolczastych łańcuchów.



Wyglądali jak nadzy ludzie, odziani tylko we własną broń. Ale nie było w nich nic ludzkiego. Pojawili się znienacka i znikli tak samo. Bez śladu. Kamery nie zarejestrowały ani ich przybycia, ani ich odejścia. Tylko śmierć żołnierzy. Kule bowiem nie zdołały ściany wirujących łańcuchów otaczających ich potworów.

Narada w stołówce

Posiłek zabrał JR i Dwightowi sporo czasu i wysiłku. Tym bardziej, że BFG musiał hamować nieco zapędy twórcze kobiety. Bo w końcu się zorientował, że pani sierżant częściej stołowała się kuchni niż w niej gotowała. I dzięki temu posiłek został uratowany!
Nie był może specjalnie smaczny, ale nadal nadający się do zjedzenia.
Niemniej to nie samo jedzenie było teraz najważniejsze. Zebrawszy cały oddział porucznik Jones dał im w spokoju zjeść. A po posiłku zaczął mówić.
- Nie będę wam mówił jaka jest nasza sytuacja. Jesteśmy sami głęboko na terytorium wroga. Po długim wyczerpującym marszu i ciężkiej walce. Moglibyśmy wyruszyć od razu w kierunku granicy parku, ale w obecnym stanie fizycznym pewnie byśmy nie byli w stanie do niej dotrzeć. Dlatego zaryzykujemy i zostaniemy tu na noc. Tym bardziej, że nie wydajemy się być warci uwagi przeciwnika. Wykorzystamy więc to lekceważenie na naszą korzyść. A teraz… rozkazy.- Wolvie przeszedł do sedna.
-Giles zajmiesz się generatorami. Trzeba nad tyle zasilania ile zdołasz wydusić. Hansen zrobisz sekcję zwłok naszego nekromanty. Pozbierasz to co miał przy sobie, zapakujesz do woreczków… zresztą co ja cię będę uczył medycyny sądowej. Van Erp, do ciebie należy zbrojownia. Trzeba z niej zabrać amunicję i wszystko co będzie przydatne, a potem przygotować się do zaminowania całego obozu. By jutro rano wysadzić wszystkie kluczowe budynki. Zastosujemy taktykę spalonej ziemi. Weź sobie dwóch meatboyów do pomocy. Zajmiesz się też obwarowaniem centrum bazy. Reszta nie jest nam potrzebna. McAllister, ty wyznaczysz warty. Dwie osoby na dwie godziny, jedna w centrum nadzoru, druga patroluje obszar. Do tego jeszcze zobacz na parkingu, czy są jakieś wozy, którymi moglibyśmy się w miarę wygodnie ewakuować. Ale to później. Najpierw rozlokujcie się w barakach jakie wam wyznaczyłem. I to chyba, wszystko jakieś pytania?

- Co z ciałami poległych? - Zapytała van Erp.
- Jest nas za mało by ich pogrzebać. I mamy za mało czasu. I sił. Musimy ich zostawić.- odparł Wolvie.
-Możemy ich spalić… to znaczy ciała.- wtrąciła Charlotte.
-Albo możemy ich spalić. Ale to już poza moimi możliwościami.- stwierdził Jones i spojrzał na Lili.-[i]Elizabeth, jeśli znajdziesz dość napalmu, to spalimy okolicę na popiół.[/I
Lili pokiwała głową w odpowiedzi.

Barak żeński

- Gorąca woda! W końcu jakiś luksus dla mojego biednego ciałka!- stwierdziła radośnie Louise wyłażąc z pancerza, a potem gubiąc mundur i bieliznę goluśka pognała pod prysznic.
- Nie powinnyśmy najpierw wybrać sobie pryczy?- spytała zrezygnowanym głosem Collier.
-Bierz jaką chcesz. Co za różnica, spędzimy tu tylko jedną noc.- odparła Switch mając gołym zadkiem i rozkoszując się gorącym strumieniem wody rozlewającym się strugami po skórze.
-Raj!- dodała i zerknęła na Ash, obie panie sierżant, oraz na pilotkę.- Nie chcecie się przyłączyć?
- Ja tak.- stwierdziła w końcu Marge rozbierając się przy wybranym przez siebie łóżku.
-Ciekawe czy tu mają mundury w moim rozmiarze.- dodała zaglądając do szafki.
A Meyes znów zerknęła przez ramię pytając zaczepnie.
-To jak drogie panie oceniają nasz nowy męski nabytek w oddziale. Jak się nasz BFG sprawdził w pierwszej bojowej misji? Moim zdaniem jego zadek lepiej się jednak prezentuje bez tylnej osłony pancerza.


Barak męski

Home shit home.- skomentował widok Guerra wchodząc pierwszy do ich kontenera. Za nim podążył Bear, Pearson był trzeci. Kit czwarty, Hamato piąty, a Hauser ostatni.
- Nie powinien ktoś być przy Gilesie? Nie powinien przypadkiem wybrać sobie…- zaczął BFG, a Handsome uciszył go gestem dłoni.
-Russell polazł naprawiać generatory. Nie wyciągniesz go nawet końmi z maszynowni.- stwierdził Dominic zaglądając pod prycze.
- Poza tym jest nas za dużo. - ocenił Hamato jak na jeden kontener. -Będziemy musieli współdzielić prycze. Niemniej skoro i tak przynajmniej jeden z nas będzie na warcie, to nie powinno być problemem.
-Acha! Trafiło się nam jedno ziółko w oddziale.- odparł Handsome wyciągając koniak.
- Nie powinieneś pić.- wtrącił Azjata.
- No. Sam nie. Ale jak wypijemy razem, to żaden się nie upije.- odparł z uśmiechem Guerra.
- No cóż. Jedyne trofeum z misji, bo nikt nas na rękach nie będzie w tym obozie nosił.- podsumował ze smętnym uśmiechem Pearson.
-Ani po powrocie. Pewnie szychy w sztabie utajnią wszystko i zakażą mówić cokolwiek. Tak jak w przypadku twoich amazońskich przygód, co Bear?- odparł z uśmiechem Guerra.
- No.- stwierdził elokwentnie Cook.
- Szczęściarz. Chyba jemu trafi się spotkanie z Marge w ramach podziękowań. No chyba, że Louise ją zagarnie.- odparł smętnie Ważniak.
Albo BFG… dobrze się wam rozmawiało, prawda?- zapytał Handsome spoglądając na Hausera.
- No… miła z niej dziewczyna. Ale tylko rozmawialiśmy. Nie podrywałem jej.- zaczął się bronić BFG, po czym próbując zmienić temat spytał Carsona.-A jak to jest między wami? Znaczy między sierżant van Erp a tobą? Blisko ze sobą jesteście?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-03-2019 o 20:08. Powód: Rozszerzenie o krótki wątek
abishai jest offline  
Stary 21-03-2019, 20:04   #34
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Tak jak i cała reszta.- Powiedziała Lili zdejmując swój pancerz. - Ale bez tego - poklepała zbroję. - Dwight jest… no wiesz… mniej użyteczny w oddziale.
- No wiesz co! Jakoś nie zauważyłam żeby mniej się do tego nadawał niż Guerra, Kit czy Charlotte. Jak się dostał do oddziału znaczy, że jest odpowiednio użyteczny. - Odezwała się Ash trochę beretując Lili za takie komentarze. Sama przyszła na chwilę zająć jakieś łóżko i miała zamiar ruszyć pokroić zwłoki i zrobić podstawowe badania na niektórych tkankach.
- Bez zbroi Ashley. Chodziło mi o to, że bez tego byłby mniej… no niech będzie skuteczny. - Powiedziała na spokojnie van Erp.
- Bez zbroi wszyscy jesteśmy mniej skuteczni...oprócz mnie ja wymawiam w byciu medykiem i bez zbroi. - Hansen rzuciła przechwalką.
- No oczywiście doktor Frank…. Znaczy się Hansen. - Lili usiadła na łóżku uśmiechając się do lekarki.
- Ha ha, dobrze idę się zająć zwłokami. - Zwróciła się do Lili z prześmiewczym tekstem podbijającym jej żart o Dr. Frankensteinie - Postaram się ich nie ożywić łuuuu. - I ruszyła w stronę drzwi.
- Odłączę ci prąd w razie czego. - Lili puściła jej oko, a potem odwróciła głowę w stronę łazienki. - Louise pospiesz się tam!
- Obie zapominacie o najważniejszym. O twardym tyłeczku BFG i jego… użyteczności i urodzie. Zawsze możemy jednak poplotkować o innym zadku, jeśli ten Hausera nie jest warty pani uwagi, sierżant van Erp.- odparła żartobliwie metyska pod prysznicem, do której dołączyła się Marge.-Jest trochę wartych obgadania okazów w naszym oddziale, prawda?
Po czym dodała.- No i prysznice są na trzy osoby. Możesz spokojnie dołączyć. Nie martw się. Nie gryzę na pierwszej randce.
Te słowa sprawiły, że Marge spojrzała na Louise. zaskoczona i lekko zaczerwieniona na twarzy.
- Dwight wspomniał, że ty często randkujesz z facetami.
- To prawda. Ale też nikogo nie dyskryminuję.- odparła z uśmiechem Meyes.
- Nie strasz jej.- burknęła Charlotte.
- Nie straszę żelazna dziewico. Kuszę.-odgryzła się latynoska.
- Sprawdzałaś już, że jest twardy? - Zapytała Lili wchodząc pod prysznic.
Skoro było więcej miejsca, nie zamierzała czekać.
- Niestety nie było okazji. Ale jak byliśmy przypadkowo w tym samym czasie na siłowni… na taki wyglądał. I ten kaloryferek.- wyjaśniła z łobuzerskim uśmiechem Louise.
- To na co jeszcze czekasz?- Zapytała Lili żartem.- Aż ci przełożeni pozwolą?
- Na okazję. Niestety Dwight jest taki staromodny i albo nie rozumie pewnych aluzji, albo… grzecznie je ignoruje.- odparła z uśmiechem Meyes i żartując spytała się Lili. -Umyć może plecki?
Wywołując przy tym nerwowy śmiech Charlotte.
- Dzięki - Odpowiedziała jej van Erp. - Te cholerne poparzenia przeszkadzają. A jeśli chodzi o Dwighta, to albo przyjmujesz na klatę tę, jak to określiłaś, staromodność albo zapomnij o jego twardym tyłeczku.
- I tak jest dla mnie za duży. Wyglądam przy nim jak kruszynka.- odparła ze śmiechem metyska z entuzjazmem biorąc się za namydlanie pleców Lili. -Ale pomarzyć i poplotkować można.
A gdy jej palce zsunęły się na pośladki Lili, przytuliła się do niej mrucząc do ucha ( wymagało przylgnięcia ciałem i stanięcia na palcach przez latynoskę). - Nie martw się. Dziś… wyjątkowo będę grzeczna.
Po czym wróciła do mycia jej pośladków.
- E! - Krzyknęła z przesadnym oburzeniem Lili. - Plecy mam wyżej.
- Tu też trzeba umyć, a skoro już o tyłeczkach mówiłyśmy.. to masz niezły. Szkoda że się marnuje w mundurze. Kiedyś cię muszę w jakąś kieckę wcisnąć.- odparła zadziornie Louise.- Zrobić fotkę i strzelić twoje graffiti na naszym kolejnym Peacemakerze.
- wcale się nie marnuje. Widziałam całe mnóstwo niezłych tyłków w mundurze. - Van Erp udała urażoną.
- Wierz mi… jeszcze lepiej prezentuje się bez niego.- westchnęła Louise.-Aż ci zazdroszczę.
I dała klapsa dla sprawdzenia sprężystości, wywołując nerwowy chichot Marge i spurpurowienie na twarzy Charlotte. Oczywiście z oburzenia.
- Więc to prawda. Lepszy niż mój.- dodała Louise i wróciła do mycia pleców Lili.
- Kto ci to powiedział? - sierżant gwałtownie odwróciła się.
- Nikt… po prostu umiem ocenić co widzę i teraz namacalnie sprawdziłam.- Louise zmrużyła oczy przyglądając się pani sierżant badawczo.- Czyżby... mógł ktoś powiedzieć?
Lili na chwilę zatkało. Popatrzyła nerwowo na rozmówczynię.
- Nie, nikt.- Odpowiedziała w końcu.
Louise wydawała się zaskoczona tak samo jak sama Lili.
- No… wiesz, gdybym nie wierzyła, że Hamato przygruchał sobie coś w bazie, to pomyślałabym, że to ty masz z nim sekretny romans.- odparła po chwili i zaśmiała się proponując. -Hej. Co powiesz na wspólny wypad w bazie? Połamiemy kilka serduszek i narobimy plotek?
- Jasne, jasne. - van Erp pokiwała głową.
- A teraz odwróć się. Dokończę plecki. - odparła Switch z szerokim uśmiechem.

