Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2019, 11:00   #22
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Witold źle znosił urlop. Nadmiar wolnego czasu powodował, że w kółko analizował całe zajście na Placu Zwycięstwa. Jako cholerny perfekcjonista zastanawiał się co zrobił źle, co mógł zrobić lepiej i tak dalej, i tak dalej... Starał się przypomnieć sobie wszystkie szczegóły. Czy coś pominął? Czy coś umknęło jego uwadze? Jak bronić się skutecznie przed tego rodzaju zagrożeniem? A przede wszystkim... Co znajdowało się w jego rdzeniu kręgowym? Czy tajemnicza substancja profesora Zagórskiego nadal osadzona była w ciele Witka czy też zdążyła już się rozłożyć? Poważnie zastanawiał się nad zrobieniem badań. Tyle, że przy takim obłożeniu szpitali, termin byłby wyznaczony za dziesięć lat.

Trzeba było jakoś odwrócić myśli, aby nie wpaść w pętlę analizowania wszystkiego. Najpierw boks, potem strzelnica... Aktywności fizyczne pomogły Buremu przynajmniej na chwilę wyciszyć się. Niestety nawet ktoś taki jak on nie mógł uderzać przez cały dzień w worek treningowy. A potem pozostało wrócić do własnych rozmyślań. Ochroniarz postanowił oglądać wszystkie wiadomości dotyczące zamachu. Siedział na kanapie, mając niedaleko zeszyt i cienkopis. Zamierzał notować informacje w najdrobniejszych detalach. Czuł, że musi rozgryźć to, co się odwaliło. Jakby nie patrzeć, ktoś chciał zabić jego i jego klientkę. A przy okazji dziesiątki tysięcy innych.

Wgnieciona naczepa. Już miał odłożyć pisadło, uznając iż sprawa jest niezwiązana z zamachem. Jednakże wypadek wydał się tak śmierdzący, iż także nim Bury postanowił się zainteresować. Niezidentyfikowany obiekt? Laboranci w białych kombinezonach zamiast techników policyjnych? Brak innego samochodu czy motocyklu? Co się działo z tym miastem! Witek bardzo chciał też, aby ktoś mu logicznie wyjaśnił jakim cudem część ludzi uduszonych na Placu Zwycięstwa, teraz budziła się ponownie do życia. Historie jak z kosmosu.

Rozważania przerwał dźwięk dzwonka telefonu. Szef.
- Bury.
- Sytuacja się zmieniła. Nie pracujemy już dla Zawichostów. Przed chwila dostałem telefon z wypowiedzeniem. Matylda trafiła do szpitala. Jest w stanie krytycznym.

Witold zamilkł na moment.
- Przecież była cała - z trudem wydobył z siebie jakieś słowa. - Jak? Jak to się stało? Gdzie ją przewieźli? Jest w tej fabryce wódki?
- Tak, ale to nie jest dobry pomysł, żebyś tam...


Witold rozłączył się bez słowa. Mniejsza o cholerny kontrakt - to akurat był w stanie przewidzieć. Byli tacy klienci, którzy ciągle mieli o coś pretensje. Jak nie ci, to przybędą następni. Problemem była Matylda... Ktoś zostawił pod jego opieką czternastolatkę, a on nie wywiązał się z zadania. Młoda dziewczyna walczyła o życie w szpitalu, gdyż zabrakło mu odpowiednich cech, aby należycie wykonać pracę. Bury był mistrzem w obwinianiu samego siebie. Ktoś trzeźwo myślący mógłby rzec, że przecież nie miał szans przewidzieć czegoś takiego. Że przecież i tak zrobił wszystko co w ludzkej mocy - nie przekonałoby to mężczyzny. Wtedy musiałby się pogodzić z faktem, że nie nad wszystkim można sprawować kontrolę - a to było znacznie trudniejsze do zrozumienia.

Narzucił kurtkę i czym prędzej wystrzelił z mieszkania. Jego sposób jazdy w niczym nie przypominał tego, którym doprowadzał do szału Matyldę. Jechał szybko i agresywnie - wręcz ryzykownie. Pozwalał sobie na takie zachowanie, gdyż był przekonany o tym, że doskonale panuje nad samochodem. Wchodząc ostro w zakręt, pomyślał ironicznie o tym, iż jego ojciec też z pewnością tak uważał. Na pewno zanim wylądował na drzewie, był przeświadczony o doskonałych umiejętnościach kierowania autem - podobnie jak on teraz.

Jednakże wzburzony Witold nie spowodował wypadku i niebawem zaparkował samochód przed byłą fabryką wódki. Czym prędzej wbiegł do środka.
- Dobry. Szukam Matyldy Zawichost. Podobno leży tutaj.
- Pan z rodziny?
- zapytała tęga recepcjonistka, warująca przy wejściu niczym Cerber.
- Tak jakby.
- Tak jakby?
- Jestem jej ochroniarzem.
- A to dobre! Ochroniarz się znalazł. Tylko rodzina może. I bez tego mamy tu już tłumy.

Ustawiony pod sufitem telewizor wyświetlił twarz Zagórskiego, przerywając dyskurs z pracownicą służby zdrowia. Cała uwaga Witka skupiła się na wyświetlaczu. Mężczyzna liczył na uzyskanie odpowiedzi - tak naprawdę w jego głowie pojawiło się tylko więcej pytań... Przynajmniej teraz poznał cel tego wszystkiego - facet chciał po prostu przejąć władzę nad krajem (a może w dalszej kolejności również nad światem). Stara, dobra żądza władzy... Wywód Pavla przypomniał jednak o bardzo istotnym szczególe.
- Proszę mnie hospitalizować - wypalił nagle Witold.
- Co pan? Miejsca nie ma, a pan jest zdrowy jak koń. Od razu widać.
- Mam w rdzeniu kręgowym tę substancję. Byłem na Placu Zwycięstwa wtedy. Potrzebuję badania.
Chciał upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. W pierwszej kolejności chciał sprawdzić co z Matyldą. Może lekarzom uda się pozyskać nienaruszoną próbkę substancji z jego rdzenia kręgowego? Wszak na nim impuls elektryczny nie miał okazji zadziałać.
 
Bardiel jest offline