Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2019, 12:43   #102
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Siedzący przy stole Esmond zdawał się nie być zbytnio zaangażowany w rozmowę. Większość uwagi poświęcał niewielkiemu notatnikowi, za którego lektury wracał kilkakrotnie w trakcie podróży, na moment po tym jak niewyraźnie zarysy miasta pojawiły się na horyzoncie.
Co jakiś czas odrywał wzrok od pożółkłych kartek, gdy poruszono co istotniejsze tematy, lub gdy otwierały się drzwi do karczmy.

Gveir niewiele rozmawiał przez ostatnie dni. Ciążyło na nim to, że utracił część swojej pamięci. Pomimo wysiłków, jakie ponawiał, zasłona niepamięci nadal pozostawała tak samo nieprzenikniona, jak wcześniej. Magia demona była po prostu zbyt silna.

Pomimo tego, broń była czymś, czego nie żałował. Spędzał poranki i każdą wolną chwilę na uczeniu się ostrzy, sposobu w jaki się poruszały. Czasami miał wrażenie, że ostrza były oddzielnym, żyjącym bytem, który w pewnym sensie prowadził jego, a nie on je. Posiadały także parę atutów, które dzieliły je od jego starego, wysłużonego miecza. Jedyne, co nie podobało mu się, to spojrzenia, jakie rzucał mu Aurarius, kiedy ćwiczył, ale jednak nie zamierzał się tym przejmować.

Ostatecznie, doszedł do wniosku, że cokolwiek to było, co utracił ze swojej pamięci, było już przeszłością. Zamierzał doprowadzić karawanę Ristoffa do końca swojej podróży i obłowić się na tym, ile się dało.

W gospodzie, Gveir sączył z namysłem piwo, przysłuchując się gościom. Kiedy Ristoff przemówił, zapytał:

- Opowiedz nam o Siewcy Wiatrów i dlaczego komuś miałby zależeć na niepowodzeniu naszej wyprawy – rzekł.

Rycerz spojrzał na najemnika i mlasnął kilkukrotnie.
- Może i jesteśmy wśród ludzi, ale… nie mówmy tych imion tak otwarcie - zasugerował. - [Ponoć są bardziej skorzy do patrzenia, gdy wiatr niesie ich imię.

- W mieście łatwiej ukryć swoje intencje. Tak wielu ludzi dookoła sprawia, że ciężej jest wypatrzeć potencjalnych grzeszników. - zaczął mag również racząc się piwem. - Siewca jest bogiem tak samo jak Władca Toni i Pan Wojny. W przeciwieństwie tylko od pozostałej dwójki nie ma swojego kościoła. Mówi się, że jego kapłani odchodzili od zmysłów. Nie mniej jego domeną są sny i wiatr. Dlatego też ludzie tak boją się kiedy wieje ciepły wiatr bo zapowiada on koszmary. No, a że magowie Iluzji parają się między innymi leczeniem poplątania myśli wyobraź sobie, że są częstymi ofiarami Siewcy. Co zaś się tyczy naszej wyprawy wydaje mi się, że jeszcze nie spotkaliśmy tych, którzy nam przeszkadzają. Znaczy same nasze czyny ściągają boską uwagę. Ale tego się spodziewałem akurat. - Zagadkowy uśmiech pojawił się na twarzy maga.
- Nie do końca… jestem czysty - przenikliwe niebieskie oczy Hebalda błysnęły złowrogo. Izabela Otworzyła szerzej oczy na tę rewelację.
- Czy to znaczy, że…
- Tak moja droga, to że nas tyle rzeczy spotyka to jest moja wina, Po części. Nie za wszystko jestem winien. Nie mniej, nasi znajomi z uniwersytetu jak wiecie znaleźli ruiny, bardzo stare ruiny. Jeśli mnie pamięć nie myli, takie których żadna siła wyższa nie chciałaby aby została odnaleziona. Dla ludzi i im podobnych jest to jednak wielce ciekawe znalezisko. Szczególnie dla tych ugrupowań, które mogą chcieć uciec od spojrzeń naszych ciemiężycieli… zagalopowałem się.

- Po kolei. – zarządził Gveir, który fuknął spod potężnego wąsa i pił równie potężny łyk piwa.

- Zatem Dizzi miał prawo odejść, nasza wyprawa rzeczywiście nie leży w interesie bogów – rzekł najemnik. - Zapewne karzeł nie zdecydowałby się na wyprawę, gdyby tylko znał prawdę... - pokiwał głową. - Rzeknij no, wiesz, co może być w ruinach, które szukamy? I dlaczego widzieliśmy duchy Toni w umyśle Izabeli?

Ristoff uśmiechnął się nonszalancko i wskazał na Esmonda.
- To pytanie nie do mnie, nieprawdaż Esmond?

- Zdaje się, że doszło do tego z mojej winy- przyznał niechętnie Esmond.

Widząc pytające spojrzenia towarzyszy kontynuował.

- Odkąd pamiętam widzę duchy. Zakładam, że z tego powodu mogliśmy widzieć dusze wewnątrz umysłu Izabeli.

- Nie znam magii – Gveir nastroszył wąsa. - Jakim cudem Esmond widział duchy w umyśle Izabeli, cóż... Zostawiam to. Wspomniałeś, że "żadna siła wyższa" nie chciałaby odnaleźć tych ruin. Co jest w tych ruinach?

- I co to znaczy, że nie jesteś czysty? - dodał Gveir. - Czy to oznacza, że jesteś... Opętany?

Mag przetarł oczy i westchnął poirytowany.
- Ty słuchasz co się do ciebie mówi Gveir, czy po prostu mówisz co ci ślina na język przyniesie? Esmond właśnie powiedział, że od zawsze widzi duchy. Przypomnę, że nasza kochana magini postanowiła na dziko zrobić rytuał łączący ich umysły. To jak dodanie dwa do dwóch. Jego połączenie z Tonią przedostało się do jej umysłu. Proste - Hebald pokręcił głową z miną pełną dezaprobaty.
- Jeśli się nie mylę to te ruiny mogą mieć stałe przejście za zasłonę. I nie, nie jestem opętanym.

- Zatem kim? - zapytał w końcu rycerz o coś co od dłuższego czasu chodziło mu po głowie. - Wiem żeś grzesznik, jako i my już teraz. Lecz zdajesz się być dobrze rozeghrzany w temacie. To jakim cię widzimy… To tylko sztuczka, prawda?

Tym razem twarz maga spoważniała i bardzo uważnie. Jego dłoń powędrowała do wisiorka i zaczęłą się nim bawić.
- Sztuczka to spore niedopowiedzenie. Na tę informację może być tutaj za mało ludzi.

Rycerz mlasnął widząc że trafił na większą tajemnicę. Nie mylił się, ani nie miał omamów tuż przed wejściem w umysł Izabeli.
- Zatem później - zgodził się. - Czy to przejście przez zasłonę… jest jak przejście w Toń? Tak jak w umyśle? Czy to coś większego… Jak przejście wprost do bog… Do nich.

- Nie znam magii – Gveir wzruszył ramionami. - Więc to jest cel całej wyprawy? Wchodzimy do zapomnianych ruin, zbieramy trupy tych, co byli przed nami i... I tyle? Ha! Jestem pewien, że masz w tym jakiś jeszcze inny cel, niż udanie się za tą wyprawą.

Wyrzekłszy to, Gveir pociągnął z kufla i zamówił kolejne.

Ristoff ponownie pokręcił głową. Jego palce zabębniły o stół.
- Oni mogą żyć. Tylko gdzie indziej. - powiedział zmęczony prostolinijnością najemnika. - I nie, jeśli będa trupy to ich nie zbieramy tylko upewniamy się że nikt niewłaściwy się nie zainteresuje tym znaleziskiem.

- Jeśli tylko będzie okazja do zarobku, masz moje ostrza – wyrzekłszy to, Gveir uśmiechnął się i odprężył, po czym kontynuował sączenie piwa.

Esmond westchnął z cicha. Nie chciał odchodzić od stołu, świadom że po raz kolejny ominą go ważne zagadnienia. Robiło się jednak późno. Jeśli chciał się czegoś dowiedzieć musiał zabierać się do pracy. Schował notatnik i niechętnie podniósł siedzenie, licząc że choć części rzeczy dowie się później.
- Niedługo wrócę. - powiedział, kierując się w stronę lady, gdzie znajdował się właściciel karczmy.

Mag tylko uniósł brew kiedy Esmond odszedł.
- A to on miał do mnie tyle pytań… Coś jeszcze chcecie wiedzieć?

- Ile jeszcze sekretów ci zostało, czarowniku? - uśmiechnął się najemnik.

Rycerz spojrzał na siedzącego przy ladzie Esmonda i zabulgotał do Ristoffa.
- Bredzi, czy rzeczyghrywiście widzi duchy? Nigdy o czymś takim nie słyszałem.
Utopiec był trochę zaniepokojony. Wszak raz umarł… Pozostawało pytanie co się stało z jego duszą.

Uwagę Gveira mag zbył chłodnym spojrzeniem.
- Widzi Hektorze. Nie jednego podobnego mu znałęm, choć w całym swoim życiu mogę ich zliczyć na palcach obu dłoni. Ten którego spotkaliśmy w karczmie na rozjeździe był do niego podobny. Stety niestety bogowie nie są w stanie nad wszystkim zapanować i ludzie… czasem rodzą się z niepożądanymi darami. Darami, które ujawniają zakłamanie jakim są… niektórzy nasi patroni. Inni są znacznie bardziej prostolinijni. Pan Wojny na ten przykład. Uwielbia konflikt. Kocha go i nakręca. Zawsze spogląda tam gdzie ścierają się ze sobą. No a dla większości wojna to jedno wielkie nieszczęście, przed którym często nie da się uciec, więc lepiej aby pecha miał ten drugi a nie ja. Więc wołają swojego patrona by spojrzał na jego potyczkę licząc, że tałatajstwo przeciwnika okaże się na tyle interesujące aby spojrzenie boga przyniosło mu śmierć.

- W zasadzie, miałbym jeszcze jedno pytanie – rzekł Gveir. - Będąc w umyśle Izabeli, zawarłem układ z demonem, który, cóż... Który wyrósł z ramienia Hektora – Gveir rzucił puste spojrzenie w stronę maga, zdając sobie sprawy z absurdu tego, co właśnie wypowiedział. - Straciłem oko, ale zyskałem to – pokazał bliźniacze ostrza zawieszone na łańcuchu. - Czy masz pojęcie, czym może być ten stwór, którego ma Hektor? Dlaczego Aurarius tak zareagował, kiedy dowiedział się o moim pakcie?

Po dłuższym zastanowieniu, dodał:

- Ciekawe, jak to wpłynie na Izabelę.

Hektor również był ciekaw odpowiedzi, aczkolwiek przewrócił oczami na wzmiankę o Izabeli.
- Przyjghreła to nadzwyczaj spokojnie… ale byliśmy w jej głowie przyjacielu. To musiało być thraumghratyczne… a może i nawet bolesne.

- Siedzę obok was - warknęła magaini rzucając groźne spojrzenia. Hebald odchrząknął.

- Tak, co do stwora, to demon… ten sigil… miał służyć do czegoś innego- mag nawet przepraszająco spojrzał na rycerza. - Przedstawił wam się jakoś?
Rycerz wraz z magiem zauważyli przy okazji jak ich towarzysz wychodzi z karczmy.

Rycerz z kolei rzucił Izabeli przepraszające spojrzenie. Uśmiechnął się nawet nieśmiało. Spojrzał następnie w kierunku drzwi wyjściowych.
- Dokąd on poszedł? - pokręcił głową po czym wrócił do tematu rozmowy. - Nie przedgrsstawił się, ale wspomniał że “lubi wiedzieć”. Teraz już z nim nie porozghrmawiam, bo nie ma ust. Alghre… coś mi mówi że to tylghro kwestia czasu.
Utopiec spojrzał na Gveira i jego brakujące oko.

Gveir tymczasem zaciekawił się, gdzie mógł wyjść Esmond.

