Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2019, 07:26   #33
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
rota świątyni stanęły otworem, a barykada ustąpiła pod siłą mięśni. Jak gdyby przypominając o swej obecności przez okolicę przetoczył się donośny skrzek dyni. Niedawno zaznajomieni towarzysze niedoli czym prędzej ruszyli do środka. Wprawdzie blokada z ław i krzeseł nie została w pełni rozebrana, lecz powstałe przejście było wystarczające. Zamykająca za nimi drzwi Astine kątem oka dostrzegła przemykający pomarańczowy kształt gdzieś we mgle. Rozległo się głuche uderzenie wrót, zgrzyt i brzdęk spadającej zasuwy. Dziewczyna spojrzała po pozostałych, którzy jakoś dziwnie się zgarbili. Nie wiedziała o co chodzi, aż nie wzięła głębszego oddechu.

Zastane powietrze wewnątrz świątyni w pierwszej chwili wydawało się niczym nie różnić od tego na zewnątrz, nawet nie było przewiewu, jak wówczas, kiedy otwiera się długo nieotwierany pokój. Było tak samo ciężkie i martwe, aż nie pociągnęło się nosem. Ostry zapach uryny i fekaliów zaatakował nozdrza i wdarł się do płuc. Zakasłali i zasłonili nosy przegubami albo szmatami, które mieli akurat pod ręką. Delranowi i Pelaiosowi aż zrobiło się na chwilę niedobrze. Zawartość żołądka cisnęła im się do gardła, lecz ostatecznie udało się temu zaradzić. W międzyczasie Hanah znalazła nogę z rozbitego krzesła i napełniła ją światłem niby pochodnię.

Złotawy blask wypełnił przestrzeń przeganiając mrok i cienie. Za sobą mieli w połowie rozebraną barykadę i zamknięte wrota. Przed sobą zaś całkiem przestronną pojedynczą nawę, w której w normalnych warunkach stałyby poustawiane ławy. Te jednak zalegały pod drzwiami, a ich miejsce zajmowała gruba warstwa kurzu. Po bokach, pod ścianami, leżały poprzewracane, oblepione woskiem świeczniki, zmięte i zakurzone kawałki ciemnego materiału oraz trochę trudnych do określenia śmieci. Dalej natrafiało się na ustawiony w centrum kamienny ołtarz ofiarny, niezbyt wysoki słup zwieńczony szerokim i rozłożystym blatem. Tak samo cichy i pusty jak wszystko wokoło.

Pod przeciwległą ścianą względem wrót wywyższona stała prosta w konstrukcji mównica. Zawieszono na niej kawałek brudnego materiału, na którym można było jeszcze było dojrzeć niezatarty symbol Wielkiej Matki. Na lewo od niego, w niewielkiej wnęce, były pojedyncze drzwi. Pamiętając położenie małej wieży względem głównej bryły budynku bez trudu można było stwierdzić dokąd prowadzą. Z kolei po prawej stronie posadzka stopniowo opadała w dół i przechodziła w proste, kamienne schody. Te natomiast ginęły w mroku pod okalającym je łukiem. Hanah postąpiła kilka kroków bliżej, by się im przyjrzeć i wówczas dostrzegła, że kawałek w dalej były otwarte drzwi, a za nimi schody ciągnęły się dalej w dół. To właśnie z amarantowej czerni za nimi wydobywał się ten smród.

Wszędzie zdawał się zalegać kurz, tak samo jak w domu Astine, lecz mimo wszystko było tutaj jaśniej. Słabe księżycowe światło przebijało się przez wysokie witraże i rzucało bardzo delikatny blask wypełniający wnętrze. Nie było to coś co pozwalałoby na komfortowe zwiedzanie okolicy, lecz wystarczało by nie potykać się o własne nogi. Niemniej tym co to miejsce odróżniało od domostwa, w którym co dopiero byli, był właśnie ten zapach. Z jednej strony uciążliwy, okropny i niemal nie do wytrzymania, lecz z drugiej strony stanowił jedyny przejaw jakiegokolwiek życia w tej przeklętej prze bogów osadzie.

Pierwszymi osobami, które wzięły się do pracy był Mukale oraz Hanah, którzy wspólnymi siłami starali się na nowo ustawić barykadę. Ławy oraz wszelkie inne kawałki drewna stopniowo wracały na stos pod wrotami, raz z mniejszym raz z większym hałasem. Co jak co, ale wznoszenie zapór nie należało do najcichszych zajęć. Kiedy oni wysilali swoje mięśnie reszta zaczęła opatrywać swe rany bądź sprawdzać czy coś nie ostało się w świątyni. Astine przez chwilę przyglądała się zastanemu widokowi i z nietęga miną zaczęła zajmować się Luną. Ślady po pazurach dyni nie były wprawdzie głębokie, lecz w takich warunkach nie można było ryzykować.



ykorzystując magiczną sztuczkę elf oczyścił ubranie i skórę z brudu, którym pokryty był jeszcze po walce przy domu Astine.
Nieco odświeżony udał się w kierunku Zakonnicy i Szeptu, by upewnić się, że najbardziej poszkodowani czuli się już lepiej. Liczył na to, że magia akolitki sprawi by ich zdrowiu nic nie zagrażało, zwrócił się więc do niej:
Jak wasze rany? Mógłbym jakoś pomóc?
Dziewczyna nawet nie podniosła na niego wzroku. Nieobecna wpatrywała się w symbol Lathandera, który ujęła w dłoń. Miejscami był zabrudzony przez dyniową maź.
Elf ukląkł przy niej i delikatnie położył jej dłoń na ramieniu.
Musisz być teraz dzielna. To ty powinnaś nam dawać nadzieję, tak jak światło twojego boga oświetla świat dla wszystkich stworzeń – powiedział pocieszająco, wręczając jej wisior, który znalazł przy ArnieJeśli chcesz mogę Ci pomóc, ale będziesz musiała mi znowu zaufać.
Nie! – Dziewczyna szarpnęła się, kiedy Nephilin zaczynał znów czarować. Zacisnęła dłonie na symbolu Lathandera i odpełzła kawałek. Ostrożnie podniosła wzrok na elfa, który dostrzegł, jak jej oczy robią się większe. Po chwili rozległy się dźwięki tak charakterystyczne dla opróżnianego gwałtownie żołądka. Dziewczyna oparła się plecami o jeden z czterech filarów podtrzymujących sklepienie.

Neff nie wiedział za bardzo jak się zachować. To co się wydarzyło przez ostatnie godziny, widocznie było ponad siły Zakonnicy. Ingerowanie mocami w jej umysł w tym momencie, prawdopodobnie bardziej by jej zaszkodziło. Ostatecznie zdecydował, że musi jej zostawić trochę czasu na ochłonięcie.
Wybacz... Nie miałem zamiaru zbyt cię obciążać. Jeśli będziesz chciała później porozmawiać, to daj proszę znać – Położył na ziemi wisiorek Arn'a. Gdy wypowiedział ostatnie zdanie, nagła myśl przyszła mu do głowy – Jeśli później będziesz modliła się do swego boga, będę wdzięczny jeśli poprosisz go by umożliwił ci stworzenie wody.
Mistyk nie chciał jej mówić, że sam martwił się o stan miejscowych zapasów. Jeśli roślinność jest tu wypaczona, to tym bardziej trzeba uważać na to co się je i pije. Dziewczyna nieznacznie zerknęła na pozostawiony medalion, lecz nie uczyniła niczego więcej. Zakrywając usta dłonią starała się powstrzymywać targające nią emocje bądź też kolejne skurcze w żołądku.



hciałem ci podziękować za ratunek, wtedy gdy coś starało się wedrzeć do mojego umysłu. Gdyby nie ty, byłoby już po mnie. Nie miałem pojęcia, że masz jeszcze dostęp do swych mocy.
Em...? A tamto? Wiesz to nie do końca ta. W końcu co dwie głowy to nie jedna, co nie? Ale oczywiście to moja zasługa, że się nam powiodło. Widziałeś już zatem, że masz do czynienia z kimś zacnego pokroju, kimś kto zasługuje na uwagę kobitek wszelkiego stanu. Uh... – jego głos się załamał. – Chyba zmęczyłem się bardziej niż myślałem. Em... To wszystko czy jeszcze czegoś chcesz? A i pamiętaj następnym razem nie zapomnij o no wiesz.
Elf w tej chwili miał wrażenie, że gnom puszcza do niego oko.
To wszystko – odparł mistyk, po czym lekko rozbawiony aktywował swój mentalny talent by móc przekazać wizualne bodźce gnomowi. Ukradkiem spojrzał w kierunku ponętnych pośladków Dzierlatki i po chwili zerwał telepatyczną więź. Przy czym jeszcze przez chwilę towarzyszyło mu uczucie zadowolenia ze strony gnoma.



pewnym momencie, jeszcze podczas wznoszenia barykady Hanah dostrzegła coś osobliwego. Sięgała właśnie po jedno z krzeseł, kiedy spostrzegła wpatrującego się w nią Neffa. Elf spoglądał na nią wygłodniałym wzrokiem, chociaż czy na nią było kwestią dyskusyjną, ponieważ nie doszło do kontaktu wzrokowego pomiędzy nimi, a raczej na linii zielonych oczu i jej pośladków. Po chwili zamrugał dwa razy i ruszył w swoją stronę.

Tymczasem Pelaios oraz Celaena wspólnie zaczęli oględziny świątyni. Początkowo chcieli rozpocząć od zejścia do podziemi, ale bijący stamtąd fetor skutecznie ich odstraszył. Przynajmniej na razie. Skierowali więc swe kroki ku drugim drzwiom. Łuk w którym zostały wybudowane był prosty, ale mocny. Taki, który miał za zadanie podtrzymywać większy ciężar. Bardziej interesujące były zdecydowanie same drzwi, ponieważ nosiły ślady uderzeń. Wgniecenia, wklęsłości oraz zadrapania skupiały się wokół zamka i prostej metalowej klamki, obecnie raczej dość mocno wygiętej. Drzwi same w sobie zostały dość mocno wypaczone, ale w taki sposób by je otworzyć, nie zamknąć. Diablę popatrzyło na półelfkę, a następnie wspólnie otworzyli je.

Po drugiej stronie czekał ich dziwny widok. Już po samym kształcie pomieszczenia można było wywnioskować, że są w wieży. Naprzeciwko nich, oparta o ścianę stała wysoka drabina otoczona po obu stronach licznymi półkami. Większość z nich była pusta, a wszystkim tym co się na nich ostało były puste butelki oraz słoiki. Na podłodze z kolei stały beczki, na oko z pół tuzina, o rozbitych bądź odłożonych na bok wiekach. Ziały one pustką. Pod stopami z kolei rozsypane było coś co niewątpliwie kiedyś było ziarnem, lecz teraz przypominało raczej szarą papkę pozbawioną kształtu i poprzetykaną resztkami worków.


 
Zormar jest offline