Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2019, 00:26   #25
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Znowu był na Placu Zwycięstwa. I znowu z nieba lał się ten okropny, dojmujący upał. Z jednej strony wiedział co się zaraz wydarzy, ale z jakiegoś powodu nie miało to dla ojca Dominika znaczenia. Bojan siedział obok i punktował kolejne dziury M-teorii, a on rozglądał się dookoła i nie mógł nadziwić temu co widzi. Każdy człowiek, dorosły, starzec, czy dziecko był… inny. Jedni byli… górni… inni dolni. Byli też dziwni, powabni, niscy i wysocy. Byli też im odwrotni, ale niewysocy wcale nie byli niskimi. Siedzące w sąsiednim rzędzie dwie dziewczyny nachyliły się do siebie szepcząc coś między sobą z tym zabawnym uśmiechem, do którego był już przyzwyczajony. Krótkowłosa blondynka nieniska, a jej ruda koleżanka w okularach zupełnie powabna. Speszone jego wzrokiem odwróciły się w kierunku podium gdzie pojawił się konferansjer, a on uzmysłowił sobie, że obie mają też swój kolor. Tak jak wszyscy. Ludzkie jednostki elementarne połączone gluonami splecionych rąk, gorących myśli i spełnionych spojrzeń w idealnym dziele Boga… A wtedy na podium pojawił się Pavel Zagórski. Jedyny człowiek… bezbarwny? Nieeee. On miał wszystkie te kolory i cechy.
- Widzisz to Bojan? - zapytał przyjaciela z dziwnego powodu rozbawiony tym spostrzeżeniem ojciec Dominik - On nie ma jednego koloru!
Zaraz spojrzał na siebie, jakby przypomniawszy sobie, że on też ma swój kolor i cechę. Od razu poznał, że należy do dziwnych i czerwonych. Czerwień pulsowała przez jego skórę i tętniła tak mocno jakby chciała się wyrwać. Tymczasem rozbrzmiały ostatnie słowa Zagórskiego… “władzę nad światem”. I wtedy każdy człowiek na Placu Zwycięstwa wybuchł w eksplozji swojego koloru, a twarz ojca Dominika zalała czerwień…

***

Zdziwienie duchownego nocną pobudką, szybko przeszło w niepokój, a ten niemal od razu zmienił się w strach.

Boże… Czy ja nadal śnię? Czy to jakiś koszmar? Przecież nie mogę… Przecież nie jestem...

Własne odbicie przeczyło wszelkiej wiedzy na temat tego kim był. Obraz po drugiej stronie nocnej tafli nie przedstawiał przecież Dominika Kollara. To był ktoś inny. Też młody mężczyzna. Umęczony jednak… ponad miarę ludzkiej wytrzymałości. Zlany czerwienią. Skrwawiony. O dłoniach naznaczonych ranami, których kontemplacja po dziś dzień leżała w naturze tak wielu… A jednak…
Boli… Boli…!!!!
Ojciec Dominik cofnął się od lustra jakby w nim było źródło całego jego cierpienia. Ból jednak nie ustawał. Tak jak na początku był nieznaczny czając się gdzieś w głębi jego organizmu, tak teraz wybuchał z każdym nowym cięciem jakie okrywało jego ciało rytmicznie jak pulsar okrucieństwa… Skąd? Dlaczego???

- Nieeee!!! - wrzasnął wystraszony wiedząc, że jego głos po najgłębsze zakamarki poniosą ściany Malijskiego Seminarium Duchownego.

***

Ojciec Wacław Geldhoff nie mógł zignorować toczącej się w jego sercu batalii. Co gorsza rzecz dotyczyła trawiącej go teraz grzesznej satysfakcji z przebiegu wypadków. Bo przecież ostrzegał. Zmówił w myślach modlitwę i zaniósł prośbę o wsparcie duchowe po czym spojrzał na telefon, na którym widniał numer do państwa Kollarów.
Ojciec Wacław zawsze uznawał dogłębne studiowanie genesis za niebezpieczne i na swój sposób za… niewłaściwe. A już żadnych wątpliwości nie miał, że człowiek nie był gotów na zrozumienie natury początku bez stosownie silnego pierwiastka wiary. Sam wszak w czasie swych rozważań teologicznych widział w temacie zarania Księgi Rodzaju… widział światło. Silne i przyciągające. Światło, do którego lgnęli ludzie tacy jak Pavel Zagórski… czy Dominik Kollar. Lgnęli tak mocno, że zatracali się w tych poszukiwaniach wysnuwając coraz bardziej niedorzeczne bzdury. Zyskując tylko poklask, lub wykpienie sobie podobnych. By na samym końcu w podeszłym już wieku uzmysłowić sobie, że wiedzą tyle tylko ile wiedzieli wprzód. Nasłuchał się już ojciec Wacław przeróżnych spowiedzi ludzi, którym wiek i strach dopiero przecierał oczy. I tak jak Pavel Zagórski był już przeżarty wielkością swojej osoby, tak ojciec Dominik nadal pozostawał młody i na swój sposób... niewinny. Czy jednak należało go umieścić w klinice św. Patryka tak jakby zażyczyli to sobie państwo Kollar? Czy raczej należało duszpasterza kościoła Pańskiego polecić opiece na szybce przekształconej w jakiś śmiechu warty lazaret, wytwórni wódki. Czy mieć kontrolę nad jedynym księdzem, który był na Placu i przeżył? Czy raczej umieścić go bliżej tego co zaplanował ten szaleniec i mieć informacje z pierwszej ręki?
Raz jeszcze zmówił modlitwę i skasował numer do Kollarów. Zamiast tego sięgnął po drugi aparat i wybrał numer wewnętrzny do izolatki.
- Ojciec Wacław… tak. A jak się czuje?... To bardzo niedobrze… Nie. Nie do Patryka… Wiem o tym. Dlatego zawieziemy go tam gdzie sugeruje telewizja… Tak. Tak… Jak najszybciej.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 25-03-2019 o 00:31.
Marrrt jest offline