Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2019, 11:34   #349
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
W jednej chwili Torikha szła z duszą, a właściwie jorisowym puklerzem, na ramieniu, a w drugiej… JEB! Przydzwoniła całym ciałem o kamienistą podłogę kilkanaście metrów pod sobą. Jej wspaniała zbroja półpłytowa, grawerowana w osty, zadzwoniła niczym kościelny dzwon na pogrzeb. Tylko czyj? Bo ona jeszcze dychała.
- S-Stimi! - Półelfka pisnęła w oszołomieniu, gdy dotarł do jej uszu świszczący oddech niziołka. Mężczyzna był w wielkim bólu - znowu. - Stimi… nie… rusz-aj ę… - wystękała w przypływie adrenaliny, a w zasadzie matczynej troski do niziutkiego towarzysza, który wprawdzie był dorosły i mądrzejszy od niej… ale taki drobniutki i w ogóle jak ludzki chłopiec.
Kapłanka zaczęła kolebać się na boki, niczym żółw wywrócony na plecy, po czym z trudem przekręciła się do rzężącego Trzewiczka, zmawiając cichą modlitwę. Nie wiedziała gdzie i jak był ranny, podejrzewała, że był w wielu miejscach połamany i uzdrawiająca łaska na wiele mogłaby się nie przydać, ale być może, jeśli wystąpił jakiś krwotok wewnętrzny to go zahamuje. Później rozejrzała się po miejscu w którym się znaleźli, obawiając się jakiegoś zwierza, które tylko czai się na ich miękkie ciałka.

Po szybkich oględzinach Melune nie dostrzegła niczego niepokojącego, więc pomodliła się do Świetlistej Panienki, by uleczyć swoje obrażenia. Następnie chwyciła za świecący puklerz i spróbowała znaleźć sposób na wydostanie się z pułapki.

Przy wtórze stęknięć, Trzewiczek wgramolił się na nogi. Obie, bo miał jeszcze dwie i to takie co się zginały w odpowiednich kierunkach i miejscach, a to dzięki magii Torikhi, bo jeszcze niedawno mógł podziwiać nowe możliwości kolana lewego i kompletny brak kompetencji kolana prawego. Ta podróż to był jakiś koszmar. Gdyby nie strach przed nieznanym mieszkańcem tego miejsca, pewnie rozejrzałby się, czy któraś z kostek leżących wszędzie wokół nie należy do niego, a tak... postanowił po prostu wiać. Szczęściem miał małe cudo na takie wypadki. Idealne gdyby kiedyś wpadł do dziury pełnej kości i nie miał jak się stamtąd wyrwać. Kiedy kapłanka zajmowała się swoją krzywą stopą, Stimy odszukał magiczny zwój oraz linę.

Dziewczyna rozbujała swoje ciało i spróbowała się podnieść, stękając przy każdym ruchu z bólu, aż strach było zdejmować zbroję, bo zapewne całe jej ciało aktualnie było teraz jednym wielkim krwiakiem.
Wstała, dysząc przy tym z wysiłku, bo choć rany miała niewielkie, to honor jej nie pozwalał roztkliwiać się nad sobą, kiedy niziołek już zaczął coś kombinować. Przyświeciła mu tarczą, zadzierając głowę do góry, gdy usłyszała jak ktoś lub coś spełzało po ścianie.
- Eeee… NIC NAM NIE JEEEST! - zawołała do kompanów, bardziej zwracając się do swojego ukochanego niż blondwłosego mruka.
- Stimi… powiedz mi, że masz plan jak się stąd wydostać, który nie wymaga umiejętności wspinaczki… - ozwała się cicho do towarzysza niedoli, zezując na jego tajemniczy zwój.

Niziołek nerwowo przyłożył wskazujący palec do ust w geście nakazującym zachowanie ciszy i wsłuchiwał się w coś co początkowo słyszał chyba tylko on. Ruch na górze i ruch... na dole. Za wieloma czaszkami, za wieloma piszczelami, coś w tych wszystkich kościach się ruszało.
- Ciiiszsz... tam coś jest. - niziołek wskazał kierunek z którego słyszał ruch. W pośpiechu pogmerał jeszcze w poszukiwaniu jakiejś mikstury.
- Nie wiem co to, ale wypij jakby było bardzo źle. Opuszczę linę i cię wyciągniemy jak będę u góry. Zgaś to i siedź cicho. - wręczył kapłance fiolkę, a sam spojrzał na zwój.
- Mawyłp uzrteiwop... w nawyd ycąjatal? - Niziołek z lekkim zdziwieniem odczytał słowa zaklęcia i z lekko rozpostartymi ramionami odczekał na efekt. Dopiero po kilku sekundach spostrzegł, że stopy już oderwały się od ziemi a on sam sunie pionowo w górę. Wtedy też dostrzegł robala, podobnego do czerwi drążących czereśnie, tylko ze sto razy większego. Jego obłe ciało płynnie przelewało się po kamieniach i gdyby nie szuranie szczątków nieszcześników, którzy spadli tu wcześnie to najemnicy mogliby go w ogóle nie usłyszeć nim byłoby za późno.

- C.. - Tori czknęła przestraszona na wieść, że coś do nich idzie. Zaczęła nastawiać spiczaste uszka i faktycznie, coś szurało kośćmi, że aż poczuła ciarki na plecach.
I wtedy… niziołek zaczął… odlatywać, zostawiając ją samą na dnie, z miksturą wciśniętą w rękę i poleceniem zgaszenia cholernej tarczy, która świeciła się (i świecić miała) tak do usranej śmierci.
Na co jej były te przygody? Na co nadstawiała karku za istoty, które się na nią wypinały gdy tylko działo się nie po ich myśli?
- Pani moja… chyba mam dość - szepnęła cicho, wznosząc modły do Selune. Wyjdzie stąd cała, choćby miała zbudować sobie drabinę z kości lub przegryźć ten przeklęty kamień, a potem… niech się wszyscy idą paść…
Przygotowała broń, zaparła się w miejscu. Skierowała się w kierunku dochodzących odgłosów i… z nieba spadł Marduk.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline