Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2019, 23:27   #28
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Mitras Nima
Początkowo względnie łagodne objawy zaczęły się szybko pogarszać wraz ze zbliżaniem się zmierzchu. Rzeczywistość rozciągała się i ściskała jak w niezwykle krzywym zwierciadle. Wkrótce dołączyło do tego spiralne wirowanie całkowicie rozmazujące świat przed oczami. Zaczął mieć poważne problemy z barwami oraz światłocieniem. Stał się ślepcem widzącym zamiast rzeczywistości wirujące oraz przemieszczające się nieustannie plamy kolorów. Pozorny ruch podsuwał jego błędnikowi wizję szalonego rajdu wywołującego nieustanne mdłości.

Zaczęły występować pierwsze z poważnych objawów odwodnienia organizmu. Nieustannie wyrzucana z organizmu woda przy braku możliwości jej uzupełnienia oraz obezwładniających upałach szybko wysuszała organizm. Ogarniająca go senność nie byłaby niepokojąca, gdyby nie towarzyszył jej obrzęk języka oraz nasilające się drgawki.

Rozległo się pukanie do drzwi.
- Przybywam na prośbę Angeli - odezwał się głęboki, męski głos. Mitras nie był w stanie ustać na nogach. Nie był w stanie niczego zobaczyć. Znał jednak swoje mieszkanie i to bardzo dobrze. Raz wpadł na szafkę, lecz było to spowodowane wyłącznie chaosem, jaki miał przed oczami.

Kiedy otworzył drzwi ręce, których nie widział złapały go pod ramiona i wyprowadziły na korytarz. Usłyszał zgrzyt klucza wyciąganego z zamka i wkładanego z drugiej strony. Dwa, krótkie szczęki oznajmiły wsunięcie się rygli w futrynę. Człowiek z laską, ponieważ od niej dobiegał dodatkowy stukot przy jego krokach, zbliżył się i wepchnął klucze do kieszeni Mitrasa.

- Teraz możemy jechać do szpitala, dziecko.

Mógłby przysiąc, że nieznajomy z laską się uśmiecha.




Angela Lavelle, Mitras Nima
Ciasny pokój pielęgniarek został zaadoptowany na salę szpitalną. Wstawione zostały do niej trzy stare łóżka przyciągnięte z magazynu. Każde z nich miało swojego pacjenta.

Angela leżała blada, pozbawiona przytomności przez środki farmakologiczne. Podobny los spotkał Artura Poniatowskiego szczelnie otulonego kocem termicznym. Jego skóra była przeraźliwie zimna. Trzecim z tymczasowych lokatorów był Mitras na dwie ręce podłączony pod kroplówkę. Również trwał w niebycie.

Nagły pisk aparatury medycznej natychmiast przywołał lekarza i dwie pielęgniarki. Serce Mitrasa zatrzymało się. Już w chwilę później żyły wypełniała płynna adrenalina, zaś przez ciało chłopaka przepłynął prąd z uruchomionego defibrylatora. Elektrokardiograf wciąż wypełniała linia prosta. Kolejne uderzenie prądu przeszyło Mitrasa, zaś aparatura przestała piszczeć. Serce ruszyło.




Witold Bury
Pielęgniarka spojrzała na mężczyznę jakby szukała powodów, by mu odmówić. Najwyraźniej nie znalazła żadnego.

- Będzie pan musiał poczekać w kolejce - powiedziała, jakby właśnie ogłosiła kapitulację własnego kraju, po czym odeszła. Zatem sukces. Teraz trzeba będzie tylko poczekać, choć ilość ludzi w poczekalni nie napawała optymizmem.




Anna Czech, Adam Sosnowski, Dominik Kollar, Karl Monnar, Witold Bury
Poczekalnia musiała być jednym z kręgów piekielnych opisywanych przez Dantego. Chociaż lekarze i lekarki niemal wybiegali co chwilę, zabierali tylko jednego pacjenta. Sprawiało to takie wrażenie jakby chcieli jezioro przelewać łyżkami wazowymi.

Nagle Adam zaczął wrzeszczeć. Zaalarmowany personel wypuścił do akcji dwóch sanitariuszy nie mających problemów z przywróceniem do porządku chorego kaleki za pomocą środków farmakologicznych. Nie mieli czasu na doglądanie skutków, dlatego zniknęli tam, skąd przyszli.

Ksiądz wyglądający jak ofiara tortur po chemioterapii wkrótce po przyjściu przestał wzbudzać zainteresowanie. Jedynie na początku kilkadziesiąt osób przeżegnało się. Kilkoro zapytało czy nadszedł czas Sądu Ostatecznego.
Dominik utracił wszystkie włosy. Wypadły mu paznokcie.

Karl roześmiał się na jego widok. Śmiał się tak bardzo, że zaczął płakać. Wyglądał na całkowicie przybitego.