J.R. Od dłuższego czasu stała oparta o ścianę, nad czymś wyjątkowo długo główkując. Zaproszenie pod prysznic zignorowała, kiwając jedynie przecząco głową… rozmyślała słuchając jednym uchem, co też to się w baraku papla. W końcu się ruszyła, a swoje kroki skierowała właśnie pod prysznice. W pancerzu i w pełnym uzbrojeniu.
- Czy nie uważacie, że należy się mieć nieco na baczności, i nie oddalać od własnej broni na dalej niż dwa kroki? - Spytała kąpiące się kobiety, stojąc w progu części z prysznicami - Jesteśmy na wrogim terenie. Nie, samo przebywanie w tej tu bazie nie zapewnia nam wystarczającego bezpieczeństwa. “Switch”, za pięć minut zapraszam na wartę w centrum nadzoru. Dwie godziny - Jean odwróciła się na pięcie, po czym ruszyła przez barak do drzwi wyjściowych.
- Psuje zabawę, zazdrośnica.- mruknęła żartobliwie Louise.
- Potrzebuję dwoje do pomocy. - Powiedziała Lili do oddalającej się McAllister. - Charlotte idziesz ze mną.
- Tak jest!- odparła zaskoczona blondynka prostując się niczym struna.
- Jako druga osoba Marge? Czy ktoś z chłopaków? - J.R. zatrzymała się i odwróciła w stronę van Erp - Pozbieranie sprzętu ze zbrojowni nie powinno długo zająć… bo później muszę wszystkich poprzydzielać na warty, zaraz napiszę jakąś kartkę i przykleję obok drzwi.
- Wezmę Guerrę, tak że wyłącz ich z wart, bo to mi zajmie trochę.
- Dłużej niż dwie godziny chyba nie? - Jean oparła dłonie o górną pryczę, obok której akurat stała, po czym poruszyła głową na boki, aż jej coś cicho zachrobotało w karku.
- Dłużej. - Odpowiedziała krótko Elizabeth.
- Cztery?? - Zdziwiła się Jean - Będziecie stamtąd wynosić broń, czy tapetować?
- Jak będą wolni to dam ci znać. Na razie są do mojej dyspozycji. - Odpowiedziała Lili. - Marge też.
- Co?- zdziwiła się zaskoczona pilotka biorąc się za suszenie włosów.
- Dodatkowa para rąk zawsze się przyda. - Wyjaśniła van Erp.
-Acha… oczywiście.- odparła pospiesznie pilotka.
- To zaraz ruszamy.- Powiedziała Lili spłukując z siebie pianę..
-Tak jest.- odparła Thompson, a J.R. w międzyczasie opuściła kobiecy barak…
A po kilku minutach, trzy kobiety ruszyły w stronę męskiego baraku.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 21-03-2019, 20:14   #35
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kit spojrzał na BFG i uniósł brwi.
- Między van Erp i mną? - powtórzył z pewnym niedowierzaniem. - Znamy się od wieków i to wszystko. Skąd ci cokolwiek przyszło do głowy z tym "blisko"? Zagadujesz o van Erp, żebyśmy z ciebie zeszli?
- Nie. Nie.- skłamał zaskoczony Dwight. -Ciekaw po prostu jestem.
- Akurat o panią sierżant? A nie na przykład o Ash? Louise? - zapytał Guerra z krzywym uśmieszkiem i otworzył butelkę.- Ok… nie możemy się upić, ale możemy łyknąć po łyczku. Kto się pisze? Pearson?
- Ja raczej nie.- odparła pospiesznie Ważniak.- Nie powinniśmy zresztą pić.
- Kapka na język to nie picie. Kurishima, Cook? - zaproponował.
- Mogę.- zgodził się Bear, a Hatamo gestem dłoni odmówił. Podobnie jak Kit.
- Świętoszki.- mruknął Dominic i zakręcił. Koniak na dwóch to jednak była za duża pokusa.
- Co planujemy robić po powrocie? Wspólny wypad z dziewczynami może?- zapytał Ronnie.
- Uziemnią nas- stwierdził krótko Cook, a Hamato skinął głową. - Po tym co tu widzieliśmy i przekażemy, baza pójdzie w stan gotowości bojowej. Pełna mobilizacja, zakaz opuszczania bazy. Cofną przepustki.
- Dobrze, że mamy dokumentację filmową - stwierdził Kit. - Bez tego by nas psychiatrzy wzięli w obroty. A i tak mamy przerąbane. Mamy wojnę, a to znaczy, że o rozrywkach można zapomnieć na długo.
- Pozostanie odpocząć w bazie, prawda panie podrywaczu?- zapytał Guerra zerkając na Hamato. Który to z kamienną miną odpowiedział: - Nie mam pojęcia o czym mówisz.
- O tych plotkach.- przypomniał mu Handsome.
- To tylko plotki - odparł Azjata. - Nic więcej.
- Może urządzimy jakąś imprezkę w kantynie?- zaproponował Dwight.
- Ciebie już taka czeka. Uratowani zwykli stawiać dziękczynną kolejkę ratownikom.- przypomniał mu Guerra.
- Ale nie ja ją uratowałem, tylko Meyes, Cook i Handsen, oraz Collier - bronił się BFG.
- Coś mi mówi, że też się załapiesz.- ocenił Dominic.-Tak mi nos podpowiada.
- Okaże się, który z was ma rację... Pewnie niedługo. W zasadzie nie mamy tu nic do roboty, tylko wysadzić wszystko i wrócić - powiedział Kit. - Co prawda transport powietrzny odpada, ale może coś z gwardyjskiego złomu odzyskamy... to nie będziecie pieszo drałować - dorzucił, pamiętając narzekania niektórych.[/i]
- Jak nie, to czeka nas długa droga. Może nawet dwa dni marszu.- ocenił Hamato w zamyśleniu.- W dwa dni na pewno byśmy na coś napatoczyli, a pancerze mocno nas ograniczają co do ilości amunicji jaką możemy dźwigać.
- Tyle chłopa, co tu się pojawiło, piechotą nie przyszło. Coś z ich pojazdów musi być na chodzie - odparł Kit. - A co do amunicji... Oni raczej nie mają nic, co by się nam przydało. Prócz granatów, ewentualnie jakichś wyrzutni.
Mężczyźni skinęli głową zgadzając się z Carsonem. Zapewne miał rację.


- Hej! Chować fiuty! Wchodzę! - W męskim baraku zjawiła się J.R. od razu wchodząc do niego na całego. Jeśli z kolei ktoś miał coś do schowania, to miał naprawdę jedynie na to ledwie sekundę, może dwie.
Na nieszczęście dla niej chłopaki nie garnęły się tak do prysznica jak dziewczyny. Więc wiele nie podejrzała. Banda twardzieli prężyła się w równym rządku czekając na jej inspekcję. Prócz Kita, na którym czar wysokiego stopnia nie zrobił aż takiego wrażenia.
- Co tam słychać, wszystko w porządku? - Omiotła wzrokiem przebywających wewnątrz.
- Cisza, spokój... aż do tej chwili - odparł Kit, wstając z pryczy. - Czym możemy służyć?
- Jak “Wolvie” rozkazał, tak też działamy, BFG za pięć minut na wartę, patrol wewnątrz bazy. Dwie godziny - Zwróciła się do Dwighta, po czym przeniosła wzrok na Carsona - Później ty, też jako patrolowy. Resztę rozpiszę za chwilę i powieszę tu - Wskazała palcem ścianę obok drzwi wejściowych do baraku.
- Będziecie wisieć bez sądu. - Kit rzucił do pozostałych, po czym spojrzał na JR. - Za dwie godziny. Patrol - powtórzył.
- Za dwie godziny, na dwie godziny. Tak - Jean nieco przymrużyła oczy wpatrując się w rozmówcę, który odpowiedział jej niewinnym spojrzeniem.
- W czymś jeszcze możemy pomóc? - spytał po chwili.
Tymczasem do baraku mężczyzn, wpadła w pełnym rynsztunku Louise dysząc ciężko.
- No jestem jestem, umyta i gotowa do działania.
- Słodko - J.R. teatralnie zatrzepotała rzęsami - To lecisz do centrum nadzoru, sadzasz dupę przed monitorami, i pilnujesz… a BFG sobie spaceruje to tu, to tam. BFG, gotowy? - McAllister spojrzała na Dwighta.
-Tak jest.- rzekł pospiesznie Hauser.
- Hamato, podrzuć coś do jedzenia Ash, ok? Bo jeszcze bidulka padnie nam z głodu przy robocie.- poprosiła Louise i ruszyła do centrum nadzoru.
Hamato zgodził się bowiem na jej życzenie skinieniem głowy.

Chwilę później w baraku pojawiła się sierżant van Erp z Charlotte i Marge.
- Dobrze, że cię załapałam J.R. - powiedziała Lili do drugiej sierżant. - Wezmę jeszcze Anthonego.
- Dominic i Anthony, zbierać się. Idziecie ze mną.- Oznajmiła wymienionym z imienia żołnierzom sierżant van Erp, a J.R. jakby… zgrzytnęła zębami. Spojrzała na “Lili” mrużąc oczy.
- Mogę na słówko na osobności? - Wycedziła.
- Oczywiście. - Odpowiedziała jej spokojnie Lili. Obie kobiety odeszły więc na bok, kilkanaście kroków od baraku męskiego.
- Nadal mi nie wytłumaczyłaś, po co ci coraz więcej i więcej ludzi i czasu. “Podbierasz” ich i podbierasz, a ja mam zrobić grafik wart aż do rana, dowiem się więc w końcu o co chodzi?? - Spytała prosto z mostu Jean.
- Sama nie pochowam wszystkich poległych. - Powiedziała van Erp.
- Dziękuję za wyjaśnienie - Odparła z przekąsem J.R. - I rozumiem. Serio, rozumiem. Ale to karkołomna robota, czasochłonna, męcząca. Sporo tu chłopaków leży… no ale chyba nie masz zamiaru ich zakopywać? Dobra, cztery godziny starczą? To będzie czas do północy!
- Nie, nie będziemy ich zakopywać. Zbiorę kilka drobiazgów dla rodzin i spalę ciała.- Odpowiedziała beznamiętnym tonem Lili . - Postaram się uwinąć do północy.
- Dobra… to wszystko obgadane? - Jean spojrzała na nią już bardziej przyjaźnie niż przed chwilą.
- Tak. Wszystko. - Elizabeth kiwnęłą głową. - Wracamy. - Ruszyła z powrotem do baraku, a McAllister wraz z nią. Ta druga przypilnowała przez chwilę parkę pierwszych wartowników, po czym się oddaliła.
Lili poczekała aż obaj mężczyźni będą gotowi do wyjścia.
- Najpierw zbrojownia. A później zorganizowanie pochówku. Pytania? - Van Erp spojrzała na całą czwórkę. Żadnych pytań nie było, żadnych wątpliwości.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-03-2019, 20:31   #36
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Sekcja zwłok i inne aktywności w lazarecie

Dr. Hansen weszła do lazaretu gdzie na stole operacyjnym leżały przyniesione przez kogoś zwłoki. Najpierw przygotowała siebie do sekcji. Szkoda by było gdyby próbki były zanieczyszczone jej materiałem biologicznym. Tak więc Ashley mogła się cieszyć prywatną kabiną prysznicową w lazarecie. Zdecydowanie Sekcji nie zamierzała przeprowadzać w zbroi tylko skorzystała z zapasowych fartuchów i wyposażenia jednostki
Truposz przyniesiony przez Beara leżał już grzecznie pozbawiony głowy powyżej żuchwy.
Na szczęście nie przejawiał żadnej ochoty do wstania ze stołu operacyjnego.
Najpierw należało rozebrać truposza i zabrać jego zabawki. Ash nie znalazła przy nim żadnej broni, cóż… żadnej sensownej broni poza zdobionym pięknie kosturem i dużym sztyletem. Poza nim lekarka znalazła przy trupie trzy pergaminy zapisane tym samym tekstem. Ashley nie mogła zrozumieć zapisków, ani tego czemu owe zapiski były identyczne. Do tego dwa pierścienie, jeden w postaci srebrnej obrączki, drugi o wiele bardziej zdobiony. Gust jak u stereotypowego sutenera. Oraz fiolka z jakimś zielonkawym płynem. Narkotyk?
Po odgarnięciu ciuszków Ash przekonała się, że mężczyzna był torturowany, albo lubił się ciąć nożem. Miał bowiem na ciele szramy układające się w dziwaczne znaki na jego ciele. Jakieś pismo? Opuchnięte prącie i jądra mogło świadczyć o jakiejś egzotycznej chorobie.
W ruch poszły najpierw aparaty by dokładnie udokumentować wygląd zwłok. Każda z rzeczy była zapakowana oddzielnie, opisana i sfotografowana. Dopiero poty Ashley obmyła zwłoki biorąc pozostałości mózgu do probówek.
Sekcje czas zacząć. Najpierw skalpelem, oczywiście molekularnym na wyposażeniu, naciąć skórę by zrobić ładną przestrzeń by dla piły do cięcia kości i otworzyć klatkę piersiowa. Otwarcie klatki piersiowej odsłoniło mostek i kryjące się pod nimi organy. Wyglądały zwyczajnie… z wyjątkiem serca. Ono było czarne. Nie gnijące, czy martwe. Wyglądało zdrowo, ale mięśnie były wyjątkowo ciemnej barwy wpadającej w czerń. Także i krew była zbyt ciemnoczerwona.


Krew trafiła do analizy DNA i innych urządzeń analitycznych podobnie jak płyn rdzeniowy. I zaczęła się nudna analiza zwłok poprzez ważenie i mierzenie organów i odcinanie tkanek dla analizy jajogłowych w domu.
- Hej. Jak ci idzie?- usłyszała za sobą głos Hamato.-Jak praca przy zwłokach?
- Hej no teraz jestem w tej najnudniejszej części. Ale jeszcze może dwie godziny i skończę. - oceniła Hansen. - A ty poszedłeś na pierwszą wartę ?
- Jeszcze nie. Louise się nieco martwiła o ciebie i poprosiła mnie bym ci podrzucił coś do zjedzenia. Zabrałem jakieś smakołyki z kuchni.- odparł Azjata stawiając obok Hansen jakieś dziełko Dwighta.- Coś ciekawego odkryłaś?
- Mhmm prawie jak kolacja do łóżka,... doceniam. - Uśmiechnęła się spod zakrwawionej plastikowej osłonki Ashley. - Właściwie to i tak mogę sobie zrobić przerwę temu Panu się nie spieszy.- Powiedziała zdejmując gumowy fartuch i wrzucając go do kosza na odpady bio-hazard wraz z rękawiczkami.
- Chwilowo odkryłam niewiele, anatomicznie mogłabym go zakwalifikować jako człowieka ma wszystkie prawidłowe organy chociaż ich barwa i waga mogą wskazywać na dużą ilość chorób. Co do morfologii i innych testów to nadal się robią więc trudno mi cokolwiek powiedzieć ale miał całkiem niezłe błyskotki na sobie. - Powiedziała wskazując na plastikowe torebki z dowodami. A sama opuściła teren operacyjny by zasiąść w bardziej biurowej części. Dodatkowo ostentacyjnie kładąc nogi na biurku, niczym Pani i Władczyni Lazaretu.
- Błyskotki? Biżuterię? To trochę niemęskie.- ocenił Hamato udając, że ignoruje widok zgrabnych nóg pani doktor.
- No miał jeszcze zgrabny sztylet i pergamin. Tak bardzo hipstersko. - Powiedziała biorąc bardzo apetycznie jak na warunki panujące sałatkę. - Możesz obejrzeć tylko nie wyjmuj z torebek. - Powiedziała biorąc pierwszy kęs posiłku.
- Wyglądają dość… antycznie. Jak pamiątki z renesansowego jarmarku.- ocenił Hamato przyglądając się zdobyczom Ash.-A broń którą użył walnięcia piorunem? Jakiś ręczny generator prądu?
- Tego mi Cook nie przyniósł …choć jak coś powinien to obejrzeć Russell albo ktoś lepiej znający się na broni. - Powiedziała między kolejnymi porcjami składki, w gardle pojawiło się swego rodzaju swędzenie.
- Nie wiem czy Russell zna się na nożach. Ten wygląda na… przypomina oręż gocki, a może rzymski gladius ?- oceniał Azjata przyglądając się sztylet.
Ashley chciała coś dodać ale nagle poczuła silny skurcz w żołądku. Upuszczając miskę zgięła się wpół i wylądowała na czworakach na podłodze z odruchem wymiotnym. Spazmy i uderzenie zimna świadczyły o nadchodzącym ataku alergicznym. Hansen nawet nie miała czasu by zastanowić co było w sałatce. Tylko wyciągnęła rękę w kierunku swojej saszetki z adrenaliną.
Kurushima spojrzał zaskoczony na dziewczynie odrywając się od badań i ruszył po saszetkę, by ją otworzyć i zbaranieć na moment widząc “długopisy”. Po kilku sekundach przypomniał sobie do czego służą i pochwyciwszy stanowczo Ash w ramiona, zrobił jej zastrzyk. Rychło w czas gdyż ta właśnie zaczynała mieć problemy z oddychaniem. Po dziesięciu sekundach, które wydawały się jak wieczność, zarówno dla zaniepokojonego Hamato jak i dla czekającej na ponowny rozruch własnego ciała Hansen, lekarka w końcu wzięła głębszy oddech. Kolejne sekundy i jej ciało powoli zaczęło wychodzić z szoku.
Adrenalina to jedno, ale wypadałoby by sprawdzić czy nie będzie nawrotu.
- Przynieś mi tamta mniejszą skrzynkę - pokazała jedna z półek ze sprzętem, pewnie byłaby milsza ale bolące gardło i bebechy jakoś nie sprzyjały do temu. Azjata wykonał polecenie i kolejny kwadrans spędził na cichym towarzyszeniu Hansen kiedy ta monitorowała działanie swojego organizmu po wstrząsie. Kiedy tak siedziała w towarzystwie naszły ją wspomnienia i wspominki dotyczące jej znajomości a Kurishimą.

Krzątała się po swojej kuchni małego apartamentu w bloku przy medycznym. Sama była zaskoczona, że znajomość z Hamato tak długo się ciągnie. Facet nie był mężczyzną których zazwyczaj wpuszczała do łóżka, ich relacja zaspokajała ich wspólne potrzeby wychodzące poza seks. Choć ten też był i to nawet sporo, gdyby Ashley byłą monogamistką i umiała lepiej radzić sobie z uczuciami być może ta znajomość miałaby szansę być czymś bardzo trwałym.
W końcu był jedynym jej kochankiem który umiał na niej wymóc zrobienie sobie kolacji i wspólne wieczorne leniuchowanie na kanapie. Owszem miał swoje fetysze, które Ashley chętnie spełniała ale tym najbardziej dziwnym był ten wyciszający początek każdej…’randki’. Wspólny posiłek, wypicie wspólne butelki jakiegoś alkoholu podczas wspólnego filmu. Czasem zostawał na noc, a czasem robili to w czasie filmu i Kurishima wracał do siebie.
20:02
Pukanie do drzwi. Ashley pobiegła odziana w seksowną bieliznę przykrytą pod krótkim jedwabnym czarnym szlafroczkiem z wyszywanym żurawiem na plecach. Jej włosy były rozpuszczone i jeszcze trochę wilgotne na końcach. Szkoleniowiec lubił wdychać zapach czystych kobiet, więc pilnowała żeby się odświeżyć przed jego przyjściem.
Obdarzyła go uśmiechem kiedy otworzyła drzwi do środka dając mu wejść.

Jej lokum było urządzone bardzo “sterylnie”. Było czysto a na wierzchu nie walały się żadne śmiecie czy papiery. Brakowało zdjęć, rodzinnych, przyjaciół czy jakiś pamiątek z podróży. Pierwszy był salon na którego środku stała kanapa zwrócona na jedną ze ścian gdzie stał duży telewizor z multimedialną konsolą. Między tymi dwoma stał niski drewniany stolik kawowy. Kuchnia była mała i wyposażona w wysoki stół barowy z dwoma krzesłami. wychodziła na pokój dzienny drzwi obok wychodziły do łazienki, również małej, z prysznicem toaletą, mieściła też większą konsoletę z umywalką.
Normalnie tam gdzie była kanapa powinno stać łóżko, to znajdowało się w miejscu raczej do tego nieprzeznaczonym. Za rozsuwanymi drzwiami gdzie normalnie była przestrzeń do zrobienia sobie szafy czy składzika Ash zrobiła sobie sypialnie. zawierała ona tylko materac zajmujący całe pomieszczenia leżący na podwyższeniu w którym były zamontowane wysuwane szuflady. Ash nie przyznawała się ale miała problemy ze snem jeśli nie była wystarczająco ‘wymęczona’ wszystko jej przeszkadzało i nie mogła zasnąć. Ciemne przytulne, wyciszone pomieszczenie pomagało.
Amerykański japończyk wszedł do środka, wpierw oczywiście kłaniając się Ash. Jak to miał w zwyczaju. Ubrany oczywiście w garnitur, choć bez krawatu zachowywał się nieco sztywno.. ale tylko na początku.
- Wyglądasz uroczo.- rzekł nachylając się, by powąchać jej włosy. - I pachniesz zjawiskowo.-
Pocałował przy tym jej szyję, u podstawy karku, a potem tuż przy żuchwie.
Ashley odchyliła głowę zapraszając jego gesty. Każdego innego wzięłaby w już korytarzu, ale nie jego. Hamato potrzebował całego rytuału by zaszczycił ją obecnością w sypialni. Hansem podobała się ta odmiana.
Sama pocałowała go na powitanie w policzek. Zamknęła drzwi biorąc za rękę poprowadziła do salonu.
- Zrobiłam risotto z krewetkami. Nalać ci wina teraz czy do filmu? - Spytała prowadząc do łączenia salonu z kuchnią z której rzeczywiście coś pachniało, smacznie. Ashley sama się zdziwiła swoim odkrytym i improwizowanym talentem kulinarnym.
- Yosh.. teraz nalej wina. Jak minął ci dzień. Przyjemnie? Czy znowu trzeba będzie uważać na zapisy kamer?- zażartował sobie Hamato. Nie miał on nic przeciwko zainteresowaniu Ash innymi kochankami. Nie mieli siebie na wyłączność i Ash wiedziała o tym, że Hamato miał… kochankę na odległość. Do której latał raz lub dwa na rok, a przez resztę utrzymywał kontakt przez internet.
- Dzisiaj byłam wzorem cnót. - Powiedziała dumnie nalewając im po kieliszku. - Mieliśmy szkolenia z taktyki i strategii w czasie akcji zbrojnej. Za tydzień wyślą nas na uczestniczenie w praktycznych ćwiczeniach.
Postawiła dwie porcje kolacji na stoliku i zaprosiła gościa gestem by dołączył. Kiedy siadała na wysokim krześle, szlafroczek zsunął się trochę z ramienia odsłaniając trochę więcej ciała. Wiedziała że to dostrzeże, niemal czuła jego palący wzrok na skórze. Ale oczywiście oficjalnie to “zignorował”... jeszcze nie czas, by posiadł ją tak jak pragnęła. Na razie zajął się konsumpcją posiłku.
- Dobry…- pochwalił z ciepłym uśmiechem.- Masz talent… umiesz dążyć do perfekcji.
- Ważne by się nie ograniczać do jednej dziedziny. - dodała unosząc kieliszek.
- To prawda…- zgodził się z nią jej kochanek. Kieliszki stuknęły, a on upił alkoholu. - Yoko podesłała mi zdjęcia. Bardzo odważne. Wiesz, że pokazać ci nie mogę ich, ale mogę opisać co ona pokazuje.
- Zamieniam się w słuch, ale czy chcesz z moją wersją tych zdjęć obejrzeć dzisiaj film?
- Byłoby miło… - zgodził się jej kochanek.- Wyprasowałaś strój stewardessy? Masz jakieś ogórki? Użyła ich obu na raz.-
Bo Yoko… pracowała jako stewardessa w japońskich liniach lotniczych.
- Zrobię swoją interpretacje, nie chciałabym plagiatować Yoko. - uśmiechnęła się. Słuchając opisu pikantnych zdjęć szukała w pamięci gdzie schowała jej halloweenowy strój asystentki lotniczej.
Po posiłku Ash wyciągnęła z szuflady odpowiednie pudło i skierowała się do łazienki trącając Hamato biodrem.
- Wybierz seans. - powiedziała kusicielsko i ruszyła ku łazience, ale powstrzymał ją kochanek.
- Stój… szlafrok.- skinął palcem na jej strój. - Z pewnością chciałaś się pochwalić tym co masz pod nim. Byłoby nieuprzejme z mej strony, gdybym zignorował twoje starania. Zdejmij szlafrok.

Ash uśmiechnęła się stawiając pudełko na podłogę wypinając się prowokacyjnie. Odwróciła do szkoleniowca i powoli rozwiązała pasek szlafroka i pozwoliła mu opaść na podłogę zostając w samej koronkowej turkusowej bieliźnie. Okręciła się prezentując się mu dokładnie.

- Wspominałam jak uwielbiam twoje dbanie o moje dobre samopoczucie? - Wspominała i to często, Hamato był chyba jedynym facetem który doceniał jej wysiłek i estetykę jaką wkłada w swoją garderobę.
- Wygląda na tobie ślicznie.- pochwalił ją Japończyk wodząc wzrokiem z widocznym pożądaniem, ale… tym razem nie kazał jej zsunąć majtek i usiąść na stole. Nie dość go sprowokowała, albo nie był w nastroju.
Cóż… przyszedł czas na przebieranki, więc ruszyła zmienić strój i zamknęła się w łazience. Tam nastąpił istne zakrzywienie czasoprzestrzeni znalezienie odpowiednich elementów stroju zabrało sekundę. Zrzucenie z siebie bielizny drugą.
- Bez stanika..- mruczała do siebie zawiązując w koszuli supełek by widać było jej pępek.
- Ogórki...aleś wymyśliła Yoko - mamrotała zawiązując na szyi apaszkę i poprawiając toczek nieistniejącej linii lotniczej.
- Zobaczymy czy przebijesz to gwiazdko instagrama…- zamruczała zadowolona z efektu końcowego zapinając bardzo krótką ołówkową spódnicę.
Hamato usłyszał stukot szpilek po drewnianej podłodze kiedy się odwrócił zobaczył
Ash zmieniła parę szczegółów chyba najciekawszym była puchata szara lisia kitka wystająca spod spódnicy. Hamtaro nie wiedział nawet że Ash ma taką zabawkę.
- Panie Kurishima. - Powiedziała oficjalnie jakby to zrobiła prawdziwa stewardessa. - Przypominam, że kapitan prosił o zajęcie miejsc. Spodziewamy turbulencji.
- Oczywiście, gomen.- odparł mężczyzna z kamienną miną, nie pozwalającą stwierdzić na ile ta kreacja na niego podziałała. Niestety Kurishima w pełni oddawał się takim fantazjom i wchodził w rolę. Nie wiedziała więc jeszcze, na ile go rozpaliła. Na ile okazała się lepsza od Yoko.
Wstał i rzekł.- To gdzie mam usiąść ma’am?- Proszę za mną. - Powiedziała uprzejmie i ruszyła przodem wprawiając w ruch puszysty ogonek. Było to zaledwie kilka kroków do kanapy ale musiały wystarczyć. Ash odwróciła się z gracją wskazując na jego ulubione miejsce na jej kanapie.
- Zapraszam. - Kiedy usiadł pochyliła się dając mu piękny widok na skąpy dekolt i zapytała nadal pełna udawanego profesjonalizmu.
- Mam podać coś do picia?
- Tak. Po proszę drinka jakieś egzotycznego. Zdaję się na pani gust.- odparł uprzejmie mężczyzna wodząc wzrokiem po tej pokusie. A nachylona Ash spoglądając na jego spodnie mogła ocenić, jak wysoko już oceniał jej wysiłki i widoki. Wzgórze było już satysfakcjonująco spore.
- Oczywiście. - Ash poszła do kuchni i zrobiła mu jego przynajmniej, z tego co się orientowała, ulubiony drink z wódki, soku z czerwonej pomarańczy i ananasa. Szybko wróciła z drinkiem i shakerem z druga porcją jakby chciał.
- Czy życzy pan sobie jeszcze czegoś w czasie seansu? - Zapytała pochylając się, podając mu jego napój.
- Filmu… i… towarzystwa. Mam lęk wysokości.- skłamał Japończyk, wszak do akcji skakali jak spadochroniarze.
- To trochę nie przepisowo... - udawała wahanie, rozglądając się po ‘nieistniejącej kabinie pasażerskiej’.
- Ja bardzo się boję latać sam. A czy nie dbacie tu o wszelkie wygody klientów?- odparł uprzejmie Hamato wodząc wzrokiem po zgrabnych nogach ‘stewardessy’.
Ta przybrała lekko przestraszoną minę w końcu klient rzeczywiście miał rację. Ukłoniła się nisko przepraszając.
- Przepraszam, Kurishima- sama. Ma pan rację moje zachowanie było nieodpowiednie. Będę zaszczycona zadbać o wasze dobre samopoczucie w czasie w czasie lotu. - To powiedziawszy zasiadła po drugiej stronie Hamato, opierając swój biust o jego ramię. Aplikacja z komórki przygasiła światło i włączyła film który wybrał. Z początku nic się nie działo. Mężczyzna zdawał się być skupiony na filmie sensacyjnym dziejącym się na pokładzie samolotu, od czasu do czasu zerkając na Ash, czy jest filmem zainteresowana. Potem… lekarka poczuła jak palcami odchyla króciutką spódniczkę i opuszkami palców wodzi po skórze jej uda. Dobry znak. Nie będzie musiała czekać na koniec filmu.
Nie spuszczając oczu z “Dotyku zła”, przysunęła się do ucha Hamato, przerwanie immersji zabawy nie było niczym strasznym i zazwyczaj nie wytrącało Azjatę z nastroju.
- Nie zdążyłam ci przesłać uprawnień do sterowania nową zabawką. Wysłać ci teraz? -
- Tak.. byłoby miło… i może twoją fotkę… z nią w pupie, co?- odparł Hamato uśmiechając się lubieżnie. A i ona poczuła przyjemne ciepło zadowolenia. Spodobała się mu z nią.
- Rozumiem… musi pani do łazienki. Poczekam. - dodał mężczyzna wchodząc znów w rolę.
- Dziękuję, obiecuję szybko wrócić. - Ash wstała i skierowała się do łazienki już kierując się tam, wysłała na komórkę Hamato kod dostępu do opcji sterowania lisim butplugiem.

W toalecie zrobiła sobie trzy szybkie zdjęcia, dając szkoleniowcowi czas na szybkie przejrzenie funkcji, wybrała najlepsze i wysłała wiadomością z dopiskiem
Cytat:
“Ustawisz sobie jako tapetę dziewczyny miesiąca?”


