- Ki chuj?! - Krzyknął Otto kiedy ciśnięta gałąź trafiła go w środek pleców. Nie było to uderzenie mocne, szczególnie biorąc pod uwagę grube, zimowe futra ale jednak odczuwalne. - By cie jasny chuj w pogodny dzień ty płonąca pizdo! - Pogroził pięścią za oddalającą się ognistą sylwetką. - Tak Virbunie. Jebnął mi podarowanym mu patykiem i wypierdolił. Kryzys zażegnany. Nic już nam przypadkowo nie puści namiotów i zapasów z dymem - Pokręcił głową i na powrót wrzucił do ognia ciśniętą w niego gałąź. - Niewdzięczny parszywiec. Czyżby rozumiał więcej niż pokazywał? Bo na pierwszy rzut oka to na przesadnie rozgarniętego to nie wyglądało. Jakiś pomysł kiedy pogoda może się uspokoić? Czuje się jakbym spędził w tym obozowisku tygodnie, jeśli nie dłużej.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |