Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2019, 06:20   #43
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 10 - 1940.III.14; cz; wieczór; Paryż

Czas: 1940.III.14; cz; wieczór; godz. 22:00
Miejsce: północna Francja; Paryż; Montesson, mieszkanie żony Grimarda
Warunki: widne, ciepłe wnętrze pokoju, noc na zewnątrz



George Woods (R.Cromwell)


Po zostawieniu za sobą czynszowej kamienicy w Nanterre razem z Sorenem pojechali do następnej. Tym razem w Montesson co już było całkiem daleko od centrum, zbliżali się do zachodnich krańców międzynarodowej metropolii. Żona czy raczej od niecałej doby wdowa po zabitym policjancie mieszkała właśnie w Montesson. Jak zauważył przy okazji kierowca dobrze, że z tego krańca miasta to nie musieli z powrotem tłuc się przez centrum lub kombinować objazdami. Obecnie bowiem nadal panował spory, wieczorny ruch. Ale wdowa po Grimardzie mieszkała na bocznej uliczce więc tam panowała cisza, spokój i mrok zaciemnienia. Gdy tam wjechali wydawało się, że jadą dnem jakiegoś mrocznego kanionu z jaśniejszą strugą całkiem pogodnego nieba nad samochodem.


Rozmowa z panią Grimard, bo okazało się, że mimo rozwodu zachowała nazwisko męża, była od początku dość trudna. Po pierwsze mało gościnna pora. Kobieta była krawcową więc wstawała bardzo wcześnie i o tej porze już się szykowała spać. Przynajmniej pewnie była do tego przyzwyczajona. Gdyby nie śmierć męża. To zwaliło się na nią tak nagle i niespodziewanie, że zastali ją całkiem rozbitą. I ledwo okazało się, że są o tak dzikiej porze z powodów jej męża i to nie tylko by złożyć kondolencje to zaczęło iść pod górkę.

Pani Grimard nie zareagowała zbyt dobrze na serię pytań o jej męża. Myślała, że jak już to przyszli w sprawie pogrzebu bo coś się stało i nie miała ani ochoty ani siły woli aby poddać się śledztwu względem zachowania męża w ostatnim czasie. Nie, nie zauważyła niczego dziwnego! Jak miała zauważyć skoro mieszkali oddzielnie?! Nie widywali się częściej niż raz na miesiąc czy dwa! Ostatni raz widziała go właśnie z miesiąc temu. Przyjechał i zabrał dzieci do kina. Potem odwiózł. Wiedzieli, że w lecie czeka ich apelacja w sądzie to nie mieli o czym ze sobą rozmawiać. Zabrał dzieci i oddał dzieci i koniec. Rozstali się. I w tym momencie jej chwilowy gniew i złość załamały się a ona rozpłakała się. - Nie kochaliśmy się już od dawna, łączyły nas tylko dzieci. Ale nie zasługiwał na taki straszny koniec. Nie życzyłam mu czegoś takiego nawet w chwilach największej złości. Nie wiem kto mógł mu zrobić takiego. Pewne jakiś straszny bandyta! - załkała przez łzy. Soren objął ją pocieszająco i popatrzył ponad jej trzęsącym się od płaczu ramieniem na Brytyjczyka. Kobieta wyglądała na całkowicie rozstrzęsioną i przybitą tą nagłą tragedią która na nią spadła. George miał wrażenie, że Francuz spasował i zostawiał decyzję Woodsowi czy i jak tak to jak dalej ciągnąć tą rozmowę.




Czas: 1940.III.14; cz; zmierzch; godz. 22:00
Miejsce: północna Francja; Paryż; Asnières-sur-Seine, ulica
Warunki: ciemna noc, nieprzyjemny chłód ulicy, ciemno



Noémie Faucher (D.Adley), Kenneth Hawthorne (M.Tweed)


Wydawało się, że to na nic. Jeździli po okolicy praktycznie w ciemno licząc, że ktoś coś widział lub wie. Właściwie to dosłownie też jeździli w ciemno bo w międzyczasie zmierzch przeszedł w pełnoprawną noc. Całkiem pogodną. Jednak dość wiosenną czyli na samą koszulę to było dość nieprzyjemnie chłodno i wilgotno ale wewnątrz pojazdu czy w płaszczu było nawet całkiem przyjemnie.

Zresztą temperatura i warunki były dobrane jakby dla kontrastu: chłód i mrok na zewnątrz, hałas i światło wewnątrz. Zjechali z kilka okolicznych restauracji, kawiarenek, barów i pubów. Wewnątrz, za szybami zasłoniętymi żaluzjami lub kotarami, wieczorne i nocne życie trwało w najlepsze. A na zewnątrz panowała mroczna, chłodna atmosfera świeżego grobu. Tylko zapachu rozkopanej ziemi brakowało.

