Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-03-2019, 08:13   #41
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Post współtworzony przez Aiko i Loucipher

Droga do kostnicy

[MEDIA]http://www.citroenet.org.uk/passenger-cars/ac/traction/7cv/images/09.jpg[/MEDIA]

Soren odprowadził ich do nowego auta, gdzie Noemie bez chwili zawahania zajęła miejsce za kierownicą. Wiele lat prowadziła, jeżdżąc po kontynencie i znajdująca się po lewej stronie kierownica nawet na sekundę ją nie zaskoczyła. Zaczekała aż Oliver zajmie miejsce po stronie pasażera i powoli wyjechała z parkingu. Citroen 7 CV był popularny, raczej już dosyć wiekowym autem. W obecnej sytuacji miał jednak swoje plusy. Nie wyróżniał się, przy okazji nie zwracając na Agentów uwagi, oraz… był. Noemie już teraz cieszyła się, że nie musi angażować Sorena w kolejną wyprawę.
- Udało ci się nieco przespać? - Spytała swego towarzysza, wyjeżdżając na drogę prowadzącą do kostnicy. Jej dłonie sprawnie operowały znacznej wielkości kierownicą.
[MEDIA]http://www.citroenet.org.uk/passenger-cars/ac/traction/7cv/images/14.jpg[/MEDIA]
Kenneth przeciągnął się na fotelu pasażera i przetarł oczy.
- Trochę. Co nie znaczy, że nie miałbym ochoty na więcej. - ziewnął. - Z drugiej strony, robota się sama za nas nie zrobi, prawda? - zaśmiał się. - A w łóżku niewiele zrobimy.
- To Paryż. Wierzę, że jest wiele osób, które by się z tobą nie zgodziły.
- Noemie była w dobrym nastroju. Te krótkie drzemki to nie było dużo, ale zawsze więcej niż nic. Miała nadzieję, że po krótkiej przejażdżce uda im się wrócić do hotelu i mimo wszystko przespać z czystym sumieniem, że zrobili co mogli.
Hawthorne śmiechem skwitował komentarz przełożonej.
- Cóż, najpierw obowiązki, potem przyjemności. Czyż nie tego uczyli nas w Agencji?
- Nie wiem w jakiej Agencji cię szkolono, ale mi mówili, że przyjemności są w porządku tylko jeśli są potrzebne misji.
- Foucher pozwoliła sobie na ciche westchnienie. - Nie podoba mi się to wszystko Oliver.
- Mi też nie.
- przyznał mężczyzna. - Z drugiej strony nie jesteśmy tu na wycieczce. Zginęła dwójka naszych ludzi… a my mamy się dowiedzieć dlaczego zginęli, kto ich zabił i gdzie zniknęła przesyłka, którą transportowali. Zakładając, że w furgonetce było akurat to, czego szukamy. Sądzisz, że te dwa trupy, które leżą w kostnicy, mogą mieć z tym coś wspólnego?
- Nie zdziwiłabym się gdyby wszystkie zwłoki jakie wyprodukował tej nocy Paryż miały z tym coś wspólnego. Już takie moje cholerne szczęście.
- Noemie pozwoliła sobie na chwilę marudzenia. Ken był jedyną osobą, przy której sobie na to pozwalała i skoro w końcu siedzieli we dwójkę… sami… nie zamierzała się ograniczać. - Naprawdę liczę, że ta ciężka woda tam była… jeśli to fałszywy trop jesteśmy w czarnej… mamy przewalone.
- Jeśli strzelasz równie celnie, co zwykle, to właściwie zostało nam tylko przepytać te wszystkie trupy i sprawa załatwiona.
- Kenneth popisał się czarnym humorem. - Najpierw strzelaj, potem dobij, a potem na spokojnie przesłuchaj zmarłego. Reputacja wystrzałowej dziewczyny nie wzięła się znikąd, prawda? - obrzucił Noemie figlarnym wzrokiem. - Coś ci powiem, jeśli te dwa ciała okażą się być powiązane z tą sprawą, jestem ci winien kolację w wybranej przez ciebie restauracji w Paryżu. To tak nawiązując do przyjemności, które mogą pomóc misji. Z pełnymi żołądkami lepiej się myśli. To jak, przyjmujesz propozycję?
Noemie zaśmiała się i zerknęła na siedzącego obok mężczyznę.
- Niech będzie… chyba dostałeś większe kieszonkowe niż ja panie Inspektorze.
Kenneth uśmiechnął się tajemniczo.
- Mam pewne prywatne fundusze. - odparł z uśmiechem. - Poza tym co to za wizyta w Paryżu bez romantycznej kolacji?
- Ze smutkiem przyznaję, że dla mnie… typowa.
- Noemie przeniosła wzrok z powrotem na drogę. - To miasto nie lubi dawać mi odpocząć.
- A zatem czas przełamać tą smutną rutynę
- zawyrokował Kenneth. - Poza tym nie darowałbym sobie, gdybym przepuścił okazję, by zjeść z Tobą kolację w cieniu Wieży Eiffla.
- Romantyk.
- W głosie Belgijki pojawił się cień ironii, ale uśmiech który wypłynął ja jej twarz szybko zdradził, że sama nie mogła się doczekać tego wspólnego posiłku.

Kostnica

Noemie zaparkowała przed z jednym z lepiej już jej znanych budynków w Paryżu. Zawsze znała to miasto jako najbardziej romantyczny zakątek kontynentu, jednak ta misja, szybko zmieniała jej poglądy. A jeśli nawet nie misja, to właśnie ten budynek. Zaczekała przed autem aż Oliver do niej dołączy, wpatrując się w ponure ściany.
Mężczyzna wysiadł z auta i uważnym spojrzeniem obrzucił surowe mury kostnicy. Budynek, jak przystało na jego przeznaczenie, robił niezbyt miłe wrażenie. Najważniejsze, że krył odpowiedzi na przynajmniej niektóre z nurtujących detektywa pytań… a przynajmniej Hawthorne miał taką nadzieję.
Foucher poprowadziła towarzysza do środka pokonując dobrze już sobie znaną trasę. Na wejściu jedynie skinęła dobrze już sobie znanemu przedstawicielowi obsługi kostnicy i ruszyła w kierunku sal operacyjnych, w których dokonywane były sekcje. Mężczyzna odprowadził ją z niewyraźną miną, osoby zszokowanej faktem, że ktoś może tak często odwiedzać to miejsce nie będąc jego pracownikiem. Skinęła głową dobrze już sobie znanemu patologowi i wysłuchała krótkiego komentarza przyglądając się zwłokom.
- To raczej nie oni. - Mruknęła niechętnie po angielsku, bardziej do Hawthorna niż do pracownika kostnicy. - Czy istnieje szansa byśmy otrzymali zdjęcia tych dwóch? - Rzuciła już po Francusku i skinęła głową w kierunku ciał.
Hawthorne, który od momentu wejścia do budynku rozglądał się ciekawie wokół, przyjrzał się dwóm ciałom leżącym na sekcyjnych stołach. Przyczyna śmierci wydawała się oczywista - obaj denaci mieli rany postrzałowe głowy, które, na ile Kenneth miał okazję widzieć z podobnych przypadków w policyjnej karierze, musiały zostać zadane z bliskiej odległości. Wyglądało to na jakąś egzekucję lub mafijną robotę. Kenneth pamiętał, jak w szkole w Hendon szczegółowo przerabiali zorganizowaną przestępczość na przykładzie chicagowskich gangów czasu prohibicji. Jakaś część jego mózgu próbowała odszukać w czeluściach pamięci, czy na terenie Francji mogły działać jakieś podobne struktury mafijne. Na południu Francji byłoby to podobne, włoska mafia i korsykańska camorra mogły walczyć o wpływy. Ale w Paryżu? Usłyszawszy komentarz Noemie, wzruszył ramionami. Zapyta ją o to, jak wyjdą. Tymczasem skinął głową słysząc, że Noemie pyta o zdjęcia. To warto było sprawdzić, może ktoś kojarzy tych typów.
Belgijka przeszła pomiędzy ciałami przyglądając się im uważnie. Nie chciała tego robić. Nie cierpiała swojego “daru” i wolała unikać jego prowokowania, ale nie mieli na to czasu. Wizje przy pierwszym ciele uderzyły jej umysł.

Klęczała.. Znajdowała się w tej furgonetce.. Nad nią stał mężczyzna… John. Widziała wycelowaną w siebie lufę pistoletu, a chwilę potem świat zniknął. Zaklęła pod nosem i powolnym krokiem przeszła do drugiej ofiary.
Kenneth uważnie obserwował belgijską agentkę, stojącą przy zwłokach leżących na stole. Minę miała nieobecną, jakby jej umysł znajdował się gdzie indziej. Postronny obserwator mógłby uznać, że zamyśliła się stojąc przy martwym ciele, ale Kenneth wiedział, że Noemie próbuje nawiązać kontakt z duszą zmarłego. Ponieważ konsekwencje takiego spotkania mogły być przeróżne, mężczyzna czujnie obserwował swoją towarzyszkę, gotów zareagować, gdyby stało się coś dziwnego.
Nie musiał nawet długo czekać. Wystarczyło, że Noemie podeszła do drugiego ciała i zachwiała się. Poczuła mdłość, które od razu posłały ja na kolana.
Kenneth zareagował błyskawicznie. Doskoczył do osuwającej się na kolana Belgijki i porwał ją w ramiona, podnosząc do góry i nie pozwalając upaść.
- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? - zapytał z troską w głosie.
- Powietrza. - Odpowiedziała krótko, osłaniając usta dłońmi.
- Kobiety nie powinny przebywać w takich miejscach. - Patolog jedynie pokręcił z niedowierzaniem głową i powrócił do przerwanej pracy. - Zdjęcia na pewno będziemy mieli rano… zamówię dla was odbitki.
- Proszę je dla nas przygotować, odbierzemy je, jak tylko będą gotowe. Z góry dziękuję.
- Kenneth skinął głową patologowi i mocniej objął Noemie ramieniem. - Chodź, wyprowadzę cię na świeże powietrze. - powiedział i powoli wyprowadził słaniającą się na nogach kobietę z pomieszczenia, kierując się korytarzem do drzwi wejściowych.
Belgijka nienawidziła tych chwil słabości, grzecznie jednak dała się poprowadzić. Na szczęście to był Ken a nie George. Chyba umarłaby gdyby ten stary zgred musiał jej pomóc. Na zewnątrz przysiadła na jednej ze znajdujących się pod budynkiem ławek.
- Jednego z nich zabił Lloyd. - Mruknęła gdy Oliver przysiadł obok niej. Opuściła głowę, opierając się łokciami na kolanach i starając się złapać oddech. - Drugiego pewnie też, choć… nic nie wyczułam.
- Jesteś pewna?
- zapytał Kenneth, nieco zdumiony. - W takim razie co miałaś na myśli, mówiąc tam, w środku, że “to raczej nie oni”?
- Nie pasują do rysopisu właściciela magazynu.
- Noemie odchyliła się na ławce, wystawiając twarz na te nieliczne promienie słońca przebijające się przez zachmurzone niebo. - Miałam nadzieję, że to może oni.
- Żaden z nich nie pasuje do opisu podanego przez właściciela… - z namysłem powtórzył informację Kenneth - co akurat wcale mnie nie dziwi. - skonstatował. - Facet, który wynajął magazyn, musiał być prowodyrem, organizatorem akcji. Ci dwaj to zapewne szeregowi. Jeśli Wainwright do nich strzelał, musieli należeć do ekipy, która zastawiała zasadzkę. Ciekawe, jak to się stało, że Lloyd miał w ręce broń i ich zlikwidował. Czyżby popełnili błąd? A może Lloyd próbował im zwiać? - zastanawiał się głośno Kenneth. - Zaiste, im więcej trupów, tym więcej pytań. Może faktycznie powinnaś mnie nauczyć, jak się przesłuchuje umarłych.
- Obawiam się, że mam to wrodzone.
- Noemie zerknęła na siedzącego obok mężczyznę. - Nie jestem tego w stanie nauczyć… Myślę, że Lloyd próbował zwiać. Oboje z Gabrielle mieli wiele świeżych ran postrzałowych. Na pewno miała miejsce jakaś walka, którą nasi towarzysze przegrali.
- Przynajmniej tanio skóry nie sprzedali
- w głosie Kennetha zabrzmiał niechętny podziw. - No i tamci, kimkolwiek byli, nie dowiedzieli się od nich niczego, co mogłoby ich łączyć z Agencją, ani nie dowiedzieli się też być może niczego na temat przesyłki i ich misji. Szkoda tylko, że musieli aż zginąć, by tego dokonać.
Belgijka jedynie przytaknęła ruchem głowy i podniosła się z ławki. Musieli jechać dalej… póki nie czuła się nazbyt senna.

Podróż do Magazynu
[MEDIA]https://farm4.staticflickr.com/3777/9487363723_d35c6f1305_b.jpg[/MEDIA]
Humor nieco poprawiło jej dopiero ponowne zasiąście za kierownicą. Odczekała chwilę, aż ręce przestaną jej drżeć i ruszyła w kierunku magazynu.
- Jakbym pomyliła drogę to mnie koryguj. - Zwróciła się już spokojnym głosem do swojego towarzysza, wyjeżdżając na drogę prowadzącą na obrzeża miasta. Mogli tędy jechać… miejsce zabicia policjanta było niedaleko… Noemie rozglądała się po okolicy pilnując jednocześnie drogi. - Ciekawe czy ktoś ich widział o tej porze…. Tą furgonetke z Johnem i Gabrielle.
- Nie wiem. Policjanci rozpytali świadków i ponoć nie znaleźli nikogo, kto zapamiętałby ten pojazd.
- Może po prostu rutynowo, odpytali pierwsze lepsze napotkane osoby.
- Głos Noemie znów zrobił się marudny. - Musimy się dowiedzieć, co stało się z ciężką wodą.
- I sądzisz, że w magazynie znajdziemy odpowiedź na to pytanie?
- zapytał z przekąsem Kenneth. - No, może poza oczywistą informacją, że zniknęła.
- Wątpię, ale nie miałam okazji przyjrzeć się tamtej okolicy.
- Belgijka zastukała palcami w kierownicę. - Jestem ciekawa ile mieli dróg, którymi mogli odjechać, może… ktoś widział furgonetkę przejeżdżającą w środku nocy.
- Sprawdzimy to.
- uspokoił ją Kenneth, pilnując jednocześnie, by Noemie nie zgubiła drogi prowadzącej do magazynu.
Jakiś czas później prowadzony przez Noemie Citroen wyhamował przy okazałym budynku magazynu. Kenneth wysiadł z pojazdu i odszukał właściciela. Mężczyzna skojarzył go jako uczestnika poprzedniego przeszukania, więc nie oponował, gdy Kenneth jeszcze raz poprosił o udostępnienie mu pomieszczeń magazynu.
Pomieszczenie wyglądało niemal tak samo jak wtedy, gdy znaleziono w nim furgonetkę. Zastawione skrzyniami, półkami i różnymi pojemnikami ściany otaczały puste miejsce na środku magazynu, gdzie ślady butów, krwi i kół pojazdów otaczały pusty, pozostawiony samemu sobie pancerny furgon. Jego tylne drzwi były otwarte, pusta skrzynia ładunkowa, z której wyniesiono już ciała, poplamiona była zakrzepłymi śladami krwi, odciskami butów i garściami proszku do zbierania odcisków palców, którego smugi pokrywały gęsto burty i podłogę. W powietrzu unosił się trudny do opisania zaduch, złożony ze słodko-mdlącego odoru zakrzepłej krwi, ciężkiego zapachu resztek spalonego prochu, ledwo uchwytnej nuty samochodowego paliwa oraz wszędobylskiego kurzu.
Agenci popatrzyli po sobie, po czym zaczęli metodycznie oglądać furgon. Szukali najdrobniejszego śladu, jaki mógł powiedzieć coś więcej na temat wydarzeń, jakie miały tu miejsce. Szczególnie interesowało ich, co stało się z transportowaną przez furgonetkę skrzynią. Kto ją zabrał, na jaki pojazd przeładował, dokąd wywiózł.

- Rozejrzymy się po najbliższej okolicy i sprawdzimy czy przy drogach nie ma jakichś pubów. - Noemie przeszła się wzdłuż śladów furgonetki, w której znaleziono Johna i Gabrielle i zobaczyła jak znikają one w rozgardiaszu jaki stworzyła policja swymi wozami. - Już wieczór… może stali bywalcy wrócili do lokali… może ktoś widział furgonetkę jadącą od magazynów w środku nocy i chociaż wskaże nam kierunek.
 
Aiko jest offline  
Stary 29-03-2019, 22:12   #42
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Evelyn zapięła płaszcz, poprawiła też szal, którym owiniętą miała szyję i ruszyła powoli wzdłuż uliczki, kierując się do wskazanego przez Sorena sklepiku. Obcasy jej pantofli cicho stukały o brukowany chodnik.
Przystanęła przed witryną i spojrzała do środka herbaciarni. Szyba była lekko zaparowana, ale Evelyn dała radę zauważyć, że w środku na pewno świeciło się mdłe światło i przy stolikach siedziało kilkoro klientów. Miała więc szczęście, że lokal nie był jeszcze zamknięty.
Pokrzepiona tą myślą, z lekkim uśmiechem nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi. Od razu rozległ się dźwięk dzwoneczków zawieszonych nad framugą. Leigh weszła do środka, gdzie przywitały ją intensywne ziołowe zapachy, przytłumione rozmowy nielicznych gości, cicha i przyjemna dla ucha muzyka z gramofonu, a przede wszystkim ciepło, którego poskąpiła marcowa pogoda na zewnątrz.
Evelyn obdarzyła siedzącego za ladą młodego mężczyznę uśmiechem. Czytał jakąś książkę i co jakiś czas popijał herbatę z filiżanki, ale kiedy rozległ się dźwięk dzwoneczków przerwał na moment, by choć spojrzeć na nowego gościa herbaciarni.
Evelyn rozsupłała płaszcz, ściągnęła szalik i odwiesiła obie rzeczy na stojący obok wejścia wieszak. Ubrana była w beżową sukienkę w drobną kratkę z paskiem i rękawem sięgającym łokcia, której wcześniej nie było widać spod szarego dopasowanego płaszcza w poprzeczne paski.
Podeszła spokojnie do lady, za którą siedział młody mężczyzna. Teraz mogła mu się przyjrzeć. Na oko był niewiele starszy od niej, być może był studentem. Szczupły blondyn o bystrym spojrzeniu niebieskich oczu. Typ inteligenta. Evelyn jeszcze raz się uśmiechnęła, kiedy ten podniósł wzrok znad czytanej książki.
- Dobry wieczór - przywitała się po francusku, a w jej głosie nie dało się wyczuć ani nuty angielskiego akcentu, zupełnie jakby była rodowitą Francuzką. - Okropny dziś ziąb, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać, by nie wybrać się na spacer. Byłabym naprawdę wdzięczna za filiżankę herbaty jaśminowej.
Evelyn spędziła w herbaciarni jakiś czas. Sama nawet nie zwróciła uwagi, jak już jest późno i wcale by się nie zorientowała, gdyby nie to, że ostatni goście zaczęli już opuszczać lokal, a blondyn zza lady wycierał stoliki i ustawiał krzesła. Strasznie zaczytała się w jakimś tomiku poezji francuskiej.
- Ojej, nawet nie zauważyłam jak ten czas szybko leci! Jeszcze tylko, gdyby był pan tak uprzejmy, chciałabym kupić trochę szałwii. O, i może jeszcze korzeń mniszka, lawendę i widzę, że zostało trochę dziurawca. Wspaniale! To ile płacę?
Tak zaopatrzona i rozgrzana trzema filiżankami herbaty jaśminowej, Evelyn złapała taksówkę i wróciła do hotelu. Tam czekało ją nie tylko przygotowanie do rytuału, który musiał odbyć się po północy, ale przed godziną trzecią, a także zaproszenie pozostałej trójki. Nie sądziła, by miała jakieś szczególne problemy, by przekonywać agentkę Faucher do wzięcia w tym przedsięwzięciu udziału, ale nie miała pewności co do Hawthorne’a, a co do Woodsa… Cóż, jego odpowiedzi mogła się spodziewać, niemniej był on kluczowym elementem układanki.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 30-03-2019, 06:20   #43
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 10 - 1940.III.14; cz; wieczór; Paryż

Czas: 1940.III.14; cz; wieczór; godz. 22:00
Miejsce: północna Francja; Paryż; Montesson, mieszkanie żony Grimarda
Warunki: widne, ciepłe wnętrze pokoju, noc na zewnątrz



George Woods (R.Cromwell)


Po zostawieniu za sobą czynszowej kamienicy w Nanterre razem z Sorenem pojechali do następnej. Tym razem w Montesson co już było całkiem daleko od centrum, zbliżali się do zachodnich krańców międzynarodowej metropolii. Żona czy raczej od niecałej doby wdowa po zabitym policjancie mieszkała właśnie w Montesson. Jak zauważył przy okazji kierowca dobrze, że z tego krańca miasta to nie musieli z powrotem tłuc się przez centrum lub kombinować objazdami. Obecnie bowiem nadal panował spory, wieczorny ruch. Ale wdowa po Grimardzie mieszkała na bocznej uliczce więc tam panowała cisza, spokój i mrok zaciemnienia. Gdy tam wjechali wydawało się, że jadą dnem jakiegoś mrocznego kanionu z jaśniejszą strugą całkiem pogodnego nieba nad samochodem.


Rozmowa z panią Grimard, bo okazało się, że mimo rozwodu zachowała nazwisko męża, była od początku dość trudna. Po pierwsze mało gościnna pora. Kobieta była krawcową więc wstawała bardzo wcześnie i o tej porze już się szykowała spać. Przynajmniej pewnie była do tego przyzwyczajona. Gdyby nie śmierć męża. To zwaliło się na nią tak nagle i niespodziewanie, że zastali ją całkiem rozbitą. I ledwo okazało się, że są o tak dzikiej porze z powodów jej męża i to nie tylko by złożyć kondolencje to zaczęło iść pod górkę.

Pani Grimard nie zareagowała zbyt dobrze na serię pytań o jej męża. Myślała, że jak już to przyszli w sprawie pogrzebu bo coś się stało i nie miała ani ochoty ani siły woli aby poddać się śledztwu względem zachowania męża w ostatnim czasie. Nie, nie zauważyła niczego dziwnego! Jak miała zauważyć skoro mieszkali oddzielnie?! Nie widywali się częściej niż raz na miesiąc czy dwa! Ostatni raz widziała go właśnie z miesiąc temu. Przyjechał i zabrał dzieci do kina. Potem odwiózł. Wiedzieli, że w lecie czeka ich apelacja w sądzie to nie mieli o czym ze sobą rozmawiać. Zabrał dzieci i oddał dzieci i koniec. Rozstali się. I w tym momencie jej chwilowy gniew i złość załamały się a ona rozpłakała się. - Nie kochaliśmy się już od dawna, łączyły nas tylko dzieci. Ale nie zasługiwał na taki straszny koniec. Nie życzyłam mu czegoś takiego nawet w chwilach największej złości. Nie wiem kto mógł mu zrobić takiego. Pewne jakiś straszny bandyta! - załkała przez łzy. Soren objął ją pocieszająco i popatrzył ponad jej trzęsącym się od płaczu ramieniem na Brytyjczyka. Kobieta wyglądała na całkowicie rozstrzęsioną i przybitą tą nagłą tragedią która na nią spadła. George miał wrażenie, że Francuz spasował i zostawiał decyzję Woodsowi czy i jak tak to jak dalej ciągnąć tą rozmowę.




Czas: 1940.III.14; cz; zmierzch; godz. 22:00
Miejsce: północna Francja; Paryż; Asnières-sur-Seine, ulica
Warunki: ciemna noc, nieprzyjemny chłód ulicy, ciemno



Noémie Faucher (D.Adley), Kenneth Hawthorne (M.Tweed)


Wydawało się, że to na nic. Jeździli po okolicy praktycznie w ciemno licząc, że ktoś coś widział lub wie. Właściwie to dosłownie też jeździli w ciemno bo w międzyczasie zmierzch przeszedł w pełnoprawną noc. Całkiem pogodną. Jednak dość wiosenną czyli na samą koszulę to było dość nieprzyjemnie chłodno i wilgotno ale wewnątrz pojazdu czy w płaszczu było nawet całkiem przyjemnie.

Zresztą temperatura i warunki były dobrane jakby dla kontrastu: chłód i mrok na zewnątrz, hałas i światło wewnątrz. Zjechali z kilka okolicznych restauracji, kawiarenek, barów i pubów. Wewnątrz, za szybami zasłoniętymi żaluzjami lub kotarami, wieczorne i nocne życie trwało w najlepsze. A na zewnątrz panowała mroczna, chłodna atmosfera świeżego grobu. Tylko zapachu rozkopanej ziemi brakowało.

W większości klientela była typowo męska. Tam czy tu można było rozpoznać ten czy inny mundur ale w większości nadal dominowali ludzie w koszulach i marynarkach. Ładna Belgijka rzucała się więc często w oczy ale gdy przychodziło, że nie chodzi o drinka czy taniec ale sprawy służbowe i jakieś auto ze zdjęcia czy inne nudne sprawy zainteresowanie zwykle znacznie spadało. Mówiący dobrze po francusku ale nie Francuz na przemian budził albo ciekawość albo niechęć. W zależności na kogo w tych gwarnych salach trafiło. A trafiło całkiem sporo bo w końcu paryski wieczór był jeszcze taki młody! Zabawa dopiero się zaczynała! Więc za bardzo nikt nie miał ochoty aby oglądać zdjęcia samochodów. Standardowa reakcja po którejś tam z kolei zaczepce była mniej więcej taka - Daj sobie siana! I co z tego, że byłem tu wczoraj? Byłem “tutaj” w środku a nie na zewnątrz. Po cholerę mielibyśmy siedzieć na zewnątrz jak można siedzieć wewnątrz? - wielu gości nawet jak przyznawało, że wczoraj też tutaj byli to niezbyt rozumiało po cholerę mieliby stać w taką pogodę na zewnątrz skoro przyszli zabawić się, napić i pogadać do baru. Czyli do wewnątrz. A samochody były przecież na zewnątrz no i do reszty wszystko psuło zaciemnienie czyli kurtyny i zasłony skutecznie odcinające przestrzeń na świat wewnątrz i na zewnątrz lokalu.

Sprawa wydawała się beznadziejna. Byli już chyba w trzecim lokalu gdy do Kennetha jednak uśmiechnęło się szczęście. - Taki Citroen? Wczoraj? Tak widziałem jakiś. Nie wiem czy to ten co szukacie. Wyszłem pożegnać kolegę i jeszcze zapaliliśmy jednego na zewnątrz gdy przejechał. On się na taki strasznie nakręcił, chciałby sobie właśnie taki kupić to mnie trzepnął w rękę, że właśnie o taki mu chodziło. Zdziwiło nas trochę, że miał naklejkę z Luxemburga. Ale przecież Luxembourg to jak kolejne francuskie miasto prawda? I mówią tam po naszemu. Tylko ci cytryniarze* upierają się przy tym swoim bełkocie. Już gorzej to chyba tylko jak taki myśli, że umie mówić po francusku. No tragedia. - trochę podchmielony facet w samej koszuli, z podwiniętymi rękawami opowiedział im całkiem spokojnie gdy podeszli do stolika jaki zajmował z kolegami. Ci potwierdzili jego słowa kiwaniem głów zgadzając się co do aut, krajów, języków i tych cytryniarzach z drugiej strony Kanału. Trudno było stiwerdzić czy tak sobie swobodnie mówili czy może jakoś rozpoznali w rozpytującym ich mężczyźnie jednego z owych cytryniarzy.




Czas: 1940.III.14; cz; wieczór; godz. 22:00
Miejsce: północna Francja; Paryż; 15-ta Dzielnica, Hotel “Topaz”
Warunki: granat nieba, ciepłe, ogrzane wnętrze pokoju, jasno



Evelyn Leigh (A.Croft)



Wieczór w herbaciarni upłynął całkiem przyjemnie. Człowiek mógł zapomnieć, że jest w pracy i nie siedzi tutaj dla przyjemności. A jakie obfity był ten wieczór! Gdy młoda Brytyjka wracała po kolejnej podwózce, tym razem taksówką, do “Topaza” miała pełną torbę ziół. I szałwię i całą resztę. Torba z zakupami wyglądała niewinnie, ot jak kolejna pani domu wracająca z zakupami do domu. Tyle, że nie do domu a do hotelu i nie były to składniki do wzbogacenia smaku herbaty ani czegokolwiek innego.

Przy okazji się wypogodziło. Nastała piękna, paryska noc. Efekt uboczny obowiązkowego zaciemnienia był taki, że niebo było pięknie widoczne nie zasłaniane aurą świateł wielkiego miasta. Gdyby było jeszcze trochę cieplej to pogoda byłaby idealna na urlop. Niestety była przecież połowa marca więc było nadal dość chłodno. Ale tylko na zewnątrz, wewnątrz hotelowych pomieszczeń było przyjemnie sucho, ciepło i jasno.

Na recepcji okazało się, że wróciła pierwsza. Nikogo z pozostałych jeszcze nie było. Mogła więc wrócić do swojego pokoju i miała trochę czasu do dyspozycji zanim wróci ktoś jeszcze. Do północy też jeszcze trochę czasu było. Jakoś ze dwie godziny.


---



*Cytryniarze - określenie Brytyjczyków z epoki żaglowców. Brytyjskie załogi aby zapobiec szkorbutowi podczas długich rejsów zabierały ze sobą cytryny.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online  
Stary 09-04-2019, 17:00   #44
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Woodsa zaskoczyło zachowanie Sorena względem pani Grimard. Uznał je wręcz za nieprofesjonalne. Dziwiło go, że policjant nie jest wierny zasadzie, że z przesłuchiwanym nie powinno się spoufalać. I nieważne czy był to podejrzany, świadek, czy nawet ofiara. A tymczasem Francuz usiadł na kanapie obok wdowy i próbował ją uspokoić, a nawet pocieszyć. I raczej trudno było to zinterpretować jako próbę "urobienia" przesłuchiwanej, bo wyraźnie dawał do zrozumienia, że najchętniej przerwałby wszystko tu i teraz.

Anglik ani o tym myślał. W odróżnieniu od kolegi wybrał pozycję stojącą, patrząc z góry na panią Grimard z kamienną miną. W rękach trzymał kapelusz, jego zdjęcie było jedną z nielicznych oznak szacunku, jaką okazał gospodyni. Na razie czekał aż minie atak płaczu. Wiedział, że w tym momencie niczego z niej nie wyciągnie. Wielokrotnie był świadkiem takich sytuacji. Gdyby przesłuchiwanym był mężczyzna, mógłby już właściwie skończyć. Mężczyznę niełatwo jest złamać, lecz gdy już do tego dojdzie trudno zebrać go z powrotem do kupy. W przypadku kobiet jest dokładnie na odwrót. Łatwo popadają w histerię, ale szybko się z niej otrząsają. W pewnym sensie są pod tym względem o wiele twardsze.

Gdy kobieta przestała płakać, Woods zaczął mówić najłagodniejszym tonem, na jaki go było stać:

- Pani Grimard, zdajemy sobie sprawę, że jest to dla pani niełatwe i naprawdę najchętniej byśmy jej tego oszczędzili. Jednakże to nasza praca i... - zamilknął w pół zdania, udając że się nad czymś zastanawia. - Albo będę z panią zupełnie szczery. Nie chodzi tylko o pracę. Chcemy dopaść tych drani, którzy to zrobili pani mężowi, naszemu koledze. Oni muszą za to odpowiedzieć. Nie możemy tego po prostu zamieść pod dywan. Alex nie zasługuje, by tak po prostu o nim zapomnieć - znów przerwał na chwilę. - Lecz żeby złapać tych drani musimy wypytać o wszystko, bo każdy szczegół, nawet jego życia prywatnego, może się okazać istotny. Większość tych pytań zapewne okaże się nieistotnymi, ale jeśli jest szansa, że choć w jednej z udzielonych na nie odpowiedzi będzie się krył ślad, który naprowadzi nas na odpowiedni trop, to chyba warto je zadać, nie sądzi pani?Da pani radę wytrzymać jeszcze trochę?

Kobieta skinęła w milczeniu głową, więc Woods przeszedł do rzeczy. Wbrew temu, co dał do zrozumienia, nie miał jednak do niej zbyt wielu pytań, zwłaszcza że przychodzili do niej z nikłą nadzieją uzyskania potwierdzenia tezy o nietypowych powiązaniach Grimarda, jednocześnie nie mając nawet jakiejś zaczepki w tym kierunku. Dlatego też pytania były dość ogólne, a ponieważ odpowiedzi dość szybko wyczerpywały temat, szybko dotarli do końca.

Udało im się jedynie ustalić, że żona nie prowadziła z poległym policjantem dłuższych rozmów. Wpadał często, ale tylko po to, by się zobaczyć z dziećmi. Same dzieci też nie przyniosły żadnych nietypowych wiadomości o spędzonych z ojcem dniach. Byli małżonkowie o czerwcowej rozprawie nie rozmawiali wcale. W ogóle trudno było oczekiwać, by w takich okolicznościach pani Grimard udało się zauważyć jakieś zmiany w zachowaniu męża. Woods po cichu liczył, że mając za sobą domniemanych mocowładców, Grimard mógł się przechwalać i odgrażać, że zabierze jej dzieci, ale ich rozstanie nie miało chyba aż tak emocjonalnego przebiegu, jak to sobie wyobrażał, albo też martwy funkcjonariusz nie był człowiekiem rzucającym słowa na wiatr.

O samym rozwodzie dowiedzieli się zresztą niewiele. Zgodnie z jej słowami, kobieta miała dość takiego życia. Jakie jednak było to życie konkretnie, nie byli w stanie z niej wydusić. Zasłaniała się tylko tym, że to jej prywatna sprawa i nie chciała o tym mówić. Zapytana o to dlaczego pozostała przy nazwisku męża odpowiedziała, że nie miała czasu by je zmienić i może rzeczywiście tak było.

Wreszcie pożegnali się uprzejmie i skierowali do wyjścia. Gdy Soren wyszedł już za próg i ruszył w kierunku schodów, Woods niby to przypomniał sobie o czymś. Odwrócił się jeszcze w stronę gospodyni i powiedział:

- Proszę mi wybaczyć, jeszcze jedno pytanie, jeśli można. To zapewne nic ważnego, ale podobno Alex nie cierpiał Anglików i podobno chodziło o jakieś wydarzenie z czasów poprzedniej wojny. Zwierzał się pani z tego?

Okazało się, że podczas Wielkiej Wojny jednostka Grimarda dostała się pod przyjacielski ogień brytyjskiej artylerii, która strzelała pociskami gazowymi. Doznał licznych poparzeń i na jakiś czas stracił wzrok. Woods zgodził się, że jest to wystarczający powód.

- No to za dużo się nie dowiedzieliśmy - zagadnął Sorena, gdy już usiadł na fotelu pasażera w jego samochodzie. - Gdyby był pan tak miły i odwiózł mnie do hotelu, lub chociaż w jego pobliże. Chyba trzeba się pogodzić z tym, że zmarnowaliśmy wieczór.
 
Col Frost jest offline  
Stary 11-04-2019, 14:24   #45
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Evelyn wróciła z zakupami do hotelu. Przywitała się przyjaźnie w recepcji z obsługą hotelu i zapytała, czy któryś z jej towarzyszy zdążył już wrócić.
- Niestety, jeszcze nikogo z pozostałej trójki nie było - odparła życzliwym tonem kobieta siedząca za kontuarem.
Evelyn w odpowiedzi skinęła głową i poprosiła o klucz do swojego pokoju. Trochę się zaniepokoiła faktem, że o tej godzinie jeszcze nikt z nich nie wrócił. Sama spodziewała się tego, że mogła przyjść nieco za późno, ale jak się okazało - pozostali również nie zauważyli upływającego czasu.

Leigh ucięła sobie jeszcze krótką pogawędkę z przemiłą recepcjonistką na temat herbaciarni, w której niedawno była, a także rozpogodzenia, jakie nastąpiło na wieczór, po czym udała się do swojego pokoju.

Musiała przygotować się do rytuału, miała niewiele czasu - szczególnie jeśli miała zamiar przekonać do wzięcia w nim udziału pozostałych agentów.
Napuściła wody do wanny, do której dorzuciła zakupioną szałwię i kiedy wanna była już pełna, rozebrała się do naga i weszła do środka. Pamiętała z nauk swojej babci, że kąpiel w szałwi miała oczyszczające właściwości, a tego właśnie potrzebowała, skoro miała stać się naczyniem dla przywołanej istoty z immaterium. Bo to właśnie przez nią miał przemówić przywołany duch.

Po kąpieli znalazła kilka świeczek pochowanych w szufladach. Bardzo możliwe, że były one pochowane tam na wypadek, gdyby nagle zabrakło prądu w hotelu. Całe szczęście, bo o świecach Evelyn zupełnie zapomniała.
Rozstawiła pięć świec na podłodze, a szóstą wykorzystała do namalowania na podłodze pentagramu wpisanego w okrąg. W pustych przestrzeniach namalowała runy podobne do tych krwawych, namalowanych po tym, jak rozbiła sobie nos po koszmarze.

Kiedy wykonała ostatnią kreskę, wstała i spojrzała na swoje dzieło. Zmarszczyła brwi, kiedy zorientowała się, jak bardzo satanistycznie to wszystko wyglądało i jakich komentarzy będzie musiała wysłuchiwać.
- Cóż, cel uświęca środki, prawda? - mruknęła sama do siebie. Teraz jeszcze tylko musiała zaczekać na powrót pozostałych, by im wyjaśnić nadchodzący rytuał i w ogóle przekonać do tego, by w nim wzięli udział.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 11-04-2019, 23:17   #46
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Rozpytka w barach - by Aiko & Lou

Noemie nie potrafiła ukryć uśmiechu. W końcu na coś trafili! Była gotowa rzucić już te poszukiwania i wrócić do hotelu. Miała serdecznie dość portowych lokali w okolicy Paryża.
- Tak… to ładne auto, a czy może nie jechała za nim ciężarówka? - Spytała niepewnie przyglądając się stałemu bywalcowi lokalu “Cercle Helena”.
- Coś za nim jechało… w sumie rzeczywiście dziwne… kto jeździ o tej porze? - Mężczyzna zamyślił się, odchylając się na krześle. Odgłosy w środku niemal zagłuszały ich rozmowę.
- Czy pamięta Pan co? Duży wóz? - Noemie nie dawała za wygraną.
- Dwuosiówka, miała skrzynię krytą plandeką. - Mężczyzna z trudem wygrzebał z pamięci te informacje. - Wiesz ślicznotko, patrzyliśmy na osobówkę, a nie na to co jedzie za nim.
Noemie zmieszała się słysząc takie określenie pod swoim adresem.
- Dziękuję… - Odpowiedziała i wycofała się. Ich rozmówca tylko wzruszył ramionami i odpalił kolejnego fajka.
Kenneth popatrzył na mężczyznę, trawiąc otrzymane informacje i starając się ukryć narastające rozdrażnienie pod uprzejmym uśmiechem.
- Dziękujemy panu, bardzo nam pan pomógł. Cytryniarze, powiada pan? Doprawdy, bardzo zabawne. Pan wybaczy, ale musimy coś pilnie załatwić. Życzę miłego wieczoru. Au revoir! - pożegnawszy się z dowcipnym Francuzem i jego towarzyszami wyszedł wraz z Noemie z baru i szybkim krokiem skierował się do pobliskiej budki telefonicznej. Znalazłszy się tam i upewniwszy, że nikt nie przygląda mu się zbyt nachalnie, podniósł słuchawkę i wykręcił numer pierwszej komendy paryskiej policji.
- Inspektor Tweed - rzucił do słuchawki, gdy zgłosił się oficer dyżurny. - Z panem Batardem… dziękuję. … Soren? Tu Tweed. Dzwonię z budki telefonicznej przy barze. - Podał Francuzowi nazwę i adres miejsca, z którego właśnie wyszedł. - Mamy tam faceta, który ma informacje w sprawie naszych podejrzanych. - Kenneth podał dokładny rysopis mężczyzny, którego pechem było to, że zwrócił na siebie uwagę policjanta obdarzonego fotograficzną wręcz pamięcią. - Wyślijcie tam szybko patrol i zgarnijcie go na komendę. Nie musicie od razu zrzucać go ze schodów, ale dobierzcie mu się do paznokci i ustalcie, co wie. Aha, i jeszcze jedno - poszukiwany pojazd prawdopodobnie ma oznakowanie i tablice z Luksemburga. Wraz z ciężarówką był widziany, jak wyjeżdżał w tamtą stronę. Postawcie na nogi całą drogówkę na trasie przejazdu i dajcie znać na granicę. Może jeszcze nie dotarli na miejsce i zdążymy ich przyskrzynić. Nie… - przerwał Sorenowi pytanie, które tamten zaczął zadawać. - Nie mamy numerów rejestracyjnych, może ten ptaszek będzie wiedział. Jakby co, będziemy w hotelu. Gdybyś się czegoś dowiedział, daj znać. Cześć, miłego wieczoru. - Hawthorne zakończył rozmowę i odwiesiwszy słuchawkę wyszedł z budki.
Noemie czekała aż Oliver skończy rozmawiać uważnie przyglądając się coraz bardziej podpitym mężczyznom, który raz po raz wylegali z lokalu by skorzystać ze “świeżego” powietrza.. Coraz więcej z nich w niepokojący sposób spoglądało w jej kierunku. Belgijka zemlęła pod nosem przekleństwo.
- Dogadane? - Mruknęła do Oliviera gdy ten wyszedł z budki.
- Tak. Poinformowałem Sorena, miejmy nadzieję, że szybko zareagują. To co, wracamy do hotelu?
Belgijka przytaknęła ruchem głowy i ruszyła w kierunku zaparkowanego przecznice dalej auta. Wsiadając za kierownicę w końcu poczuła ulgę.
- Jak się nie wyśpię to chyba oszaleję. - Powiedziała cicho, odpalając silnik.
- Ja też już ledwo żyję. - ziewnął Hawthorne, pakując się na fotel pasażera i zapinając pasy. - Zatem do hotelu… pora odpocząć po ciężkim dniu.

Po krótkiej przejażdżce samochód zatrzymał się na parkingu przed hotelem “Topaz”. Agenci wysiedli z samochodu i przeszli do holu, gdzie w recepcji mimo późnej pory dyżurował młody recepcjonista.
- Mademoiselle Adley? - spytał, widząc Noemie. - Jest dla pani przesyłka. Proszę bardzo. - powiedział wręczając Belgijce dużą, szarą kopertę. Już na pierwszy rzut oka można było poznać, że w środku muszą być jakieś papiery.
- Dziękuję - odparła Noemie, biorąc kopertę i klucz, po czym gestem zaprosiła Oliviera na schody.
- To pewnie raport z Londynu. - rzuciła przyciszonym głosem, gdy tylko oddalili się poza zasięg słuchu recepcjonisty. - Ale nie mam siły już dziś go czytać. Zapoznam się z nim, jak się wyśpię. Ty też nie siedź za długo, dobrze?
- Rozkaz, szefowo - skwitował ze śmiechem Kenneth. - Mam zamiar porządnie odpocząć. Tobie również życzę tego samego.
- Mam nadzieję, że mi się uda. - uśmiechnęła się Noemie, otwierając drzwi do jej pokoju. - Dobranoc, Olivier.
- Dobranoc, Noemie. - odparł Kenneth, zanim odszedł korytarzem w stronę swojego pokoju.
 
Loucipher jest offline  
Stary 12-04-2019, 16:17   #47
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 11 - 1940.III.14; cz; wieczór; Paryż

Czas: 1940.III.14; cz; wieczór; godz. 23:30
Miejsce: północna Francja; Paryż; 15-ta Dzielnica, Hotel “Topaz”
Warunki: granat nieba, ciepłe, ogrzane wnętrze pokoju, jasno



Noémie Faucher (D.Adley), Kenneth Hawthorne (M.Tweed), George Woods (R.Cromwell) i Evelyn Leigh (A.Croft)



W końcu, po kolei, do “Topaza” powróciła cała czwórka agentów akurat gdy było tuż przed północą. Pogoda nadal dopisywała i gdyby można było wyjść na jakiś balkon czy choćby odchylić zasłony można było podziwiać piękną, paryską noc. Chociaż zaciemnione miasto, ze swoimi mrocznym, kanciastymi kształtami zlewających się ze sobą brył budynków wyglądało dziwnie i obco. Obserwacja miasta z wnętrza mogła być całkiem przyjemna gdy stało się w przyjemnie ogrzewanym wnętrzu pokoju i bez narażenia się na nieprzyjemny chłód nocy można było podziwiać piękno nieskalanej sztucznym światłem nocy.

Znów czwórka agentów mogła zebrać się razem aby podzielić się tym czego się dowiedzieli od ostatniego, wieczornego spotkania. Evelyn miała już wszystko co potrzeba do odprawienia rytuału a i pora zbliżała się w sam raz. Północ była tuż za pasem. Dla Woodsa, czekała wiadomość pozostawiona w recepcji przez prywatnego detektywa.

Wiadomość od Maxa była dość krótka. Sprawdził sklepy w okolicach magazyny zakładając, że jeśli ktoś bytował kilka dni przynajmniej w magazynie to musiał coś jeść czyli i kupować to jedzenie. W jednym ze sklepów pamiętano młodego mężczyznę który twierdził, że przyjechał do wielkiego miasta szukać pracy ale sprzedawcy rzuciła się w oczy niezła fura jaką przyjeżdżał bo dziwnie nie pasowała do młodego bezrobotnego. Niemniej facet był dość małomówny i chyba nie był Francuzem chociaż po francusku mówił całkiem dobrze. Przyjeżdżał codziennie przez kilka dni. Aż do wczoraj bo dzisiaj go już nie było. Kupował jedzenie i papierosy jak dla całej rodziny. Rozpytywał się o giełdy samochodwe gdzie można by kupić ciężarówkę. Max kojarzył giełdę jaką podał mu sprzedawca. Widocznie kupił co chciał bo ze dwa czy trzy dni temu nie omieszkał się tym pochwalić sprzedawcy. Jakiegoś Citroena.

Szefowa zespołu też otrzymała wiadomość. Tylko, że z londyńskiej centrali. W centrali przyjęto do wiadomości informację o śmierci dwójki agentów. Polecono przewieźć ciała do Londynu jak najprędzej. Sugerowano by zostawić to lokalnej siatce Spectry kierowanej przez agenta Sorena a grupka Noémie nadal miała koncentrować się na odzyskaniu ładunku. To nadal było najważniejszym priorytetem. W raporcie sugerowano, że pierwszy raport z Paryża rozwiał wątpliwości na tyle by wierzyć, że jest to celowa akcja wrogich sił a nie zwykłe zaginięcie czy opóźnienie. Akcja przeprowadzona przez profesjonalistów więc należy założyć, że będą kontynuować swoje zadanie z podobnym rozmachem. Biorąc pod uwagę to wszystko w Londynie doszli do wniosku, że w grę zapewne wchodzi jakiś wywiad. Najprawdopodobniej niemiecki, być może francuski. Ale za głównych podejrzanych uznano Niemców. A jeśli to oni to zapewne nie po to przejęli ładunek aby cieszyć się nim w Paryżu. Sugerowano więc nakłonienie Francuzów do uszczelnienia swoich granic pod kątem przechwycenia ładunku. Była jeszcze krótka notka, że swój raport otrzymał też paryska rezydentura Spectry którą dla ludzi Noémie reprezentował agent Soren więc zalecano współpracę obu komórek. Centrala przewidywała, że ładunek już może znajdować się w Niemczech bo cały dzień to aż nadto aby przejechać granicę czy przewieźć coś samolotem. Londyn dawał w takim wypadku zezwolenie na działanie na terenie III Rzeszy lub innych krajów bo ładunek należało namierzyć i odzyskać za wszelką cenę. W ostateczności zniszczyć. Nie można było pozwolić aby przeciwnik zdobył na stałe ten ładunek. Powzięto już prace nad spreparowaniem odpowiednich legend dla całej czwórki aby mogli wcielić się w nie gdyby przyszło im działać na terenie kraju z jakim alianci od pół roku toczyli wojnę. No i czekano na kolejny raport i życzono powodzenia. Koniec.

Przez Kanał raport szedł z kilka godzin. W drugą stronę podobnie. Jeszcze trochę zależało od farta w połączeniach lotniczych, godziny wysłania raportu czy choćby pogody bo gdy była zła to samoloty były uziemione i ta najszybsza droga dostarczania przesyłek odpadała. Więc w Londynie pewnie otrzymali poranny raport z Paryża w okolicach południa, przeanalizowali go i wysłali swój raport popołudniu który dotarł do Paryża wieczorem. Od wysłania jednego do otrzymania odpowiedzi mijało jakieś pół doby. Błyskawiczne tempo i na szczęście Paryż i Londyn nie dzieliły kontynentalne odległości a połączeń komunikacyjnych było sporo. Szybsze już były tylko telefony i telegrafy no ale te nie zapewniały takiego poziomu bezpieczeństwa jak przesyłki dyplomatyczne jakich używała agencja. Gdyby teraz próbować wysłać raport do Londynu zapewne dotarłby tam nad ranem to może w połowie dnia byłaby odpowiedź. Gdyby czekać z wysłaniem do rana pewnie znów odpowiedź przyszłaby w okolicach jutrzejszego wieczoru.

Centrala najwidoczniej była bezwzględnie nastawiona na próbę odzyskania lub chociaż zniszczenia ładunku i była gotowa posłać czwórkę agentów nawet na teren Rzeszy. Teren państwa totalitarnego przenikniętego mackami tajnej policji i ich szpiclami na pewno był do spenetrowania o wiele trudniejszy niż Paryż czy Oslo. Ze wszystkich scenariuszy jakie zarysowano w raporcie z Londynu to ten wyglądał na najpoważniejszy. Gdyby porwanie rzeczywiście zorganizowali Niemcy ale udało się ich jeszcze capnąć przed Niemcami, gdy zorganizował to wywiad Francuski czy inny ale rzecz nadal by się działa we Francji to wszystko to jeszcze było całkiem proste w porównaniu do misji na terenie Rzeszy. Jak poważnie w Londynie traktowano sprawę świadczyły dwie zalakowane koperty z plikami banknotów. Jeden we francuskich frankach a drugi w niemieckich reichsmarkach.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online  
Stary 19-04-2019, 22:48   #48
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Po przybyciu do hotelu Woods został zatrzymany przez recepcjonistę, który wręczył mu wiadomość od Maxence'a. Wiadomość siłą rzeczy była krótka, ale dość interesująca. Niestety nie było sposobu, by zgłębić temat tajemniczego przybysza w drogim samochodzie, jednakże jego zniknięcie mogło sugerować, że on i jego współpracownicy zdążyli się wynieść z Paryża.

Podczas spotkania z pozostałymi agentami krótko zreferował swoje i Sorena wysiłki w zbadaniu postaci nieżyjącego policjanta. Pomimo tego, że zrobił to szybko, nie chcąc niepotrzebnie poświęcać czasu na tą kwestię, starał się przedstawić ważniejsze szczegóły. Nie zapomniał nawet wspomnieć o niechęci Grimarda do Anglików i jej przyczynie. Na koniec wspomniał też o wiadomości od znajomego detektywa, po czym zamilknął na dłuższy czas, podczas którego wysłuchiwał tego, co do powiedzenia mieli inni.

Wnioski Londynu, przedstawione w piśmie z centrali, wydawały się logiczne. Niemcy byli pierwszymi podejrzanymi w tej sprawie, w końcu byli w nią zaangażowani jeszcze od czasu Altmarku. A jednak było to tylko przeczucie, niepoparte jak dotąd żadnymi dowodami. Poza tym czy niemiecki agent legitymowałby się przypadkowemu świadkowi jako agent francuski? Nie lepiej było udawać policjanta? Woodsowi wydawało się to dziwne, ale to też tylko przeczucie. Brak konkretów zaczynał być dla niego irytujący.

Nawet jeśli wycieczka do Niemiec stanie się koniecznością, to na chwilę obecną nie mieli pojęcia gdzie dokładnie mieliby się udać, ani kogo szukać. Woods uważał, że należy się bliżej przyjrzeć wyłowionym z Tamizy nieboszczykom. Gdyby udało się poznać ich tożsamość, mogłoby to umożliwić znalezienie ich współpracowników. Ale to leży w gestii francuskiej policji. Chociaż może Carlier potrafiłby się czegoś o nich dowiedzieć?

Myśli galopowały w głowie Woodsa. Ten bezwiednie sięgnął do kieszeni, skąd wydobył papierosa. Włożył go sobie do ust i zapalił, nie dostrzegając niezadowolonej z tego powodu miny Faucher. Pod koniec dyskusji zwrócił uwagę innych na przydatność pozyskania danych dwójki topielców i zaoferował pomoc swojego miejscowego kontaktu w tej sprawie.
 
Col Frost jest offline  
Stary 22-04-2019, 20:03   #49
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Evelyn była prawie gotowa, kiedy pozostali agenci przybyli do hotelu. Serce zabiło jej mocniej, bo zdała sobie sprawę, że porywa się na coś, czego tak naprawdę jeszcze do tej pory nie miała okazji praktykować. Znajomość teorii to jedno, a wykorzystanie tej wiedzy w praktyce to druga sprawa. Była jednak w pewien sposób pewna, że podoła postawionemu przed sobą zadaniu.

Ubrała się pośpiesznie w halkę do spania, która jeszcze miała na sobie ślady krwi, których nie udało jej się sprać (gdyż po prostu nie miała na to czasu). Narzuciła na siebie szlafrok i w takim stroju udała się na spotkanie z pozostałymi agentami.

Podczas wymiany doświadczeń z przebytego śledztwa, Evelyn starała się skupić na sprawozdaniach, choć jej myśli wciąż krążyły wokół rytuału. W końcu planowała nie tylko otworzyć wrota do immaterium, przez które mogło w czasie rytuały przejść COKOLWIEK, jeśli coś pójdzie nie tak. Miała zamiar również otworzyć swoje ciało na to, co sprowadzi, by miało możliwość przekazania informacji, o które mogli zapytać. Liczyła jedynie na to, że przywołają ducha zmarłego agenta, a nie dziwną istotę, którą widziała w nocnej wizji.

- Wciąż błądzimy trochę po omacku, bez żadnych konkretów - powiedziała w końcu do pozostałych agentów, spoglądając na nich poważnym wzrokiem. - Zaaranżowałam więc pewną rzecz, do której możecie nie być wszyscy do końca przekonani, ale uważam, że dzięki temu możemy zyskać kilka dodatkowych informacji.

- Wspominałam już o tym panu Cromwellowi - spojrzała krótko na Woodsa. - Chcę przeprowadzić rytuał. Chcę przywołać ducha zmarłego agenta, któremu będziecie mogli zadać pytania, które mogą nas jakoś bardziej naprowadzić na trop w sprawie ciężkiej wody. To znaczy najprościej będzie mi przywołać właśnie jego, bo mam kosmyk jego włosów ukradzi... pożyczony z kostnicy. Mogłabym spróbować z kimś innym, jeśli macie jakiś pomysł.

- Ważne jest, że wszyscy musimy wziąć w tym udział, jakkolwiek niedorzeczne może wam się to wydawać. Przywołana z immaterium istota będzie przemawiać przeze mnie, gdyż to ja podczas tego rytuału będę, hm... swego rodzaju łącznikiem między naszymi światami.

- Ach, jeszcze jedno. Gdyby coś poszło nie tak, gdyby przywołana istota okazała się kimś niepożądanym, będzie musiał mnie ktoś wybudzić z transu. Najlepiej, jakby był to pan, panie Cromwell. Będzie musiał mnie pan zranić. Do krwi. A jeśli to nic nie da, to by przerwać połączenie i udaremnić przedostanie się takiej istoty do naszego świata, będzie trzeba... - zawahała się na moment, po czym znowu spojrzała na Woodsa. - Ale nie ma co się martwić, przygotowałam odpowiednie zabezpieczenia.

- Nie mamy też zbyt wiele czasu, o północy musimy zebrać się w moim pokoju.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 26-04-2019, 22:52   #50
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Ledwo za Kennethem zamknęły się drzwi hotelowego pokoju, Anglik zdał sobie sprawę, że tej nocy z pewnością nie zaśnie. Po pierwsze było zbyt wcześnie, choć pora była wręcz zbójecko późna, niewiele brakowało bowiem do północy. Kenneth przespał jednakże całe przedpołudnie, a zatem był jeszcze zbyt wypoczęty, by zmęczenie miało zwalić go z nóg. Jeśli odczuwał jakieś psychosomatyczne objawy, to zapewne związane z zakłóceniem normalnego dobowego rytmu snu, ale Kenneth nie pierwszy raz miał już do czynienia z tak pospolitym zjawiskiem, jak zarwana podczas śledztwa noc, wiedział więc, że i tym razem wytrzyma.
Drugą rzeczą, która nie dawała spać Hawthorne'owi, był jego własny mózg, próbujący posklejać rozsypankę pozornie luźnych i niezwiązanych ze sobą poszlak, śladów i informacji. Były oficer Scotland Yardu nie pierwszy raz miał do czynienia ze śledztwem, w którym nie było niczego oprócz kilku puzzli zajmujących losowe pozycje w układance. Po raz pierwszy jednak czuł, że próbując rozwiązać to śledztwo powinien pożegnać się nawet ze zdrowym rozsądkiem. A tego bardzo nie lubił.

Żmudna detektywistyczna robota, wspierana przez nie szczędzącą sił i środków francuską policję, pozwoliła ustalić, że dwójka poszukiwanych agentów Spectry nie żyje. Był to niewątpliwy sukces ekipy wysłanej ich śladem. Przeprowadzone dochodzenie pozwoliło mniej więcej odtworzyć ich ostatnie chwile od momentu odjazdu z dworca kolejowego w Paryżu opancerzonym furgonem, którym podróżowali wraz z przesyłką, do chwili, gdy tenże furgon zakończył swą szaleńczą jazdę na latarni, a podróżujących nim agentów zalała fala pocisków wystrzelonych z Browningów. Nadal nie wiadomo było jednak, kim byli napastnicy. Dwójka wyłowionych z Sekwany ludzi mogła być zamieszana w tą sprawę... ale nie musiała. Nie mieli jeszcze wyników ich sekcji, nad którymi pracowali dopiero specjaliści od medycyny sądowej. Zeznanie, na jakie Kenneth i Noemie trafili niemal czystym przypadkiem, dawało silną poszlakę, że zabójcy obojga agentów przechwycili transport i uciekli w stronę Luksemburga... a stamtąd być może do Niemiec, prawie na pewno zmieniając po drodze pojazd, którym się poruszali. Ale zeznanie było niezweryfikowane, miało charakter luźno rzuconej opowieści przy wieczornym kufelku czy lampce wina, a zatem na razie było jedynie słabą poszlaką. George spędził większość czasu uruchamiając jakieś swoje dawne znajomości na mieście, ale na razie i on nie przybiegł z żadną przełomową wiadomością, co raczej musiało oznaczać, że jego kontakty wiedzą tyle, co i on. Może chociaż Noemie dowie się czegoś z Londynu, pomyślał.

I wtedy właśnie, jakby wywołał ją myślami, usłyszał pukanie do drzwi. Usiadł na łóżku, na którym dopiero co leżał, wciąż ubrany w te same ubranie, w którym był niedawno na mieście.
- Proszę! - rzucił.
Faktycznie, Noemie wsadziła głowę do środka.
- Olivier? Nie śpisz jeszcze? - spytała z troską.
- Nie - odsapnął znużonym tonem. - Rozmyślam. Masz coś ciekawego z Londynu?
- Tak, mam - odrzekła Belgijka. - Ale nie o tym chciałam ci powiedzieć. Evelyn chce nam powiedzieć coś ważnego. Chodź ze mną.

Chwilę później siedzieli już w pokoju Noemie, w którym cała czwórka urządziła coś na kształt nieformalnej sali odpraw. Agenci, siedząc gdzie każdemu było najwygodniej, wymieniali się informacjami i wnioskami z dotychczas prowadzonego śledztwa. Zgodnie z przewidywaniami Hawthorne'a, nie było tego wiele. Na koniec jednak Evelyn wystrzeliła z naprawdę grubej rury. Na dźwięk jej słów senność Kennetha uleciała jak spłoszony nocny motyl.

Ona naprawdę chce przywołać ducha Johna Wainwrighta? I wypytać go o wszystko, co wiedział na temat misji, przesyłki i szczegółów ich śmierci?

Brzmiało to co najmniej wariacko, odrobinę desperacko, a ponadto dość niebezpiecznie. W razie niepowodzenia rytuału duch mógł się uwolnić spod kontroli przyzywającego i wywołać nieprzewidziane skutki w świecie rzeczywistym. Kenneth wystarczająco dobrze zapoznał się z informacjami, czym jest immaterium, jak się manifestuje i jak działa, by wiedzieć, że Evelyn, przyzywając ducha i pozwalając mu tak otwarcie komunikować się ze światem rzeczywistym, igra z otwartym ogniem.

Jednak ciekawość Kennetha wzięła górę. Skoro przesłuchiwali żywych, co szkodziło wezwać na przesłuchanie... nieżyjącego?

Nieważne, że jego zeznań nie da się wykorzystać w procesie. Kenneth był pewny, że wicehrabia Hewart, pełniący zaszczytną funkcję Lorda Sędziego Najwyższego Trybunału Anglii i Walii, nie miałby mu za złe, by do rozwiązania sprawy użyto nawet tak niecodziennie zdobytych dowodów. Któż, jak nie on, powiedział bowiem "Justice must not only be done; it must also be seen to be done*"?

___________________________
* (ang.) Nie wystarczy uczynić zadość sprawiedliwości, należy również dopilnować, by tak się stało.
 
Loucipher jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172