Po dwóch minutach jedna sierżant zjawiła się przy drugiej…
-
Co tam? - McAllister zagadnęła van Erp.
-
Idziemy zobaczyć co tam się stało. - Lili wskazała na kwaterę szefa. -
Jeśli Jones się nie wybudzi, to wracamy. Co mamy do dyspozycji?
-
Pytasz o pojazdy? Najlepszym rozwiązaniem byłaby ciężarówka dla starego i lekarki, a reszta do hummerów z ckm-ami… - Jean zamieniła minigun na “pompkę” gdy wchodziły do kontenera. Lili przygotowała swojego Onyxa.
W środku była rozlana krew na podłodze… i ślady jatki. Cały pokój generała świadczył o śladach walki. Na podłodze był też jakby wypalony krąg. Nie wiadomo skąd i nie wiadomo czemu. Osmalone były też gdzieniegdzie ściany. Oraz ślady po wystrzałach. Walka musiała być zacięta. Zbroja Jonesa stała w kącie, porucznik nie zdążył jej założyć.
Światła były uszkodzone, biurko przewrócone. Niemniej kontener generała nie składał się tylko z gabinetu… i oczywiście były jeszcze bezgłowe zwłoki “demona” na ziemi. I jego zakrzywiona szabla o szerokim ostrzu.
-
Widziałaś hummera przed obozem. - To nie było pytanie.
Lili powoli podeszła do dziwnego kręgu na podłodze. -
Gdybym wierzyła w magię powiedziałabym, że to portal.
-
Ani do czołgów, ani wozów bojowych się w pancerzach nie zmieścimy. Ciężarówki to jeszcze gorsza opcja niż Hummery… nie mamy wyboru? - J.R. spojrzała na malunki na podłodze, po czym buciorem przetarła po obwodzie “portalu” a następnie… na niego splunęła.
-
Chyba nie - odpowiedziała jej Lili obojętnym tonem. -
To jak rozlokujemy ludzi?
-
Jones i Ash na pace ciężarówki, może Bear do ochrony, jako kierowca… nie wiem - J.R. uśmiechnęła się przelotnie. -
Graty z bazy rozdzielić między hummery, a do każdego z nich tak po 3-4 ludzi? Kierowca, jego osłona, obsługa ckmu, ma to ręce i nogi? - Spojrzała na van Erp, która pokiwała głową na znak że się zgadza z rozmówczynią.
-
A jeżeli po drodze natkniemy się na kogoś? Na zaginionych żołnierzy. - Lili zaczęła głośno zastanawiać. -
Ash pojedzie ciężarówką. Carson,Giles i Pearson hummerami. Z Ash pojedzie jeszcze Marge i Bear, jak mówiłaś. Meyes, Kurishima z Gilesem.
Z Carsonem ja i Hauser. Ty, Colier i Guerra pojedziecie z Pearsonem.
-
Ten… ja mam własny pojazd - J.R. wyszczerzyła zęby -
Podiwaniam niezły motor...
-
Motor?- Lili popatrzyła nieco zdziwiona.
-
Zajebisty, trzykołowy Harley, pewnie i od samego Generała - Jean wciąż susząc ząbki do van Erp, poruszyła wymownie brwiami.
-
Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - Elizabeth zapytała bardzo neutralnie. -
Zwłaszcza teraz gdy Jones jest nieprzytomny?
-
A w czym to by niby przeszkadzało? - Zdziwiła się Mcallister.
-
Dodatkowy pojazd oznacza dodatkowe paliwo. Nie wspominając już o tym, że z motoru nie możesz być takim wsparciem jak z hummera. Mam wyliczać dalej?
-
Paliwa mamy tu wystarczająco, i nie jedziemy na następne 1000 klików, spokojnie. A tak ogólnie… no weź mi nie psuj zabawy co?
-
Wiesz, że po powrocie i tak będziesz musiała oddać ten motor?- Lili przez chwilę wpatrywała się rozmówczynię. -
A jeśli komuś się coś stanie, bo ty chcesz się zabawić, to osobiście cię uduszę.
-
Może się nim gdzieś pod drodze rozwalę, to będziesz miała spokój - J.R. podrapała się… środkowym palcem po policzku, w stronę Lili, po czym roześmiała…
-
Wzajemnie J.R., wzajemnie. - van Erp odpowiedziała jej również uśmiechając się, ale krzywo i z dezaprobatą.
Wcześniej
Lili zrobiła małą inspekcję po obozie. Trzymając się z dala od kamer przyglądała się partrolującym obóz. Po czym udała się pod meski barak. Tam chwilę postała, żeby posłuchała czy wszyscy śpią. A przez okno dostrzegła Hamato medytującego siedząc w milczeniu w kucki na swoim łóżku. Nic niezwykłego ani interesującego.
Wracając od chłopaków. Lili zauważyła, że ktoś przykucnął z boku damskiego baraku. Była to Louise w podkoszulku i spodenkach. Trzymała się cienia, opierając plecami o barak i mając coś w ręku. Kucała wpatrując się w ów przedmiot… był to smartfon. Co prawda brakowało im zasięgu, ale metyska miała chyba w jego pamięci jakiś filmik.
Sądząc po wypiekach na jej twarzy, raczej dla dorosłych. Oglądała z wyraźną ciekawością.
Lili przyglądała się w milczeniu temu co robi Meyes, by po chwili zakraść się z jej prawej.
-
BUUU!!!- Wydała z siebie zduszony, ale jednak dość głośny odgłos chwytając jednocześnie kobietę za ramię. Była przy tym gotowa na odparcie ewentualnego ataku jaki mógł nastąpić ze strony Metyski, którą chciała wystraszyć.
I nie przeliczyła się… kucająca latynoska pochwyciła leżący na ziemi pistolet maszynowy i odskakując wycelowała w pierś Lili.
-Madre Dios! Mogłam panią zabić.- syknęła gniewnie orientując się, kto jest przed nią.
-
Miałaś spać chyba?- Powiedziała Lili chichocząc i odsuwając lufę broni.
- Miałyśmy spać obie… chyba obie lubimy być niegrzeczne. Choć takich żartów spodziewałabym się po Ash.- odparła Louise przeczesując irokeza.-
Zaczynam mieć wrażenie, że jest pani gotowa na nowe przygody.
-
Wojsko to przygoda dziecino. - van Erp wydyszała jakiś zasłyszany slogan.
- Nie o takich przygodach mówię.- uśmiechnęła się zadziornie Louise podchodząc bliżej.-
Nie można być wiecznie samotną wdową, zwłaszcza gdy jest się ładną wdową. Żałoba kiedyś się kończy…
Lili przez chwilę wpatrywałą się w milczeniu w Louise i tylko drobne skurcze mięśni wokół oczy psuły jej kamienną maskę, którą usiłowała w tej chwili przybrać.
-
Kiedyś…- Powiedziała w końcu przez zaciśnięte zęby.
Meyes splotła ręce pod swoim biustem przyglądając się w zaciekawieniu pani sierżant. Jej piersi uniosły się lekko przez to.
- Jesteś dla mnie zagadką. Mam wrażenie, że widzę dziką klacz uwiązaną do palika. Z jednej strony aż rwącą się do brykania, z drugiej… coś cię trzyma.- zamyśliła się i rzekła wesoło.-
A i bym zapomniała… jestem coś ci winna za wybryk pod prysznicem. Pomacałam ci tyłeczek, więc… w zasadzie pozwalam ci pomacać mój w ramach rekompensaty. Oczywiście, jeśli chcesz. Może tylko męskie zadki ci się podobają, więc mój odpada z tej konkurencji.
-
Idź spać Louise, bo zaczynasz przeginać.- Powiedziała dość sztywno Elizabeth.
- Dobra, dobra.- wzruszyła ramionami Latynoska ruszając do kontenera. -
Propozycja nadal zostaje otwarta. To tak marginesie.- rzuciła przez ramię, wracając do kontenera, mimowolnie kręcąc pupą. -
Dobranoc Lili.
-
Rozumiem, że taktykę wyciągania mnie z wdowieństwa omawiasz z Christopherem. - Powiedziała van Erp odprowadzając Latynoskę wzorem do drzwi.
- Co?!- Louise zatrzymała się i odwróciła nagle spoglądając na Lili, zaskoczona i oburzona.
-
Powtarzasz jego słowa. Zadziwiająco dokładnie.- Sierżant mówiła spokojnym tonem. Spokoju jednak tego nie było w samej Latynosce. Podeszła energicznym krokiem do van Erp. -
Nic wspólnego ze sobą nie mamy… Nie wiem do czego dąży Kit i nie obchodzi mnie to.
Naparła biustem na piersi Lili, naparła całym drobnym ciałem na nią.
-Jesteś ładniutka, masz temperamencik i nie jesteś taka nieśmiała jak… chociażby Marge.- spoglądając w oczy Lili dodała gniewnie.-
Moje intencje są bardzo bardzo samolubne. Spróbować słodkości… a ty jesteś smakołykiem. Oczywiście szanse są na to bardzo małe… ale czemu nie wykorzystywać nadarzających się okazji? Nie unikam zabawy jak trafi się szansa.
-
I wolę mężczyzn.- Lili odwzajemniła spojrzenie, a jej ton nadal był spokojny.
- Będziesz miała okazję to udowodnić.- Loiuse odparła uśmiechając się szeroko. -
W końcu mamy zaplanowany wspólny wypad do baru, nieprawdaż ? Wyciągnę wtedy z szafy najlepszą kieckę, oczekuję od ciebie równie potężnej broni.
-
Ja nic nie muszę udowadniać. - Elizabeth chwyciła ręką łańcuszek na szyi i lekko pociągnęła, nie tyle by to co na nim wisiało ukazało się oczom rozmówczyni. -
Mamy zaplanowany wypad, prawda. - Przytaknęła nadal trzymając rękę na łańcuszku.
- Tak.-skinęła głową Latynoska i mruknęła zerkając na biust Lili, akurat na wysokości podbródka Switch.-
A ja… nic nie każę ci udowadniać. Po prostu rzuciłam ci wyzwanie… że spróbuję udowodnić, że może ci się spodobać kobieta. I może się mylę…- spojrzała w górę dodając zadziornie.-
A może nie.
-
Idź spać, bo rano masz być wypoczęta. - van Erp ruchem głowy wskazałą na barak.
- I tak nie będę… jakiś duszek przerwał mi mój relaks.- odparła Lili wystawiając język i zawróciła w miejscu.
Van Erp poczekała aż Meyes zniknie w baraku. Zrobiła jeszcze jedną rundkę by sprawdzić jak sobie radzą ludzie na warcie i wróciła do łóżka.