- Zamówię jeszcze antał piwa - rzekł, pomimo swoich słów kierując się do wyjścia. - Zobaczę…

Ristoff westchnął cicho. Na jego czole pojawiły się zmarszczki zamyślenia.
- “Lubi wiedzieć”... ach. Możliwe, że to jakiś pomiot Chciwości. Mają tendencje do przejawiania chęci do różnych rzeczy. Lubię wiedzieć mogłby być równie dobrze chcę patrzeć, albo chcę dotykać. Żeby się zmanifestować tutaj… potrzebują dostać, zagarnąć coś stąd. Ma już oko, jeśli chcesz aby mówił… musiałby od kogoś zabrać usta.

Utopiec odruchowo dotknął swoich ust i skrzywił się. Nie wypowiedział niewypowiedzianej myśli.
- Z Chciwością chyba nie chciał być kojarzony - przypomniał sobie rycerz. - Głównym elementem jest tu chyba wiedza… dla samej wiedzy, a nie dla chęci posiadania tej wiedz… - rycerz urwał. - Nie ma to większego sensu, prawda?
Spojrzał na Izabelę.
- Jeszcze raz przyjmij moje przeprosiny Izabelo. W roli ratującego wkroczyłem do twych snów, lecz chód mój nie był lekki.

Magini fukęła cicho wywracając oczami, ale nie odezwała się. Trawiła informacje jakie były wymieniane przy stole. Hebald z kolei zmarszczył ponownie brwi.
- Nie chciał być kojarzony ze chciwością..? To… to może oznaczać tylko jedno. Pewnie chce się wyrwać spod jej kontroli. Musimy uważać. Za takim małym uciekinierem być może ktoś zechce podążyć. O ile o nim wiedzą. Jesteś pewien, że chcesz go ze sobą nosić?

To było dobre pytanie i rycerz sam nie wiedział, czy ma na nie odpowiedź. Skinął jednak głową.
- Tgrkhak. Zabrał oko naszego towarzysza… nie chcę żeby ta krwawa zapłata była bez znaczenia. Poza tym nie skończyłem z nim rozmawiać - oznajmił. - Jeśli potrzebuje ust, bandytów na trakcie jest wielu.
Utopiec spojrzał na Izabelę, ale nie nagabywał jej ponownie. Zamierzał dać jej czas, którego potrzebuje. Był świadom jak wielkim poświęceniem z jej strony musi być przebywanie w ich towarzystwie.
- Mam jeszcze jedno pytanie Hebaldzie - odezwał się po chwili ponownie. - Obawiam się że znam odpowiedź, ale chcgrcę to usłyszeć od ciebie. Czy ten… rytuał który na mnie odczyniłeś wciąż się utrzymuje, czy pozbyłem się go wraz z demonem z własnej ręki?

-Hmm… to będziemy musieli sprawdzić. W ogóle nie powinno to się zdarzyć. Przepraszam, że cię naraziłem. - ciężko było powiedzieć czy Hebald jest do końca szczery w swoich przeprosinach, ale na pewno był zaintrygowany sprawą tatuażu.
- Możliwe demoniczny rycerzu, że to co ci zrobił mag przetarło zasłonę - odezwał się po raz pierwszy Auraruis. Nie wypił swojego kufla piwa od samego początku rozmowy tylko się nim bawił przechylając na boki i łykając tylko od czasu do czasu. Z niechęcią patrzył na pozostałych przy stole.
- Magia zaś to nadwątlenie samego fundamentu rzeczywistości. Granica musiała być dostatecznie cienka aby sprytna istota skorzystała na tym. Powinniście się cieszyć, że tak… nietypowy demon do was przylgnął.

Utopiec żachnął się gdy został nazwany ‘demonicznym rycerzem’.
- Wciąż nie jestem pewien co o tym myśleć Auraruisie - odpowiedział. - Dalekim też by twierdzić, że dobrze uczyniłem… ale wiem na pewno, że zostawić go w umyśle Izabeli nie mogłem. Jeśli do mnie przylgnął w fizycznej postgrhraci… moim obowiązkiem jest zgłębić tajemnicę jego istoty oraz postąpić tak jak będzie słuszne.
 
Jaracz jest offline