Od momentu przepędzenia żywiołaka z obozu Doranya była wyraźnie nie w sosie. Nie potrafiła znaleźć sobie miejsca a na zaczepki ze strony towarzyszy reagowała burkliwie. Jedynie incydent ze zwróceniem posiłku przez szlachetnie urodzonego na chwilę wyrwał ją ze stuporu i przywrócił dawną wesołość.
- Bo pić to trzeba umieć! - roześmiała się serdecznie lecz ta radość nie trwała długo.
Dopiero gdy psy wywęszyły intruza wybudziła się ponownie z otępienia i z rosnącym rozbawieniem zaczęła się przysłuchiwać rozmowie aż wreszcie prychnęła, klasnęła otwartymi dłońmi w grube uda i podeszła do debatujących.
- Mielecie ozorami jak przekupy na Garwolińskim targu. Przyszło wam może do głowy, że to nasz ognisty przyjaciel nie dał się zbyć i idzie za nami? Może go tak zachęciliście swoją gościnnością - wbiła wzrok w najemnika, - że postanowił się teraz do nas przykleić. A powiem wam, że jak go weźmie na amory, to wam mogą konary tak zapłonąć jak nigdy przedtem. Krzty kurwa kultury! - warknęła z oburzeniem.
Mówiąc to, na potwierdzenie słów plunęła pod nogi a ręką roztarła plwocinę, która prysnęła jej na brodę.
- To może pójdę teraz do niego i go udobrucham? Ale przyrzekam na grób dziaduńcia, niech mu ziemia lekką będzie, jeśli jeszcze raz jakiś pacan przerośnięty go zechce od chujów wyzywać, z obozu przepędzać czy w inny sposób bez powodu obrażać, to niech sczeźnie w ogniu a jego kości w pył się obrócą!
Zadarła głowę.
- To jak będzie?
__________________ LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |