Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2019, 14:39   #96
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Ojć, telepata? Ciekawe jak spróbują to przełknąć ci na stołkach. - Roześmiał się Saville, nie cofając dłoni, zdawało się, że Tresym ma złamane skrzydło, albo źle zrośnięte, jedno i drugie nie było dla kociaka zbyt dobre. - Jestem Johm, a ty jak się nazywasz? Zdaje się, że jesteś inteligentny, więc nikt cię kroił ani eksperymentował na tobie nie będzie. - Powiedział na głos kryptozoolog. “Już ja tego dopilnuję, żeby potraktowali cię odpowiednio i nie przetransportowali na Ziemię” - Dodał w myślach, mając nadzieję, że kociak złapie jego myśli.
Zdziwienie pojawiło się na kocim pyszczku, gdy wyraźnie coś zaskoczyło zwierzaka w wypowiedzi Johna. Futrzak wyglądał jakby zaczął się nad czymś wahać.
~ Ja Procyon ~ obca myśl znów pojawiła się w głowie kryptozoologa. ~ Obcy ochroni? Nawet przed swoimi towarzyszami? ~ wydawało się, że kotowaty chce mieć potwierdzenie tego faktu.
- Jak będzie trzeba, ale najpierw będzie trzeba się zająć twoim skrzydłem. Gdzie je złamałeś? - Zapytał Saville nie cofając dłoni.
Kot nie wyglądał na przekonanego, ale zbliżył się do ręki Johna, pozwalająć mu się zdjąć.
~ Umiesz wyleczyć? ~ zapytał Procyon. ~ Ty kapłan? ~

Reszta ekipy kryptozoologa pozostawała w oddaleniu, jedynie Bell raz po raz burczał oburzony, że nie może dopaść kota.
Teraz była pora na Johna, by w końcu zamrugał ze zdziwienia. Wiedział na pewno, że nie wyglądał na klechę, pierwsze też słyszał, żeby to księża czy inni kapłani zajmowali się leczeniem. Najczęściej wszystko to spadało na zakonnice, a dowolny kościół przypisywał sobie ich zasługę. - Nie Procjonie, dobrze to wymawiam, czy raczej Procyon? Jestem medykiem, biologiem, zwykle zajmowałem się leczeniem ludzi kiedy byli chorzy, albo zranieni. Moja mama była weterynarką, czasem jej pomagałem. - Były SASowiec mówił spokojnym, monotonnym głosem, zdejmując kota delikatnie i przyglądając mu się uważnie pod kątem obrażeń. - Nie patrzcie na mnie jak na wariata, to telepata. - Rzucił John do towarzyszy. - No dobra maluchu, jak sobie uszkodziłeś to skrzydło i jak dawno to było, co? - Zapytał zawadiackim tonem, jakby rozmawiał z urwisem, który wrócił ze złamanym nosem a nie latającym kotem.
~ Procyon ~ ta myśl była przesłana mu z naciskiem, że właściciel tego imienia jest z niego dumny. ~ Mistrz nadał je. Procyon szuka mistrza ~ dodał tressym, pozwalając się obejrzeć. Zasyczał przy dotykaniu po rannym skrzydle i nawet nieco wbił pazurki Johnowi w ręce.

- Że co? - Wilczewski jako pierwszy podszedł w ich kierunku. - Co masz na myśli? Że kot miauczy ci w głowie? - dodał sceptycznie.
Młody Durrand przyklęknął przy piszczącym ze zniecierpliwienia wyżle i na wszelki wypadek trzymał go za obroże.
- Co chcesz z nim zrobić? - zapytał Adam.

~ Ja uciekł tu, bo uciekał ~ kot kontynuował wypowiedź w głowie Johna. ~ Użył magii i go znaleźli. Ale tu bezpieczny. Tu ostoja przyjaciół Mistrza. Ale nikogo tu. Tylko Procyon ~
- Nie miauczy, mówi, w miarę przyzwoity francuski. Myślę, że powinniśmy go zabrać do bazy, wyleczyć skrzydło i porozmawiać na temat tego co się tutaj dzieje. Chyba, że zaraz się dowiem, że nie powinniśmy, bo wrogowie jego mistrza, czy właściela, mogą go wykryć za pomocą magii.- Powiedział na jednym tchu John. - Będę musiał to unieruchomić, póki co bandażem. Opowiedz mi o swoim mistrzu i jego wrogach, od dawna walczą? Na jak dużym terenie? Czy to miejsce jest chronione magią przed nimi? Jeśli cię stąd zabierzemy, to czy wrogowie mistrza będą mogli cię znaleźć za pomocą magii czy czegoś podobnego? - O ile John większość życia był uczony, że magia to mrzonki, o tyle tutaj było pełno dowodów na jej działanie. Jej, lub technologii tak zaawansowanej, że nieodróżnialnej od magii. Próbował sobie przypomnieć z jakiej grupy językowej mogło pochodzić imię Procyon, jego mózg zresztą właśnie brał udział w sprincie, jednocześnie wywracając się o własne sznurówki.
~ Mistrz pochodzi z gwiazd, z gwiazd nadaje imiona sługom ~ usłyszał myśl jakby w odpowiedzi na jego rozmyślania. ~ Znajdują tylko jak Procyon używa sinej magii ~ dodał skrzydlaty kot. ~ John zabierze do swojego kapłana, w swojej wiosce? ~ dopytywał. ~ John obroni Procyon przed niemiłymi kompanami? ~

Powoli podszedł do nich Wiczewski, drapiąc się po głowie w zamyśleniu.
- Jak ktoś go gania i jego właściciela to mogą być z tego problemy - stwierdził nie przekonany do pomysłu.
- Nie ma takiego problemu, żeby ołów go nie rozwiązał - wtrącił się Jean-Pierre, w przerwie od strofowania wyżła. - Skoro gada, nawet w myślach, to mamy właśnie pierwszy kontakt! - dodał, nieudolnie starając się stłumić ekscytację.
-Ano mamy, można powiedzieć że zwiad był bardziej owocny niż się spodziewaliśmy. - Rzucił do trapera. -Procyonie, nasi kapłani raczej nie zajmują się leczeniem. Zwierzętami zajmują się weterynarze, ludźmi lekarze, za to jest bezpiecznie i będę miał tam środki, dzięki którym będę w stanie odpowiednio zająć się leczeniem twojego skrzydła. To trochę zajmie naturalnymi metodami, ale w tym czasie będziemy mogli zapewnić ci jedzenie i bezpieczne miejsce, chociaż nie mamy zabezpieczeń magicznych. Niedawno przybyliśmy do tego świata. - Kryptozoolog wziął głęboki haust powietrza i skoncentrował się, przywołując w pamięci relację telewizyjną z pojawienia się bramy w Paryżu, momentu przejścia do tego świata, oraz widoku obozu, który został założony w tym świecie. Skoro tresym umiał czytać w myślach, to miał nadzieję, że to powinno odpowiednio streścić ciąć wydarzeń jaki temu towarzyszył. Jeśli będziesz się mnie trzymał, to powinieneś być bezpieczny, a w czasie kiedy twoje skrzydło będzie się leczyć, ty poopowiadasz nam o tym świecie, tutejszych zagrożeniach i kim jest twój mistrz i jego wrogowie. Może też powiesz jakiej magii możesz, a jakiej nie możesz używać, żeby cię nie wyśledzili. - Powiedział pogodnym głosem, zastanawiając się jednocześnie, jak głęboko sięga puszka Pandory oraz czy nie będzie trzeba wzmocnić obozu jakimiś gniazdami cekaemów albo wyrzutniami, tak na wszelki wypadek.

- Czyli co, zabieramy kota do bazy? - zapytał niepewnym głosem Wilczewski.
- No raczej - wypalił podekscytowany tą myślą Jean-Pierre.

~ Ooooo ~ westchnienie zdumienia i mało czytelmy werbalny przekaz myślowy pojawił się w głowie Johna po tym jak skończył wspominać wydarzenia ze swojego świata, z Ziemi.
~ Zdumiewające. Bramy ~ dodał Procyon, co brzmiało jak ton wyjaśnienia. ~ Mistrz miał racje ~ kot wyraźnie był zaintrygowany i okazywał to nawet postawą oraz miną na puchatym pyszczku. ~ Świat bez mocy. Ale Brama działa ~ coś w tym musiało być, że dla Procyona wydawało się być wysoce nielogiczne.

- To idziemy dalej czy zawracamy się - zapytał Wilczewski, spoglądając w głąb jaskini, tam gdzie nie sięgało światło i ich wzrok.

~ Procyon pomoże. Dobry przewodnik ~ zapewnił skrzydlaty. ~ Magii nie pokaże, żeby nie znaleźli ~

John poszukał w apteczce czegoś na ból głowy, który z wolna zaczynał go dopadać. Telepatia może była i ciekawym rozwiązaniem komunikacyjnym, ale miała swoje mankamenty. Chyba, że działało to tak, jak uczenie się nowego sportu, zaczynają człowieka boleć mięśnie, o których istnieniu nie miał pojęcia. Przypomniał sobie również relację z Tokyo, zastanawiał się, co tressym powie na fakt, że miejsce bez mocy jakimś cudem miało nawet dwie bramy. Nie był pewien, czym ta moc była, ale mógł się domyślać, że chodzi o coś w rodzaju magii lub many.

- Nie musisz pokazywać magii, jesteśmy przyzwyczajeni do nie używania jej, w zasadzie to nawet nie wierzenia w nią w większości wypadków. Co jeszcze możesz nam tutaj pokazać, skoro jesteśmy na miejscu, równie dobrze możemy dokończyć zwiad i dopiero wrócić do obozu. Oprowadzisz nas? - Zapytał Procyona, przekazująć jednocześnie informację reszcie. Zastanawiał się, jak popularne były bramy, że mistrz latającego kota rozważał istnienie ich nawet w światach bez mocy, bo że ten miał ją w sobie lub był nią wręcz wypełniony, nie budziło wątpliwości.

Kot westchnął ciężko.
~ Tu była bezpieczna kryjówka ~ usłyszał John w głowie odpowiedź. ~ Dawno nie używana. Tam ~ zwierzę spojrzało w kierunku, z którego przyszli. ~ Było regenerujące źródło, ale jaskinia zawalona. Na pewno wejście do niej ~ Procyon najwyraźniej miał na myśli korytarz którego sami nie wybrali by przyjść w to miejsce.

- Zerknijmy na ten tunel w takim razie, może nam uda się coś z nim zdziałać, jeśli jest zawalony. Jeśli nie teraz, to później, ładunkami wybuchowymi. - - Rzucił John, któremu obce nie były materiały wybuchowe. - To źródło pomogłoby na twoje skrzydło? - Dodał po chwili.

Procyon pokiwał głową.
~ Nie mogę użyć magii, bo mnie znajdą. A magią mógłbym zrobić przejście ~

- Nie przejmuj się zbytnio magią, tam skąd pochodzimy, umiemy się przebijać przez skały bez magii i robienia magicznych przejść. Pokaż nam gdzie to jest, zobaczymy jak mocno osunęły się skały i co da się z tym zrobić. Pewnie nic od razu, ale może coś się uda później. - Powiedział John z uśmiechem, zastanawiając się, jak duży może być zawał.

***


Po krótkim wyjaśnieniu towarzyszom o co tak właściwie chodziło z ustaleń z kotem-telepatą, grupa zgodziła się, żeby sprawdzić drugi koniec tego kompleksu.
Najwięcej problemu sprawiał Bell, który choć wcześniej wykazywał się bardzo dobrym ułożeniem, tak teraz Jean-Pierre wyciągnął z plecaka sznurkową smycz i prowadził na niej wyżła, który ciągle skamlał i ślinił się do skrzydlatego sierściucha.

W tą stronę korytarz wydawał się być krótszy, bo znali już drogę i jedynie legioniści trzymali broń w pogotowiu. Szybko dotarli do miejsca, które prowadziło do ukrytego wejścia jakim dostali się do jaskini. W dalszej drodze zwolnili. Naprzód ruszył Wilczewski.

~ Nikogo nie ma poza nami ~ usłyszał w głowie John.

Powoli i ostrożnie dotarli do zawału, o którym wspominał Procyon. Przewężone przejście zasypane było sporymi kamieniami. Jean-Pierre podszedł do zawaliska i mu się przyjrzał.

- Wydaje się, że czuć ruch powietrza - stwierdził rudzielec.
- My nie mamy niczego wybuchowego, ale w bazie powinniśmy mieć speca od ładunków wybuchowych - wspomniał Wilczewski.

~ Magią mogę spróbować ~ przypomniał się skrzydlaty kot. ~ Ale wtedy źli znajdą ~

John przemyślał sobie to co usłyszał przed chwilą. - Jak czuć powietrze, to znaczy, że zawał nie jest az taki wielki, chyba. Speca, to mamy nawet tutaj, tylko ładunków mi brak. Trza by wracać do bazy, to miejsce doskonale się do dalszego zbadania, a jeśli faktycznie źródło ma właściwości regeneracyjne, to będzie bardziej niż cennym znaleziskiem. - Powiedział kryptozoolog pukając się po podbródku. ~ To dobrze, że tam nikogo nie ma, znaczy że nikt nie znalazł tego miejsca. Nie ma sensu robić tego magią, znamy sposoby usuwania skał bez jej pomocy, ale będziemy musieli wrócić po specjalne materiały. ~ Pomyślał do kota Saville, mając nadzieję, że ten wyłapie jego myśli.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline