Jakkolwiek pomysł Otta wydawał się głupi, wydawał się działać. Ku niezadowoleniu Dory, żywiołak przez chwilę podążał za Ottem, potem stanął w przejściu, nie wiedząc za bardzo, co ze sobą zrobić, żeby w końcu wyjść na zewnątrz, dając się zwieść obietnicy najemnika. Dopadł gałązki, podniósł ją płomienną macką i zaczął się jej, prawdopodobnie, przyglądać. Drewno zaczęło szybko czernieć. Gdy Otto wracał do obozu, żeby dać ogniowi kolejny patyk, coś trafiło go w plecy. Otóż żywiołak cisnął w niego dymiącą lagą, a następnie zaczął oddalać się od obozu.
-
Poszło to w cholerę? - zapytał Viburn.
Detowi fajka smakowała jak nigdy. A poza ich prowizorycznym obozem szalał śnieg i wiatr.
Jeżeli chcecie, odpisujcie krótko. Jutro wrzucę kontynuację (chyba że chcecie jeszcze coś zrobić), bo zakładam, że przeczekujecie burzę.
|