Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2019, 15:09   #41
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Przyszedł czas pilnowania przez Ash przy monitorach. Lekarka siedziała więc przed monitorami i z nudów obserwowała jak Hamato się włóczy po obozie. Teoretycznie mogła mu zasugerować, gdzie ma ruszyć tyłek. Bo mogła coś przecież zauważyć przez kamery .
- Hej, u ciebie też jest ta przytłaczająca cisza nocy? - Ashley zagaiła rozmowę popijając łyk kawy, o dziwo wystarczyło i dla niej...kawy bo na pewno nie ciastek.
-Cicho i spokojnie.-stwierdził Hamato spokojnie rozglądając się podczas patrolu.
- Rozumiem, że wolisz pomilczeć. - Ashley znała już Azjatę na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że zdawkowe odpowiedzi są oznaką skupienia i woli żeby mu nie przeszkadzać.
-Tak.- odpowiedział lakonicznie Hamato.
- Szkoda chciałam zapytać czy widziałeś ostatnio jakieś dobre filmy do polecenia. Dam znać kiedy coś zauważę. Bez odbioru. - Trochę chciała sprowokować, nawet jeśli wiedziała że Hamato nie daje się łatwo podejść. Choć zanim skończyła zdanie o filmy była już pewna, że będzie to cicha warta i nie ma co się narzucać z potrzebą rozmowy.
Nagle coś zwróciło uwagę Ashley. Błyski w kontenerze dowódcy, tam gdzie Wolvie przebywał. Jak od wystrzału z broni palnej.
-Hej widzę zamieszanie u Wolviego. Błyski jak przy wystrzałach. - Powiedziała Hansen w eterze, wiedząc, że Hamato ruszy tam to sprawdzić. Uruchomiła alarm i napięła się jak struna. Strażnik powinien reagować reszta też, ona musiała zostać i ostrzec przed ewentualnym kolejnym niebezpieczeństwem.
Na ekranach Ash widziała biegnącego Kurishimę i w końcu wypadających z baraków Doomguys. Kit i Lili pędzili już na pozycję Hamato… sam Azjata dopadł już kontenera dowódcy i pięścią próbował rozwalić je, by wejść. Niestety były z metalu i zamiast pękać odkształcały się.

- Co jest...? - Wyrwany ze snu Kit zaczął się pospiesznie ubierać, nie wnikając w powód alarmu.
- Cholera… po co żeśmy rozstawiali te wieżyczki, skoro nie zadziałały.- jęknął Guerra, podczas, gdy Pearson i Bear już zaczęli się ubierać. BFG dopiero się budził, a Giles wstawał z trudem.
- Sukinsyny, które pojawiają się z powietrza - stwierdził Kit. - Wstawać, zanim nam wlezą na chatę!
- Taaa..- Guerra wstał i ubierając się spytał Gilesa.-Ile czasu zajmie im uszkodzenie generatorów? Tak jak poprzednio.
- Z piętnaście minut. Trochę przy tym roboty.- ocenił Russell.
- Ktoś będzie się musiał udać tam.- stwierdził Guerra.-BFG?
- Może Bear? - spytał Kit. - Najlepiej da sobie radę. - Skończył się ubierać i z bronią w ręku wypadł z kontenera.
-Heavy…- odparł Guerra krótko. To było dobre wyjaśnienie. Heavy nie biegają, ciężar pancerza nie pozwala na to. Nawet przy włączonym zasilaniu mają z tym problemy.

-Poruczniku Jones? - Odezwała się Lili. - Hatamato, sprawdź co tam się dzieje. Poruczniku? Ruszać się![
- Już tam idę.- odparł mężczyzna, zaś reszta drużyny się budziła i zaczynała pospiesznie się ubierać.
-Jones?! - Sapiąc do komunikatora Lili biegła do kwatery szefa. - Russell, bierz Dwighta i zabezpieczcie generatory! J.R. przejmujesz dowodzenie!
- Tak jest.- rzekł w odpowiedzi Giles.
- Rozproszyć się, ale pozostawać w zasięgu wzroku! Oczy i uszy na baczności! Obserwować cały teren wokół! - J.R. wydawała pospieszne polecenia - Nikt nigdzie solo nie idzie!
-Tak jest…- rozległ się chórek i pospieszne dobieranie w pary. *

Gdy Lili i Kit dotarli na miejsce, mając za plecami kolejnych nadbiegających Doomguys, zobaczyli jak Hatamo udało się nieco rozszczelnić drzwi. Te jednak same się otworzyły. Wypadła z nich na ziemię głowa oddzielona od ciała. Czerwona od krwi i nie tylko. Skórę też miała czerwoną. I rogi.
-Skurczybyk sam się o to prosił.- stwierdził nieco zmęczonym głosem Jones półnagi od pasa w górę. Tors znaczyło kilka głębokich ran, które zapewne skończą się kolejnymi szramami na jego klatce piersiowej. W lewej dłoni trzymał dymiącego obrzyna, w prawej szablę kawaleryjską pokrytą krwią. Nic dziwnego, że krążyły na temat jego wyczynów.

- Nawiedzony dom - powiedział Kit. - No, szefie, masz gości z klasą. - Pokiwał z uznaniem głową. - Zabierzemy to... coś... ze sobą?
- Chyba z rogami. - Dodała Elizabeth przyglądając się głowie, a następnie przeniosła wzrok na Jonesa i uśmiechnęła się lekko - To co? Teraz będziemy razem spali?.
- Może na chwilę zastąpię Ash? - zaproponował Kit. - Ona by się tu przydała
- Tak... wszystko jedno…- odparł Jones i osunął się na ziemię tracąc przytomność. Zapewne z powodu upływu krwi z ran.
- Najpierw piorun, teraz to... - powiedział Kit, po czym, traktując ostatnie słowa porucznika jako zgodę, ruszył w stronę kontenera nadzoru.
Ash, szykuj się! - powiedział. Był pewien, że medyczka wszystko widziała i więcej wyjaśnień nie trzeba było udzielać.

Ash bardzo chciała ruszyć już w tej chwili na pomoc ale najpierw upewniła się na monitorach, że nic innego nie dzieje się na terenie bazy. Brakowało tylko żeby atak na Wolviego był dywersją i wróg zaszedł by ich niespodziewanie z innej strony.
Ruszyła się dopiero wtedy, gdy Kit stanął w drzwiach.
- Zmiana - powiedział.
- Lecę. - Skomentowała i praktycznie wybiegła z pomieszczenia kierując się do kontenera dowódcy.
Kit natomiast usiadł na jej miejscu i skupił się na monitorach.

Hansen doleciała do reszty niczym odrzutowiec i od razu zajęła się badaniem i opatrywaniem porucznika. Po zatamowaniu największych ‘dziur’ odwróciła się do reszty.
- Handsome, Hamato przenieście mi go do lazaretu. - Rozkazała żołnierzom i sama ruszyła trochę z przodu żeby przygotować stół zatrzymując się koło Lili. - Pewnie jak się obudzi będzie chciał żeby to coś…- Pokazała na głowę humanoida którego załatwił porucznik. - ..też dać na sekcje. Jak mogę na chwile zatrzymać Kurishimę i Guerre to mi to przyniosą od razu. Chyba że ich potrzebujesz to zdecyduj kto i kiedy mi to doniesie. - Hansen miała już priorytet A i nie były to zwłoki. Chociaż wolała już załatwić wszystko ciągiem korzystając że pewnie i tak nikt już nie wstanie, to była gotowa dostosować się pod decyzje Lili.
- Nie. - Odpowiedziała jej szybko van Erp. - To znaczy niech to zrobią. A ty daj mi jak najszybciej znać co z porucznikiem. Czy będzie gotowy na zaplanowany wyjazd, czy musimy tu dłużej zostać?
- Zrobię tak żeby był. - Zapewnienie było szybkie, przekaz prosty. Chyba wszyscy wiedzieli, że jeśli Hansen zarządziłaby dłuższy postój Wolvie po przebudzeniu zrobiłby im najpierw tyradę że nic mu nie jest a potem by się zaczął czołgać do celu.
- Jeśli trzeba, to zostaniemy.- Lili popatrzyła lekarce prosto w oczy. Ona z kolei nie za bardzo przejęłaby się sarkaniem porucznika i kazałaby mu dostosować się do zaleceń specjalisty, w tym wypadku lekarza.
- Russell, co z generatorem? Zadbajcie, żeby Ash miała prąd.- Lili zwróciła się do mechanika.
- Przy generatorach nikogo nie ma. Działają sprawnie.- odparł Giles. -Widzę Beara jak do mnie człapie ze swoją maszynką do szycia. Będzie tam za kilka minut.
J.R. sprawdziła obecny czas. Była trzecia w nocy… skoro mały kryzys był zażegnany, a dowódca żył, czy opłacało się jeszcze kłaść spać? I przede wszystkim, czy wypadało? Jakąkolwiek podejmą decyzję, wory pod oczami i tak gwarantowane…
- Lili, luzujemy, czy pozostajemy w gotowości do rana? - Spytała drugą sierżant przez komunikator.
- Pozostajemy w gotowości. - Odpowiedziała jej van Erp. - Cholera wie kto lub co było powodem ataku.
- Generator obstawiony, Ambulatorium obstawione, warty wznawiamy, reszta do baraków, ale nie spać. Zgłaszać się tu po kolei, czy wszyscy są, i zameldować gdzie jest Marge, to wszystko - Jean rzuciła w eter.
- Przyjdź do mnie. - Odezwała się Lili.
- Cały i zdrowy, Cały i zdrowy. Cała i zdrowa.- padały kolejne zapewnienia.
- Cała i zdrowa. Marge jest ze mną. Idziemy do ambulatorium, pomóc i pilnować Ash.- zgłosiła Louise.
- Podwijam kiecę i lecę - J.R. odezwała się do Lili dziwacznym tonem.
- Nie mogę się doczekać.- Powiedziała van Erp raczej bez entuzjazmu.

W ambulatorium


Wolvie trafił na stół operacyjny i Ash… mogła się wykazać. Miała pod ręką od groma sprzętu i leków. I dość wiedzy, by nie dać zemrzeć szefowi ich oddziału… Rany choć wyglądały paskudnie, to chyba nie naruszyły organów porucznika. Za to stracił wiele krwi, więc transfuzja była priorytetem.
Hansen szybko przeszła do działania, podłączyła Wolviego do kroplówki z płynem filologicznym i drugim z krwią. Następnie zatamowała dokładnie wszystkie miejsca krwawienia i pozszywała rany. W międzyczasie dołożyła porucznikowi kolejną jednostkę krwi i już na spokojnie nałożyła opatrunki na odpowiednie miejsca. Jak skończyła kazała sobie pomóc z przeniesieniem go na łóżko w ambulatorium, były wygodniejsze a ona potrzebowała salki operacyjnej do sekcji.
Przebywający tam żołnierze i Marge nie mieli z tym problemu. Ostrożnie przenieśli nieprzytomnego mężczyznę na nowe miejsce.
-Wyjdzie z tego?- spytała Switch.
-[i]Nic mu nie będzie. Pewnie będzie marudził jak się obudzi, ale będzie ok. [i] - Powiedziała Ashley uspokajająco. Podłączyła mężczyznę do aparatury pomiarowej i nastawiła sobie timer na moment kiedy powinna zmienić kroplówkę. Przygasiła światło w tej cześci i zostawiła męzczyznę by odpowczywał.
- No dobra, dajcie mi kwadrans muszę sprzątnąć i napromieniać salkę na sekcję tego drugiego ...czegoś. Potem właściwie wystarczy mi jedna osoba do pomocy.- Wyjaśniła Hansen i ruszyła do sali by ją posprzątać. Sprzątanie było szybkie, napromieniowania zabijającego mikroorganizmy nie mogła przyspieszyć. W tym czasie chłopaki przytargali jej truchło. Zostało jej jeszcze sporo minut więc zwróciła się do Hamato. - Mamy sporą chwilę, chcę ci zmienić opatrunek na ręce skoro i tak czekam na salę. -
Gdy zwłoki.. demona (bo jak inaczej można było nazwać kreaturę z kopytami w miejsce stóp, czerwona skórą, pazurzastymi łapami pokrytymi łuską i dużym ogonem wyrastającym z zadka) trafiły na stół pierwsze co przyciągnęło uwagę Ash to smród i wyraźnie ślady procesów gnilnych. Głowa i całe ciało zaczęło się pospiesznie rozkładać w nienaturalnie szybkim tempie.
Ash włączyła dyktafon i zaczęła drugą sekcję tego dnia. Nagrywała uwagi robiła zdjęcia, pobierała próbki i oczywiście skan czaszki, by sprawdzić narośl kształtującą się w rogi, która okazała się kostnym odrostem czaszki, a nie rogową wersją (jak u ssaków). Zrobiła przerwę, by zmienić Wolviemu kroplówki i dać kolejną jednostkę krwi. I znowu do krojenia zwłok, była tak skupiona na zadaniu że praktycznie ignorowała to co się działo dookoła.
Wkrótce doszła do pierwszych wniosków. Stan szefa był stabilny i jego życie nie było zagrożone. Możliwe też że wkrótce odzyska przytomność, ale… i to było duże ALE.
Ale niestety w obecnym stanie nie mógł się pakować do swojego pancerza i dowodzić oddziałem. Potrzebował wypoczynku i spokoju. Można go było przewieźć do bazy. Na to się nadawał. Właściwie lepiej byłoby go przewieźć, bo nie wiadomo kiedy wyskoczy kolejny rogacz chętny do zabicia kogoś. Tyle że oddział potrzebował dowództwa. Z racji starszeństwa przypadało ono JR., ale ostatnio Wolvie powierzył dowodzenie van Erp… i nie cofnął tego rozkazu. Jak więc i komu zakomunikować, że dowodzi?
- Lili, Wolvie stabilny, ale nie nadaje się do działania. Można go przewieźć ale tylko to. - Ash odezwała się do van Erp.
- Przygotuj go do transportu. Wracamy.- Odpowiedziała po chwili namysłu sierżant. - Ile czasu potrzebujesz?
- Dwadzieścia minut jeśli może być nieprzytomny, trzydzieści jeśli mam go wybudzać na siłę.
- Co zalecasz?- Elizabeth zadała kolejne pytanie.
Odpowiedź na to pytanie było trudne, bo wiele było za i przeciw. Zostawienie go śpiącego kupi im tylko dziesięć minut z drugiej strony wybudzenie go będzie niepotrzebnym stresem dla organizmu. - Lepiej by było by gdyby wybudził się sam nawet jeśli będzie to w drodze. - Przyznała w końcu Ash.
- To tak zrobimy. - W eterze dało się słyszeć również ciche westchnięcie. Lili wcale nie podobało się, że Jones jest i będzie nieprzytomny. Nie chodziło wcale o to, że nie ufała Ashley, wręcz przeciwnie. Ufała jej w pełni. Ale bez Jonesa i jego doświadczenia mogło nie być tak różowo.
- Opuszczamy obóz zgodnie z planem. Kto może niech odpocznie. - Kolejne rozkazy van Erp wydała już pewniejszym głosem.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 24-03-2019 o 17:37.
Obca jest offline