Kraków, 1910 rok.
Sytuacja stała się nagle napięta. Purpurowy ze złości Niemiec nie potrafił już opanować emocji. Zaczął tracić przewagę psychologiczną nad hrabiną, jednak póki co, to ona była w jaskini lwa.
Skąd Pani to wie! - wykrzyczał. - To, to Beleidigung!
Antonina przez chwilę zadrżała. Nie sądziła, że dotąd zachowujący się jak dżentelmen gospodarz potrafi tak nagle zamienić się w bestię. Odruchowo odsunęła się od biurka.
Wówczas wszyscy usłyszeli, jak drzwi zostały otwarte z dużą werwą. Do pomieszczenia wtargnął mężczyzna z obandażowaną głową. Krew, która wydostawała się spod bandaża sprawiła, że wyglądał upiornie. Śmierdział potem, ręce mu drżały, a nogi cudem pozwalały utrzymać pozycję pionową. Ubranie, niezbyt dopasowane do gabarytów tego mężczyzny, nadawało nastrój upiornej groteski, w której dziwna postać wysuwała się na pierwszy plan. Monstrum opanowało cały pokój. Złość, która emanowała od niego, przerażała.
Witold zachwiał się i oparł o biurko. Ignorując hrabinę popatrzył dzikim wzrokiem w stronę Niemca.
Wolf, do cholery jasnej! Oddaj kobiecie dokumenty. - mówił sapiąc. - Współpracuje ze mną, głupcze. - cedził zaciskając zęby z bólu. - Natychmiast!
Zdezorientowani patrzyli w stronę bestii, która przypominało coś z najgorszego koszmaru. Piana, która toczyła się z ust zataczającego się mężczyzny, połączona z krwią spływającą z czoła brudziła nienaganną taflę mahoniowego blatu. Wydawało się, że za chwilę ów człowiek eksploduje i zaleje całe pomieszczenie posoką.
Wolfgang szybko wyciągnął kopertę i podał hrabinie.
Jeszcze reszta. Wszystko masz dać! - Witold czuł, że zaraz upadnie. Niemiec przez chwilę się zawahał, lecz rozsądek szybko wziął górę. Sięgnął do szuflady i oddał kilka stronic, na których ktoś coś nagryzmolił i opatrzył podpisami w kolorze brudnej czerwieni.
Idziemy teraz! - Barski wytoczył się z pomieszczenia. Nie potrafił utrzymać równowagi więc z pomocą przyszedł mu Edmund, który pierwszy odzyskał logiczność myślenia. |