Następną osobą, która postanowiła narobić rabanu była Anna. Najpierw trzasnęła żarówka lampy. Chwilę później ten sam los czekał ekran telewizora. Spod pajęczyny pęknięć połączonej z czarnymi, rozlanymi pod powierzchnią plamami wyglądała uśmiechnięta dobrotliwie twarz profesora Zagórskiego.

Monnar potoczył wściekłym spojrzeniem po tłumie. Poderwał się, ale szybko został posadzony siłą nacisku łapska Tony'ego.

Część pacjentów spanikowała. Zaczęli krzyczeć, wzywać pomocy ze strony personelu. Byli jednak też inni, którzy klaskali słabo.
- Zapierdol mu jeszcze raz! - wycharczał głośno czarnoskóry mężczyzna leżący na podłodze. Jego stawy wykrzywione były pod nienaturalnymi kątami. Bardzo nienaturalnymi. Wbrew stworzonym przez naturę zgięciom.

Szczupła, niska pielęgniarka, która wpadła do poczekalni zamarła wpół kroku. Zamrugała oczami, odwróciła się na pięcie i wróciła tam, skąd przyszła. Chwilę później wyskoczyła druga. Ta była uzbrojona w wielką strzykawkę z długą, grubą igłą. Przypominała ponad stukilogramowy, człapiący czołg.

Bury widział takie wyrazy twarzy w Iraku u członków grup pacyfikacyjnych. Nie wróżyły niczego dobrego. Takie grupy nie zastanawiały się nad wykonalnością własnych zadań. Po prostu wchodziły, wykonywały zadanie i wychodziły. Najwyraźniej zawód pielęgniarski miał coś wspólnego z paramedykami zszywającymi rozprute brzuchy.

Wielka oddziałowa - ponieważ siostry oddziałowe to inny gatunek pielęgniarek - obrała taktykę tarana. Wpadła na Annę nie zwalniając nawet na chwilę. Babsko zamknięte w zbyt ciasnym, zapiętym na błagające o litość guziki, fartuchu skróciło dystans bardzo profesjonalnie. Jak na cywila. Jeśli miało się ochotę wejść w strefę rażenia metalowej pałki, warto było być jak najbliżej celu. Chwyt za nadgarstek ręki z bronią. Twarz Anny całkiem zginęła nad monstrualnymi piersiami, a kiedy skrzypaczka zaczęła się odbijać od wielkiej, tłustej poduszki bezpieczeństwa, druga ręka oddziałowej wraziła szpikulec igły w jeden z pośladków kobiety i wcisnęła tłok. Do oporu.

Anna krzyknęła upadając na posadzkę. Zabieg nie należał do najdelikatniejszych. Oddziałowa natychmiast wycofała się i odeszła. W tym czasie Adam poddał się środkowi uspokajającemu, zaś jego organizm po prostu się poddał. Podniesiony przez jego rodzinę alarm ponownie przywołał sanitariuszy, którzy bez chwili zwłoki zabrali chłopaka ze sobą.

Vanilla także traciła przytomność. Powoli odpływała w niebyt. Oliwer, podobnie do rodziny Sosnowskich, zaczął wołać pomocy. Naprzeciw wyszła zniecierpliwiona pielęgniarka. Spojrzała na leżącą na podłodze kobietę, wzruszyła ramionami i powiedziała:
- No przecież nie umiera.
I poszła.

Godziny mijały. Karl prawie całkowicie utracił zdolność poruszania się. Wszystkie jego mięśnie zwiotczały. Zrobił się bardzo senny. Przez dłuższy czas nikt nie zwracał na niego uwagi. Nawet Tony, któremu także oczy się zamykały. Zaniepokoił się dopiero kiedy szturchnął kolegę z pytaniem czy chce kawy. Karl nie reagował niezależnie od potrząsania czy razów otwartą dłonią po twarzy. Przywołana lekarka poświeciła mężczyźnie latarką po oczach i kilka chwil później wyprostowała się marszcząc brwi.
- Zapadł w śpiączkę - oznajmiła i kątem oka dostrzegła Dominika i Annę. Natychmiast podeszła do nich nie zważając na protesty Tony'ego. Zarówno u łysego księdza jak i podrapanej skrzypaczki zaczęły pojawiać się objawy ciężkiego odwodnienia.

Trójkę pacjentów natychmiast przyjęto na blok. A Bury czekał.




Angela Lavelle, Mitras Nima
Słońce śmiało zaglądało do pomieszczenia przez otwarte okno. Przebijało się przez cienką warstwę materiału firanek. Nadchodził kolejny, upalny dzień tego lata.

Angela obudziła się przed Mitrasem. Łagodny powiew ciepłego wiatru wpadał do prowizorycznej sali, a dziewczyna... czuła się świetnie. Zupełnie jakby wczorajszego dnia nie było. Nic jej nie bolało, czuła się całkowicie zdrowa. Do momentu, w którym chciała wypowiedzieć pierwsze słowo. Gardło całkowicie odmówiło posłuszeństwa wydając z siebie jedynie cichutki, nieartykułowany dźwięk. Nie czuła nic. Nie nadszedł żaden skurcz bólu, żadne odczucie. A jednak nie mogła wypowiedzieć najmniejszego fragmentu jakiegokolwiek słowa.