Nie czekała na odpowiedź wróciła do jej ‘pasażera’.
Ten przeglądał właśnie komórkę, zapewne jej zdjęcie i dopisek. Uśmiechnął się. Ale nic nie odpisywał, ani nic nie powiedział. Spoglądał jak podchodzi, zapewne czekając aż usiądzie obok niego.
- Mam nadzieje że przestrzega Pan zasady o włączeniu trybu samolotowego panie Kurishima. - Powiedziała zadziornie siadając obok znowu przytulając swoje piersi do jego ramienia.
- Oczywiście.- rzekł uprzejmie mężczyzna, po czym szepnął po japońsku.- Motto tsuyoku.
I Ash poczuła jak jej pupę wypełnia drżenie nowej zabawki. On sam zaś znów wrócił do muskania uda lekarki pod krótką spódniczką.
Ash podskoczyła lekko na swoim miejscu ściskając dłonią jego udo po chwili opanowała się.
- Przepraszam Kurishima-san, to te turbulencje. - Przeprosiła grzecznie, uścisk zelżał ale jej dłoń pozostała na jego nodze. Byli w połowie filmu Ash obstawiła swoje typy kto był morderca i dlaczego. Na razie mężczyzna był spokojny, choć jego palce prowokująco muskały skórę. Zabawka miarowo wibrowała w jej tyłeczku i wydawało się że Ash będzie musiała poczekać do końca, gdy…
- Spełnisz wszystko co trzeba, by klient opuścił samolot zaspokojony?- szepnął “obojętnym” tonem Kurushima-san.
- Czy jest coś co mogę zrobić by jeszcze umilić panu lot? - Odpowiedziała pytaniem chyba domyślając się o co poprosi Hamato. Dobrze że nie byli w prawdziwym samolocie bo byłoby ciasno, nie wspominając o współpasażerach.
- Czuję nieprzyjemny ucisk tu.. czy mogłabyś coś z tym zrobić?- zapytał mężczyzna naprowadzając dłoń Ash na swoje krocze, z wyraźną wypukłością uwięzionej pod bielizną męskości.
- Oczywiście Kurushima-sama. - Odpowiedziała w uprzejmy sposób jakby poprosił o szklankę wody. Ashley zsunęła się na podłogę. Klęcząc między jego nogami, tyłem do telewizora zaczęła rozpinać mu spodnie. Hamato ułatwił jej zsuwając się odrobinę w dół. Ash robiła to delikatnie w końcu “pasażerom” nie zadawało się bólu, a przynajmniej jeszcze o to nie poprosił. Jego twarda męskość wyskoczyła na zewnątrz a “stewardessa” od razu wzięła ją w ciepłe dłonie i zaczęła masować. Jej kochanek wydawał się ignorować jej działania, skupiony na filmie. Ale jego ciało mówiło Ash, że coraz mniej się interesuje tym co na ekranie. Dyszał cicho i oddychał głęboko, męskość po której wodziła palcami wydawała się sztywnieć pod jej dotykiem, coraz bardziej gotowa do zabaw… do których kusiły nieustanne wibrujące doznania płynące z pupy Ash.
“ Oooo, tyyy ja ci dam przekładać film nade mnie!” pomyślała rozbawiona. Cofnęła ręce by rozsupłać węzeł na jej koszulce uwalniając swoje piersi. Wysunęła się do przodu i objęła męskość Kurushimy cyckami. Widok znikającego i pojawiającego się między nimi organu musiał być lepszy niż tam klasyka kryminału. Stewardessa po paru minutach pochyliła głowę by dodatkową pieścić językiem czubek żołędzia penisa.
Słyszała przyspieszający oddech mężczyzny, któremu coraz trudniej było ignorować pieszczoty Ash. Kątem oka zauważyła, że na nią zerkał. Jego duma zresztą prężyła się pomiędzy piersiami dziewczyny ocierając o jej skórę i przez to przypominając gdzie jeszcze by pasowała. Przypominała o tym zabawka w pupie drżąca nieustannie i stymulująca perwersyjne fantazje, tym bardziej że nagle mężczyzna kolejnym poleceniem, wzmocnił aktywność zabawki.
Ashley jęknęła trzymając w ustach ‘wierzchołek’ Hamato, była już bardzo mokra ale fanaberyjnie postanowiła nie przerywać mu śledzenia akcji. Utrzymywała taki sam rytm do napisów końcowych. Dopiero kiedy te zaczęły lecieć possała końcówkę mocno i przerwała.
- Panie Hamato czy ma pan może ochotę zwiedzić kabinę personelu. - Ash chodziło by przenieśli się już do jej sypialni. - Myślę, że mogłabym tam sprawniej pozbyć się waszego uczucia dyskomfortu. - mówiąc to przesunęła zaciśniętą dłonią po jego długości.
- Skoro tak pani… twierdzi… to zapewne ma pani rację. - zadrżał mężczyzna spoglądając w dół z pożądaniem w oczach.- Proszę… zaprowadzić.
Każdy ruch palców Ash, budził jęk w ustach kochanka.Zwłaszcza jak po powstaniu z kanapy nadal trzymała jego męskość w dłoni i puściła dopiero kiedy znaleźli się na jej łóżku i Ash zasunęła za nimi drzwi do byłego schowka. Lekko rozjaśniła sypialnie ciepłym pomarańczowym światłem panelem na ścianie.
Stała do niego tyłem, więc… poczuła jak przybliżył się. Jak jego dłonie sięgnęły do jej pośladków, pomasowały je drapieżnie… ścisnęły lekko. Potem biodra, brzuch… palce wodziły po jej piersiach, muskając ich szczyty. Choć i tak instynktownie Ash skupiała się na dumie kochanka, która gdy był tak blisko ocierała się o jej pupę.
- To jak stewardessy rozwiązują te problemy?- zapytał wprost do jej ucha.
- Najpierw wypadałoby pana rozebrać…- powiedziała i sięgnęła za siebie, jej palce zahaczyły o jego trochę zsunięte spodnie i majtki. Zaczęła zsuwać je bardziej w dół, kręciła też się delikatnie muskając sztuczną sierścią ogona po jego “problemie”.
- W takim razie oddaję się w pani profesjonalne rączki.- mężczyzna odsunął dłonie od ciała Ash.Ta odwróciła się i delikatnie pchnęła go na łóżko. Długo nie trwało zanim oboje nie zostali całkowicie nadzy. Lekarka nie kazała mu czekać ustawiła się nad jego biodrami i powoli opadła na jego przyrodzenie. Jej partner poczuł jak w jej drugim otworze gracuje mechaniczna końcówka lisiego ogona. Ash złapała dłonie szkoleniowca używając ich do zachowania równowagi zaczęła unosić się i opadać wprawiając swoje piersi w hipnotyzujący ruch.
- Jeśli...zechce...pan...zmienić metodę...prosze powie...dzieć, Kurushi...ma-sama.-
- Hai…- aczkolwiek też nie chciał. Jego dłonie sięgnęły do góry. Pochwyciły jej biust, delikatnie masowały, gdy biodra Ash opadały w dół na jego męskość. Nie potrzebował teraz wiele by dojść. Poczuła jej jego ekstaza lepkimi strużkami rozlewała się w jej kobiecości.
- Za szybko… co?- westchnął cicho zdając sobie z tego sprawę. Spojrzał w jej oczy.- Wybierz zabawkę, którą mam na tobie użyć Ashley… zanim odzyskam sztywność.-
Lekarka wyciągnęła się na nim sięgając ustami jego. Oficjalnie zakończyli udawanki zostało tylko zabaw jako dwójka szeregowych z jednego wojska.
- Za szybko, ale jest to pewna forma komplementu. - zamruczała pocieszająco do ucha - No i mogłam cię nie pieścić przez ostatni kwadrans.
- Mogłaś… ale wtedy byłabyś złą stewardessą… nieprawdaż?- zapytał ją jej kochanek.- Motto tsuyoku.
Zabawka znów zaczęła mocniej drżeć w pupie Ash. Co poczuł też Hamata który cały czas był w jej wnętrzu.
- A jaką przebierankę chciałabyś wybrać na następny raz?- zapytał uprzejmie rozkoszując się drżeniem jej ciała ocierającego się o niego.
- Achh! Rany jakiego to ma kopa ..mhmmm - Hansen poczekała z odpowiedzią póki nie przyzwyczaiła się do nowego rytmu. - Zastanawiałam...się nad zrobieniem dla ciebie Nyotaimori. - powiedziała tuląc się do jego ciała - ale nie wymyśliłam jak to logistycznie rozwiązać.
- To prawda.. ktoś musi to zrobić na tobie.- ocenił Japończyk. A na myśl Ash przychodziła tylko Louise, która lubiła takie szalone pomysły i była artystką… co prawda malowała graffiti, ale to też sztuka.
- Powiedzmy że mogę kogoś znać, ale istnieje duże prawdopodobieństwo że będzie chciała zostać. Też jest z bazy nie wiem czy chcesz...wtajemniczać kogoś. Ja nie wiem czy chcę wtajemniczać kogoś. - Ashley raczej swoich kochanków trzymała od siebie z daleka. Niby wszyscy byli dorośli ale często zdarzały się jej sytuacje gdzie górę brał dziecięcy terytorializm. Na myśl nasunął się jej pewien pilot. - Nie dlatego że się ciebie wstydzę... - powiedziała zaczynając poruszać biodrami, przypominało to ruch fali - ...po prostu nie wiem czy bym umiała założyć habit monogamistki, by być twoją waifu na pełen etat.
- Nie wymagam tego… wystarczy mi, że bywasz moją waifu kiedy chcę…- odparł Japończyk głaszcząc ją palcami po biodrach leniwie. - Może to samolubne z mojej strony, ale… sama rozumiesz, że nie powinniśmy wprowadzać trzecią osobę między nas. Byłoby to kłopotliwe Ash.
- Nie wymagasz, bo nikt nie wie… - powiedziała kąsając go w sutek - ...nie szkodzi, też uważam że to kiepski pomysł, jeszcze bym została zdetronizowana...i byłoby mi strasznie smutno... - dodała żartobliwie całując go pieszczotliwie.
- A inne fantazje? Może znów coś z liną… a może na odwrót. Ty porządzisz mną?- zaproponował mężczyzna głaszcząc kochankę po włosach.
- Noooo jak już tak proponujesz to jak wygląda twój grafik szkoleniowy? Od jakiegoś czasu wraca do mnie fantazja bycia wzięta na macie w sali ćwiczeń....- Przeciągnęła paznokciami po jego skórze w drapieżnej pieszczocie.
- Ashley… teraz sala ćwiczebna jest zamknięta. A wiesz kto ma uprawnienia do jej otworzenia?- zamruczał drapieżnie mężczyzna, lekko dając klapsa w jej biodro.- Możemy już teraz z niej skorzystać.
- Hamato … jak teraz wyjdziemy zapewne dojdziemy najdalej do windy… - Ash ścisnęła mięśnie kegla na jego budzącej się męskości - … nie wolałbyś gdybym zrobiła ci miłą niespodziankę? Dodatkowy prywatny trening by lepiej wypaść na egzaminie sprawnościowym?
- Po południu trenuję sam… możesz wtedy mnie zaskoczyć.- odparł mężczyzna i uśmiechając się dodał.- A teraz połóż się grzecznie na łóżku, sprawdzę jak sprawna już teraz jesteś.
- Jestem w szczytowej formie...- zaśmiała się zeszła z Hamato układając się koło niego - ...nie zbliża ci się termin badań lekarskich przypadkiem?
- Chyba tak.- Hamato klęknął przy kochance. Rozchylił władczo jej nogi, by przesunąć się tam. Zabawka w pupie Ash znów weszła na wyższe obroty, gdy kochanek wypowiedział odpowiednie słowo układając sobie lewą nogę Ash na prawym ramieniu. Przyciągnął ją do siebie prowokująco ocierając sztywniejącym penisem o jej wilgotne łono.- Ale skup się na obecnym… treningu, bo nie będę miał litości.
-Ooo…- zajęczała wyginając się rozkosznie w łuk jej dłonie powędrowały do jej piersi w ostentacyjnej pieszczocie, spojrzała na niego władczo i wymruczała - … potorturuj mnie do białego rana.
- Wygłodzona dzisiaj?- zapytał i poczuła szturm, gdy pochwycił ją za drugą nogę i po prostu nadział na swoją męskość. A potem drugi raz, trzeci kolejny. Trzymając ją za nogi narzucał mordercze tempo pchnięć, wprawiając jej ciało w ślizganie się po pościeli, a piersi w gwałtowne falowanie. Teraz był panem sytuacji, niezmordowanym wojownikiem, a ona jego zdobyczą.
Hansen była zachwycona jej jęki i okrzyki były niczym symfonia pochlebstw dla partnera i jego działań. Na spółkę z zabawką szybko doprowadzili ją do pierwszego orgazmu a potem do kolejnego. Różne pozycje i następne uniesienia. Często tak było, wspólne noce czasie których kochali się do wyczerpania, potem przysypiali, by po godzinie zacząć wszystko od nowa. Gdyby nie DBZRI Ashley pewnie już dawno pozwoliłaby Hamato ( i gdyby nie druga kochanka samego Hamato, jakkolwiek daleko się znajdująca) trzymać u siebie w łazience własną szczoteczkę do zębów.




Jak skończyła i uznała, że wszystko będzie już w porządku odwróciła się do żołnierza i skomentowała z żartobliwa lekkością w głosie. - Rozumie, że próba otrucia mnie jabłkiem miało mi wynagrodzić mała ilość adrenaliny w czasie wcześniejszej potyczki…
- Przepraszam. Powinienem być ostrożniejszy i sprawdzić co właściwie wziąłem z kuchni.- odparł skruszonym tonem głosu Kurishima.-Jakoś ci to wynagrodzę w bazie.
- Spokojnie przeżyłam tą podstępna próbę mordu. Dobrze, że tu byłeś. Jakbym zjadła później nie wiem czy było by tak łatwo i przyjemnie. - Powiedziała z ulgą w głosie Ash, w końcu jakby wysłali zamiast Hamato, Marge to ta pewnie by nie wiedziała co robić i lekarka zaliczyłaby zgoda od jabłka.
- Mimo wszystko. To moja wina.- przyznał potulnie Hamato.
- Na siłę nie będzie cię wyciągać z poczucia winy, jak uznasz że ci to pomoże możesz zostać i pomóc w dalszej sekcji. Jak ci Wolvie pozwoli i takie inne. - Zaproponowała Hansen choć na upartego skończyć mogła sama, ale jej się odechciało teraz.
- Mam trochę czasu do zabicia.- odparł uprzejmie Hamato.
Po ogarnięciu podłogi, wyrzuceniu resztek zabójczej sałatki do odpadów bio-hazardu Hansen i jej asystent wrócili do pracy, składającej się z ważenia organów wewnętrznych spisywania danych i krojenia próbek dla reszty. A także odebraniu po wszystkim wyników analiz krwi, DNA, RNA i płynu rdzeniowego. Wyniki te należało zapisać i skopiować na nośniki danych i dołączyć do lodóweczki, gdzie przebywały próbki i dowody. A potem zabrać ze sobą i… niech się spece w laboratorium głowią.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 21-03-2019 o 20:35.
Obca jest offline  
Stary 22-03-2019, 21:10   #37
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Wyposażona przez Wolviego w nowy klucz elektroniczny i wsparta swoimi żołnierzami, Lili stanęła przed drzwiami wzmocnionego kontenera służącego za zbrojownię oddziału. Zamkniętego oczywiście. Lili przyłożyła klucz do zamka. Zasilanie było, więc powinno jej to otworzyć drzwi. I po chwili wrota otwarły się z cichym sykiem.
- Słodko.- stwierdził Guerra wchodząc pierwszy do środka.- Czysto. Nie będzie czego rozwalać.
- I dobrze, bo to beczka prochu.- mruknęła Collier osłaniając wraz z Bearem wchodzącą do środka panią sierżant.
Lili nie skomentowała słów Handsome. Weszła do środka i zaczęła rozglądać się po zawartości zbrojowni Gwardii Narodowej.
Pierwsze co rzuciło się w oczy Lili to przenośne automatyczne wieżyczki obronne. Nie tak potężne, jak te w rogach obozu, ale łatwe do rozłożenia i nie wymagające specjalistycznego wyszkolenia do uruchomienia i zaprogramowania. Stały sobie cztery takie gotowe do użycia.
Lili uśmiechnęła się na ich widok.
- Dodatkowa ochrona.- Powiedziała. - Trzeba będzie je rozstawiać.- Spojrzała na swoich towarzyszy. - Nie rozchodzić się zbytnio. Sprawdzamy co nam się przyda. Do roboty. - Mówiąc to podeszła do Marge.- Chodź, pokażę Ci, co.
- Co definiujemy jako przydatne?- spytała Collier rozglądając się dookoła.-Tylko amunicję, czy jeszcze jakąś broń.
A Marge skinęła głową podążając za Lili, pozostali też zaczęli się rozglądać za czymś interesującym.
- Granaty. Jak znajdziecie ładunki czy miny to dajcie znać.- Wyjaśniła głośno van Erp. - Wiesz, mój brat też jest pilotem.- zwróciła się do kobiety obok chcąc zagaić rozmowę.
- Gdzie służy? I na czym ?- spytała Marge podążając za panią sierżant.
- W San Diego. Na myśliwcach. - Powiedziała Lili rozglądając się dalej po pomieszczeniu.
Marge gwizdnęła z uznaniem i spytała:
- F25 Buzzard czy K 114 Stealth Nighthawk ?
- Nighthawk. - Powiedziała.
- Uuuu… no to pewnie rodzina pęka z dumy. Sama wiele bym oddała, by zasiąść za sterami Buzzarda, ale Nighthawk… to już elita elit.- odparła Marge z zachwytem i nutką zazdrości.
- Oczywiście, że jesteśmy. - Powiedziała Lili, a tę dumę dało się wyczuć w głosie.- Dobra. To, to i to. - Pokazała pilotce co trzeba zabrać i sama zabrała się za to. - A ty tylko na transportowcach?
- Tak. Nie zdałam testów przeciążeniowych, by dostać licencję na myśliwce. Tam mają wyśrubowane wymagania.- wyjaśniła Marge zbierając to co jej Lili kazała.
- I pełno palantów.- Zaśmiała się van Erp. - Także… niewiele straciłaś.
- Latanie na niewidocznych dla radaru i lasera ponadźwiękową maszyną.- odparła z przekąsem Marge i westchnęła.-Ale doceniam twoje pocieszenie.
Elizabeth uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- A w Cheyenne jesteś od dawna? - Zapytała po chwili.
- Od roku. Przeniesienie z Florydy. A ty? -zapytała Marge podążając wraz Lili do składowiska skrzyń z granatami, wyrzutniami rakiet i materiałami wybuchowymi, które to układali jej podwładni tuż obok drzwi.
- Też mniej więcej. Wcześniej w Missouri. - Odłożyła to co trzymała w rękach i poszła po następne rzeczy.
- Nigdy tam nie byłam. Na Florydzie zaś gorąco. Dosłownie i w przenośni. Przerobione Gargulce tam służą do zwalczania piratów działających w Zatoce Meksykańskiej. Niektórzy z nich mają wyrzutnie ziemia-powietrze… jeszcze z kubańskich zapasów Castro.- wyjaśniła Marge.
- Jeśli lubisz klimat podzwrotnikowy, to spodobałoby ci się tam. Ja do tego jestem przyzwyczajona. Więc nie narzekałam.
- Klimat jak klimat. Gargulce mają klimatyzację. A wasze zbroje?- zapytała Marge. Też, choć działającą w bardzo ograniczonym zakręcie, o czym Lili dobrze wiedziała.
- Tak jakby. - Odpowiedziła z lekkim rozbawieniem Lili. - Nie jest to może Lincoln, ale ujdzie.
- A ciężki?- zapytała Marge.
- Nieee…- W głosie Lili słychać było nutkę ironii i rozbawienia. - Gdy włączysz wspomaganie, to czujesz się lekka jak piórko.
- Acha… no tak… nie pomyślałam o tym. Pewnie wtedy człowiek czuje się jak superman.- Marge nie wyłapała tej ironii i wzięła słowa Lili w stu procentach na poważnie.
- Latać, na szczęście dla was pilotów, nie potrafimy. - Lili ciągnęłą dalej tym lekim tonem. - A co? Chcesz się do nas zaciągnąć?
- Nie. Mimo wszystko, tam w górze śmierć jest czystsza zazwyczaj.- zaśmiała się Marge.
- Zazwyczaj. - Elizabeth zaśmiała się gorzko słysząc jej słowa, a jej ton nagle zmienił się na bardzo poważny. - Tu na dole zostaje coś po śmierci, nawet niezbyt czystej.
-Tak. To prawda.- odparła smętnie Marge zgadzając się z nią. Tymczasem Collier podeszła do nich obu mówiąc.-Wszystko co było warte uwagi zebraliśmy. Jest tego zdecydowanie za dużo, żeby zabrać ze sobą.
- I tak złóżcie wszystko tu.- Odpowiedziała jej sierżant przyglądając się ile już zgromadzili materiałów wybuchowych i amunicji.- To ta łatwiejsza część zadania.
Lili zaczęła w myślach segregować to co zabiorą, a to co zostanie użyte by wysadzić obóz i pogrzebać szczątki.
- Pośpieszcie się.- Sierżant pogoniła podwładnych.
- Tak jest! - odparli niemal chórkiem i zabrali się za wykonywanie zadania.
Lili oczywiście nie próżnowała. Podczas gdy pozostali przynosili resztę rzeczy ona już zaczęła dokonywać selekcji.

Po kilkudziesięciu minutach mogli opuścić zbrojownię i zabrać się za tę mniej przyjmną część zadania.
- Trzeba poznosić wszystkich poległych jak najbliżej centrum. Każdemu zabieracie nieśmiertelnik i ewentualnie dokumenty. - Powiedziała beznamiętnym tonem patrząc na zebranych. - Przynajmniej tyle można dla nich zrobić.- Dodała już ciszej i ze smutkiem w głosie.
- To lepiej się rozproszyć. Będzie szybciej niż gdybyśmy mieli ganiać w kupie.- zasugerował Dominic.
- Nie. W zasięgu wzroku. Nikt nie chodzi sam.- Powiedziała sierżant. -[i] Zaczynamy tu i posuwamy się powoli ku środkowi.
- Zgoda….- mruknął nie do końca zadowolony Guerra. I rozpoczęło się mozolne zbieranie trupów. Najgorzej czuła się z tym zadaniem Charlotte, sądząc po jej nerwowym zachowaniu podejrzewała, że niektóre zwłoki nie są do końca martwe. I w końcu rzucą się na nią jak w jakimś horrorze klasy B.
- Czyżbyś chciał coś dodać?- Lili spojrzała na Hadsome z niezbyt zadowoloną miną.
-Jesteśmy dużymi chłopcami… i dziewczynkami, w mocarnych pancerzach i pod bronią. Wytrzymamy napaść z zaskoczenia, na tyle długo by wezwać wsparcie.- wyłożył swoje zdanie Dominic.
- Bierz się do roboty.- Odparła mu sierżant, samej również zabierając się za wyznaczone przez siebie zadanie.

To zajęło im sporo czasu. Przeszukiwanie obszaru i zabieranie poległych… było wszak ciężkim mozolnym zadaniem. Do tej roboty dołączył także BFG, któremu wszak nikt nie bronił podczas patrolu zabierać zwłoki i przenosić ich w inne miejsce. Tak długo, jak długo nie było to przeszkodą dla jego obowiązków. Potem zaś, gdy przyszła kolej Kita na patrolowanie Dwight się na ochotnika zgłosił do pomocy. Za co Lili była mu bardzo wdzięczna, bo jego siła przyspieszyła całe zadanie. A pod koniec warty Kita zakończyli wreszcie to zadanie.
- Połóżcie wszystko co zebraliście tu. - Lili wskazała skrzynkę, którą zabrała ze zbrojowni. - Sprawdźcie komu J.R. kiedy przypisała warty i macie do tego czasu wolne. Dziękuję.
-Tak jest.- odparli chórem i skierowali się do kwater, by położyć się spać zapewne. Van Erp dała im w kość tym zadaniem.
Lili zabrała skrzynkę i sama poszła sprawdzić rozpiskę wart.

-Poruczniku, sporo się tego uzbierało w zbrojowni. Nie zabierzemy wszystkiego.- Zakomunikowała dowódcy.
-Wysadzimy resztę.- odparł Jones.Rano.
- Z przyjemnością. - Rzuciła grobowy żart Lili.
Rozstawienie i zaprogramowanie znalezionych w zbrojowni wieżyczek Lili zostawiła sobie właśnie na tę chwilę. A po ich rozstawieniu wreszcie mogli pójść spać.
Sprawdziwszy jeszcze co porabiają żołnierze i czy wszystko u nich w porządku oraz ustawiwszy sobie pobudkę na odpowiednią godzinę sierżant van Erp udała się na spoczynek.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 22-03-2019, 21:28   #38
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Po sekcji

Po dowiedzeniu się wszystkiego co zwłoki przy dostępnym sprzęcie mogły jej powiedzieć Ash uzupełniła swoje zapasy adrenaliny medycznej. Co jak co ale nie spodziewała się, że podczas misji powali ją owoc. Wykorzystała także pomoc jaką po części z poczucia winy zaproponował jej Hamato.
- Hej patrz mamy wspólną warte.- zwróciła uwagę na plan wywieszony przez JR.
- To znaczy, że będziesz pilnowała mi pleców.- ocenił beznamiętnie Kurishima. Ashley spojrzała na niego lekko urażona. - Nie no nie skacz, aż tak z radości, co ludzie pomyślą. - Po czym pokazała mu język i włączyła przekaźnik w słuchawce. - Switch już sobie radośnie wartujesz?
- To tylko warta. Nie ma w tym nic radosnego, tym bardziej że mi przyjdzie łazić po obozie.- odparł obojętnie Kurishima.
-Ano.. radośnie siedzę za monitorami z Kitem za plecami. Ubaw po pachy. A ty… jeszcze radośnie kroisz nieboszczyka?- zapytała w odpowiedzi Meyes.
-Już skończyłam, ktoś tam zadbał o zapas kawy i ekspresu na noc? - Zapytała kumpelę, na chwilę wyłączając mikrofon i zwracając się do Azjaty. - A mi chodziło, iż będzie mi bardzo miło pilnować twoich pleców. - I kolejny raz dziennie pokazała mu język.
- Przez kamery. I liczę, że niczego nie przegapisz.- odparł uprzejmie Hamato.
[u]- Nikt. JR zagnała mnie od razu do konsolety kontrolnej, ledwie udało mi się kopnąć tego sztywnego pala Azji, by ci coś zaniósł do jedzenia. Zrobił to czy zapomniał?[u]- odparła Meyes.
- Tak przyniósł mi jedzenie i pomógł przy sekcji. Pójdę do kuchni i zorganizuję jakiś ekspres. - Powiedziała używając naprawdę miłego tonu mówiąc z czego Hamato się wywiązał i pomijając próbę otrucia jej. Zwróciła się w stronę kuchni odwracając się na chwilę do Kurishimy w znaku, iż oczekuje że z nią pójdzie. W końcu bądź co bądź byli na obszarze wroga.
Minęła długa chwila, zanim z wyraźnym ociąganiem Hamato podążył za Ash.
- Czekam z utęsknieniem. A jakbyś zgarnęła jakieś ciastka przy okazji, to byłby niezły bonus.- odparła na pożegnanie Louise kończąc rozmowę.
- Ociągasz się. - zauważyła Ash.
- Możliwe.- zgodził się z jej ocenę Kurishima.-Może dlatego, że moja obecność jest tam zbędna.
- Przepraszam. Masz rację całkowicie zbędnym jest chodzenie dwójkami w bazie która jest na terenie wroga i już raz została wybita w pień - Hansen nie przeszkadzało jeśli żołnierz nie złapie oczywistego sarkazmu. Po prostu weszła do kuchni i zaczęła poszukiwania ekspresu i kawy.
Hamato w tym czasie stanął przy drzwiach i obserwował jej działania. Ekspres zresztą Ash znalazła szybko, a i kawę trzymano tam gdzie leżała w każdym obozie wojskowych jaki Hansen miała okazję zwiedzić.
- Takie spostrzeżenie. Jakbyś mi pomógł szukać ciastek dla Louise byłoby szybciej. I przestałabym cię tutaj ze mną trzymać. - powiedziała niewinnie. Odstawiając obie rzeczy na jeden ze stolików i zabierając się za szukanie ciasteczek.
- Ciasteczek? Też ma wymagania.- ocenił Hamato zabierając się za ich szukanie. Razem poszło im to nadspodziewanie szybko i po chwili mieli już z trzy pudełka różnych rodzajów ciastek.
-Chcesz jedno teraz? Patrząc realistycznie do naszej tury żaden rodzaj się nie ostanie. .- Ash otworzyła jedno opakowanie i wyciągnęła je w stronę drugiego poszukiwacza słodkości.
- Nie jestem specjalnie miłośnikiem słodkości.- stwierdził Hamato.- Przeżyję bez… niech inni się cieszą.
- Och? No tak te raczej nie są w twoim stylu. - Odpowiedziała biorąc jedno i uśmiechając się zbierając je i kawę. - Ja zamierzam skorzystać, że to nie jabłka. Pomożesz mi zanieść ekspres? - Zapytała i gryzła się w herbatnik.
- Tak. Pomogę.- odparł Azjata będąc drugim po Bearze mrukiem w oddziale.
-Dziękuje. Twoja asysta jest nieoceniona. - Podziękowała Ashley łechtając ego mężczyzny. W drodze do ‘stróżówki’ zapytała jeszcze o jego ranę na ręce.
- Nie ma problemu z nią.- odparł lakonicznie Hamato.
 
Obca jest offline  
Stary 24-03-2019, 12:53   #39
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kit bada ślady


Pora była jeszcze wczesna, a kontener mieszkalny nie stanowił więzienia, dlatego też Kit nie zamierzał siedzieć i tracić czas na gadanie o niczym.
- Będę koło siłowni - powiedział do pozostałych. - A wy się rozejrzyjcie, może znajdziecie jakieś karty. Zabijemy później jakoś czas..
- Nie wiem ile tego czasu nam zostanie - zamarudził któryś, chyba Pearson, a może Dominic?
- Zawsze można będzie wybudować sobie domek z kart - odpowiedział Kit i poszedł nie czekając na odpowiedź.
Wkrótce dotarł na miejsce, bo siłownia była o rzut beretem od ich baraków. I mógł w spokoju zająć się swoim śledztwem.
Bosonogi "gość" kręcił się koło ściany w te i wewte, jakby sam nie wiedział, dokąd w gruncie rzeczy chce iść. Ale rzeczą jasną było, że - jeśli nie spadł z nieba - skądś musiał przyjść. I jeśli się nie rozpłynął w powietrzu (lub odleciał), to musiał dokądś sobie pójść. Teoretycznie biorąc - wystarczyło zrobić kilka kręgów wokół siłowni, by znaleźć ślady bosych stóp wiodące do (lub z) kontenera. Co chwila łapał i gubił trop krążąc pomiędzy budynkami, bowiem.. rzeczywistość jakoś nie chciała współpracować z logiką. Kit nie dostrzegł bowiem jakiegoś wzorca, który pozwoliłby ustalić skąd przybyli i dokąd poszli “dzicy” w łańcuchach. Jakby rzeczywiście się rozpłynęli w powietrzu.
W końcu ruszył w stronę ogrodzenia, z nadzieją, że tam znajdzie jakieś ślady.
Tam też natrafił na jakiś ślad… niestety wychodzący gdzieś w dal, poza uszkodzone w tym miejscu ogrodzenie. Pójście dalej to już by była samowolka. I ryzykanctwo. Zasięg ich komunikatorów z uwagi na zakłócenia był dość krótki. Jeśli Carson poszedłby dalej… w razie kłopotów byłby zdany tylko na siebie.
Kit nie był samotnym mścicielem ani żądnym krwi idiotą, więc poza obóz nie wychodził, chociaż - prawdopodobnie - ślady doprowadziłyby go do jednego ze sprawców rzezi. I do kłopotów,
Można się było domyślić, że ktoś rozwalił ogrodzenie i wszedł na teren obozu, a potem tą samą drogą go opuścił. Pytanie brzmiało - jakim cudem nikt go nie powstrzymał. Wszak było zasilanie...
Zapewne było tak, że gwardziści, nie spodziewając się zagrożenia (no bo czego mieliby się spodziewać) zostawili warty tylko przy bramie. O włączeniu wieżyczek nikt pewnie nie pomyślał, bo i po co... Na ewentualnego zbyt ciekawskiego niedźwiedzia wystarczyłoby ogrodzenie. A jeśli już, to pewnie były w trybie "krzycz, gdy coś zobaczysz", a banda wojaków z łańcuchami pojawiła się znikąd, w środku obozu. Teleportacja?
Mogło też być tak, że ów bosonogi osobnik pojawił się w już po napadzie, po rzezi... Zrobił dziurę w płocie, potem kolejną, w ścianie siłowni. Ale po co?
Można było zrobić jeszcze jedną rzecz...
Prawdopodobnie zasilanie padło wtedy, gdy do siłowni dostały się szczury. Czyli jakaś z kamer mogła nagrać tego samotnego intruza. A skoro centrum nadzoru działało, to można było sprawdzić, kto rozwalił siatkę i wałęsał się koło siłowni.

