Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2019, 13:24   #509
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Limhandil podszedł do kupca, chcąc zapytać o elfa mieszkającego wśród brodaczy. Pech chciał, że tuż obok znajdował się Helm Jorgunsonn. Nim Ewald odpowiedział, krasnolud zrobił minę, jakby zbierało mu się na wymioty, po czym przewrócił oczami i parsknął śmiechem. Tak gwałtownie, że drobinki śliny i ostatniego posiłku wylądowały na ubraniu Limhandila. – Hirn to róg, baranie! Karak HIRN! Rogata Góra! Hornberg! Ro-zu-miesz?

- Uspokójcie się – kupiec swoją osobą odgrodził elfa od krasnoluda. – Jest taki, słyszałem o nim. Ellasir to jego miano. Prowadzi sklepik z książkami. Ponoć to dziwak, ale który z… - w ostatnie chwili powstrzymał się od wypowiedzenia swojej uwagi na temat elfów i starał się wybrnąć z nieprzyjemnej sytuacji. – Ehem… Który z nas nim nie jest?

*

Pogoda utrzymywała się. Nie zaczęło sypać, a temperatura przestała spadać. Dalej wiało. I w takich warunkach pod wieczór dotarli do Khazid-Nauk, krasnoludzkiego miasteczka przyklejonego do zbocza góry. Zamieszkane było w dużej części przez Dawikoni, ludzi, którzy osiedlili się w górach pod jurysdykcją krasnoludzkich władców. W gospodzie było tłoczno, gdyż w osadzie zatrzymały się na popas aż cztery karawany. Piwa jednak było pod dostatkiem i nikomu nie brakowało ani strawy, ani miejsca do spania.

Ewald Schwartz wdał się w rozmowę ze znajomymi kupcami. Dwóch zbrojnych, którzy towarzyszyli karawanie również odnalazło wśród członków eskort, swoich znajomków. I tylko awanturnicy zostali pozostawieni samym sobie. Potem, późnym wieczorem dowiedzieli się, że drogi są przejezdne, ale nic nie wskazuje na zmianę pogody. Patrole ponoć chodziły jak zwykle, ale mówiło się o trollu, który ponoć grasował w okolicach przełęczy. A jak troll, to i z pewnością mogli się w okolicy pojawić okryci równie złą sławą co drapieżnik, polujący na niego czubaci zabójcy…

*

Droga ku przełęczy, poza kilkoma odcinkami wiodła cały czas w górę. A przełęcz w pełni zasługiwała na swoją nazwę. Wiało nieustannie i tylko zaradności krasnoludów, można było zawdzięczać to, że na drodze nie zamarzało się w pół kroku. Otóż co jakiś czas przy szlaku wznosił się prostokątny barak, wzniesiony z kamienia i drewna, na tyle obszerny, że mógł się w nim zmieścić liczący dziesięciu członków patrol. Pewnym utrudnieniem było to, że schronienia miały tylko trzy ściany, będąc otwartymi od strony drogi, a w pozostałych ścianach ziały otwory strzelnicze. W każdym schronie zgromadzony był spory zapas opału i koce, którymi można się było opatulić podczas odpoczynku.

I pech chciał, a może szczęśliwym trafem, w pobliżu jednej z takich stanic zwierzęta stały się wyjątkowo niespokojne. Jakby wyczuły drapieżnika. Niepokój udzielił się także ludziom.

- Troll – warknął przewodnik, ale tak naprawdę nikt nie miał pewności, że chodzi o tego złowieszczego stwora.
 
xeper jest offline