Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2019, 16:13   #31
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Praca wspólna drużyny

uszę przyznać Astine… – Pelaios stał zgięty opierając się o własne kolana – Macie iście diabelską tradycję witania gości.
Dziewczyna jedynie przelotnie rzuciła na niego okiem. Diabelstwo nie podnosiło spojrzenia. Ziemia była najciekawszym obiektem w okolicy. Solidna, obiecująca, nie miała zębów ani pazurów które chciałyby rozszarpać.
Nigdy więcej, nie tknę niczego co zawiera w sobie dynię… – wysapała równie zmęczona biegiem Cely. – Te warzywa zabiły moją Rose! I ukradły prawie wszystkie moje rzeczy! – dodała nerwowo. – Co to do cholery było?!
Pelaios spojrzał na Cely pragnąc napomknąć coś o priorytetach i Arnie, ale gdy raz jeszcze stanęła mu przed oczami wizja bezgłowego drwala zaniechał zamiaru.
Nie wiem – Astine odpowiedziała lekko zdyszana. – Ale jest jak w mojej wizji…
Wizji? – zapytała pół-elfka. – Jakiej wizji?
Ja… – dziewczyna popatrzyła na nią nie wiedząc za bardzo co powiedzieć. – spróbuję wyjaśnić to później…
Hanah stała z tyłu obserwując okolicę za nimi.
Nie rozdzielajmy się. Nie rozdzielajmy się – wyszeptała zaraz poprawiając się i mówiąc głośniej. Spojrzała na nieznajomego, wystawiła do niego dłoń.
Hanah.

Postawny, czarnoskóry mężczyzna od początku rozmowy stał nieco z tyłu, nie bardzo wiedząc, jak się zachować. Napotkani towarzysze wyglądali cudacznie: wszyscy mieli jasną skórę, jak Biali spływający do wioski Czarną Rzeką, ale jeden szczególnie zwracał na siebie uwagę: ten z rogami bawołu. Mukale wiedział jednak, że to są jedyne istoty w tej przedziwnej krainie, które postanowiły okazać mu choć tyle sympatii, by go, dla przykładu, nie nadziać na te rogi.
Uk’lukale.. - wyrzekł cicho, ale jeśli dobrze słyszał, nieznajomi posługiwali się językiem białych ludzi, tylko jakoś dziwnie wymawianym. Spróbował więc tą drogą, choć niewiele potrafił powiedzieć w ich narzeczu.
Mukale z Mutampa. Składa hołd wodzowi twoje plemię.
Jednocześnie zignorował wysuniętą dłoń i uklęknął na jedno kolano, rozkładając ręce i spuszczając wzrok. Czekał na reakcję rogatego wodza.
Neff po usłyszeniu dziwnej mowy przybysza, skoncentrował się by w mgnieniu oka jego umysł nauczył się owej mowy, czekał jednak dalej na reakcję Lisa.
Ol zhah natha nime? – zaklinaczka szepnęła sama do siebie pod nosem, jednocześnie próbując nie zaśmiać się widząc zachowanie nowego towarzysza. Przeniosła wzrok na diabelstwo również oczekując jego reakcji.
Mistyk lekko zaskoczony słysząc język podziemi spojrzał w stronę Cely, szybko jednak odwrócił wzrok, zatapiając się na chwilę w swych myślach.
Pelaios wiedział że coś nie gra, bo wszyscy nagle umilkli. Oderwał wzrok od ziemi i powiódł spojrzeniem dookoła dostrzegając spojrzenia towarzyszy oraz klęczącego przed nim nieznajomego.
Po prostu wspaniale – mruknął pod nosem, po czym pokiwał głową i wyprostował się. – Pelaios z… po prostu Pelaios. Pojawiłeś się w najlepszym momencie Mukale...
Diabelstwo uświadomiło sobie, że wciąż trzyma czaszkę w dłoni. Spojrzał na nią próbując sobie uświadomić, po co ją właściwie zabrał.
Po słowach diabelstwa, Neff zwrócił się do olbrzymiego Golasa w języku, którego ten przedtem użył, starając się brzmieć jak najbardziej dwornie.
Dzielny wojowniku, dziękujemy ci za pomoc jaką nam okazałeś, chociaż nie wiedziałeś kim jesteśmy i czy nie jesteśmy ci wrogami. Jeśli nasza mowa jest dla ciebie niewygodna, pozwól że będę służył jako tłumacz między tobą a naszym wielkim wodzem.
Mukale wysilał się, by zrozumieć mowę rogatego wodza. Pamiętał, jak ojciec opowiadał mu o kimś podobnym… o jednym z poprzednich wodzów, Wielkim Bawole. Być może był to on? Być może Wielki Leopard przeniósł go do krainy umarłych, a więc zginął wcześniej w walce? Może jest szansa, że po śmierci walka wcale nie ustaje, lecz zmienia się wróg? Cóż, rozsądniejszego wyjścia nie było, mimo to postawił zachować trzeźwy umysł. Pomysł szamana przyjął z ulgą, odrzekł:
Dzięki ci, Synu Ducha. Przetłumacz moją mowę Wielkiemu Bawołowi.
Po czym, nie wstawając, zwrócił się do wodza:
Wielki Bawole, wodzu licznego plemienia! Okaż łaskę zagubionemu wojownikowi. Przeniosłem się z krainy Mutampa, krainy płynącej sokiem z daktyli i krwią naszych wrogów, nie chciałem tego jednak. Przodkowie wystawili mnie na próbę, wysyłając w tę nieznaną krainę, a twoje plemię jako jedyne okazało mi tutaj przyjaźń. Pozwól udać mi się z wami, dopóty nie poznam celu mojej podróży i Wielki Leopard, mój duchowy opiekun, nie zwróci mnie światu, który znam. Jeżeli on zechce. Widzę, że jesteście plemieniem nielicznym, lecz zasobnym, macie szamana i niewolnice. Jestem biegły w walce i płodny, razem szybko rozmnożymy nasz lud i odniesiemy wielkie zwycięstwa nad twoimi wrogami. Proszę, przyjmij mnie do twojego ludu!

Pelaios wpierw spojrzał na nieznajomego bez większego zrozumienia, chwilę potem zaś w swym umyśle słyszał głos elfa, najwidoczniej tłumaczącego mowę wojownika słowo po słowie. Diabelstwo dosłownie na moment przeniosło uwagę na Neffa. W miarę kolejnych barwnych określeń i propozycji zakrawających co najmniej o nieporozumienie, z trudem powstrzymywał się od uśmiechu.
Ostatecznie elf skierował się również do reszty towarzyszy.
Nasz nowy przyjaciel przybył tu z bardzo daleka i chciałby do nas dołączyć. Szczegóły podałem naszemu wodzowi, ponieważ nie mogę równocześnie zrozumieć jego mowy i utrzymywać telepatycznego kontaktu z wami wszystkimi. Lisie, przekaż mu proszę póki co, że przyjmujemy jego propozycję, byśmy mogli zająć się bardziej palącymi problemami.
Cely uniosła brwi ze zdziwienia.
Serio chcesz iść w ten teatrzyk? – nawiązała do nazwania Pelaiosa wodzem.
Pelaios westchnął ciężko i spojrzał w kierunku, z którego przybiegli. Podszedł do Mukale i przykucnął przed nim.
Czeka nas trochę wyjaśnień, zwłaszcza z tym rozmnażaniem naszego ludu, a na tą chwilę wstań… wstań. – diabelstwo powtórzyło podnosząc się, kładąc dłoń na ramieniu nieznajomego i zachęcając gestem by sam również podniósł się z ziemi. – Z radością cię powitamy przy naszym boku Mukale. I… khmm… masz.
Diabelstwo wcisnęło mu bezceremonialnie czaszkę do dłoni. Szybkim krokiem wyminął czarnoskórego i skierował się do drzwi kaplicy sięgając w między czasie pod połę ubrudzonego pomarańczową mazią płaszcza.
Jestem pewien, że będziemy się z tego później śmiać, ale spróbujmy dożyć do tego momentu.

Stając przed wrotami wpierw omiótł je spojrzeniem oceniając ich stan, a potem skoncentrował się na przerwie pomiędzy skrzydłami próbując dostrzec czy wejście blokuje zasuwa, czy tylko zamek. Zaczął wyciągać z kieszeni odpowiednie wytrychy by poradzić sobie z mechanizmem. Mamrotał przy tym pod nosem mało cenzuralne słowa dotyczące “wodzów” i “wielkich zwierząt”. Przez moment starał się uspokoić roztrzęsione ręce, ale w końcu uznał, że to pomysł bez nadziei na powodzenie, więc po prostu zabrał się za otwieranie. Sama walka z zamkiem nie okazała się ani nazbyt trudna, ani czasochłonna. Przede wszystkim dlatego, że ten był sporawy i w gruncie rzeczy dość prosty. Na wsi mało kogo było stać na skomplikowane zabezpieczenia, nawet małe świątynie. Po chwili majstrowania zapadki przeskoczyły, a same wrota odrobinę odskoczyły do przodu. Pelaios z zadowoleniem pociągnął za nie, lecz te nie otworzyły się. Wprawdzie poruszyły się jakkolwiek, ale metaliczny stukot po drugiej stronie wyraźnie informował, że nie będzie to takie proste. Korzystając z możliwości stworzenia większej szpary zerknął przez nią i dostrzegł całkiem pokaźną zasuwę, aczkolwiek trudno było o więcej szczegółów. Wyglądało bowiem na to, że z wyjątkiem samej zasuwy pod same drzwi coś podsunięto.
Coś nie tak? – Spytała pół-elfka stając obok diabelstwa.
Zasuwa i barykada – odpowiedział odsuwając się od wrót. – Z pierwszą sobie poradzę, ale na drugie… wiecie że włamujemy się do świątyni, w której pewnie ktoś jest?
Hmm… To może po prostu spróbujemy zapukać? Dynie raczej nie pukają do drzwi. - zasugerowała zaklinaczka.
Hanah kiwnęła głowa i pospiesznie łupnęła trzy razy w drzwi frontowe. Głuche dźwięki uderzeń rozeszły się po budowli.
- Hej! Ktokolwiek tam jest, wpuśćcie! - kapłanka starała się nie podnosić głosu za bardzo i mówić wprost do szpary aby słowa wpadały do środka a nie niosły się po okolicy.
Jesteśmy po to by pomóc – dodała dźwięcznym głosem pół-elfka.
Odpowiedziała im jedynie cisza.
Wygląda na to, że nikogo nie ma, czyli nie włamujemy się do świątyni w której ktoś jest. – dziewczyna uśmiechnęła się do diabelstwa.
Albo się zbyt boją otworzyć. Poczekajcie, spróbuję czegoś.
Kapłanka wyciągnęła dłoń ze swoją złotą kulką i wypowiedziała kilka słów. Jej dłoń zaświeciła bladym światłem i magiczna kopia zsunęła się zawisając w powietrzu. Spróbowała sięgnąć nią do zasuwy i się wpierw jej pozbyć. Widmowa ręka prześlizgnęłą się przez szparę, a następnie chwyciła za kawałek metalu blokujący wrota. Zasuwa zaczęła się podnosić, lecz gdzieś w połowie drogi dłoń zwolniła chwyt i rozpłynęła się w powietrzu.
A może spróbujemy razem? Też znam tą sztuczkę. – pół-elfka skierowała propozycję do Hanah.
Trzeba będzie. Na raz. – zgodziła się Hanah ponownie tworząc magiczną dłoń, a zaklinaczka poszła w jej ślady.

Tym razem pojawiły się dwie widmowe dłonie, obie bez problemu dotarły do zasówy i wspólnymi siłami uniosły ją, a potem osunęły na bok. Skrzydła wrót poruszyły się ciężko tworząc niewielkie przejście. Astine popatrzyła na magiczki z mieszanką aprobaty i wdzięczności.
- Razem - tropicielka rzekła do Pelaiosa łapiąc za uchwyt. Mężczyzna uczynił to samo. Pociągnęli z całej siły za skrzydła i wrota stanęły otworem. Wraz z tym, jak te rowierały się coraz szerzej, usłyszeli i zobaczyli spadające pod nogi krzesła i zydle. Jedno musiało być już spróchniałe, bowiem zniecło niewielką chmurę pyłu. Kiedy ten już opadł, a przejście było otwarte zobaczyli, że jest ono zastawione drewnianymi ławami, krzesłami, a nawet armarium, skrzynią na święte księgi. Konstrukcja była na tyle wysoka, że wnętrze świątyni można było dostrzec jedynie przez niewielkie dziury. Niemniej już na pierwszy rzut oka oraz ucha widocznym było, że barykada nie należy do najsolidniejszych, a otworzenie wrót nie pomagało jej w tej kwestii.
To co? Będziemy teraz to wszystko odsuwać? – spytała Cely patrząc na zastawiające wejście graty.
Elf ocenił barykadę wzrokiem od góry do dołu.
Ktoś się mocno natrudził by to tu ustawić. Myślicie, że za tym wszystkim może być jeszcze jakaś pułapka?
Raczej nie… ale jak o tym wspomniałeś to może? – Astine dołączyła do elfa. Przyjrzała się bliżej. – To wszystko stało w świątyni z tego co kojarzę.
Widząc starania innych i dłuższe dywagacje, z których pojmował piąte przez dziesiąte, Mukale, dotychczas trzymajacy się z tyłu, podszedł i wyrzekł do Pelaiosa:
Kobiety słabe. Mukale przesunie pakunki.
Po czym zbliżył się do sterty i zaczął odwalać zabarykadowane przejście.
Hanah nie zdawała się ani być przekonana jego zachowaniem ani słowami. Bez ceregieli też zaczęła przenosić meble. Ona jednak starała się je chociaż do środka wepchnąć aby potem mieli się sami czym zabarykadować.

Postawny mąż z pomocą kapłanki zabrali się do pracy. Krzesła oraz ławy nie stanowiły dla tego pierwszego większego wyzwania. Szło im sprawnie i barykada szybko traciła na wysokości. Wówczas, kiedy mogli być może w połowie drogi, w okolicy zaczynały pojawiać się odgłosy dyń. Raz cichsze, raz głośniejsze pojedyncze skrzeki, aż ponad całą osadą nie rozniósł się ryk kolosa. Mukale i Hanah popatrzyli po sobie i bez zbędnych ceregieli zakasali rękawy. Krzesła odrzucano na bok, a inne meble po prostu odsuwano na bok tworząc tym samym przejście w barykadzie.
Do środka! – Astine dostrzegła postęp przy barykadzie i uznała, że nie ma na co czekać.


 
MrKroffin jest offline