Kiedy Mitras otworzył oczy, miał wrażenie, że stał się bohaterem dwuwymiarowej gry komputerowej. Czuł się fantastycznie. Świat ustabilizował się i w końcu jego organizm nie miał ochoty zwrócić własnego żołądka. A jednak nie widział głębi. Nie był w stanie ocenić odległości. Rzeczywistość na powrót była niezwykle wyraźna, ale płaska jak kartka papieru.
Mimo tego właśnie wtedy pierwszy raz zobaczył miejsce, w którym się znajdował.

Trzeci lokator nie odzyskał przytomności. Drzwi otworzyły się wpuszczając uśmiechniętą pielęgniarkę z dwoma tackami ze śniadaniem.

- Dzień dobry - zaszczebiotała radośnie.

- Państwa stan wyraźnie się poprawił. Prawdę mówiąc, to poranne badania, jakie przeprowadzaliśmy wypadły rewelacyjnie - nie przestawała mówić, gdy położyła posiłek przed Angelą. Ta dostrzegła nagle, że uśmiech kobiety nie obejmuje oczu, zaś jej palec wskazuje jedną z serwetek leżącą pod talerzem. Kiedy upewniła się, że dziewczyna to zauważyła, podeszła do Mitrasa.

-Nie mam pojęcia czym tłumaczyć ten fenomen. To cud. Prawdziwy cud - kontynuowała także chłopakowi dyskretnie wskazując cieniutką serwetkę pod ekologicznym talerzem.

W końcu wyprostowała się.
- Jedzcie, wypoczywajcie i nabierajcie sił.

Wyszła z pomieszczenia. Oboje natychmiast spojrzeli na wiadomość, którą dostali.

Cytat:
Przyszli po was. Znikajcie.
Ordynator




Anna Czech, Adam Sosnowski, Kazimierz Kosanowski, Dominik Kollar, Karl Monnar
Dwunastoosobowa sala była pomieszczeniem mieszczącym w cywilizowanych warunkach najwyżej trzy czwarte z tego. Łóżko stało niemalże przy łóżku. W przypadku Adama, cała przestrzeń pomiędzy, zajmowana była przez wózek.

Każde łóżko miało swojego lokatora. Przynajmniej nie trzeba było spać na podłodze, jak w publicznych szpitalach. Poranne słońce wpadało przez pojedyncze, zakratowane okno. Stan pokoju był, delikatnie mówiąc, surowy. Ściana z czerwonej, mocno nadkruszonej zębem czasu, cegły. Zimna, betonowa posadzka, pojedyncza żarówka pod wysokim sufitem. Nie było za to żadnej szafki. Ubrania znajdowały się u stóp łóżek.

Budzili się każdy w swoim czasie. Ciężko było wskazać jakąś regułę sterującą tym procesem.

Najgorzej ze wszystkich prezentowali się Anna i Dominik. Oboje byli dwoma, chodzącymi strupami. Każdy ruch wydawał się otwierać zasklepione rany. Oczy kobiety były zupełnie czarne.

Na przeciwnym biegunie znajdował się Kazimierz, Adam i Karl sprawiający wrażenie całkowicie zdrowych. W szczególności w porównaniu do innych.

Nagle drzwi otworzyły się. Karl natychmiast dostrzegł dwóch funkcjonariuszy stojących po obu ich stronach. Do środka wszedł uśmiechnięty lekarz w garniturze, krawacie i białym kitlu.
- Dzień dobry. Bardzo się cieszę, że wracacie państwo do zdrowia. Niestety, państwa zachowanie w nocy sprawiło, że musieliśmy państwa zamknąć w izolatce. Ale proszę się nie obawiać. Już wkrótce zostaną państwo przekwaterowani do normalnej sali - poinformował z uśmiechem.




Witold Bury
Zlitowali się nad nim nad ranem. Został przyjęty i przydzielony do sali razem z czterdziestoma innymi osobami. Większość posiadała łóżka, lecz Witoldowi najwyraźniej skończyło się szczęście w tej materii. Dostał polówkę. Niemniej nie po to tutaj przyszedł.

Rozpoczął poszukiwania. Wkrótce, zasięgając języka, udało się znaleźć dziewczynkę. W sali znajdowała się pielęgniarka na obchodzie.

Bury podszedł do łóżka małej. Wedle karty było źle. Bardzo źle. Rozległe obrażenia wewnętrzne oraz poparzenie. Matylda utrzymywana była w stanie śpiączki farmakologicznej. Między niewielkie usta wsuwała się potężna rura aparatury medycznej.

- Pan jest z rodziny? - zapytała obchodowa.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline