Na komendzie od rana panował grobowy nastrój. Dwójka funkcjonariuszy w ciszy, skupiona nad dokumentami starała się nie wchodzić w drogę komendantowi. Podrożny zamknięty w swojej kanciapie analizował jeszcze raz fakty.
- Po kiego grzyba najpierw spotkali się z byłymi policjantami, którzy potem zginęli w wypadku. Po co pokazywali się z nimi tak... - nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa. - Tak do dupy! W restauracji, przy wszystkich. Co się stało i skąd potem ci tajniacy z Krakowa, a potem znowu oni. Teczka! Była przecież teczka, mógł ją najpierw przejrzeć, ale głupio oddał. Ale pewnie szyfr był, którego on i tak nie znał. Eh. - podrapał się po brodzie i napił kawy. - Wyglądali przecież sympatycznie. Musiała to być akcja. Stąd wyglądało na to, że się nie znali.
TO BYŁA AKCJA! - wyszedł wykrzykując do podwładnych. - ZORGANIZOWANA. AKCJA! Co tak gęby rozdziawiacie. Akcja. Nic nam do tego, rozumiecie? Na studia chciałeś iść Jacek, a chuja rozumiesz! Co wiemy? - patrzył na zdezorientowanych młodszych kolegów: Nic nie wiemy!
Ty coś Romuś wiesz? - popatrzył w stronę pierwszego. - Nic nie wiesz! A ty Jacuś? - zapytał retorycznie. - Też nic nie wiesz! Ja też nic nie wiem! I dobrze. Nic nie wiemy! Rozumiecie! - podwładni nie mieli pojęcia jak, nagle w ciągu kilku chwil, ich dowódca wpadł w dobry humor.
Kiedy powrócił ze śniadania, które zjadł ze smakiem, zajął się papierkową robotą. Była kwestia mandatów, jazdy pod wpływem, jakaś bójka gówniarzy. W końcu, kiedy uporał się ze wszystkim, z powrotem spojrzał w stronę prawie pustej teczki. Jedno głupie zeznanie kelnerki, materiały ze zdarzenia, choć większość poszła do Krakowa i tyle. No nie do końca, była jeszcze karteczka z numerem telefonu do tego Wiktora. Podrożny w gruncie rzeczy był uczciwym gliną postanowił więc zadzwonić. Obiecał przecież, że będą w kontakcie.
Do Jodłownika dojechali przed 15-stą. Na posterunku zastali wyłącznie Jacka, który poliglotą nie był. Młody chłopak wydawał się mocno zaaferowany tym, że to jemu przyszło przywitać gości z Krakowa. Starał się, lecz gubił, wciąż twierdząc, że za wiele to on nie wie, ale kierownik prosił, aby goście poczekali. Kwadrans później zjawił się Podrożny. Od razu przywitał się z Wiktorem i Idą, jak ze starymi znajomymi, zapewniając, że na wszystko tutaj miał oko i wszystkiego przypilnował należycie. Kiedy już kawa stała na blacie biurka, przed naszą dwójką, Wacław wypalił od razu:
Przesłuchaliśmy kelnerkę z Marysieńki i zabezpieczyliśmy zeznania. Wskazał na teczkę, która leżała obok niego. Do wglądu rzecz jasna dla Was. Akcja, nie wnikam. Śledztwo w toku? Pomoc nasza potrzebna?
Wiktor spodziewał się, że spotkanie z ofiarami wypadku nie mogło ujść uwadze obsłudze gospody. Miał jednak nadzieję, że sprawa została nakreślona w taki sposób, że całość działań operacyjnych przejmie Kraków. Nie pomylił się, lecz miał dziwne wrażenie, że miejscowy policjant oczekuje czegoś. Może neewsa, może pochwały, a może też pytał wyłącznie kurtuazyjnie oczekując, że obecność przybyłych zwolni go z obowiązku prowadzenia „trudnego” śledztwa. Popatrzył na Idę, w końcu to ona była ich rzecznikiem prasowym. Specjalistką od pablik rilejszyn, jak mówili miejscowi.
Ostatnio edytowane przez Athos : 28-03-2019 o 21:39.
|