W większości klientela była typowo męska. Tam czy tu można było rozpoznać ten czy inny mundur ale w większości nadal dominowali ludzie w koszulach i marynarkach. Ładna Belgijka rzucała się więc często w oczy ale gdy przychodziło, że nie chodzi o drinka czy taniec ale sprawy służbowe i jakieś auto ze zdjęcia czy inne nudne sprawy zainteresowanie zwykle znacznie spadało. Mówiący dobrze po francusku ale nie Francuz na przemian budził albo ciekawość albo niechęć. W zależności na kogo w tych gwarnych salach trafiło. A trafiło całkiem sporo bo w końcu paryski wieczór był jeszcze taki młody! Zabawa dopiero się zaczynała! Więc za bardzo nikt nie miał ochoty aby oglądać zdjęcia samochodów. Standardowa reakcja po którejś tam z kolei zaczepce była mniej więcej taka - Daj sobie siana! I co z tego, że byłem tu wczoraj? Byłem “tutaj” w środku a nie na zewnątrz. Po cholerę mielibyśmy siedzieć na zewnątrz jak można siedzieć wewnątrz? - wielu gości nawet jak przyznawało, że wczoraj też tutaj byli to niezbyt rozumiało po cholerę mieliby stać w taką pogodę na zewnątrz skoro przyszli zabawić się, napić i pogadać do baru. Czyli do wewnątrz. A samochody były przecież na zewnątrz no i do reszty wszystko psuło zaciemnienie czyli kurtyny i zasłony skutecznie odcinające przestrzeń na świat wewnątrz i na zewnątrz lokalu.

Sprawa wydawała się beznadziejna. Byli już chyba w trzecim lokalu gdy do Kennetha jednak uśmiechnęło się szczęście. - Taki Citroen? Wczoraj? Tak widziałem jakiś. Nie wiem czy to ten co szukacie. Wyszłem pożegnać kolegę i jeszcze zapaliliśmy jednego na zewnątrz gdy przejechał. On się na taki strasznie nakręcił, chciałby sobie właśnie taki kupić to mnie trzepnął w rękę, że właśnie o taki mu chodziło. Zdziwiło nas trochę, że miał naklejkę z Luxemburga. Ale przecież Luxembourg to jak kolejne francuskie miasto prawda? I mówią tam po naszemu. Tylko ci cytryniarze* upierają się przy tym swoim bełkocie. Już gorzej to chyba tylko jak taki myśli, że umie mówić po francusku. No tragedia. - trochę podchmielony facet w samej koszuli, z podwiniętymi rękawami opowiedział im całkiem spokojnie gdy podeszli do stolika jaki zajmował z kolegami. Ci potwierdzili jego słowa kiwaniem głów zgadzając się co do aut, krajów, języków i tych cytryniarzach z drugiej strony Kanału. Trudno było stiwerdzić czy tak sobie swobodnie mówili czy może jakoś rozpoznali w rozpytującym ich mężczyźnie jednego z owych cytryniarzy.




Czas: 1940.III.14; cz; wieczór; godz. 22:00
Miejsce: północna Francja; Paryż; 15-ta Dzielnica, Hotel “Topaz”
Warunki: granat nieba, ciepłe, ogrzane wnętrze pokoju, jasno



Evelyn Leigh (A.Croft)



Wieczór w herbaciarni upłynął całkiem przyjemnie. Człowiek mógł zapomnieć, że jest w pracy i nie siedzi tutaj dla przyjemności. A jakie obfity był ten wieczór! Gdy młoda Brytyjka wracała po kolejnej podwózce, tym razem taksówką, do “Topaza” miała pełną torbę ziół. I szałwię i całą resztę. Torba z zakupami wyglądała niewinnie, ot jak kolejna pani domu wracająca z zakupami do domu. Tyle, że nie do domu a do hotelu i nie były to składniki do wzbogacenia smaku herbaty ani czegokolwiek innego.

Przy okazji się wypogodziło. Nastała piękna, paryska noc. Efekt uboczny obowiązkowego zaciemnienia był taki, że niebo było pięknie widoczne nie zasłaniane aurą świateł wielkiego miasta. Gdyby było jeszcze trochę cieplej to pogoda byłaby idealna na urlop. Niestety była przecież połowa marca więc było nadal dość chłodno. Ale tylko na zewnątrz, wewnątrz hotelowych pomieszczeń było przyjemnie sucho, ciepło i jasno.

Na recepcji okazało się, że wróciła pierwsza. Nikogo z pozostałych jeszcze nie było. Mogła więc wrócić do swojego pokoju i miała trochę czasu do dyspozycji zanim wróci ktoś jeszcze. Do północy też jeszcze trochę czasu było. Jakoś ze dwie godziny.


---



*Cytryniarze - określenie Brytyjczyków z epoki żaglowców. Brytyjskie załogi aby zapobiec szkorbutowi podczas długich rejsów zabierały ze sobą cytryny.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline