Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2019, 23:01   #88
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice rozejrzała się po przyjaciołach Nel i uśmiechnęła do nich uprzejmie. Zerknęła na barmana i przyjęła od niego torebkę z alkoholem
- Dziękuję bardzo i proszę do rachunku… - dodała wyłącznie formalnie. Teraz skupiła się na ludziach, których jej przedstawiono
- Miło mi… - dodała i popijała swoją whiskey. Następnie zerknęła na Nel.
- Długo tu jesteście? - zapytała zaciekawiona. Postanowiła, że zanim wciągną ją w wir konwersacji i Nel jej nie puści już nigdzie, rudowłosa przejmie inicjatywę i to ona będzie pytać ich, trzymając stery tego statku ‘niebezpieczna, potencjalna popijawa z gośćmi hotelu’.
- Spotykamy się tutaj co roku - rzekł Paul.
- Paul jest gejem - wyjaśniła Nel.
Mężczyzna spojrzał na nią spode łba.
- Wracając do tematu… Bardzo miło mi cię poznać! - uśmiechnął się do rudowłosej. - Nel jest kompletnie prostacka, ale ma serce ze złota. Przynajmniej wtedy, kiedy nie zajmuje się wyszukiwaniem kolejnych kochanków.
- Nie jestem łatwa - obruszyła się blondynka.
- Nikt nie mówi, że ich wiele znajdujesz - uśmiechnęła się Sally. - Razem tworzymy coś w stylu Klubu Złamanych Serc - powiedziała. - Kiedy zawodzą cię wybrańcy serca, czy innych, dużo głupszych narządów… możesz zwrócić się do nas. Przynajmniej takie są założenia.
- Czysta, bezwarunkowa miłość - pisnął Paul.
- Bycie singlem to same zalety - Nel rzekła tak, jak gdyby chciała przekonać nie tylko Alice, ale również siebie. - Albo jesteś zbyt młoda, żeby to zrozumieć, albo zbyt stara, by miało to dla ciebie jakiekolwiek znaczenie.
- Coś w tym jest - powiedziała bardzo taktycznie Alice, nie zaprzeczając, ani nie zgadzając się wprost z tą teorią
- A skąd jesteście? - zapytała wybierając kolejne ze standardowego wachlarza pytań turystycznych. Miała nadzieję, że byli zbyt pijani, żeby wyłapać jej drobne zagrywki psychologiczne. Jeszcze nie była na tyle pijana by się w takich grach pogubić. Zerknęła na zegar wiszący przy barze.
Dochodziła dwudziesta trzecia. Musiała rzeczywiście spędzić trochę czasu w salonie SPA. Mimo wszystko godzina była jeszcze młoda i bar wciąż pękał w szwach. Pewnie jeszcze przez jakieś cztery godziny będzie pełen ludzi.
- Ja jestem z Ohio - powiedziała Nel.
- A ja i Paul z Londynu. Wynajmujemy mieszkanie razem, inaczej nie byłoby nas stać mieszkać w tym mieście.
- Prawie nie utrzymujemy z sobą kontaktu, ale co roku zawsze spotykamy się tutaj - wyjaśnił Paul. - Taki nasz pakt. Nie zapomnieć o sobie nawzajem… i być singlem na zawsze.
- Dla niektórych to wybór… - Nel zawiesiła głos, jakby mówiła o sobie. - Dla innych konieczność - spojrzała na swoich towarzyszy.
- Ty jesteś całkiem ładna, Harper. Masz chłopaka, tak? Mówię ci, na pewno cię zdradza - mruknęła Sally. - Albo zdradza, albo zostawi dla żony.
- Sally! - krzyknął Paul. - Na litość boską.
- Ci przystojni zawsze mają żony. I zawsze te żony liczą się bardziej - Sally powiedziała tak, jak gdyby wiedziała, co mówi.
Alice zaśmiała się i to bardzo szczerze
- Dlatego dobrze jest mieć w życiu plan B. Pogodzić się z opcja samotności, albo mieć na horyzoncie awaryjną opcję. Jak narazie dobrze mi w mojej obecnej pozycji wewnątrz związku - powiedziała śpiewaczka i napiła się jeszcze whiskey. Trzecią szklankę sączyła już zdecydowanie wolniej niż dwie pierwsze. Jej policzki zdążyły się jednak zarumienić po tych dwóch wcześniejszych, czego jednak nie było widać aż tak dobrze w tym szałowym świetle.
