Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2019, 12:53   #39
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kit bada ślady


Pora była jeszcze wczesna, a kontener mieszkalny nie stanowił więzienia, dlatego też Kit nie zamierzał siedzieć i tracić czas na gadanie o niczym.
- Będę koło siłowni - powiedział do pozostałych. - A wy się rozejrzyjcie, może znajdziecie jakieś karty. Zabijemy później jakoś czas..
- Nie wiem ile tego czasu nam zostanie - zamarudził któryś, chyba Pearson, a może Dominic?
- Zawsze można będzie wybudować sobie domek z kart - odpowiedział Kit i poszedł nie czekając na odpowiedź.
Wkrótce dotarł na miejsce, bo siłownia była o rzut beretem od ich baraków. I mógł w spokoju zająć się swoim śledztwem.
Bosonogi "gość" kręcił się koło ściany w te i wewte, jakby sam nie wiedział, dokąd w gruncie rzeczy chce iść. Ale rzeczą jasną było, że - jeśli nie spadł z nieba - skądś musiał przyjść. I jeśli się nie rozpłynął w powietrzu (lub odleciał), to musiał dokądś sobie pójść. Teoretycznie biorąc - wystarczyło zrobić kilka kręgów wokół siłowni, by znaleźć ślady bosych stóp wiodące do (lub z) kontenera. Co chwila łapał i gubił trop krążąc pomiędzy budynkami, bowiem.. rzeczywistość jakoś nie chciała współpracować z logiką. Kit nie dostrzegł bowiem jakiegoś wzorca, który pozwoliłby ustalić skąd przybyli i dokąd poszli “dzicy” w łańcuchach. Jakby rzeczywiście się rozpłynęli w powietrzu.
W końcu ruszył w stronę ogrodzenia, z nadzieją, że tam znajdzie jakieś ślady.
Tam też natrafił na jakiś ślad… niestety wychodzący gdzieś w dal, poza uszkodzone w tym miejscu ogrodzenie. Pójście dalej to już by była samowolka. I ryzykanctwo. Zasięg ich komunikatorów z uwagi na zakłócenia był dość krótki. Jeśli Carson poszedłby dalej… w razie kłopotów byłby zdany tylko na siebie.
Kit nie był samotnym mścicielem ani żądnym krwi idiotą, więc poza obóz nie wychodził, chociaż - prawdopodobnie - ślady doprowadziłyby go do jednego ze sprawców rzezi. I do kłopotów,
Można się było domyślić, że ktoś rozwalił ogrodzenie i wszedł na teren obozu, a potem tą samą drogą go opuścił. Pytanie brzmiało - jakim cudem nikt go nie powstrzymał. Wszak było zasilanie...
Zapewne było tak, że gwardziści, nie spodziewając się zagrożenia (no bo czego mieliby się spodziewać) zostawili warty tylko przy bramie. O włączeniu wieżyczek nikt pewnie nie pomyślał, bo i po co... Na ewentualnego zbyt ciekawskiego niedźwiedzia wystarczyłoby ogrodzenie. A jeśli już, to pewnie były w trybie "krzycz, gdy coś zobaczysz", a banda wojaków z łańcuchami pojawiła się znikąd, w środku obozu. Teleportacja?
Mogło też być tak, że ów bosonogi osobnik pojawił się w już po napadzie, po rzezi... Zrobił dziurę w płocie, potem kolejną, w ścianie siłowni. Ale po co?
Można było zrobić jeszcze jedną rzecz...
Prawdopodobnie zasilanie padło wtedy, gdy do siłowni dostały się szczury. Czyli jakaś z kamer mogła nagrać tego samotnego intruza. A skoro centrum nadzoru działało, to można było sprawdzić, kto rozwalił siatkę i wałęsał się koło siłowni.

Ze Switch w centrum nadzoru

Louise znudzona niemiłosiernie siedziała osłonięta pancerzem wpatrując się w ekrany kamer. Na wejście Kit nawet nie zareagowała. Być może dlatego, że jedna z kamer pilnowała wejścia, którym wszedł.
- Nudy w tej telewizji - powiedział. - Dobrze, że za abonament nie trzeba płacić... Możesz mi coś znaleźć wśród powtórek? - spytał, spoglądając na ekrany.
- Nie masz co robić? - westchnęła smętnie Switch. - Co dokładnie?
Zamiast się ucieszyć z towarzystwa... - zażartował Kit. - Interesuje mnie ta okolica. - Wskazał na ekran, na którym widoczna była siłownia. - Mam nadzieję, że znajdziemy tego, który zrobił dziurę w ścianie siłowni.
- Ok. - Switch puściła mu ostatnie pięć godzin, nagrane nim kamera została wyłączona. Nawet na szybkim podglądzie, była to nużąca czynność. Przez większość czasu nic się nie działo. Czasem przemknął szkielet lista, a potem wilka, a potem… wszystko się urwało.
- Kiepsko... Pozwolisz? Nie będę cię zanudzać tymi beznadziejnymi obrazkami i sam sobie obejrzę to, co działo się wcześniej - powiedział.
Ustawił licznik na 16:39, a potem, w przyspieszonym tempie, zaczął cofać podgląd.
Znudzona Switch niespecjalnie mu w tym przeszkadzała obserwując to co się działo na ekranach bez entuzjazmu na twarzy.
Monotonię przeglądania, przerwała radosna wymiana zdań pomiędzy Louise, a Ash.
- Kawa, ciasteczka... - Kit pokręcił głową. - Całkiem jak w bazie.
W odpowiedzi Louise coś tam sarknęła pod nosem i dodała:
- Ciasteczka nie dla ciebie. Sam sobie załatw.
- Nie wpraszam się w gości - odparł.
- To dobrze - podsumowała Meyes.
- Zadziwiająca zgodność poglądów - rzucił obojętnie Kit.
Niecałe dziesięć minut potem drzwi stróżówki się otworzyły i w ich stanęła Ash z kawą i ciasteczkami. Zaraz za nią stał Hamato z małym ekspresem, nie wchodząc do środka z powodu ciasnoty.
- Hej przynieśliśmy wyposażenie.
-Ratujesz mi życie, moja droga. Zaraz skonam z nudy. Ileż można oglądać zbieranie trupów przez van Erp i jej niewesołą gromadkę.- rzekła z uśmiechem Louise.
- Ja tylko przynieść ci zaplecze i idę spać. Mam przedostatni dyżur i chce się wyspać. A ty widzę masz już towarzystwo. - Powiedziała podając najpierw ciastka i kawę a potem biorąc od Hamato ekspres i przekazują rezydentom pomieszczenia.
-Taaa.. ogląda sobie powtórki - skomentowała Meyes.- Cóż… Każdy ma jakieś hobby.
- Lepsze to, niż zbieranie trupów - odparł Kit - chociaż przyznaję, niewiele tu się dzieje.
- No cóż nie od dziś wiadomo, że Lili ma dosyć wyraziste poglądy na temat poległych. - Przypomniała im Ashley, przypominając sobie jednocześnie o nieśmiertelniku Paula w jej rzeczach. - I też żałuję że nie mamy jak zorganizować im lepszego końca.
- Nawet jeślibyśmy ich zakopali, to pewnie się wygrzebią jak tym świcie żywych trupów.- stwierdziła spokojnie Switch.-Spalenie ma więc sens.
- Większy niż zakopanie - zgodził się Kit.
-Myślałam bardziej o zwrócenie ciał rodziną... dobra nie zajmie wam więcej czasu, miłej nocy i spokojnej warty. - Ashley pożegnała się z dwójką w pomieszczeniu a potem z Hamato i udała się do żeńskiego baraku.
- Spokojnych snów - rzucił za nimi Kit.
- Otulę cię kołderką jak wrócę.- odparła żartobliwie Switch. - No chyba, że ktoś mnie uprzedzi.

Po godzinie...

- Już zmiana? - Kit spojrzał na JR. - Chciałem zobaczyć, kto się włamał do siłowni, ale ta maszynka jest bardzo powolna. - Wskazał na ekran, na którym, chwilowo, nic się nie działo - prócz licznika, pokazującego cofające się minuty.
- Mogę dokończyć - Stwierdziła Jean, spoglądając na monitory.
- Wdzięczny będę - Kit skinąl głową. - Dwight, zmiana - powiedział, opuszczając centrum nadzoru i ruszając w stronę, gdzie ostatnio widziany był "BFG".
I po chwili ich czas warty się zaczął… i czas nudy. Nic się nie działo, ani na patrolu Kita, ani na monitorach przed oczami pani sierżant. W końcu Giles i Ważniak przyszli ich zastąpić. I Christopher z Jean udali się na zasłużony sen. Oczywiście każde do własnego łóżka.
By nie naruszać odpowiedniego paragrafu...
 
Kerm jest offline