Wzrok Morgana uciekł ponownie, a moment potem okazało się co było tego powodem.
- Pan Morgan … i inspektor Corday, jeśli pamięć mnie nie myli - dobiegł ją kobiecy głos zza jej pleców.
Odwracając się zobaczyła, stojącą kilka metrów od nich, znaną kobiecą postać.
Przyglądając się jej, Irya lekko potrząsnęła trzymanym w dłoni kieliszkiem, żeby zamieszać w nim rubinową ciecz. Nie wyglądała jak ktoś kto by przejął się tym najściem. Zupełnie jej nie zdziwiło, że właścicielka luksusowego burdelu kojarzy prawnika.
- Pani Pandorina. Luna jest taka mała - skomentowała Corday z uprzejmym uśmiechem skierowanym do kobiety, jednocześnie wypowiedzią nawiązując do wcześniejszej rozmowy z Charlesem apropo domniemanej ciasnoty jaka jej zdaniem była w tym mieście. Inspektor raczej wyrażała zainteresowanie, bez cienia niepokoju, który mimo wszystko wewnętrznie w jakimś stopniu odczuwała, przez to że wiedziała więcej niż powinna.
- Rzeczywiście - przyznała kobieta z uśmiechem. - Jednak zanim się poznałyśmy, nie miałyśmy tendencji na siebie wpadać, a teraz proszę. To chyba jakieś zrządzenie losu - dodała niemal całą uwagę skupiając na Corday.
- Albo zwyczajnie nie zwracałyśmy na siebie uwagi, jak to dwoje obcych sobie ludzi - odparła blondynka, która dla odmiany nie szczególnie interesowała się rozmówczynią.
- Być może - przyznała kobieta, ale widać było, że się z tym nie zgadza. - To nie przeszkadzam - przywołała na twarz piękny uśmiech i ruszyła w kierunku wolnego, dwuosobowego stolika nieopodal. Irya mogłaby przysiąc, że gdy Pandorina oddaliła się, Charles odetchnął z ulgą. Corday zmrużyła oczy w dezaprobacie na zachowanie kobiety i odstawiła kieliszek na stolik.
- Jest jeszcze czas zmienić lokal - zaproponowała Irya.
Morgan przywołał słaby, ale raczej szczery uśmiech na twarz.
- Odfajkujemy i najwyżej już nigdy tu nie wrócimy - zażartował w próbie przywrócenia dobrego nastroju.
Irya oparła się łokciami o blat stołu, żeby nieco zmniejszyć odległość między nimi.
- Jak wolisz, w końcu to nie ja spinam się na widok właścicielki burdelu - powiedziała konspiracyjnym szeptem. - Jak chcesz się z czegoś tłumaczyć to zamieniam się w słuch - dodała z wyzywającym uśmiechem.
- Już ci kiedyś tłumaczyłem. To kwestia konieczności robienia interesów z osobami z jakimi nie ma ochoty się ich robić - wyjaśnił.
Corday westchnęła w udawanym niezadowoleniu z braku sensacji. Niestety obecność kobiety i to jak Morgan na nią reagował, przekreślały szanse, że prawnik zechce się jakkolwiek otworzyć, a już na pewno nie zechce poruszać trudnych tematów jakie miała dla niego przygotowane.
- Czyli po prostu natarczywy klient... - skomentowała ze współczuciem. Prawie od razu przeszło jej przez myśl, że będzie zabawnie, gdy Pandorina wynajmie go do bronienia swojej pracownicy, jeśli zdarzy się, że z jakiegoś powodu sama dostanie odgórnie nakaz aresztowania jej.
-... No ale teraz mam w mieszkaniu takie zabezpieczenia, że już się nie muszę martwić o niezapowiedzianie wizyty twoich klientów - nie omieszkała wykorzystać tą okazję to wytknięcia mu tego.
- Co wprowadza jednocześnie utrudnienie dla osób, którym nie jesteś tak bardzo nieprzychylna. - Szelmowski uśmieszek na ustach Morgana sugerował, że dobry humor wracał mu szybko.
- Oj, wystarczy się tylko wcześniej umówić na konkretną porę i nikt nikomu nie odstrzelił głowy - odparła spiesząc z rozwiązaniem jego problemu.
Irya kątem oka zauważyła, że nieopodal siedząca Pandorina z uwagą im się przygląda. Siedziała sama przy dwuosobowym stoliku i sączyła czerwone wino. Przez tą niechcianą i nachalną widownię musiała się teraz bardziej pilnować z tym co i jak mówi. Zdecydowanie kobieta pracowała na to, żeby Inspektor chciała się jej za ten dyskomfort odwdzięczyć w późniejszym czasie.
Po chwili przybył kelner, który podczas serwowania dań przesłonił Iryi postać obserwującej ich kobiety. Potrawa Corday znajdowała się na klasycznym talerzu, a Morgan swoją dostał na drewnianej desce.
Irya zaśmiała się widząc co wybrał sobie Charles.
- Widzę, że twoim celem jest spróbowanie na ile sposobów da się przyrządzić wołowinę - skomentowała. - Gdybyś nie zauważył to kuchnia Mishimy słynie z ryb i wodnych robaczków - dodała, sięgając po sztućce.
- Ale tylko tutaj można zamówić wołowinę, która każdego dnia była tuczona kilkoma kilogramami czekolady. Chciałem sprawdzić czy czuć różnicę - wyszczerzył się w szerokim uśmiechu i również złapał za sztućce.
- Żartujesz sobie ze mnie - odparła kręcąc głową, ale jednocześnie bardzo zaciekawiła się tym co sobie zamówił. Nie trwało długo jak wystawiła widelec w gotowości do dokonania kradzieży. - Musisz mi dać spróbować.
Prawnik rozłożył ręce na boki odsłaniając swoje danie w całej okazałości.
- Wybieraj - powiedział nie przestając się szczerzyć. - Wiedziałem, że tak zareagujesz.