Migmar puścił oko do więźniów, którzy na niego zagwizdali. Wydawało mu się, że nie lubi facetów, ale ciężko było powiedzieć, bo tak naprawdę nie był z nikim w związku, w łóżku ani nawet na randce. Oczywiście, inni chłopcy nie odmówili sobie przyjemności
uświadomienia mu paru rzeczy, gdy był młodszy udało mu się skraść przygodnego całusa ładnej koleżance czy poeksperymentować z kolegami, których podobnie jak jego rozpierała witalna energia, którą trzeba było rozładować...
Te pierwsze nieliczne doświadczenia były jednak efektem przeładowania chakry sakralnej będącego naturalnym elementem dorastania, kiedy inni mnisi i mniszki zaczęli się dobierać w poważniejsze pary Migmar popadł już konflikt z Meelo, co czyniło go pariasem w społeczności świątyni przyblokowało mu chakrę korzenia a energie sakralnej przekierował w całości na sekretną twórczość muzyczną oraz opracowanie techniki muzycznego tkania wiatru.
Słyszał jednak, że w więzieniach przydałoby się mieć opiekuna a patrząc na jego tryb życia pewnie trafi tu wcześniej czy później dzisiejszej nocy pewnie dostanie izolatkę po znajomości żeby bliźniaki nie wtargnęły, jako współwięźniowie i pozwolą mu zatrzymać przy sobie trąbkę, ale jeżeli trafi kiedyś do publicznej celi lepiej żeby go miło kojarzyli może uda mu się wtedy wymigać robótkami ręcznymi i nie będzie musiał nadstawiać tyłka za ochronę? Bo tego nie próbował i jakoś na razie nie miał ku temu chęci.
Nie miał nic mądrego do dodania w kwestii Zhenga, więc po prostu stał z boku rozmyślając o swoim pustym życiu uczuciowym.