Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2019, 09:02   #347
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Góry Miecza
24 Marpenoth, popołudnie

Wyprawa w podziemia dała dość nieoczekiwany efekt. Patrząc na ledwie żywego Trzewiczka Joris zdał sobie sprawę ile miał szczęścia, że zaklęcia na poprzednich drzwiach były “sparciałe”. Gdyby trzepnęły go tak jak niziołka to nikt by go nie odratował. Zadrżał patrząc na spanikowaną Tori, która doskoczyła do Stimiego kładąc na nim leczące dłonie, i naraz ogarnęła go wściekłość. Czary nie czary, rozprawił się z jednymi drzwiami, to z drugimi też się rozprawi! Odczepił od plecaka zakupioną zawczasu siekierę, splunął w dłonie i ruszył do walki z przebrzydłym drewnianym przeciwnikiem.

Widząc to Marduk odsunął się przezornie. Wyprawa do podziemi nie do końca przebiegała tak jak sobie tego życzył. Ruiny strażnicy, twierdzy czy co tutaj się znajdowało były najwyraźniej opuszczone od wieków. Nie licząc znalezionego trupa. Kim był? Poszukiwaczem skarbów? Ostatnim mieszkańcem? Porzuconym kompanem półelfa z blizną? To ostatnie mógłby zweryfikować Shavri. Gdyby żył. Wiek pasował do opisu, ale to wszystko. Cóż, złotego elfa niezbyt obchodziła sprawa skradzionego lustra banshee, bo i niewiele o niej wiedział. Bardziej obchodziła go sama banshee, kolejna poczwara do usunięcia z tego świata - w imię Ojca Elfów, rzecz jasna.
Westchnął. Świeżbiły go ręce, a potworów ani widu, ani słychu, bo po co drapieżnik miałby tu przychodzić? Chyba najwyżej po to, żeby się w spokoju wyspać. Co prawda Joris wspominał o agresywnym jaszczuroludziu nad jeziorem, ale raz, że jeszcze tam nie dotarli, a dwa - walka w lodowatej wodzie niekoniecznie odpowiadała preferencjom elfiego kapłana. Choć jak to ludzie powiadają: na bezrybiu i rak ryba…
- Czekaj - powstrzymał Jorisa, który już zamachnął się siekierą. - Najpierw spróbujmy równie tradycyjnie - z klamką i liną…

Niestety sposób ten na nic się zdał, widać drzwi były zamknięte na klucz lub zaryglowane od wewnątrz. Pozostała rąbanina. Może hałas zwabi nieproszonych-proszonych gości?

Echo uderzeń metalu o kamień na dobre ocuciło Trzewiczka, który pod troskliwą magiczną opieką półelfki co prawda wrócił do pełni zdrowia, ale jakoś nie miał ochoty otwierać oczu. Nadal czuł przechodzące po skórze mrowienie. Pomyślał, że gdyby nie zostawił Małgąski w bezpiecznym miejscu to teraz mieli by na kolację pieczyste. Wzdrygnął się. Niby Joris wspominał o jakichś pułapkach, ale w jego opowieści nie brzmiało to tak niebezpiecznie. Postanowił więc poleżeć i poczekać co będzie dalej.

Po dłuższym czasie spocony i zmachany Joris otarł pot z czoła i odrzucił siekierę na rzecz bukłaka z wodą. Opróżniwszy go rzucił go również i spojrzał na zwisające smętnie z zawiasów drewniane resztki. Przyświecił tarczą. W głębi czernił się tunel, podobny do tego którym tu przyszli. W kurzu nie było żadnych śladów, a światło załamywało się na łuku zakrętu. Szykowała się kolejna wędrówka.

 
Sayane jest offline