Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2019, 09:35   #43
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
elran był zmęczony całą tą awanturą. W ogóle tą parszywą sytuacją oraz miejscem, w którym się znaleźli. Najchętniej zapoznałby jakąś porządną flaszkę mocnego trunku i wychylił jednym duszkiem, ale tej nie było. Niczego tutaj nie było. Westchnął i ruszył ku najbliższej stercie śmieci, materiału czy czegokolwiek co zalegało w tej świątyni. W tym samym czasie toczyły się rozmowy, które czasami przechodziły w krzyki albo obrzucanie się epitetami. Nie miał do tego głowy. Krążył więc dalej i przetrząsał metodycznie każdą dziurę. Właściwie to może nie wszystkie i też nie nadzwyczaj dokładnie, ale robił co było w jego mocy zważając na trudne warunki pracy. W pewnej chwili zrobiło się nawet odrobinę spokojniej, a przy nim jakby jaśniej. Podniósł oczy i zobaczył wodospad rudych włosów w blasku świecącej nogi od krzesła. Teraz przynajmniej miał pomoc i trochę światła. Kiedy już skończył się bawić z główną nawą wrócił na chwilę do opustoszałej spiżarni czy czegoś czymkolwiek była ta wieża. Ruszył w tamtą stronę pamiętając co zazwyczaj mają przy sobie zielarze, a właśnie tego chciał Neff. Sprawdzał więc półki i skrzynki. Półelfka natomiast postanowiła rzucić okiem na to i owo.

Nadal miała przed oczami scenę, jak jej biedną klacz pożera nienaturalna roślinność. Przygryzała wargę, a mogła ją zostawić w jakimś bezpieczniejszym miejscu… Stało się i już nic na to raczej nie poradzi. Bolało ją to też o tyle, że miała tam większość swoich rzeczy, a w tym i podróżne posłanie. Jednocześnie więc pomagała łotrzykowi w szukaniu narzędzi dla elfa, jak i sama sprawdzała czy czasami nie wpadnie jej w ręce coś, czym mogła by się okryć. Wielka Matka najwyraźniej wysłuchała tej prośby, bowiem poszukiwania zakończyły się owocnie. Sprzyjała nie tylko jej, gdyż i Delran miał praktycznie wszystko co chciał ich dziwny magik. Celaena pozbierała coś co wyglądało na zasłony albo proporce, które zwyczajowo zwisają w niektórych świątyniach. Sytuacja była jaka była, więc bogini nie powinna mieć za złe tego, że komuś te się przydadzą. Oprócz nich znalazła również małą sakiewkę z kilkoma srebrnymi oraz miedzianymi monetami zaplątaną w materiał. Delran natomiast zebrał kilka pustych sakiewek, dość sporawe, ale lekko zardzewiałe, nożyczki, małe buteleczki mogące pełnić funkcje fiolek oraz kompletny moździerz. Brakowało jedynie czegoś co nadawałoby się do ścinania ziół. Tutaj z pomocą przyszła Hanah, której wpadł w ręce m.in. mały sierp z brązu.

Astine zaoferowała, że przypilnuje Sili, to też ona mogła w spokoju zabrać się za zbadanie ołtarza oraz piedestału. Wprawdzie nie interesowała się nigdy za specjalnie kultem Chauntei, ale im dłużej przyglądała się wyrytym na ołtarzu znakom oraz szukała w pamięci wskazówek, tym wyraźniejsze stawało się dla niej to co musiała zrobić. Płaskorzeźby opowiadały o paru rytuałach, które związane były z porami roku oraz pracami na polach. Jeden na każdą z nich. Najbardziej zainteresował ją zimowy, gdyż zdawał się odnosić do odnowy sił życiowych, wytrwałości oraz oczekiwania na nastanie ciepłych dni. W jej głowie zrodziła się myśl, że może mógłby on pomóc jej w tym co chciała uczynić. Odrobinę rozpromieniona tym odkryciem rzuciła okiem na mównicę. Ta nie była niczym imponującym, wprawdzie górowała lekko nad wszystkim wokół, lecz nie na tyle, by było to jakkolwiek istotne. Ważniejsze było to, co znalazła na jednej z półeczek, a mianowicie dwa małe sierpy, jeden wykonany z brązu, a drugi ze srebra.

W międzyczasie Pelaios z elfem rozprawił się z konfliktem pomiędzy nimi, a ich przymusowym dzikim towarzyszem. Mając chwilę wytchnienia początkowo chciał się po prostu położyć i przespać, ale widząc, że pozostali jeszcze krzątają się to podszedł do skrzyni, którą Hanah wyjęła z barykady. Kiedy tak się jej przyglądał musiał stwierdzić, że był to całkiem spory kawałek drewna. Zabezpieczona solidnie żelaznymi okuciami, z paroma kratowanymi otworami wentylacyjnymi… Chwileczkę, otworami? Diablę coś skojarzyło i raz jeszcze im się przyjrzało. Zbliżył nos, zaciągnął się. Jego płuca wypełniły się pyłem oraz wszędobylskim swądem, lecz nos wyłapał coś jeszcze. Delikatny zapach pergaminu i inkaustu. Wszystko w mig okazało się jasne. Skrzynia na księgi. Wyjął wytrychy i bez większych trudności dobrał się do zamka. Płynnymi ruchami podnosił i przesuwał odpowiednie elementy mechanizmu i po chwili wieko lekko odskoczyło. Kiedy złapał za nie i już miał podnosić pojawiła się Hanah przyglądająca się jego poczynaniom z wyraźnym zainteresowaniem. Przyniosła ze sobą też kawałek drewna świecący jak pochodnia. Wspólnie zerknęli do środka, gdzie znaleźli fałdy błękitnego materiału wypełniające całe wnętrze. Popatrzyli po sobie i ostrożnie, delikatnie unieśli je. Pod nimi zaś znajdowała się spora księga. Grube tomiszcze oprawione w białą skórę i ozdobione bursztynami oraz małymi kamieniami szlachetnymi układającymi się w symbol Wielkiej Matki. Kapłanka powstrzymała Pelaiosa ruchem ręki, jej oczy zastąpił złoty blask i poczęła widzieć w inny sposób. Dostrzegła emanującą ze skrzyni lekką aurę, której kształt pokrywał się z wizją materiału. Tylko on był tutaj jakkolwiek magiczny, a fluktuacje energii temu towarzyszące wskazywały jednoznacznie na ochronny charakter emanacji. Wiedziała też, że przy najbliższej okazji będzie musiała się zapoznać z tym co było w tej księdze.

Nephilin miał pełne ręce roboty, a raczej głowę. Z jego umysłu znów poczęła się sączyć ta sama niewidzialna moc co wcześniej i kształtować okoliczny mrok zgodnie z jego wolą. Ciemność zafalowała, zdawała się przez moment wręcz zapadać w sobie, by po chwili u jego boku znalazły się dwie cieniste sylwetki, widzialne jedynie dzięki magicznemu światłu w kaplicy. Aura tego miejsca najwyraźniej im nie sprzyjała, bowiem wyglądało to tak, jakby powoli rozpadały się w miejscu. Ich ciała z każdą chwilą traciły na spójności, trzęsły się niespokojnie. Wydał im więc czym prędzej rozkazy. Zerwały się jak stały, obie sylwetki pomknęły w sobie tylko znanych kierunkach. Jedna schodami w dół, minęła niedomknięte, ciężkie wrota i rozpłynęła się w mroku. Druga natomiast przeleciała przez środek kaplicy, wbiła się w barykadę i tyle ją widzieli.

Jako pierwszy powrócił cień wysłany na dół, ku krypcie. Jego ponowne pojawienie się było wręcz nadspodziewanie szybkie. Cóż więc znalazł, że tak prędko zawrócił? To samo pytanie zadał sobie elf i czym prędzej sięgnął ku mrocznej sylwetce swym umysłem, znalazł co chciał, a wiążąca materię ciemności moc wyczerpała się. W pobliżu barykady zakotłowało się, przez drewno przesączył się żywy mrok i przybrał humanoidalną postać. Umysł elfa pomknął ku niemu, w ostatniej chwili znalazł co miał do znalezienia. Neffem wstrząsnęło, kiedy jego wolna została siłą wyrzucona z rozpadającego się cienia. Z częścią odpowiedzi na swe pytania. Popatrzył przez chwilę na Astine, a następnie ruszył ku Mukalemu. Obiecał mu pomóc i wskazać drogę do domu. Kiedy przygotowywał się do swych rytuałów nadeszła Astine.

Dziewczyna wyglądała na spiętą i niepewną. W magicznym blasku mogli dostrzec, jak lekko przygryza wargi. Powiodła po wszystkich wzrokiem, aż nie stała się centrum uwagi. Wymieniła z Hanah spojrzenia, skinęła jej głową. Westchnęła i poczęła mówić:
Ja… Mam wam coś do powiedzenia… J-ja… Ah… – Głęboki oddech. – Chyba wiedziałam, że tak będzie… W sensie w Łanie, że… że coś jest nie tak z tymi dyniami… – Znów przygryziona warga, dłonią łapie się za ramię, wzrok jej ucieka gdzieś i sunie po podłodze. Wilgotny nos wpycha jej się pomiędzy wolne palce. Wymienia spojrzenia z wilczycą. Wzdycha po raz kolejny i kontynuuje spokojniej. – Kilka tygodni temu pomagałam grupce awanturników w rozwiązaniu problemu koboldów napadających na niziołczą wioskę. Podczas wędrówki przez las natknęliśmy się na coś, co chyba miało związek z druidami. Magowie oraz druidka, która była z nami spróbowali sprawdzić co to jest i wtedy c-coś się stało. Z ziemi wyrósł czerwony kryształ w formie kwiatu. Poraził nas swym blaskiem i każdy z nas doznał jakiejś wizji. Magowie i druidka obudzili się potem z czerwonymi kryształami wyrosłymi na rękach. Nie wiem co się im przytrafiło później, ale od tamtej chwili ciągle widzę te obrazy. Siebie jadącą do Łanu, wszędzie jest taki sam mrok jak teraz na zewnątrz. Widzę wioskę taka jaka jest teraz. Zsiadam z konia i wpadam nogą w dynię… i… i… widzę w niej w niej głowę mojej matki!
Dziewczyna osunęła się na kolana, kiedy to wspomnienie niemal ścięło ją z nóg. Hanah odruchowo spojrzała na Sile, lecz ta nie zbudziła się. Podeszła do Astine i pomogła jej się uspokoić.
Wiem, że… powinnam wam o tym powiedzieć szybciej, ale… a-ale nie chciałam by to była prawda… Ja… j…
Rozpacz wzięła jednak górę i nie powiedziała ani słowa. Neff już robił krok ku niej, lecz coś go powstrzymało. Wzrok uciekł mu gdzieś na bok, przez chwilę stał nieruchomo, a następnie wrócił w miejsce, gdzie stał do tej pory. Niepewny i jakby odrobinę zmieszany.

Jakiś czas potem Neff zabrał się za odprawianie swych rytuałów. Najpierw skupił się na wizerunku osoby, którą opisał mu Mukale, na członku plemienia zapewne jeszcze żywego. Umysł jego uczepił się esencji jego jestestwa i przy pomocy swych mentalnych sił wysłał go na poszukiwania poprzez Faerun, a potem na wędrówkę pośród Sfer. Trwało to długo, gdyby nie to, że myśl podróżowała najszybciej w Wieloświecie zajęłoby mu to całą wieczność, lecz połączenie magii oraz drogowskazu w postaci znajomości poszukiwanego bytu doprowadziły go do celu. Mężczyzna, potężny dziki wojownik pokryty tatuażami związany był właśnie z drugim bytem, tym razem kobiecym. Wili się w swym miłosnym tańcu, a w łonie kobiety budził się nowy byt. Wraz z tymi obrazami zrodziła się w jego umyśle świadomość miejsca. Od tej chwili *znał* lokalizację plemienia Mutampa.

W drugiej kolejności był materiał ze skrzyni. Położył go sobie na kolanach, opuszkami palców przesunął po powierzchni czując pojedyncze włókna oraz nasączoną nimi moc. Oczy wypełniły mu się czarnym i białym blaskiem, w takiej samej konfiguracji w jakiej były jego włosy. Dzięki nim odczytywał sposób w jaki Splot związano z nićmi, jakie były losy tego dzieła magicznego rzemiosła. Jego tajemnice stały się dla niego *znane*.

Warunki być może nie były najlepsze, lecz zawsze był to jakiś dach na głową oraz mury odgradzające od krwiożerczych dyń. Ani z zewnątrz, ani od strony krypy nie słyszeli żadnych dźwięków. Sen, choć niespokojny, spłynął na nich szybko.




najomy ciężar świętej włóczni czuł w dłoniach, kiedy przedzierał się przez kolejne zarośla. Był tuż przed nim. Tym razem mu się nie wymknie, nie. Mukale biegł pewnie przed siebie, Wielki leopard był blisko. Polowanie zbliżało się do ostatecznego momentu. Las nagle się skończył, ściana drzew ustąpiła miejsca ubitej ziemi. Zobaczył przed sobą chatę wodza, największą ze wszystkich.

Zerwał się wiatr. Zimno przeszyło jego ciało, odruchowo zasłonił oczy ramieniem. Przymknął je tylko na chwile, lecz wystarczyła ona, by krajobraz się zmienił. Nie stał już pomiędzy dżunglą, a chatą wodza. Za sobą miał teraz las dziwnych domostw o ostrych kątach i pogrążonych w białych oparach. Nad sobą miał księżyc w pełni, większy i wyraźniejszy niż kiedykolwiek. Przed sobą z kolei budynek większy aniżeli wszystkie inne. Masywniejszy i wyższy aniżeli inne i stojący na kamiennych stopach. Nadleciał dziwny czarny ptak. Odruchowo popatrzył na niego. On był teraz tym ptakiem. Z nieba spadał ku wielkiemu domostwu, przebijał się przez martwe drewno i pył. W ustach miał ziemię…




obudka nie należała do najlepszych. Twarda i zimna kamienna posadzka nie należała do najwygodniejszych, nawet jeżeli miało się jakieś posłanie. Do tego wszystkiego zatęchłe i ciężkie powietrze. Niemniej to niewygody dały im się najbardziej we znaki, a przynajmniej nie wszystkim. Niektórzy bowiem ocknęli się z wyraźnie podkrążonymi oczami i chwilowymi zawrotami głowy. W ustach wyczuli delikatny, metaliczny posmak krwi. To nie z nimi było jednak najgorzej, a z Luną. Wilczyca siedziała i wyglądała na wyraźnie osłabioną. Futro wokół opatrzonej rany nie wyglądało za dobrze, a z pyska ściekała strużka posoki.

Po przebudzeniu elf wykorzystał zgromadzone wcześniej narzędzia i z pomocą zaczął majstrować przy fiolce oraz flakoniku. Na pierwszy ogień poszła bezbarwna zawartość mniejszego naczynia. Odkorkował, ostrożnie zrzucił jedną kroplę na ostrze sierpa i dokładnie się jej przyglądał. Sprawdzał płynność, próbował odnaleźć zapach czy cokolwiek innego, co mogłoby mu powiedzieć z czym ma do czynienia, lecz bezskutecznie. Ostatnim testem byłoby spróbowanie, lecz mając gdzieś z tyłu głowy myśl, że może to być jakaś trucizna zrezygnował z tego pomysłu. O wiele owocniejsze okazały się badania mikstury. Ta miała lekko zielonkawy kolor. W zapachu i konsystencji przypominała dość skoncentrowany wywar ziołowy. Tym razem elf się przemógł i postanowił skosztować kropli. W końcu raczej nikt w taki sposób nie trzymałby trucizny. Miał rację, bowiem momentalnie po języku rozeszło się przyjemne uczucie chociaż sam smak przypominał najgorsze lekarstwo jakie zdarzyło mu się pić. Odwrócił się w kierunku reszty.
Mam wieść dobrą i złą... – przerwał dostrzegając uciszający go gest Hanah. Kobieta siedziała nad akolitką, która zdawała się budzić. Sila wykazywała te same dziwne objawy co niektórzy z nich.

 
Zormar jest offline