- Ja pochodzę z USA, ale obecnie mieszkam w Anglii - uchyliła rąbka tajemnicy o sobie, żeby nie było, że robi im przesłuchanie
- A na Mauritiusie jestem pierwszy raz… - ‘I mam nadzieję, kurwa, ostatni’ Dodała w myślach.
- Mam nadzieję, kurwa, że nie ostatni! - Paul prawie krzyknął. - A teraz powiem wam o moim związku.
- Nie! - krzyknęła Nel. - Nie znowu!
- To było najpiękniejsze lato mojego życia. Pracowałem wtedy w porcie i on również. Uśmiechał się do mnie, a ja… ja to lubiłem. Zachowywałem się przy nim jak jakaś pieprzona dziewica. Pewnego wieczoru zaatakował mnie i pocałował… a ja myślałem, że rozpłynę się ze szczęścia. Zupełnie tak, jakbym był kostką masła, a on gorącym nożem…
- No pewnie - mruknęła Sally. - Nie ty pierwszy, nie jedyny.
- Seks był kompletnie nieziemski - Paul zamaszystym gestem objął cały horyzont. - A potem powiedział mi, po kilku miesiącach związku, że jest bi.
Nel, Tony i Sally razem westchnęli, jakby zestrojeni w sztuce teatralnej.
- Mężczyzna bi nigdy nie będzie na stałe z gejem - rzekł Tony. - To po prostu się nie wydarzy. Minie miesiąc, rok, może dwa lata… a potem zacznie kupować grzechotki i pieluchy.
- Chodziki - poprawił go Paul, kierując wzrok ku podłodze. - Zobaczyłem go z tą kobietą, kiedy kupował chodzik.
- Tak to już bywa z mężczyznami… Że mają w biologii niestałość - westchnęła Alice. Popijała dalej whiskey. Było jej szkoda Paula, że akurat trafił na jakiegoś biseksualnego mężczyznę, który spędził z nim czas, najpewniej zabawił się nim, a potem znalazł sobie kobietę i sprawił jej dziecko. Ciekawe ile wytrzymał z nią i czy był potem przykładnym mężem…
- Ja czasami myślę, że nie ma czegoś takiego, jak dwie połówki tego samego, kurwa, jabłka, czy inne bzdety - rzekła Sally. - Chciałabym być romantyczna, jak wtedy, kiedy byłam o połowę młodsza. Ale to po prostu nie znalazło żadnego, nawet najmniejszego odzwierciedlenia w tym, czego doświadczyłam. Jak byłam z jakimś mężczyzną, to miałam wrażenie, że jesteśmy przyjaciółmi, a wszystko ponadto było kompletnie na siłę. Więc spróbowałam z kobietą. Ale ta, jak szybko uznałam, wykorzystała mnie jako element zemsty na swojej byłej, albo byłym, nawet nie chciałam wiedzieć… Wtedy byłam słaba.
- Słaba - Nel i Paul westchnęli.
- Ale stałam się silniejsza - Sally podniosła głos.
- Silniejsza! - Tony uderzył szklanką o blat baru.
- No i do tej pory jestem zagubiona - dokończyła.
- Och - mruknęli wszyscy.
Alice nie miała nic do wtrącenia. Zaczęła jednak myśleć o swojej relacji w nieco mniej optymistycznym świetle. Była z facetem, który miał żonę, która właśnie zdrowiała. A ona czekała na pieprzonego księcia z bajki, który wyjebał na jakiś biegun i nawet nie miała pewności, czy myślał o niej w jakikolwiek sposób… Zakrztusiła się i musiała odstawić na moment szklankę, bo aż trudno jej było przez moment wziąć oddech. Co za gówno… Wyprostowała się i spojrzała na horyzont. Niebo było ciemne i odbijało się w ciemnej wodzie. Światła lampek baru migały w powoli poruszających się falach na wodzie.
- A ty, Harper? - zapytała Nel. - Opowiedz nam o swoim chłopaku.
- Pewnie jest biseksualny i porzuci cię dla kobiety… - zaczął Paul, po czym mocniej chwycił szklankę i zmrużył oczy. - Czy tam dla mężczyzny? - zwrócił pijane oczy ku niebu.
Sally spojrzała na niego z niesmakiem.
- Harper, nie miej nam tego za złe. Jesteśmy trochę pijani i bardzo zgorzkniali. Jak raz serce zostanie złamane, to potem zatruwa wszystkie inne.
- Ale takie jest życie - Nel podniosła do góry ręce, wzdychając. - Przykro mi, Harper. W najlepszym przypadku odkochasz się i zaczniecie się stopniowo od siebie oddalać. A może w najgorszym? W każdym razie albo to, albo… pewnego dnia po prostu zdradzisz go z jakimś Bahrim. Albo on ciebie zdradzi z jakąś kobietą. I wszystko po prostu…
Nagle Nel wybuchła płaczem. Takim okropnym, że wszystkim zjeżyły się włosy.
- Kochanie… - mruknął Paul. - On nie jest warty tego, byś o nim pamiętała. A tym bardziej, żebyś odczuwała jakiekolwiek emocje….
Ale Nel wciąż płakała.
- Poczułam się taka… - zawiesiła głos. - Co takiego miała ona, że ja nie miałam? Zgodziłabym się na wszystko. Zgadzałam się na wszystko. Ale… to wciąż było za mało. Byłam niewystarczająca…
- To on nie wiedział, czego potrzebował - burknęła Sally. - Prawdziwe złoto jesteś w stanie dostrzec dopiero wtedy, kiedy będzie lśnić w dłoniach kogoś innego. Na pewno żałuje tego, jak cię potraktował. Ale to bez znaczenia, bo ty już nigdy na niego nie spojrzysz.
- Bo jesteś piękną, wartościową kobietą, która zna swoją wartość - Paul przytaknął. - I nie daj wmówić sobie, że jest inaczej.
Nel otarła łzy i spojrzała z miłością na towarzyszy.
Tony westchnął.
- Witaj w Le Suffren - spojrzał niepewnie na śpiewaczkę. Uśmiechał się dość niezręcznie.
Harper nie wchodziła im w ich prywatny moment. Nel potrzebowała tego płaczu, ona potrzebowała teraz odrzucić od siebie pingwiny. Wszyscy mieli swoją prywatną chwilę. Alice znów sięgnęła po swoją szklankę i dopiła whiskey. Odstawiła ją na blat
- To dobre miejsce, a z was są naprawdę ok ludzie - stwierdziła podsumowując. Obraz lekko rozmywał jej się na krawędziach, gdy przesuwała spojrzeniem na boki. Zmarszczyła brwi
- Muszę was niestety opuścić… Potrzebuję dojść do recepcji i podać dane mojego partnera, żeby mi o trzeciej w drzwi bez karty nie skrobał jak tu dotrze… - wykręciła się. Jeśli tu zostanie, to niechcący jeszcze zgorzknieje, a nie na to miała dziś ochotę…
- Mam nadzieję, że to ciebie będzie skro… - zaczęła Nel, kiedy znajomi przerwali jej krzykiem.
- Nawet nie wiedziałem, że tak się mówi - mruknął Paul, popijąc słowa drinkiem.
- Chcę, żebyś pamiętała o nas, Harper, kiedy będziecie się kochać - Sally dotknęła jej ramienia. - I żebyś kochała się za całą naszą czwórkę.
- Piątkę - westchnął Tony.
- Piątkę - Sally kontynuowała. - A to znaczy pięć orgazmów.
- Umiesz liczyć do pięciu, Harper? - zapytał Paul.
- Chyba, że sprawi, że nie będziesz w stanie nawet liczyć! - roześmiała się Nel.
A za nią ryknął cały stolik.
- Zobaczymy… Mój Anglik jest dżentelmenem tylko na salonach… - pokręciła głową i dopiła resztę alkoholu, po czym westchnęła i odstawiła pustą szklankę
Wszyscy ponownie roześmiali się.
- Do zobaczenia, moi mili - pożegnała ich, po czym chwyciła pewniej torbę z butelką i swoją torebkę, a następnie obdarzyła nowych znajomych ciepłym uśmiechem i odwróciła się by ruszyć w stronę recepcji. Wygrzebała po drodze telefon i sprawdziła, czy Terry coś może pisał. Pewnie nie, jak jeszcze leciał... Ale to tak na wszelki wypadek. Szła w stronę lobby. Starała się iść w miarę prosto.
Alice czuła się kompletnie rozluźniona. Mogłaby zwierzać się komuś prawie nieznajomemu, choć może nie z najbardziej delikatnych spraw. Na dodatek towarzystwo Nel, Paula, Tony’ego, Cindy i Sally dodatkowo złagodziło jej napięcie. Mimo to szła kompletnie prosto. Nie zataczała się. Wcale nie wypiła aż tyle. Jeszcze nie.
W myślach wciąż słyszała ostatnie słowa usłyszane w Bar On The Rock.
“Tylko bądź tu jutro, Harper.”
“Będziemy grać w gry, Harper, a nie znamy wielu pozycji.”
“Musisz więcej powiedzieć o tym Angliku.”
Czuła, że ludzie w barze zazdrościli jej Terry’ego. Gdyby tylko wiedzieli, że miał żonę, a tak naprawdę pożądał znacznie bardziej mężczyzny, o którym myślała Alice… Był przystojny, bogaty i potężny, jednak wcale nie aż tak wysportowany. Co nie znaczyło, że czegokolwiek brakowało mu w łóżku. Wręcz przeciwnie. A jednak… nie był stereotypowym idealnym księciem z bajki. Nawet jeśli… sprawiał takie wrażenie.
Śpiewaczka weszła do recepcji. Ujrzała dwóch mężczyzn za kontuarem. Czarnoskóra i latynoska musiały wrócić do domu.
Nowi recepcjoniści skutecznie odciągnęli myśli Alice od osoby de Trafforda. Przyjrzała im się uważnie, czy żaden nie wyglądał jak potencjalne zagrożenie, po czym podeszła do lady
- Dobry wieczór… Nazywam się Alice Harper. Zamieszkuję pokój numer dwadzieścia trzy. Chciałam poinformować o danych osoby, która będzie mi towarzyszyć, a której prosiłabym o wydanie karty do apartamentu… - poczekała aż któryś z panów przejmie obowiązek notowania.
- Proszę mówić - rzekł jeden z nich. Chwycił myszkę i zaczął klikać, aż najwyraźniej otworzył odpowiednie okno, gdyż spojrzał na śpiewaczkę.
- To będzie Terrence de Trafford. Chciałabym się dowiedzieć czy jest jakaś opcja, żeby go odebrano z lotniska i na jakiej zasadzie to działa. Przyleci gdzieś około pierwszej lub drugiej - zmarszczyła brwi licząc jeszcze raz
- Tak… Jakoś tak… - podsumowała i oparła dłonie o ladę. Czekała na zdanie mężczyzn, nie wiedziała jak tu to działało z tym dowozem. Jakby jej przywieźli Terry’ego, byłaby bardzo zadowolona.
- Nie ma najmniejszego problemu - powiedział drugi. Czuła wyraźny zapach tytoniu, jak gdyby przed chwilą wyszedł na papierosa i właśnie wrócił. - To wszystko w cenie pobytu. Pan Terrence de Trafford. Wszystko wiemy.
Alice spostrzegła za oszklonymi drzwiami, że ktoś siedział na schodach tuż przed Le Suffren. Widziała jedynie głowę i to od tyłu. A jednak była w stanie rozpoznać te brązowe włosy. To musiał być Bahri.
- Wszystko ustalone - rzekł recepcjonista. - Czy potrzebuje pani jeszcze czegoś? - zapytał uprzejmie.
Alice zastanawiała się chwilę, patrząc na sylwetkę Bahriego. Wróciła jednak spojrzeniem do recepcjonisty i przez sekundę się zawiesiła
- Aaa… Em.. Gdy przyjedzie i wydany zostanie mu klucz… Proszę o telefon do apartamentu - powiedziała. Chciała wiedzieć kiedy Terrence przybędzie, nawet jakby była jeszcze wtedy pijana. Chciała go przywitać przytomnie, a nie żeby wkradł jej się do łóżka po cichu.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline