Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2019, 20:13   #338
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wolfgang nie należał do ludzi ckliwych co dla żołnierza było cechą idealną. Mimo młodego wieku i wbrew pozorom niewielkiego stażu w armii stracił już bardzo wielu kompanów. Kompanów, u których boku się szkolił i przelewał krew. Jedni byli mu znani lepiej, a inni gorzej, ale kiedy walczy się z kimś ramię w ramię zawsze zwykła znajomość staje się czymś więcej. Było tak przy jego pierwszym starciu i było tak tego dnia kiedy stawili czoła tuzinowi goblinów. Nie było jednak żołnierza, którego znałby tak dobrze jak Alberta Frotza. Nie było drugiego takiego, którego z czystym sercem mógłby nazwać przyjacielem aż do grobowej deski. Z Frotzem mogli na siebie naskakiwać, ale jeden za drugim poszedłby w ogień bitwy zawsze i wszędzie. Baderhoff nie wiedział jak powinien się czuć po utracie tak ważnej osoby. Nigdy w życiu nie poniósł takiej straty. Zwykle opanowany Wolfgang stał się poddenerwowany, myśląc tylko i wyłącznie o swoim martwym przyjacielu. Zaopiekował się jego ciałem, zabrał jego rusznicę i plecak, ale zbroję, tarczę i miecz zostawił do czasu aż reszta się doposaży. Odbierze to po wyprawie, która zaczęła się bardzo krwawo nie tylko dla Alberta, ale również Gottfrieda i Rudolfa. Najwyższą cenę za ten bój poniósł jednak tylko Albert.

Ktoś mógłby zarzucić Wolfgangowi, że bardzo źle czynił nie przejmując dowodzenia nad tą zgrają niemal obcych sobie ludzi. Ktoś ten jednak nie miałby zielonego pojęcia o taktyce, wojsku oraz strategii. Osoby przyuczone do zawodu innego niż żołnierz mogą sobie myśleć, że aby poradzić sobie w armii wystarczy dobrze machać żelazem. Niestety była to wierutna bzdura. Dla dowódcy wojskowego grupa przedstawiała wartość głównie z uwagi na takie czynniki jak dyscyplina, posłuszeństwo i oddanie. Cechy takie jak siła czy sprawność fizyczna były niczym kiedy żołnierz nie potrafił jednoznacznie zinterpretować i bezbłędnie wykonać danego rozkazu. W tej grupie zatem istniała bardzo nikła możliwość dowodzenia. Dlaczego? Nie było dyscypliny. Poza tym ludzie zastanawiali się najpierw nad sensownością danego polecenia, później szukali w głowie pomysłu, który mógłby być lepszy niż ten na który wpadł dowódca, a później - po stracie cennych chwil na szukanie wymówki od wykonania polecenia - ewentualnie, z niesamowitą łaską, wykonywali polecenie nie zapominając o narzekaniu kiedy tylko znajdzie się okazja. Nie była to jednak wina tych ludzi. Wolfgang byłby idiotą gdyby tak myślał. Zwyczajnie nie byli oni żołnierzami i nie mieli znajomości żołnierskiego fachu. Żołnierz kiedy słyszał rozkaz sierżanta, porucznika czy kapitana bezzwłocznie go wykonywał. Robił to, bo wiedział co znaczy dany rozkaz gdyż został nauczony interpretacji danego polecenia. Robił to, bo został do tego przygotowany fizycznie. Robił to, bo nie szukał wymówek, nie myślał czy czasem nie wpadnie na coś lepszego. Po prostu to robił bez zastanowienia wierząc, że dowódca chce dla niego najlepiej. Mimo iż w łańcuchu dowodzenia zdarzali się idioci, to nikt nie lubił jak użyźniano glebę jego oddziałem. Nikt.

Osób, które wskazałyby go za winowajcę zaistniałej sytuacji zapewne nie brakowało. Jak jednak uważał nie miały one dostatecznej wiedzy w temacie aby świadomie wskazać winowajcę. Ludzie mieli jednak w zwyczaju zawsze szukać kozła ofiarnego. Dla niego obecnie liczyło się zajęcie ciałem Alberta, które chciał zabrać z miejsca masakry i pochować jakieś kilka kilometrów od pola bitwy. Musiał zapytać o to kupca. Wolfgang był twardzielem i nawet po stracie najcenniejszego człowieka nie podda się i będzie parł z wyprawą naprzód. Otrzymał rozkaz i - podobnie jak Albert - był gotów oddać życie za wykonanie go. Tym różnili się żołnierze od zwykłych ludzi starających się zarobić na lepszy byt.

Co do samej walki Wolfgang wolał nie myśleć o niczym innym jak dalszym szlifowaniu swojego sposobu zwarcia. Osób krzyczących, wydających rozkazy, polecenia, prośby nie brakło i Baderhoff chwilami czuł się jakby mieli w ekipie dwóch wojowników i tuzin dowódców. Rozkazy były czasem śmieszne, mniej lub bardziej rozsądne, a nawet czasem przeczyły sobie nawzajem. Wojownik nie szukał kozła ofiarnego, winnego śmierci Frotza. Zwyczajnie przemyślał sprawę i po czasie, ze spokojem, był gotów do dalszego działania. Żołnierz żałował, że jego przyjaciel umarł tak młodo i tak wielu rzeczy nie zaznał w życiu. Na samą myśl, że już nigdy nie będzie im dane porozmawiać, poćwiczyć czy nawet się pokłócić Wolfgang chciał krzyczeć na całe gardło ze złości. To jednak, jak wszystkie emocje, powoli przeminęło i żołnierz był gotowy do dalszego działania. Działania jak żołnierz, a nie osoba, która go udawała, bo to przecież tylko sprawne machanie żelazem i darcie pyska na polu bitwy…
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 08-04-2019 o 14:43.
Lechu jest offline