Ze Switch w centrum nadzoru

Louise znudzona niemiłosiernie siedziała osłonięta pancerzem wpatrując się w ekrany kamer. Na wejście Kit nawet nie zareagowała. Być może dlatego, że jedna z kamer pilnowała wejścia, którym wszedł.
- Nudy w tej telewizji - powiedział. - Dobrze, że za abonament nie trzeba płacić... Możesz mi coś znaleźć wśród powtórek? - spytał, spoglądając na ekrany.
- Nie masz co robić? - westchnęła smętnie Switch. - Co dokładnie?
Zamiast się ucieszyć z towarzystwa... - zażartował Kit. - Interesuje mnie ta okolica. - Wskazał na ekran, na którym widoczna była siłownia. - Mam nadzieję, że znajdziemy tego, który zrobił dziurę w ścianie siłowni.
- Ok. - Switch puściła mu ostatnie pięć godzin, nagrane nim kamera została wyłączona. Nawet na szybkim podglądzie, była to nużąca czynność. Przez większość czasu nic się nie działo. Czasem przemknął szkielet lista, a potem wilka, a potem… wszystko się urwało.
- Kiepsko... Pozwolisz? Nie będę cię zanudzać tymi beznadziejnymi obrazkami i sam sobie obejrzę to, co działo się wcześniej - powiedział.
Ustawił licznik na 16:39, a potem, w przyspieszonym tempie, zaczął cofać podgląd.
Znudzona Switch niespecjalnie mu w tym przeszkadzała obserwując to co się działo na ekranach bez entuzjazmu na twarzy.
Monotonię przeglądania, przerwała radosna wymiana zdań pomiędzy Louise, a Ash.
- Kawa, ciasteczka... - Kit pokręcił głową. - Całkiem jak w bazie.
W odpowiedzi Louise coś tam sarknęła pod nosem i dodała:
- Ciasteczka nie dla ciebie. Sam sobie załatw.
- Nie wpraszam się w gości - odparł.
- To dobrze - podsumowała Meyes.
- Zadziwiająca zgodność poglądów - rzucił obojętnie Kit.
Niecałe dziesięć minut potem drzwi stróżówki się otworzyły i w ich stanęła Ash z kawą i ciasteczkami. Zaraz za nią stał Hamato z małym ekspresem, nie wchodząc do środka z powodu ciasnoty.
- Hej przynieśliśmy wyposażenie.
-Ratujesz mi życie, moja droga. Zaraz skonam z nudy. Ileż można oglądać zbieranie trupów przez van Erp i jej niewesołą gromadkę.- rzekła z uśmiechem Louise.
- Ja tylko przynieść ci zaplecze i idę spać. Mam przedostatni dyżur i chce się wyspać. A ty widzę masz już towarzystwo. - Powiedziała podając najpierw ciastka i kawę a potem biorąc od Hamato ekspres i przekazują rezydentom pomieszczenia.
-Taaa.. ogląda sobie powtórki - skomentowała Meyes.- Cóż… Każdy ma jakieś hobby.
- Lepsze to, niż zbieranie trupów - odparł Kit - chociaż przyznaję, niewiele tu się dzieje.
- No cóż nie od dziś wiadomo, że Lili ma dosyć wyraziste poglądy na temat poległych. - Przypomniała im Ashley, przypominając sobie jednocześnie o nieśmiertelniku Paula w jej rzeczach. - I też żałuję że nie mamy jak zorganizować im lepszego końca.
- Nawet jeślibyśmy ich zakopali, to pewnie się wygrzebią jak tym świcie żywych trupów.- stwierdziła spokojnie Switch.-Spalenie ma więc sens.
- Większy niż zakopanie - zgodził się Kit.
-Myślałam bardziej o zwrócenie ciał rodziną... dobra nie zajmie wam więcej czasu, miłej nocy i spokojnej warty. - Ashley pożegnała się z dwójką w pomieszczeniu a potem z Hamato i udała się do żeńskiego baraku.
- Spokojnych snów - rzucił za nimi Kit.
- Otulę cię kołderką jak wrócę.- odparła żartobliwie Switch. - No chyba, że ktoś mnie uprzedzi.

Po godzinie...

- Już zmiana? - Kit spojrzał na JR. - Chciałem zobaczyć, kto się włamał do siłowni, ale ta maszynka jest bardzo powolna. - Wskazał na ekran, na którym, chwilowo, nic się nie działo - prócz licznika, pokazującego cofające się minuty.
- Mogę dokończyć - Stwierdziła Jean, spoglądając na monitory.
- Wdzięczny będę - Kit skinąl głową. - Dwight, zmiana - powiedział, opuszczając centrum nadzoru i ruszając w stronę, gdzie ostatnio widziany był "BFG".
I po chwili ich czas warty się zaczął… i czas nudy. Nic się nie działo, ani na patrolu Kita, ani na monitorach przed oczami pani sierżant. W końcu Giles i Ważniak przyszli ich zastąpić. I Christopher z Jean udali się na zasłużony sen. Oczywiście każde do własnego łóżka.
By nie naruszać odpowiedniego paragrafu...
 
Kerm jest offline  
Stary 24-03-2019, 14:51   #40
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Po przydzieleniu pierwszych wart, Jean skierowała swoje kroki w kierunku pojazdów znajdujących się w bazie, by sprawdzić ich stan i ewentualną przydatność dla oddziału. Możliwe, że musiałby w nich pogrzebać Giles. J.R. poruszała się po bazie z zachowaniem sporej czujności, nie mając ochoty nadziać się na jakąś niespodziankę. Po chwili zabrała się za przegląd maszyn…
Ku jej rozczarowaniu nawet do szczurów nie było okazji postrzelać, a i zgromadzone maszyny należały do średniego sortu. W końcu Gwardii Narodowej nie przydzielano najlepszych i najnowszych maszyn. Z oczywistych przyczyn kobieta zignorowała czołgi. Nie dość że nie każdy potrafił jej prowadzić, to jeszcze były ciasne. Doomguy w pancerzu nie miał szans do nich się wcisnąć. Najbardziej idealnym transporterem byłby oczywiście stary dobry Peacemaker, ale tych tu nie było. Zamiast tego były starsze typy bojowych wozów piechoty, parę ciężarówek i jeepów oraz hummerów, część z odkrytym dachem i zamontowanymi ckmami oraz… trzykołowa przeróbka harley davidsona, zapewne osobista zabawka Hammeta, albo kogoś ze sztabu.


Na widok tej maszyny J.R. wyszczerzyła ząbki. O tak, tym to ona sobie teraz pojeździ. Nie pozostało więc nic innego, jak odszukać kluczyków do poszczególnych pojazdów, sprawdzić czy nadają się do jazdy, co z paliwem, i w sumie tyle… tylko, że te “tyle” mogło chyba i potrwać nawet i z godzinkę?
Zdobycie kluczyków do pojazdów wojskowych wymagało dostania się do pobliskiego kontenera. Na szczęście był on otwarty. Duży szczur zajęty konsumpcją męskości kwatermistrza nawet nie zauważyła wchodzącej pani sierżant. Rozległ się szczęk przeładowywanej “pompki”, a następnie wystrzał…I z zadka szczura pozostała mokra plama. O dziwo, pozbawiony tylnych kończyn i ogona gryzoń przeczołgał się spory kawałek nim zdechł.
- Tu J.R. Wszystko w porządku. Zastrzeliłam szczura, powtarzam... - Zameldowała natychmiast przez komunikator, żeby nikt w bazie czasem sraczki nie dostał. Następnie pozbierała kluczyki i wróciła do pojazdów celem ich sprawdzenia. Kluczyki łatwo było dopasować do poszczególnych pojazdów dzięki numerom na pojazdach i na kluczykach, więc miała dostęp do każdego z nich. Z jednym wyjątkiem. Nie było kluczyków do motocykla.
- Fuck! - Syknęła pod nosem, przez chwilę drapiąc się po łepetynie, i zastanawiając, gdzie też można by ich szukać. Kwatery ważniaków… znaczy się, wysokich oficerów, lub u samego starego… a że jej się obecnie nie chciało sprawdzać wielu kwater, postanowiła iść do dziupli Hammeta.
Czyli tam gdzie urzędował szef, czyli sam Wolvie. Po wejściu ruszyła oczywiście do gabinetu. Tam zaś za biurkiem i przy laptopie generała siedział sam Jones przeglądając jego zawartość. Za nim, na ścianie wisiała szabla kawaleryjska. Zapewne osobista pamiątka Hammeta. Którego ciała nie znaleziono tutaj, ani nigdzie indziej. Generał zaginiony w akcji. To brzmiało jak przyszłe kłopoty.
- Sir? - J.R. nieco się wyprężyła i zasalutowała.
- Spocznij, McAllister. Co cię tu sprowadza?- zapytał Jones wskazując dłonią fotel przed biurkiem.
- Emm... - Sierżant nieco się zawahała odnośnie siadania, w końcu była w swoim ciężkim pancerzu - Warty rozplanowane, pojazdy skontrolowane. Jest parę wozów bojowych, ciężarówek, jeepów i hummerów. Większość ma też zamontowane ckm-y, paliwa również wystarczająco, nie jest więc źle - Zameldowała.
- Wybierz z dwa pojazdy. Resztę trzeba będzie wysadzić. Trzeba zastosować taktykę spalonej ziemi w tej sytuacji.- odparł Phil wpatrzony w laptop… a wzrok J.R. błądził po biurku, szukając ewentualnych kluczyków do motoru.
- Wszystko w porządku? - Spytała nagle głównodowodzącego, skupiając już spojrzenie na nim.
- Sama wiesz, że nie. Coś wyrżnęło w pień całe zgrupowanie. Zakładam, że pozostałe trzy skończyły podobnie.- odparł Phil, a J.R. stwierdziła ze smutkiem, że kluczyki są chyba w szufladzie biurka.
- Ech… no nie to miałam na myśli - Sierżant potarła się po karku - I może wcale nie jest tak źle? - Krzywo się uśmiechnęła.
-To już zmartwienie sztabu głównego, nie nasze. My musimy się wydostać stąd w jednym kawałku wraz z zebranymi danymi. To nasz problem. - ocenił Wolvie.
- Radziliśmy sobie już nie w takich sytuacjach... a propo sytuacji, nie leżą tu gdzieś kluczyki do motoru? - J.R. lekko wyszczerzyła ząbki.
- A po co ci kluczyki do motoru?- zapytał podejrzliwie Wolvie przyglądając się swojej podwładnej.
-No… na jutro, jako transport? - Jean spojrzała niepewnie na dowódcę.
- Motor? Motocykl?- Jones wyraźnie powątpiewał co do sensowności tego pomysłu.
- Dupny… znaczy się, duży, bajerancki Harley na 3 kołach. No nie bądź żyła, szefie… daj się jutro pobawić w Zmotoryzowaną Piechotę - McAllister znów nieco wyszczerzyła ząbki.
- Jesteśmy na polu bitwy JR. A jak ten motor załamie się pod tobą? Sama wiesz, że łazisz w najcięższej zbroi.- przypomniał jej Jones.
- Dwóch grubasów po 130kg zwykły Harley udźwignie bez problemu, a ja tyle nie ważę… a zresztą co to za nagabywanie kobiety o wagę - Jean założyła rękę na rękę, spoglądając gdzieś przez okno, niby wielce obrażona.
- To idiotyczny pomysł godny małej dziewczynki.- podsumował porucznik, ale sięgnął do szuflady i wyjął z niej kluczyki rzucając je McAllister.- Tylko żebyśmy oboje tego potem nie żałowali.
- Oj tam, oj tam… - McAllister momentalnie wyszczerzyła ząbki w uśmiechu do dowódcy.
-To wszystko?- zapytał jeszcze porucznik zerkając na laptop.- Czy też planujesz dotrzymać mi towarzystwa? Od razu uprzedzam, że o suchym pysku. To nie czas na generalskie trunki.
- Nie no, to wszystko. Nie mam zamiaru już przeszkadzać! - J.R. znowu się regulaminowo wyprężyła.
- Spocznij i odmaszerować.- odparł z uśmiechem Phil.




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172