- Padnij! - krzyknął do Jezusa Pan Klex i obaj klapnęli dziobem o ziemię. - Psy! - sapnął długobrody.
Do chatki wpadło stado uzbrojonych czarnuchów. Usłyszeli krótką, acz pikantną wymianę zdań, po czym dwa psy wyprowadziły z wnętrza spętanego jak baleron Papę Smurfa, a kolejnych dwóch prowadziło pod rękę Chomika, Żółwika i Kotecka.
- Łapy, łapy, cztery łapy... - zanucił Chomik i przyjął przyjacielskie uderzenie w żołądek od prowadzącego go czarnucha.
- Cholera, niedobrze - warknął Klex - On się znowu uwolni...
- Co, kto?! - Jezus wyraźnie nie nadążał za błyskotliwym tokiem myślenia swojego przyjaciela.
- Nie rozumiesz co się dzieje? - zapytał go Klex - Papa Smurf chciał się dać złapać, inaczej oni wszyscy wąchaliby już kwiatki od spodu. On coś knuje...
Psy tymczasem rozbiegły się po wiosce węsząc w poszukiwaniu wspólników niebieskiego sekciarza.
- Musimy stąd się zawijać - Klex pociągnął Jezusa za ramię - Ale jeszcze tu wrócimy... To jeszcze nie koniec ty niebieski glucie morelowy! - pogroził pięścią w kierunku papy Smurfa,ładowanego właśnie do suki.
- Wujku, teraz się już wysadzić? - małe dziecko podeszło do Klexa i pociągnęło go za rękaw.
- Nie, jeszcze nie, Maciusiu. Powiem Ci kiedy - Klex poklepał Maciusia po główce - A tymczasem na nas już pora - złapał Chrystusa pod rękę, po czym chyłkiem zaczęli się oddalać od zapsionej wioski.
- Trzymają ich tutaj - Pan Klex pokazał punkt na mapie Śródziemia. Od kilku godzin siedzieli w jego domku na drzewie (czyt. tajnej bazie) i ślęczeli nad planem wydobycia papy Smurfa z aresztu i ubicia go w możliwie najbardziej bolesny dlań sposób - Będziemy musieli zrobić podkop, pokonać bariery soniczne, ominąć barierę laserową, pokonać hordy dzikich eskimosów... Nie, to bez sensu...
- Mówiłeś, że on się uwolni? Jak ma się uwolnić z czegoś takiego?
- On zbiera siły - powiedział poważnie Klex - Regeneruje je nawet teraz. Co prawda do osiągnięcia maksimum możliwości będzie się musiał napić krwi, ale to już nie problem.
- Wiesz, Klex - zaczął Jezus - Może nie jestem specem od zabezpieczeń, ale dziabnięcie kogoś w szyję przy tak zabezpieczonym areszcie wydaje się raczej niemożliwe...
- A to wy w tej czasoprzestrzeni nie słyszeliście o impregnowanej spermie byka stosowanej jako substytut? - zdziwił się Klex.
- ... Może Cię to zdziwi ale nie...
- Faktycznie, dziwi mnie to. W moim świecie nazywa się to Red Ból, i jak do tej pory każdy papa Smurf którego zabijałem w innych wymiarach miał puszkę tego świństwa przy sobie.
Zapadła pełna napięcia cisza.
- To co robimy? - zafrasował się Jezus.
- Wydaje mi się, że przyda nam się pewna pomoc... - Klex spojrzał wymownie na Jezusa.
- O nie - zaprotestował gorączkowo Chrystus - To była tylko jedna wspólna noc, a poza tym byłem pijany!..
- Królowo Maab! - Jezus krzyczał nad brzegiem błotnistego bajora - Przyzywam Cię!
Głos Jezusa odbijał się jeszcze przez chwilę, po czym bezpowrotnie ucichł.
- Pani Jeziora - krzyknął raz jeszcze Chrystus - Przybądź do mnie!
Znów zapadła cisza.
- Zara - zabulgotało w końcu z wnętrza wody - Zara, kurde, w papilotach jestem, moment...
Jezus wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Klexem.
Tyczasem z wnętrza Jeziora wychynęła rozmemłana postać, w szlafroku, papilotach na zielonych włosach i bardzo złym wyrazie twarzy.
- I czego tak się drze - warknęła od progu - I co to, poczekać nie mo... Jezus? Jezus, to ty! - Maab rzuciła się Chrystusowi na szyję - Merlin mi wkręcał że jak mi zrobiłeś dziecko, to uciekniesz, ale ja wiedziałam że wrócisz!
- Dziecko? - Jezus osiągał właśnie stan przedzawałowy.
- Dziecko? - oblizał się pan Kleks.
- No dziecko, przecież, że nie kuń! - zakrzyknęła Maab - Shrek, chodźże tutaj synku!
Następne dwadzieścia minut zajęło Chrystusowi tłumaczenie Maab, że to nie może być ich dziecko, ponieważ wskazuje na to jego powierzchowność, brak brody, a poza tym Chrystus jest w stanie przysiąc, że się tamtej nocy zabezpieczał. Maab nie uwierzyła.
- Widzisz, pani, my i tak z innym interesem - do rodzinnej pogawędki wtrącił się Klex.
Po krótce objaśnili o co im chodzi. Maab westchnęła ciężko.
- Dobra, powiem wam gdzie jest Merlin - warknęła - Ale od Ciebie jełopie chce alimentów, bo inaczej się w sądzie spotkamy! - wskazała na Jezusa, który porażony wrodzonym pięknem swego potomka wbił spojrzenie w buty.
- Kwieciste Uroczysko 3 - Jezus przeczytał adres z wizytówki którą dała mu Maab - To tutaj.
Wokół walały się butelki, papierki po dragonburgerach, gdzieniegdzie leżała rozbita kareta, albo rydwan. Jeden pijany koń leżał wzdłuż drogi i zaśmiewał się paranoicznie czytając "To i Owo".
- O lol - skomentował widok Klex pukając do drzwi jedynej chaty która stała na tym zadupiu.
- Kto tam? - zaskowyczał z wnętrza słaby głosik.
- K[ura], hipopotam! - krzyknął Jezus i odstrzelił zamek. Weszli do środka; było ciemno. Na środku chaty stał staruszek ubrany we flanelowy sweterek i jeansy.
- Panowie w jakiej sprawie?.. - Staruszek zmrużył oczy, patrząc na nich.
- Potrzebujemy twojej pomocy, Merlinie - wyrwał się Klex
- Aaaa, to bardzo dobrze - Merlin cmoknął z zadowoleniem - Ja wielki czarownik, i świerzb i zgnilca, i sraczkę zadać mogę. Kto celem?
- Policja.
- Hmm - zafrasował się Merlin - To was będzie kosztować ekstra. Na warunkowym jestem i będę musiał zmienić płeć dla niepoznaki... To już trzeci raz w tym tygodniu...
- Cena nie gra roli - powiedział Jezus filuternie i odpalił jointa. Jego zapach... Taaak, ten zapach przywoływał wspomnienia...
Jezus szedł przez tunel w kierunku światełka. Było mu ciepło i przyjemnie. Naraz wyskoczyło przed niego obłe, pokryte sierścią stworzonko. Stworzonko uśmiechnęło się do niego nibygłówką, zamerdało ogonkiem i poczęło się łasić do nogi.
- O! Włochaty plemnik! - zakrzyknął radośnie Chrystus i poklepał go po nibygłówce. Za chwilę ukazało się drugie stworzonko i poczęło łasić się do drugiej nogi.
- O! Drugi włochaty plemnik!
Zza zakrętu wyskoczyły dwa następne i zaczęły się doń już dobierać.
- No, starczy, starczy..! - protesty Jezusa tylko wzmagały zainteresowanie plemników jego osobą.
- Starczy! - Jezus zaczął w końcu uciekać przed stadem plemników goniących jego skromne jestestwo.
- Nie! Nie! Nieeeeeee..! - jeden z plemników, niczym Obcy, rzucił mu się na głowę.
- Nieeee! - wydarł się Jezus i obudził na środku łąki.
- Nawet nie chcę wiedzieć co Ci się śniło - mruknął Klex ćmiąc "Starta" - Ogarnij się. Merlin powinien być tu lada chwila.
- Hop, hop! - usłyszeli zza góry - Arnold ma grzybicę stóp!
- Więc powinien je polać Domestosem! - odkrzyknął Klex.
- Co to kurde było?!
- No coś ty, nigdy filmów z Bondem nie oglądałeś? - zafrasował się Klex.
Merlin, sapiąc z wysiłku dołączył do ich stanowiska dowodzenia.
- Zebrałeś ludzi? - zapytał go Klex.
Merlin kiwnął głową:
- To jest smok Falcor. Jego Imperatorównę psy zamknęły za jaranie trawy - Smok kiwnął ponuro głową.
- To - Merlin wskazał na włochatego stwora - To jest Potwór Ciasteczkowy. Próbował walczyć z nałogiem, ale psy zwinęły mu cały zapas Piegusków. Chce je odzyskać.
- Jeszcze jak! - mruknął Potwór.
- A ten? - Jezus wskazał ręką na obdrapanego, śmierdzącego menela.
- To jest pan Zenek - Merlin pogłaskał go po głowce i pomógł odkorkować "Konkwistadora" - Będzie ubezpieczał nasze tyły.
- Od mojego tyłu niech się trzyma z daleka - Chrystus skrzywił się na samą myśl.
- Licz się ze słowami! W niejednej wojnie mi życie uratował! - Merlin złapał Jezusa za szmaty.
- Dobra! Koniec gry wstępnej! - Klex rozdzielił tarzających się już po podłożu Merlina i Chrystusa - Opracujmy lepiej plan ataku...
Z leżącego nieopodal aresztu dobiegł ich upiorny krzyk...