Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2019, 17:28   #42
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Po dwóch minutach jedna sierżant zjawiła się przy drugiej…

- Co tam? - McAllister zagadnęła van Erp.

- Idziemy zobaczyć co tam się stało. - Lili wskazała na kwaterę szefa. - Jeśli Jones się nie wybudzi, to wracamy. Co mamy do dyspozycji?

- Pytasz o pojazdy? Najlepszym rozwiązaniem byłaby ciężarówka dla starego i lekarki, a reszta do hummerów z ckm-ami… - Jean zamieniła minigun na “pompkę” gdy wchodziły do kontenera. Lili przygotowała swojego Onyxa.

W środku była rozlana krew na podłodze… i ślady jatki. Cały pokój generała świadczył o śladach walki. Na podłodze był też jakby wypalony krąg. Nie wiadomo skąd i nie wiadomo czemu. Osmalone były też gdzieniegdzie ściany. Oraz ślady po wystrzałach. Walka musiała być zacięta. Zbroja Jonesa stała w kącie, porucznik nie zdążył jej założyć.

Światła były uszkodzone, biurko przewrócone. Niemniej kontener generała nie składał się tylko z gabinetu… i oczywiście były jeszcze bezgłowe zwłoki “demona” na ziemi. I jego zakrzywiona szabla o szerokim ostrzu.

- Widziałaś hummera przed obozem. - To nie było pytanie.

Lili powoli podeszła do dziwnego kręgu na podłodze. - Gdybym wierzyła w magię powiedziałabym, że to portal.

- Ani do czołgów, ani wozów bojowych się w pancerzach nie zmieścimy. Ciężarówki to jeszcze gorsza opcja niż Hummery… nie mamy wyboru? - J.R. spojrzała na malunki na podłodze, po czym buciorem przetarła po obwodzie “portalu” a następnie… na niego splunęła.

- Chyba nie - odpowiedziała jej Lili obojętnym tonem. - To jak rozlokujemy ludzi?

- Jones i Ash na pace ciężarówki, może Bear do ochrony, jako kierowca… nie wiem - J.R. uśmiechnęła się przelotnie. - Graty z bazy rozdzielić między hummery, a do każdego z nich tak po 3-4 ludzi? Kierowca, jego osłona, obsługa ckmu, ma to ręce i nogi? - Spojrzała na van Erp, która pokiwała głową na znak że się zgadza z rozmówczynią.

- A jeżeli po drodze natkniemy się na kogoś? Na zaginionych żołnierzy. - Lili zaczęła głośno zastanawiać. - Ash pojedzie ciężarówką. Carson,Giles i Pearson hummerami. Z Ash pojedzie jeszcze Marge i Bear, jak mówiłaś. Meyes, Kurishima z Gilesem.

Z Carsonem ja i Hauser. Ty, Colier i Guerra pojedziecie z Pearsonem.


- Ten… ja mam własny pojazd - J.R. wyszczerzyła zęby - Podiwaniam niezły motor...

- Motor?- Lili popatrzyła nieco zdziwiona.

- Zajebisty, trzykołowy Harley, pewnie i od samego Generała - Jean wciąż susząc ząbki do van Erp, poruszyła wymownie brwiami.

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - Elizabeth zapytała bardzo neutralnie. - Zwłaszcza teraz gdy Jones jest nieprzytomny?

- A w czym to by niby przeszkadzało? - Zdziwiła się Mcallister.

- Dodatkowy pojazd oznacza dodatkowe paliwo. Nie wspominając już o tym, że z motoru nie możesz być takim wsparciem jak z hummera. Mam wyliczać dalej?

- Paliwa mamy tu wystarczająco, i nie jedziemy na następne 1000 klików, spokojnie. A tak ogólnie… no weź mi nie psuj zabawy co?

- Wiesz, że po powrocie i tak będziesz musiała oddać ten motor?- Lili przez chwilę wpatrywała się rozmówczynię. - A jeśli komuś się coś stanie, bo ty chcesz się zabawić, to osobiście cię uduszę.

- Może się nim gdzieś pod drodze rozwalę, to będziesz miała spokój - J.R. podrapała się… środkowym palcem po policzku, w stronę Lili, po czym roześmiała…

- Wzajemnie J.R., wzajemnie. - van Erp odpowiedziała jej również uśmiechając się, ale krzywo i z dezaprobatą.

Wcześniej

Lili zrobiła małą inspekcję po obozie. Trzymając się z dala od kamer przyglądała się partrolującym obóz. Po czym udała się pod meski barak. Tam chwilę postała, żeby posłuchała czy wszyscy śpią. A przez okno dostrzegła Hamato medytującego siedząc w milczeniu w kucki na swoim łóżku. Nic niezwykłego ani interesującego.
Wracając od chłopaków. Lili zauważyła, że ktoś przykucnął z boku damskiego baraku. Była to Louise w podkoszulku i spodenkach. Trzymała się cienia, opierając plecami o barak i mając coś w ręku. Kucała wpatrując się w ów przedmiot… był to smartfon. Co prawda brakowało im zasięgu, ale metyska miała chyba w jego pamięci jakiś filmik.
Sądząc po wypiekach na jej twarzy, raczej dla dorosłych. Oglądała z wyraźną ciekawością.
Lili przyglądała się w milczeniu temu co robi Meyes, by po chwili zakraść się z jej prawej.
- BUUU!!!- Wydała z siebie zduszony, ale jednak dość głośny odgłos chwytając jednocześnie kobietę za ramię. Była przy tym gotowa na odparcie ewentualnego ataku jaki mógł nastąpić ze strony Metyski, którą chciała wystraszyć.
I nie przeliczyła się… kucająca latynoska pochwyciła leżący na ziemi pistolet maszynowy i odskakując wycelowała w pierś Lili.
-Madre Dios! Mogłam panią zabić.- syknęła gniewnie orientując się, kto jest przed nią.
- Miałaś spać chyba?- Powiedziała Lili chichocząc i odsuwając lufę broni.
- Miałyśmy spać obie… chyba obie lubimy być niegrzeczne. Choć takich żartów spodziewałabym się po Ash.- odparła Louise przeczesując irokeza.-Zaczynam mieć wrażenie, że jest pani gotowa na nowe przygody.
- Wojsko to przygoda dziecino. - van Erp wydyszała jakiś zasłyszany slogan.
- Nie o takich przygodach mówię.- uśmiechnęła się zadziornie Louise podchodząc bliżej.-Nie można być wiecznie samotną wdową, zwłaszcza gdy jest się ładną wdową. Żałoba kiedyś się kończy…
Lili przez chwilę wpatrywałą się w milczeniu w Louise i tylko drobne skurcze mięśni wokół oczy psuły jej kamienną maskę, którą usiłowała w tej chwili przybrać.
- Kiedyś…- Powiedziała w końcu przez zaciśnięte zęby.
Meyes splotła ręce pod swoim biustem przyglądając się w zaciekawieniu pani sierżant. Jej piersi uniosły się lekko przez to.
- Jesteś dla mnie zagadką. Mam wrażenie, że widzę dziką klacz uwiązaną do palika. Z jednej strony aż rwącą się do brykania, z drugiej… coś cię trzyma.- zamyśliła się i rzekła wesoło.-A i bym zapomniała… jestem coś ci winna za wybryk pod prysznicem. Pomacałam ci tyłeczek, więc… w zasadzie pozwalam ci pomacać mój w ramach rekompensaty. Oczywiście, jeśli chcesz. Może tylko męskie zadki ci się podobają, więc mój odpada z tej konkurencji.
- Idź spać Louise, bo zaczynasz przeginać.- Powiedziała dość sztywno Elizabeth.
- Dobra, dobra.- wzruszyła ramionami Latynoska ruszając do kontenera. -Propozycja nadal zostaje otwarta. To tak marginesie.- rzuciła przez ramię, wracając do kontenera, mimowolnie kręcąc pupą. -Dobranoc Lili.
- Rozumiem, że taktykę wyciągania mnie z wdowieństwa omawiasz z Christopherem. - Powiedziała van Erp odprowadzając Latynoskę wzorem do drzwi.
- Co?!- Louise zatrzymała się i odwróciła nagle spoglądając na Lili, zaskoczona i oburzona.
- Powtarzasz jego słowa. Zadziwiająco dokładnie.- Sierżant mówiła spokojnym tonem. Spokoju jednak tego nie było w samej Latynosce. Podeszła energicznym krokiem do van Erp. -Nic wspólnego ze sobą nie mamy… Nie wiem do czego dąży Kit i nie obchodzi mnie to.
Naparła biustem na piersi Lili, naparła całym drobnym ciałem na nią.
-Jesteś ładniutka, masz temperamencik i nie jesteś taka nieśmiała jak… chociażby Marge.- spoglądając w oczy Lili dodała gniewnie.-Moje intencje są bardzo bardzo samolubne. Spróbować słodkości… a ty jesteś smakołykiem. Oczywiście szanse są na to bardzo małe… ale czemu nie wykorzystywać nadarzających się okazji? Nie unikam zabawy jak trafi się szansa.
- I wolę mężczyzn.- Lili odwzajemniła spojrzenie, a jej ton nadal był spokojny.
- Będziesz miała okazję to udowodnić.- Loiuse odparła uśmiechając się szeroko. -W końcu mamy zaplanowany wspólny wypad do baru, nieprawdaż ? Wyciągnę wtedy z szafy najlepszą kieckę, oczekuję od ciebie równie potężnej broni.
- Ja nic nie muszę udowadniać. - Elizabeth chwyciła ręką łańcuszek na szyi i lekko pociągnęła, nie tyle by to co na nim wisiało ukazało się oczom rozmówczyni. - Mamy zaplanowany wypad, prawda. - Przytaknęła nadal trzymając rękę na łańcuszku.
- Tak.-skinęła głową Latynoska i mruknęła zerkając na biust Lili, akurat na wysokości podbródka Switch.- A ja… nic nie każę ci udowadniać. Po prostu rzuciłam ci wyzwanie… że spróbuję udowodnić, że może ci się spodobać kobieta. I może się mylę…- spojrzała w górę dodając zadziornie.-A może nie.
- Idź spać, bo rano masz być wypoczęta. - van Erp ruchem głowy wskazałą na barak.
- I tak nie będę… jakiś duszek przerwał mi mój relaks.- odparła Lili wystawiając język i zawróciła w miejscu.
Van Erp poczekała aż Meyes zniknie w baraku. Zrobiła jeszcze jedną rundkę by sprawdzić jak sobie radzą ludzie na warcie i wróciła do łóżka.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 24-03-2019 o 22:33.
Efcia jest offline