Towarzysze zdawali się być całkiem zadowoleni z przekroczenia granic krasnoludzkiej domeny. Santiago niespecjalnie miał wcześniej doświadczenia z khazadami - ot wiedział, że to małe pokurcze i gbury, za to w piciu piwa i bitce nie mający równych. Zastanawiał się jednak, czy władza brodatego ludu zapewni im bezpieczeństwo i powstrzyma próby zabicia przez kolejnych fanatyków.
Czas pokaże.
Tymczasem trzeba było zarzucić na grzbiet ciepłą odzież, którą zapobiegliwie nabył w ostatnio mijanej ludzkiej osadzie. Pewnie konusy miały skórę grubą na palec i nie czuły przenikliwego zimna odbierającego ciepło z każdym podmuchem lodowatego wichru.