Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2019, 18:40   #104
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Antykwariat

Odnalezienie sklepiku okazało się trudniejsze, niż myśleli. Część przechodniów nic o nim nie wiedziała, a wskazówki udzielane przez innych kierowały ich w gmatwaninę wąskich uliczek i zaułków Dzielnicy Uniwersyteckiej. W końcu jednak trafili na miejsce. Antykwariat w środku zawalony był wszelkiego rodzaju starociami, meblami, księgami, dziełami sztuki. W powietrzu unosił się zapach kurzu i stęchlizny. Pojedyncze promienie słońca wpadały przez zabite deskami okno. Wydawało się, że nikogo tu nie ma, ale z zaplecza wyszedł niewysoki, zasuszony staruszek, na pierwszy rzut oka starszy od większości swoich zbiorów. Oczy miał jednak żywe i wysłuchał ich bez przerywania.

- Aah, wolfenburski młot, ciekaaawe... Zawsze chciałem go zobaczyć, ale cóż, Ostland jest tak daleko... Nie wiem, kto mógłby szukać – odchrząknął - mało istotnego, wybaczcie to słowo, religijnego symbolu. Wiem jednak, że jeżeli ktoś będzie chciał go sprzedać albo kupić, przyjdzie do mnie prosić o wycenę lub potwierdzenie autentyczności. Mogę też rozpuścić wici po mieście, ale to drodzy państwo będzie was już trochę kosztowało.

Most Luitpolda

Jeden z altdorfskich mostów różnił się od innych. Niby podobny, zbudowany z kamiennych łuków, z rzeźbami świętych postaci i przeróżnych mitologicznych stworzeń, ale jednak zatłoczony bardziej, niż pozostałe. Nikt też nie pobierał na nim żadnych opłat i podatków, ale codziennie organizowany tu jarmark pozwalał na stratę większej ilości pensów, szylingów, a nawet i koron. Cyrkowcy wszelkiej maści, uliczne teatry, kramy obwoźnych kupców – to wszystko sprawiało, że część miejskich inżynierów poważnie zastanawiała się nad wzmocnieniem podpór mostu.


Wśród tłumu znaleźli też malarkę, za której plecami, na kamiennej balustradzie mostu leżały obrazy. I, choć ich prośba była nietypowa, czarnowłosa artystka o ciemnej karnacji i południowym akcencie wykonała kawałkiem węgla całkiem udany portret Katriny Schetter. Peter Hochmeister udzielający ciągle wskazówek i prosząc o zmiany, pokiwał w końcu głową z uznaniem.

Świątynia Morra

- Taak, trupa to rzadko kto szuka. – Wysoki, szczupły kapłan w czarnych szatach nie wyglądał na zadowolonego z prośby. – Niby jak to sobie wyobrażacie, panie krasnoludzie? Pełnimy służbę, żeby bezpiecznie przeprowadzić dusze zmarłych do krainy Morra. Naprawdę mamy na głowie ważniejsze sprawy, niż przyglądanie się włosom zmarłych.

Świątynia Grimnira

Społeczność krasnoludzka zamieszkiwała część miasta w pobliżu Cesarskej Akademii Artyleryjskiej. Całkiem odpowiednia lokalizacja, pomyślał sobie Bladin. Dość szybko on i towarzyszący mu sygmaryta zostali skierowani do wąskiego budynku, wciśniętego niemal na siłę między dwa inne, ewidentnie starsze. Krojąca słoninę pulchna krasnoludka upewniła się, kogo szukają, po czym wskazała na klapę w podłodze.

- Tylko zamknijcie za sobą – ostrzegła ich.

Strome, drewniane schody prowadziły do sporego pomieszczenia. Na ścianach sali wisiały niezliczone bronie, młoty, topory, krótkie miecze i włócznie. Obok nich wisiały tarcze w różnych rozmiarach, a na specjalnych stojakach ustawiono zbroje. Komnata była mroczna, dwie olejne lampy pozwalały jedynie na przemieszczanie się w miarę bezpieczny sposób. Przy sporym, dębowym stole zobaczyli starego krasnoluda. Choć łysy, to jego siwa broda wciąż była gęsta i sięgała niemal do samej ziemi. Twarz wykrzywiała mu blizna biegnąca przez lewy oczodół z zaszytą nićmi powieką. Grunner, kapłan Grimnira, nie przestawał polerować hełmu trzymanego w rękach.

- Walczył żeś ostatnio, bracie? – Mówił z twardym akcentem z dalekiej północy. – Opowiedz mi o tej walce.

Bladin, chcąc, nie chcąc, opisał potyczkę ze zwierzoludźmi. Grunner słuchał uważnie.

- Dobra walka, skoroś żywy. Wojownika jednako czeka tylko jeden los, pomnij o tym. Czegóż chcecie ode mnie? – Po wyjaśnieniach i prośbach Bladina poczerwieniał ze złości.

- Czytanie? Nie zawracajże mi dupy, młodziku! Jeśli chcesz służyć Wielkiemu Wojownikowi, dokończ swe zadanie i wróć do mnie. Zaczniemy od robienia toporem, a nie bazgrolenia po papierze. W poszukiwaniach jednak ci pomożemy.

Wielka Biblioteka

Jeśli ktoś samodzielnie szukał wiedzy w stolicy, mógł zrobić to w dwóch miejscach. W bibliotekach uniwersyteckich lub świątynnych. Hochmeister wybrał te drugie, gdzie spodziewał się uzyskać więcej pomocy. Miał wątpliwości, w końcu nie przybył do Altdorfu, by się dokształcać, tylko poszukiwać złodziejki. Nocne, niespodziewane zjawisko zostawiło jednak na nim jakiś ślad.

Peter wertował przekazane mu przez bibliotekarza księgi, głównie te z zakresu astronomii i astrologii. Znalazł zapisy dotyczące Mannslieba i Morrslieba, dwóch znanych jemu i wszystkim księżycach. Niestety, nic, ale to nic, o tym trzecim, tajemniczym, który zdawał się już być ledwie złudzeniem w pamięci.


Pomocny bibliotekarz sprowadził też wielebnego Hieronima, mistrza historii kościoła Sigmara. Starszy kapłan, z wygolonym na starodawną kapłańską modę czubkiem głowy pojawił się w bibliotece z opasłym tomiszczem pod pachą.

- Bracie Peterze... – popatrzył jeszcze raz na Ostlandczyka i poprawił się – Ojcze, podobno wyraziłeś zaniepokojenie, jak się wyraziłeś, brakiem mocy artefaktu. Przewertowałem te oto dzieło znamienitego Albertusa z Middenheim o kościele Sigmara w północnych prowincjach dla upewnienia się. Otóż, wolfenburski symbol nigdy nie wykazywał stricte boskich mocy i nie udało się przyporządkować do niego cudownych zdarzeń. Do tego Albertus zwraca uwagę na fakt, że nie ma żadnego konkretnego dowodu na to, że przedmiot ten w istocie należał do Pana naszego.

Widząc minę Petera szybko dodał, poprawiając na nosie cienkie okulary.

- Oh, bądź jednak spokojny, mój bracie. Wiecie sami najlepiej, ale i księga to potwierdza, że wasz symbol odgrywa niebagatelną rolę w życiu mieszkańców Wolfenburga i daje ludziom siłę i nadzieję. Zatem, choć być może nie wpływa bezpośrednio na strukturę naszej rzeczywistości, może być potraktowany jako boskie dzieło.

Święte Oficjum

Inkwizytor Hoffendorf nie miał dla nich czasu. Musieli podążać za nim, gdy szybkim krokiem przemierzał korytarze siedziby Inkwizycji.

- Jeśli wiecie, że jest w mieście, obstawcie wyjścia, żeby się nie wydostała. A jeśli chcecie ją znaleźć, módlcie się o łut szczęścia... albo o cud. Ja bym szukał przedmiotu.



Białe Żagle

Białe Żagle, sympatyczna i zadbana tawerna w altdorfskich dokach okazała się być dobrym wyborem. Jedzenie i pokoje były porządne, a ceny całkiem przystępne, co było istotne biorąc pod uwagę kurczącą się szybko zawartość sakiewki niesionej przez Konrada. Bywalcy byli też przyjaźnie nastawieni i chętni do rozmów.

- Celestium? Nie, Celestius go zwą...

- Celibatus, słyszałem jak kapłan go przeklinał na rynku rybnym!

- Zwał, jak chciał, wiadomo o kim gadamy. Mówio, że cysorz to już pierda nie popuści, póki mu wróż nie powie, że to bezpieczne.

- Pilnuj języka, kmiotku, o naszym cesarzu mówisz! I skąd niby wiesz, co się na dworze dzieje, mur pałacu tylko z zewnątrz oglądasz.

- No dyć bratanica moja tam posługuje, jeno...

- Nie zmyślaj już, Nochal, już my znamy twoje historie. Ale ponoć to prawda, że wróżby tego astrologa sprawdzają się zawsze.

- E tam, wróżby-sróżby. Jak taki dobry, niech znajdzie Łowcę Głów. Ponoć wczoraj znów znaleźli ciało bez łba, i to niedaleko stąd...
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline