Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2019, 22:29   #231
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Wreszcie po kolejnej dyskusji ekipa zorganizowała i zgrała się na tyle, by opracować jeden wspólny plan i zacząć go wypełniać. Zdecydowano się na wciągnięcie Legionistów we własną, drużynową zasadzkę i wybicie ich (lub chociaż poważne osłabienie), ażeby zapewnić sobie późniejszy spokój - przynajmniej na jakiś czas. Kwestię nomadów oraz skorpionów pozostawiono na boku. Jedyne dwie osoby, które wciąż miały na nich oko to były Lulu i Martin. Ta pierwsza bez przesadnego krycia się, ale też i bez odchodzenia od domu ekipy dalej niż na perymetr ulicy. Ten drugi zaryzykował podejście do rzeki i mostu celem zwiadu.

Efekty podjętego ryzyka były mieszane.

Podejście było prawdopodobnie niezauważone. MJ zebrał szereg wizualnych, "organoleptycznych" informacji o podejściu do wyschniętego koryta, zawalonego mostu, samej Rio Grande, a także pierwszych, zasypanych części "starówki" ABQ. Odkrył, że most i reszta okolicy była nieopułapkowana, a wspinaczka nie wymagała użycia lin czy narzędzi i była względnie prosta - stwarzała ryzyko jedynie w przypadku silnego stresu (walka, ucieczka, szybkie tempo), drastycznej zmiany struktury zawalisk (eksplozje, trzęsienia ziemi, zasypanie piachem) lub podejmowana przez świeżo ranne lub częściowo unieruchomione osoby. Przyjrzał też się nomadom, którzy nie do końca kryli się ze swoją obecnością. Trzymali się nieco dalej, głębi "starego miasta", czatując na dachach lub poddaszach tych budynków, które wystawały znad piachu - lub spomiędzy piaskowych ścian. Naliczył ich co najmniej pięciu. Byli uzbrojeni w broń palną i prawdopodobnie improwizowaną "białą".

Przy próbie powrotu do domostwa najwidoczniej nomadzi go dostrzegli i się trochę zdenerwowali. Bo zaczęli strzelać.

Pomimo wycia wiatru, wystrzały były wyraźnie słyszalne. Trzy i dwa. Pierwsza broń była znana chyba wszystkim, którzy żyli na Pustkowiach i zmuszeni byli polować bądź podróżować. Jej charakterystyczne, głośne huki niosły się echem hen daleko. Odległość jednak przekraczała czterysta metrów - silny wiatr znosił naboje cholera wie gdzie. Strzelec to widział, więc przestał. Dźwięk drugiej broni był prawie niesłyszalny - pykanie z jakiegoś cholerstwa. Dwa naboje z długą przerwą. Powtarzalny czterotaktowiec na amunicję pistoletową? Zresztą, nawet karabinowa miała poważne problemy w tej sytuacji. Tak czy inaczej, ostrzał został zaprzestany. Nikt nie wylazł i nie skracał dystansu, ale zwiadowca nie kusił już losu. Dość, że echo poniosło huki Rangemastera po okolicy. Wprost do uszu Legionistów w SD Mart.

Drużyna B miała mało czasu. Na budowę pułapek nie starczało go wcale. Igła pozostała w domu, mając baczenie na Rio Grande. Reszta czym prędzej udała się na miejsce zasadzki. Ledwo zajęli na wpół zasypane domostwa niedaleko Super-Duper Mart i przygotowali pozycje strzeleckie, ledwo co Utang wyściubił nos zza winkla celem zostawienia śladów, kiedy okazało się, że asasyni mieli dobry słuch i tylko o włos wolniejsze tempo.

Szóstka Legionistów, z Vexiliariusem na czele i Decanusem na tyłach była może piętnaście metrów od Utangisili, który natychmiast zaczął spierdalać. Niestety, miał pecha. Huk. Poczuł charakterystyczny gorąc i kłucie w prawej łydce. Po dwóch, trzech sekundach przez adrenalinę przebiła się fala ostrego bólu i palącego gorąca. Zachwiało nim, rymnął na zapiaszczoną ulicę. Miał jednak dość sił i przytomności umysłu by szarpnąć się i wpaść między dwa zaparkowane wraki samochodów, w większości zasypanych piachem. Sprawdził szybko ranę. Kula tylko musnęła mięsień, zrywając skórę i wytracając część impetu na skórzanym pancerzu. Mogło być gorzej - bo to też był Colt Rangemaster. Legioniści mieli snajpera.

Vexilarius i jeszcze jeden typ z czymś, co wyglądało jak lanca termiczna, biegli za Utangiem. Wiedzieli gdzie się schował, widzieli jego ucieczkę. Pozostali przycupnęli przy ruinach powyżej budynku numer jeden i ogarniali sytuację. Sztandarowiec na chwilę się zatrzymał i z biodra puścił gęstą serię. W rękach miał ciężki, maszynowy pistolet, brzmiący jak jakaś wyjątkowo rozeźlona bestia. Pękate, pistoletowe naboje o nieco przesadzonym kalibrze poznaczyły piach fontannami i kraterami, a wraku o mało co nie przebiły na wylot.

Ze swojej pozycji w domu, z dala od zasadzki, Igła usłyszała dość by wiedzieć, że walka się rozpoczęła. Poznała też brzmienie broni na tyle by wiedzieć, że wszystkie dotychczasowe wystrzały nie były ze spluw jej koleżeństwa. Zresztą, miała inny problem na głowie. Nomadzi zbierali się po drugiej stronie Rio Grande, przy zawalonym moście. Co najmniej dziesięciu zbrojnych w broń palną.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 24-03-2019 o 22:37.
Micas jest offline