Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2019, 20:14   #35
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kit spojrzał na BFG i uniósł brwi.
- Między van Erp i mną? - powtórzył z pewnym niedowierzaniem. - Znamy się od wieków i to wszystko. Skąd ci cokolwiek przyszło do głowy z tym "blisko"? Zagadujesz o van Erp, żebyśmy z ciebie zeszli?
- Nie. Nie.- skłamał zaskoczony Dwight. -Ciekaw po prostu jestem.
- Akurat o panią sierżant? A nie na przykład o Ash? Louise? - zapytał Guerra z krzywym uśmieszkiem i otworzył butelkę.- Ok… nie możemy się upić, ale możemy łyknąć po łyczku. Kto się pisze? Pearson?
- Ja raczej nie.- odparła pospiesznie Ważniak.- Nie powinniśmy zresztą pić.
- Kapka na język to nie picie. Kurishima, Cook? - zaproponował.
- Mogę.- zgodził się Bear, a Hatamo gestem dłoni odmówił. Podobnie jak Kit.
- Świętoszki.- mruknął Dominic i zakręcił. Koniak na dwóch to jednak była za duża pokusa.
- Co planujemy robić po powrocie? Wspólny wypad z dziewczynami może?- zapytał Ronnie.
- Uziemnią nas- stwierdził krótko Cook, a Hamato skinął głową. - Po tym co tu widzieliśmy i przekażemy, baza pójdzie w stan gotowości bojowej. Pełna mobilizacja, zakaz opuszczania bazy. Cofną przepustki.
- Dobrze, że mamy dokumentację filmową - stwierdził Kit. - Bez tego by nas psychiatrzy wzięli w obroty. A i tak mamy przerąbane. Mamy wojnę, a to znaczy, że o rozrywkach można zapomnieć na długo.
- Pozostanie odpocząć w bazie, prawda panie podrywaczu?- zapytał Guerra zerkając na Hamato. Który to z kamienną miną odpowiedział: - Nie mam pojęcia o czym mówisz.
- O tych plotkach.- przypomniał mu Handsome.
- To tylko plotki - odparł Azjata. - Nic więcej.
- Może urządzimy jakąś imprezkę w kantynie?- zaproponował Dwight.
- Ciebie już taka czeka. Uratowani zwykli stawiać dziękczynną kolejkę ratownikom.- przypomniał mu Guerra.
- Ale nie ja ją uratowałem, tylko Meyes, Cook i Handsen, oraz Collier - bronił się BFG.
- Coś mi mówi, że też się załapiesz.- ocenił Dominic.-Tak mi nos podpowiada.
- Okaże się, który z was ma rację... Pewnie niedługo. W zasadzie nie mamy tu nic do roboty, tylko wysadzić wszystko i wrócić - powiedział Kit. - Co prawda transport powietrzny odpada, ale może coś z gwardyjskiego złomu odzyskamy... to nie będziecie pieszo drałować - dorzucił, pamiętając narzekania niektórych.[/i]
- Jak nie, to czeka nas długa droga. Może nawet dwa dni marszu.- ocenił Hamato w zamyśleniu.- W dwa dni na pewno byśmy na coś napatoczyli, a pancerze mocno nas ograniczają co do ilości amunicji jaką możemy dźwigać.
- Tyle chłopa, co tu się pojawiło, piechotą nie przyszło. Coś z ich pojazdów musi być na chodzie - odparł Kit. - A co do amunicji... Oni raczej nie mają nic, co by się nam przydało. Prócz granatów, ewentualnie jakichś wyrzutni.
Mężczyźni skinęli głową zgadzając się z Carsonem. Zapewne miał rację.


- Hej! Chować fiuty! Wchodzę! - W męskim baraku zjawiła się J.R. od razu wchodząc do niego na całego. Jeśli z kolei ktoś miał coś do schowania, to miał naprawdę jedynie na to ledwie sekundę, może dwie.
Na nieszczęście dla niej chłopaki nie garnęły się tak do prysznica jak dziewczyny. Więc wiele nie podejrzała. Banda twardzieli prężyła się w równym rządku czekając na jej inspekcję. Prócz Kita, na którym czar wysokiego stopnia nie zrobił aż takiego wrażenia.
- Co tam słychać, wszystko w porządku? - Omiotła wzrokiem przebywających wewnątrz.
- Cisza, spokój... aż do tej chwili - odparł Kit, wstając z pryczy. - Czym możemy służyć?
- Jak “Wolvie” rozkazał, tak też działamy, BFG za pięć minut na wartę, patrol wewnątrz bazy. Dwie godziny - Zwróciła się do Dwighta, po czym przeniosła wzrok na Carsona - Później ty, też jako patrolowy. Resztę rozpiszę za chwilę i powieszę tu - Wskazała palcem ścianę obok drzwi wejściowych do baraku.
- Będziecie wisieć bez sądu. - Kit rzucił do pozostałych, po czym spojrzał na JR. - Za dwie godziny. Patrol - powtórzył.
- Za dwie godziny, na dwie godziny. Tak - Jean nieco przymrużyła oczy wpatrując się w rozmówcę, który odpowiedział jej niewinnym spojrzeniem.
- W czymś jeszcze możemy pomóc? - spytał po chwili.
Tymczasem do baraku mężczyzn, wpadła w pełnym rynsztunku Louise dysząc ciężko.
- No jestem jestem, umyta i gotowa do działania.
- Słodko - J.R. teatralnie zatrzepotała rzęsami - To lecisz do centrum nadzoru, sadzasz dupę przed monitorami, i pilnujesz… a BFG sobie spaceruje to tu, to tam. BFG, gotowy? - McAllister spojrzała na Dwighta.
-Tak jest.- rzekł pospiesznie Hauser.
- Hamato, podrzuć coś do jedzenia Ash, ok? Bo jeszcze bidulka padnie nam z głodu przy robocie.- poprosiła Louise i ruszyła do centrum nadzoru.
Hamato zgodził się bowiem na jej życzenie skinieniem głowy.

Chwilę później w baraku pojawiła się sierżant van Erp z Charlotte i Marge.
- Dobrze, że cię załapałam J.R. - powiedziała Lili do drugiej sierżant. - Wezmę jeszcze Anthonego.
- Dominic i Anthony, zbierać się. Idziecie ze mną.- Oznajmiła wymienionym z imienia żołnierzom sierżant van Erp, a J.R. jakby… zgrzytnęła zębami. Spojrzała na “Lili” mrużąc oczy.
- Mogę na słówko na osobności? - Wycedziła.
- Oczywiście. - Odpowiedziała jej spokojnie Lili. Obie kobiety odeszły więc na bok, kilkanaście kroków od baraku męskiego.
- Nadal mi nie wytłumaczyłaś, po co ci coraz więcej i więcej ludzi i czasu. “Podbierasz” ich i podbierasz, a ja mam zrobić grafik wart aż do rana, dowiem się więc w końcu o co chodzi?? - Spytała prosto z mostu Jean.
- Sama nie pochowam wszystkich poległych. - Powiedziała van Erp.
- Dziękuję za wyjaśnienie - Odparła z przekąsem J.R. - I rozumiem. Serio, rozumiem. Ale to karkołomna robota, czasochłonna, męcząca. Sporo tu chłopaków leży… no ale chyba nie masz zamiaru ich zakopywać? Dobra, cztery godziny starczą? To będzie czas do północy!
- Nie, nie będziemy ich zakopywać. Zbiorę kilka drobiazgów dla rodzin i spalę ciała.- Odpowiedziała beznamiętnym tonem Lili . - Postaram się uwinąć do północy.
- Dobra… to wszystko obgadane? - Jean spojrzała na nią już bardziej przyjaźnie niż przed chwilą.
- Tak. Wszystko. - Elizabeth kiwnęłą głową. - Wracamy. - Ruszyła z powrotem do baraku, a McAllister wraz z nią. Ta druga przypilnowała przez chwilę parkę pierwszych wartowników, po czym się oddaliła.
Lili poczekała aż obaj mężczyźni będą gotowi do wyjścia.
- Najpierw zbrojownia. A później zorganizowanie pochówku. Pytania? - Van Erp spojrzała na całą czwórkę. Żadnych pytań nie było, żadnych wątpliwości.
 
Kerm jest offline