Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2019, 18:03   #46
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Niezapowiedziane Przystanki


Ash słysząc prośbę o podwózkę ruszyła furgonetką w stronę poległego hammera. - Jedziemy. - Poinformowała na łączu a potem dodała do Anthonego. -Dobrze, że kazałeś się zatrzymać jakbyśmy byli w ruchu jeszcze byśmy stali się celem. Choć teraz mamy szansę mieć J.R. na pace... nie wiem czy ta fura przeżyje jej “heroiczne” wyczyny - dodała dojeżdżając i zatrzymują się przy zepsutym pojeździe. - Jestescie cali czy robimy przymusowy postój na wasze szycie?

- Jestem twarda, odporna na wiedzę, i trudna do zajebania - odparła z przekąsem J.R. - Podjedź tu, trzeba sprzęt przeładować…

-Nie mogę się z tobą nie zgodzić.
- powiedziała Lili.

Jean zbliżyła się na moment do leżącego najbliżej, martwego stwora, z “pompką” wycelowaną w jego martwy łeb.
- Już nie taki chojrak co? AST, kutasie! - Warknęła pod nosem i zasadziła padlinie lekkiego kopa.

- Ty i Kit do ciężarówki, ja i Dwight do hummerów. - Sierżant van Erp spojrzała na McAllister.
- Ta jes. - Jean zasalutowała… bronią.


Kiedy reszta zajęła się przepakowywaniem sprzętu, Ash wyłączyła silnik i podeszła ze swoją torbą i wykorzystała te parę chwil by zebrać kolejne próbki potwora.Tymczasem do drużyny zbliżały się pozostałe dwa hummery.

- Wszystko w porządku?- spytał Pearson opuszczając swój pojazd.
-Żyjemy. Nie ma się co martwić. Lili i JR. świetnie sobie poradziły. A Kit ze swoimi umiejętnościami też.- rzekł wesoło Dwight.
-Dzień bez popisywania to dzień stracony co JR?- zapytał ironicznie Guerra.
- Ja się chciałam tylko przejechać na motorze… - Odparła wielce niewinnie McAllister - ...no a później improwizowałam - Wyszczerzyła ząbki.

- Lepiej nie czekać aż pojawią się następne.- zasugerował Hamato i westchnął. - Niestety ciężko tu o spokojne miejsce, ale z drugiej strony… wygląda na to, że jesteśmy ignorowani przez wroga.
-Ten cały bajzel nazywasz “ignorowaniem”?
- odparł Dominic, nim jednak Azjata zdołał odpowiedzieć, wtrącił się Bear.-To lokalna fauna. Zaatakowały jak wilki, skupiając się ciągle na najsłabszym… najmniejszym członku stada. Armia zaczęłaby od likwidacji największego zagrożenia. Czyli Lili.

Jean spojrzała na Beara jakoś tak… z byka. Słowa o najsłabszym, czy najmniejszym w stadzie, chyba jej się nie spodobały. Nie odezwała się jednak ani słowem, wzruszając ramionami. Przytrąbiła za to znowu z opancerzonego buta w “rekina” by odłamać jemu płetwę grzbietową.
- Taka próbka się przyda? - Spytała się Ash.
- Myślę, że ślina, krew i trochę tkanek wystarczy...jak chcesz trofeum nikomu nie powiem. I sciagaj pancerz jest chwilowo bez użyteczny a z tego co widziałam za parę minut będziesz w odczuwała bardzo niekomfortowy ból członków i pleców.
- Przecież nie walnę striptizu na środku drogi?
- Jean uniosła jedną brewkę w zdziwieniu, ale i się uśmiechnęła. - Rozpłaszczę się w ciężarówce, spoko. A boli już od minuty - Dodała.
- Idź ‘płaszczko’ zaraz dołącze dam ci cos na to. - Powiedziała, drocząc się z sierżant, Ash.

Kit natomiast postanowił wyłamać potworowi kilka ząbków, by dzielna drużyna miała jakieś trofea, jako pamiątkę z tego spotkania. Po skończonej ‘expresowej obdukcji’ potworka Ash weszła na pakę i podała JR końska dawkę środkow przeciwbólowych, a potem zajęła się na szybko ręką Kita.

Tymczasem Wolvie zaczynał okazywać pierwsze oznaki odzyskiwania przytomności. A Giles wdrapał się za JR i bardziej od badanej pani sierżant interesował się jej pokiereszowanym pancerzem.

-Dobra ja mogę jechać! - Powiedziała Ash idąc do kabiny kierowcy.
- Giles, zostajesz tutaj? - spytał Kit, według którego w ciężarówce zaczęło się robić nieco ciasno. - To może lepiej ja się stąd wyniosę? Na twoje miejsce w hummerze? - zaproponował.
- Nie. Ty, Kit, idziesz do ciężarówki. Ty, Russell, złaź na dół i pakuj się do hummera za kierowcę. Ale to już.
- Lili zaczęła poganiać towarzystwo.

-Ale…- niemrawo zaprotestował Giles, niemniej szybko poddał się spojrzeniu Lili sugerującym zdecydowanie van Erp w tej sprawie.
- Mogę prowadzić - odparł Kit, spoglądając na Lili. - Jestem lepszy niż Russell. Poza tym... on będzie teraz myśleć tylko o biednym pancerzu...
- Już!
- Wrzasnęła Lili zupełnie ignorując to co Carson powiedział.
- Tak jest, ma'am - odparł Kit, czekając równocześnie, aż Russell odklei się od pancerza i wyjdzie z ciężarówki… z wnętrza której rozległ się głos J.R.
- A kto mi pancerz naprawi?? - Odezwała się do van Erp, a po chwili zwróciła już do samej Ash - Słuchaj no, ja na chwilkę przymknę oczy. Nie że tam mdleję czy coś, po prostu chcę odpocząć, więc bez paniki - I jak J.R. powiedziała, tak zrobiła…
- I tak prowadzę więc jak zaczniecie umierać to musicie zacząć krzyczeć żebym wiedziała. - Powiedziała lekarka przez szybę miedzy kabina a paką ciężarówki.

- A co zrobić z Wolwie'm, gdy otworzy oczęta? - spytał Kit.
- Dajcie mu dojść do siebie i pomarudzić. I zatrzymajcie jak zechce wysiadać podczas jazdy. - Dodała Lekareczka.

Sierżant van Erp poczekała aż wszyscy wejdą do pojazdów i sama weszła do tego, w którym była Louise.
-Ronald, jedziecie na przodzie. A my zamykamy nasz konwój. Co z porucznikiem?- Zapytała siedząc już w środku.
-Zaczyna się budzić i nadal jest stabilny. - Odpowiedziała Ash w eter.


Dalsza podróż ten sam syf


Dalsza droga upływała spokojnie. Co prawda widoki które się trafiały były niepokojące. Porzucone samochody. Jakieś szkielety obrane do kości z mięsa… czasami poruszające się, czasem leżące jak bozia przykazała. Od czasu do czasu płonące drzewa i budynki, pojazdy wojskowe przypominające pozgniataną puszkę puszkę.

Widok bardziej jak z postapokaliptycznej wizji niż ze strefy wojny. Od takich obrazów cierpła skóra.

Słońce powoli zaczęło zachodzić na horyzontem. Ale oni się nie zatrzymywali już podążając do granicy. By zdążyć przed zmrokiem. Dość mieli wszak przygód na tej misji i wszyscy chcieli wrócić w bezpieczne rejony.

Z tego co wiedzieli, granica anomalii wywołanej wybuchem obejmowała mniej więcej obszar parku, więc gdy uda im się wyjechać...




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline