Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2019, 17:47   #36
KlaneMir
 
KlaneMir's Avatar
 
Reputacja: 1 KlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputację

Przyszli po was. Znikajcie. Ordynator. Krótka wiadomość nie wyjaśniała niczego, a przynajmniej nie wyjaśniała niczego Angie. Kto przyszedł? Mambo i Papa Morbi? W takim razie dlaczego mieliby znikać? Dziennikarze? Nie, bo nie ma szans by się dostali do środka. Prywatność wszak była w tej klinice priorytetem, zaraz po zdrowiu pacjentów i ich wygodzie.
Na wyjaśnienie sprawy nie miała jednak co liczyć. Pielęgniarka zniknęła, a wraz z nią wyjaśnienia. No i jeszcze to dziwne zachowanie. Nie mogła im tego po prostu powiedzieć?
Spojrzenie Angeli przeniosło się z wiadomości na Mitrasa. Podjęła kolejną próbę wydania z siebie głosu, jednak bez większego sukcesu. Pozostała zatem mowa gestów i spojrzeń. Wspaniale… Wskazała palcem na wiadomość, przeniosła go następnie na drzwi, a później rozłożyła obie dłonie wnętrzem ku górze. Miała nadzieję że chłopak zrozumie, że ona nie ma pojęcia co się tu dzieje i liczy na to, że może on wpadnie na jakiś pomysł.

Mitras spojrzał na serwetkę z wiadomością, po jej przeczytaniu czuł ogromną chęć powiedzenia ,,A nie mówiłem”, jednak w aktualnej chwili najważniejsza jest ucieczka. Prawie na pewno przyszli Panowie w Garniturach by nas zabrać, jednak my będziemy lepsi. Wstał, i podszedł kucając przy Angii. -Znasz jakieś tylne wyjście stąd, lub coś lepszego do ucieczki? Gestami mów…- wyszeptał Mitras, kierując się do swojej torby którą przygotował na wyjście.

”Ale ja chcę po prostu mówić” jęknęła w duchu, zaraz jednak potrząsnęła głową by przepędzić te zdradzające słabość myśli. Teraz nie była na to pora. Chyba… Jeżeli się uwierzy w tą dziwną wiadomość i zachowanie Mitrasa. Angie nadal nie była pewna jak podejść do całej sytuacji. Własna niemoc rozpraszała ją, kierując uwagę bardziej na brak możliwości wypowiedzenia słowa niż na jakieś hipotetyczne zagrożenie.
Czy znała inne wyjścia? Pewnie że znała, w końcu to nie był jej pierwszy raz w tym budynku. Raz dwa by wszystko wyjaśniła, w tym swoje wątpliwości, tylko nie miała jak. Postanowiła jednak, na obecną chwilę, zagrać tak, jak najwyraźniej się tego od niej oczekiwało. W końcu w razie czego mogła zawsze powiedzieć… Kuźwa…
Walnięcie dłonią w materac nieco pomogło. Wstała z łóżka, chociaż powoli bo nadal nie była pewna na ile to było bezpieczne. Słowa pielęgniarki i jej własne ciało, mogły okazać się nader zwodnicze. Wyjście na taras było na końcu korytarza. O tej porze drzwi powinny już być otwarte. Mogli też skorzystać z okna, tak w klasyczny sposób. No i była tu jeszcze kuchnia ale akurat tam nigdy się jej nie udało dostać, wiedziała za to jak do niej dotrzeć. Skoro zaś była kuchnia, to pewnie i tylne drzwi były. W końcu klinika, zanim została kliniką, była zwyczajną willą. Jedyny problem, jaki teraz widziała, tyczył się sposobu przekazania tych informacji. Rozwiązanie pojawiło się nagle i było tak oczywiste, że aż palnęła się otwartą dłonią w czoło. Przecież miała telefon… Już wcześniej rozmawiali mimo że ledwie była w stanie mówić. Teraz po prostu jest gorzej ale środki kontaktu pozostają takie same, wystarczy sięgnąć po komórkę i odpalić aplikację. Co też zaraz zrobiła, machając wcześniej do Mitrasa wyjętym z torby telefonem.
- Kuchnia? Ogród? Okno? - wysłała zapytania, wymieniając te możliwości opuszczenia kliniki, które jako pierwsze wpadły jej do głowy przy wersji ucieczkowej.

Sprawdzając torbę, szybko odnalazł to co chciał odszukać. Paralizator włożył do otwartej kieszeni, a pistolet kompaktowy na wierzchu rzeczy znajdujących się w torbie, magazynek znajdował się w małej kieszenie więc na wszelki wypadek będzie plan awaryjny. Nie chciał stracić pozwolenia na broń, ale czasami trzeba zrobić nielegalne rzeczy. Zasunął torbę, i spojrzał się na Angii…-Co robimy…- zauważył już przygotowaną wiadomość, od wspólniczki wielkiej ucieczki. -Może okno… nasłuchuj przez drzwi.- powiedział cicho, zbliżając się do okna, by dyskretnie sprawdzić sytuację za nim.

Wszystko wyglądało nienaturalnie wręcz do granicy abstrakcji. Tym razem jednak nie z powodu fantazyjnych wzorów zastępujących rzeczywistość, a braku widzenia stereoskopowego. Widział ruch gałęzi drzew, ale nie był w stanie powiedzieć które jest bliżej, a które dalej, jeśli na siebie nie nachodziły. Coś poruszyło się między drzewami. Było małe. Albo było względnie daleko. Coś znajdowało się na drzewie, lecz nie był pewien czy widzi ptaka za zasłoną liści, czy ludzką stopę. Za murkiem. Zgarbiony człowiek stosunkowo daleko albo mały worek na śmieci dość blisko.
Tymczasem Angie przy drzwiach słuchała dźwięków codziennej krzątaniny. Ktoś nawet się roześmiał. Głosy cichły wraz z oddalaniem się korytarzem.

Kompletne szaleństwo, słowa przewijały się w jej umyśle niczym zapętlona taśma. To było absolutne szaleństwo. Po kiego mieli niby uciekać?! Angie nadal nie była w stanie dostosować się do pomysłu Mitrasa. Cała ta aura polowania na czarownice i spisków nijak się nie mieściła w pojęciu jej codziennego życia. Nic też jednak nie było codzienne, czy normalne, czy znajome. Powinna się otrząsnąć z tego dziwnego stanu, jednak nie była w stanie. No i na dobrą sprawę czuli się dobrze, więc w sumie nie było powodu do tego by zostali w klinice dłużej, prawda? Jasne… Usprawiedliwianie godne winnego, tyle że przecież ani ona ani też Mitras nic nie zrobili… Prawda?
- Nooo iii? - wysłała pełne marnie skrytego ponaglenia zapytanie. - Może po prostu zadzwonimy do mojej rodziny, niech nas stąd zabiorą? - wysłała także propozycję, która jak nic brzmiała znacznie normalniej i rozsądniej niż to co teraz robili. Najchętniej już teraz wybrałaby numer gdyby nie to, że w kwestii rozmowy była zdana na Mitrasa. Przynajmniej dopóki Artur się nie obudzi. O ile się obudzi. Na wspomnienie syna profesora Poniatowskiego, poczuła nieprzyjemne ukłucie wstydu. Prawie w ogóle o nim nie myślała mimo że przecież leżał w tym samym pokoju. Czy aż tak skupiła się na sobie? Mambo byłaby bardzo zawiedziona gdyby się o tym dowiedziała…

Chyba jest w porządku na zewnątrz… tylko prócz tej denerwującej ślepoty, jednak widzenie głębi czasami się przydaje. Powinno być bezpiecznie uciec tą drogą, choć nie wiadomo czy murek jest daleko i jest bardzo wysoki, czy jednak blisko i niski. Mógłby pojawić się problem jak bo zbliżeniu okaże się że z murku zrobił się czterometrowy mur! Ale trzeba coś zrobić, raczej by nie żartowali z tą wiadomością by uciekać, a już na pewno to nie są żarty dla paranoika, który lubi widzieć wszelkie zagrożenia. Jednak oprócz Angii i Mitrasa, jest jeszcze jedna osoba która razem z nami leżała. Byłoby to złym pomysłem go tu zostawić, a może jeszcze gorszym by go zabrać. Nie wiadomo czy jego organizm to wytrzyma, i nie przeżyje tylko dzięki przebywaniu w klinice, bądź w rękach tych którzy chcą nas zabrać. Mitras nie lubi taki dylematów, i ryzykownych decyzji, ale jakieś trzeba podjąć… - Angii odpowiadaj szybko, kiwaniem czy tym drugim. Zostawiam twojego znajomego w tym miejscu?- szykując okno do przejścia na zewnątrz. Po chwili sprawdzając lekarskim okiem czy rzeczy do których jest podłączony są bardzo wymagane do jego przeżycia.

Angie oderwała uwagę od tego, co działo się za drzwiami i ponownie zwróciła ją na swojego towarzysza. Zostawiać czy brać? Spojrzenie, którym zmierzyła Mitrasa jasno świadczyło o tym co myśli w tej chwili o jego zdolnościach w kwestii ucieczek. Szczególnie takich, które miałyby się zakończyć sukcesem. O ile w ogóle taka była konieczna, do czego nikomu póki co nie udało się jej przekonać. To w końcu było tylko jakieś szaleństwo, zwariowany pomysł i tyle. Coś z czym można było sobie dla żartów popłynąć przez jakiś czas jak się człowiekowi znudziło normalne życie. Tyle… Chyba.
Jako że za drzwiami nic szczególnie niepokojącego się nie działo, a przynajmniej ona nic takiego nie słyszała, wzruszyła ramionami w odpowiedzi na pytanie a następnie podeszła do szafki, na której ktoś zapominalski zostawił plastikowe pudełko z igłami. Artur leżał sobie póki co spokojnie, śpiąc w najlepsze albo będąc po prostu nieprzytomnym. Podpięta do niego aparatura nie wydawała się Angie taką, którą podpina się komuś kto ma za chwilę przejść na drugą stronę. Z tym że młodszy Poniatowski nie sprawiał także wrażenia jakby się miał za chwilę obudzić. W celach upewnienia się co do jego stanu, wyjęła jedną z igieł z jej zabezpieczającego opakowania, a następnie nie patyczkując się wbiła ją w ramię leżącego. Nie za głęboko, oczywiście, ale nikt tylko śpiący i będący w stanie obudzić się ot tak, na pewno by tego spokojnie nie przetrzymał. Co jak co ale na wbijaniu igieł to się już troszkę znała. Niekoniecznie jednak jeżeli chodziło o żywe istoty…
Artur się nie obudził co stanowiło wystarczającą odpowiedź na pytanie Mitrasa ale na wszelki wypadek dodała jeszcze negujące kręcenie głową. No, chyba żeby go chcieli zabrać z całym łóżkiem, a to jakoś tak nie bardzo jej pasowało do wizji wielkiej ucieczki.
Przy okazji szukania wzrokiem czegoś ostrego, rzuciły jej się w oczy takie białe kitle i to je wskazała palcem, próbując zwrócić uwagę Mitrasa na to, co przyszło jej do głowy przy okazji wbijania igły. Lekka zmiana wyglądu nie powinna zaszkodzić ani zabrać szczególnie dużo czasu. Skoro już i tak zachowują się jak paranoidalni szaleńcy to dlaczego by nie zrobić tego na całego. Nie mówiąc już o tym, że dopóki są na terenie kliniki takie przebranie powinno zmylić oko tych, którzy niby po nich przyszli.
Czekając na decyzję Mitrasa, skorzystała z okazji i wystukała parę słów na telefonie. Wciskając przycisk wysyłania miała nadzieję, że nie zrobi z siebie jeszcze większej idiotki niż już w tej chwili robiła idąc za pomysłem swojego niedawno poznanego towarzysza.

Czyli nie zabieramy śpiącego… za jakiś czas, jak wszystko chociaż trochę się ustabilizuje, trzeba będzie po niego wrócić. Oby nie stał się kolejny raz obiektem doświadczalnym, kto wie może będą go krojć żywcem, czy coś równie nieprzyjemnego. Jednak trzeba zagwarantować bezpieczeństwo tym co mogą już chodzić. Spojrzał na kitle które wskazała Angii, prawdopodobnie to dobry pomysł dodać coś jeszcze do zwiększenia szans naszej ucieczki. -Wpadłem na genialny pomysł, ubierzmy kitle. Szkoda że nie powiedziałaś tego.-. Zdenerwowanie Angii pewnie pomoże, może nawet wykrzyczy coś… a no tak. Może chociaż telepatycznie coś powie.
Mitras po przebraniu się w kilt podszedł do okna, wystawiając głowę by spojrzeć w lewo i prawo. -Jak masz lepszą drogę ucieczki niż ten murek to prowadź, jak nie to cie podsadze jak jest dość wysoki ten murek. Jeżeli udam nam się za pierwszym razem to będzie przyjemne uczucie.- Pewnie nie mają obsadzonych snajperów na dogodnych pozycjach, więc powinno nam się udać, jak wszystko wykonamy sprawnie.

Gdyby wzrok mógł zabijać jej towarzysz właśnie przekraczałby próg. Gdyby mogła mówić… Cóż, jakoś nigdy specjalnie nie pilnowała się z tym co miała do powiedzenia, z nielicznymi wyjątkami. W tej chwili… Uff… W głowie aż zawirowało od tego co miała mu do powiedzenia. Poczynając od samego, durnego planu ucieczki po jeszcze durniejsze odzywki. Powinni, do cholery, leżeć spokojnie i czekać na to aż się nimi do końca zajmą. To, że jakaś tam pielęgniarka przyniosła im wiadomość od ordynatora, która równie dobrze mogła zostać napisana przez nią samą, wcale nie oznaczało, że mają niczym grzeczne pieski robić dokładnie to co im powiedziano. Skoro tak lubi tego typu akcje to jakim cudem nie pomyślał o tym, że ta pielęgniarka mogła zostać nasłana na nich po to, by ich wywabić z kliniki? No jakim? To miejsce było w końcu chronione. Płacono całkiem niezłe sumy za to by wszystko było najwyższej jakości, by mieć spokój, by czuć się bezpiecznie. Poza murami był z kolei świat, w którym właściwie wszystko było dozwolone o ile wiedziało się jak dopiąć swego tak by nie ponieść konsekwencji. Papa Morbi mógłby dać Mitrasowi kilka życiowych lekcji na ten temat, bez dwóch zdań.
Musiała na kilka sekund przymknąć powieki by się nieco uspokoić. Najlepszym sposobem było skupienie się na zadaniu, które mieli przed sobą. No bo skoro już powiedziała a…
Palec ponownie posłużył za język i wskazał drzwi. Oczywistą drogę ucieczki. No bo jakie inne niby były. Drzwi i okno. Tyle. Basta. Więcej wyjść nie było. Jak dla niej to mogli rzucić monetą, chociaż myślała że decyzja już została podjęta. Palec ponownie się poruszył i zakończył ów ruch wskazując na rozmówcę. Przekaz był jasny jak słońce w południe. “Sam zdecyduj”.

Jednak próba zmuszenia Angii do rozmowy, nie udała się. Czyli trzeba samemu decydować... kto lubi samemu decydować w takich momentach. Za dużo problemów może się zdarzyć, a cała odpowiedzialność poszła by na Mitrasa, bo on tak zadecydował. Nie lubił brać losu innych w swoje ręce, jeżeli wszystko zależałoby od szczęścia. -Jest jakaś bramka, lub furtka? Blisko muru, która nie jest głównym przejściem? Jak tak, to jak wyjdziemy to prowadź, jak nie. To szybko podchodzimy do muru, i cie pod sadzam, taki plan.- Mitras oparł się o framugę okna, tak jakby szykował się do biegu. -Oby wszystko się udało…- wyszedł za okno, bacznie obserwując okolice, dążąc szybkim krokiem w kierunku muru.

Bramka? Furtka? Angie pokręciła głową. Nic jej o takich dodatkowych wyjściach nie było wiadome. Przecież gdy odwiedzała klinikę to nie po to by zrobić zwiad tylko by wyzdrowieć. Mitras jednak nie czekał na jej wyjaśnienia i już szykował się do wyskoczenia, zmuszając ją niejako by poszła w jego ślady. W końcu tak się umawiali, co nie? Wydała z siebie bezgłośne westchnięcie, zarzuciła kitel i chwyciwszy torbę, ruszyła w stronę okna. Jej aż tak bardzo się nie spieszyło. Nie chciała też by ją przyłapał ktoś z personelu, w szczególności zaś któryś ze strażników. Już niemal widziała oczami wyobraźni jak zostaje zmuszona do wyjaśnienia całej sprawy… Zdecydowanie wolała gdy życie było spokojne, normalne i zrozumiałe. Takie jak jeszcze parę dni temu.

Niby kilka metrów, może kilkanaście… trudno określić będąc w ⅓ ślepym. Ale całą droga przedłużała się jak kilometry, droga się wydłużała. Ciągle Mitras miał uczucie że ktoś go już obserwuje, a na jego ciele zaraz pojawią się kropki od celowników laserowych. Co zrobić jak krzykną by się zatrzymać, co zrobić jak zacznie się strzelanina, co zrobić jak przejdziemy przez mur? Takie pytania były ciągle w głowie paranoika. Z ataku stresu, obudził go bliski widok murku. Czyżby się udało? Może gdzieś są miny, lub chcą nas obserwować. Jak doświadczenie w terenie. -Chodź szybko, obym dobrze wyliczył odległość.- Mitras ułożył ręce, i nogi, tak by podsadzić Angii na murek. -Przejdź szybko, chyba że będą czekać po drugiej stronie.

Angie, której się wcale nie spieszyło i która raczej nie biegła do murkru, przystanęła tak parę kroków od Mitrasa by zmierzyć go spojrzeniem, które dość jawnie wyrażało wątpliwości co do jego możliwości rozumowania. Gdyby mogła mówić, Mitras usłyszałby od niej pytanie o zamianę rozumów z kamieniem, względnie o to, czy jemu się wydaje że ona pod kitlem ma skrzydła. Zamiast tego pokonała te trzy kroki, które ją od niego dzieliły, po czym wyciągnęła dłoń i złapała go za kołnierz ciągnąc w górę. Murek był dobre trzy metry od nich… Jak tak miała wyglądać dalsza część ucieczki to może lepiej by było gdyby to ona dowodziła.
Drugą ręką wskazała na murek i wymownie pchnęła towarzysza w tamtą stronę, rozglądając się przy tym wokoło by upewnić się czy ich ktoś postronny nie zauważył. W momencie, w którym się odwróciła, dostrzegła człowieka schodzącego z drzewa. Starał się zrobić to cicho, przez co jego stopy dopiero zwisały nad ziemią, zaś dłonie trzymały gałąź. Mitras podążył za spojrzeniem towarzyszki. Mężczyzna jeszcze był zwrócony przodem do pnia, a tyłem do nich.
Lavelle przystanęła zaskoczona. Czyżby któryś z dziennikarzy był aż tak zdesperowany by dostać się do środka? A może to jeden z paparazzi? Na pewno, kimkolwiek by nie był, nie miał pozwolenia na wejście na teren kliniki. Gdyby je miał, wszedłby lub wjechał przez główną bramę. To jednak nie było problemem. Problem polegał na tym jak mieli sobie z nieznajomym poradzić. W sumie mogliby po prostu podejść i zapytać co robi na prywatnym terenie. Byli ubrani tak jak pracownicy kliniki więc powinno się udać. Tyle tylko, że Angie nie była w stanie wydusić z siebie nawet słowa. Z drugiej strony Mitras był dość dobrze przygotowany na niespodziewane sytuacje, a przynajmniej tak uznała biorąc pod uwagę to, co udało się jej zobaczyć gdy szykował się do opuszczenia pokoju.
Bezgłośnie wskazała palcem na jego kieszeń, po czym obróciła dłoń wnętrzem do góry. Znaczenie gestu było dość oczywiste więc nie powinien mieć problemu z odczytaniem jej życzenia. W następnej sekundzie dotknęła palcem swojego kitla i korzystając z tej samej dłoni parę razy złączyła i rozłączyła ze sobą palce i kciuk. “Ty mówisz, udajemy pracowników”. Liczyła na to, że zrozumie.
Gdzie on ma karabin snajperski? Chyba zabójcy tak się nie ubierają, jednak co on robiły na drzewie. Jakiś dziennikarz szukający sensacji? Gdzie ma aparat w takim raziem. Mitras spojrzał na Angii, i zauważył że wskazuje na miejsce w którym miał paralizator, szybkim ruchem jej go oddał. Głęboko odetchnął, i spojrzał na drzewołaza. -Przepraszam a ty co robisz tutaj na drzewie?- spytał się, nawet nie musiał udawać zaskoczonego, czy zdziwionego, cała ta sytuacja była dziwna. Może nie jest czujką która miała poinformować innych gdzie jesteśmy.
Człowiek niemal bezszelestnie opadł na ziemię na ugiętych nogach. Podparł się dłońmi o trawę. Jego ruchy przebiegały bardzo płynnie. Wstał i odwrócił się w momencie, w którym Mitras przekazywał Angeli paralizator. Szybkim ruchem, z lekkim zaskoczeniem widocznym na twarzy, wyszarpnął pistolet i wycelował.
- Hände hoch - warknął.
-Bardzo śmieszne, lepiej schowaj tą replikę ASG, za celowanie w ludzi nawet zabawką, grozi wiele problemów.- Mitras jakby mógł to chętnie by zadzwonił w tym momencie na policje, wiedział że taka zabawa jest dość nielegalna, jednak są dwa problemy że to policja, i to czy na pewno udaje. -Mogłeś jeszcze krzyknąć Achtung, czy coś innego jeszcze po Germańsku. Teraz powiedz czy wytłumaczysz się, czy mamy iść po ochronę.- Mitras zasłonił trochę Angii, na wszelki wypadek jakby miał krew przodków co może byli w SS.
Jego towarzyszka z kolei zastanawiała się dlaczego do cholery akurat ona musiała stracić głos… Najlepiej by było udać wystraszonych, do czego w sumie wiele gry aktorskiej w tej chwili to Angie nie potrzebowała, i odsunąć się by pozwolić temu mężczyźnie iść w swoją stronę. Najgorsze wyjście jakie obecnie widziała to właśnie drażnienie się z kimś, kto trzyma w nich wymierzoną broń. Na wszelki wypadek schowała się nieco bardziej za Mitrasa, chociaż ludzka tarcza do najlepszych ochron nie należała to jednak zawsze coś tam mogła zatrzymać. Uznała też, że sprawianie wrażenia niegroźnej, przestraszonej dziewczyny może wcale nie być najgorszą opcją.

Nieznajomy zbliżał się szybkimi krokami na ugiętych nogach. Ani na chwilę nie spuszczał z nich wzroku przechodzącego w jednej linii z muszką i szczerbinką. Pistolet trzymał bardzo pewnie. Była w jego ruchach płynność, która mówiła Mitrasowi, że ten człowiek nie jest żółtodziobem. Każdy amator strzelectwa rozpozna technikę, która jest przynajmniej tak poprawna jak jego.
- Sei still! Auf die Knie - odezwał się rozkazująco pokazując delikatnym ruchem lufy co mają zrobić. Z tej odległości Mitras rozpoznał markę broni. Heckler&Koch P8.
Mitras albo spotkał dobrego aktora, i fanatyka ASG. Lub Niemieckiego Agenta, porządny pistolet, z porządną amunicją. Ruchy także są prawidłowe, z takiej odległości to jesteśmy za łatwym celem dla niego. Replik ASG tej broni jest dużo, jednak w tej chwili, lepiej zachowywać się jak każdy człowiek by się zachował. -Dobrze…spokojnie nie robimy żadnych problemów…- Mitras ułożył dłonie na wysokości barków wskazując, że są puste. Zasłaniając Angii, tak by nie było jej widać. Wierzył że zareaguje instynktownie jak coś zajdzie dalej.
Ona zaś póki co ani myślała pokazywać rąk, szczególnie tej w której ściskała paralizator. Korzystając z zasłony w postaci Mitrasa spróbowała sięgnąć do kieszeni spodni by wydobyć z niej telefon. Pewnie, nie mogła mówić, nie znaczyło to jednak że nie mogła także zadzwonić do Babette i zostawić włączony telefon. Mikrofon powinien wyłapać odgłosy z otoczenia, a przynajmniej na filmach to działało. Reszta na dobrą sprawę musiała ograniczyć się do działania na podstawie tego, co robił nieznajomy. Nie było mowy o uciekaniu, tego była pewna. Najpierw musieliby się jakoś pozbyć zagrożenia w postaci broni. To zaś chyba dałoby się zrobić gdyby udało się im zgrać i sprawić żeby tamten uwierzył, że nie stanowią dla niego zagrożenia. Niestety, Angie nie za dobrze znała się na tego typu sprawach. Jej wiedza ograniczała się do książek i filmów, a te jasno mówiły że działać trzeba powoli, z namysłem i że przede wszystkim nie można pozwolić by ten gość ich gdzieś zabrał lub obezwładnił bo wtedy to już naprawdę będzie źle. Może paranoja Mitrasa nie była tak do końca nieuzasadniona…?
- Die Knie - wycedził nieznajomy.
-Przepraszam nie rozumiem Germańskiego. Co Pan mówi?...- Mitras wziął pod kciuk, pasek od torby którą miał zawieszoną na lewym barku. Wyraźnie był wystraszony, prawa ręka mu drżała, nogi też, Niemiecki znał tylko z filmów o Nazistach, lub żartów o Nazistach. Jednak wiedział że wszystko zależy od niego, a strach był bardziej spowodowany tym że może coś stać się Angii. Starał się grać tak jak on zagra. O ile go by rozumiał. Jednak najważniejsze jest zapewnić bezpieczeństwo Angii.

Lavelle z kolei skupiała się na tym by jak najlepiej skryć się za ciałem Mitrasa. Połączenie z babcią zostało nawiązane więc teraz trzeba było upewnić się, że wszystko dobrze słychać. Z tego też powodu wsunęła telefon do kieszeni kitla tak, by mikrofon znajdował się na górze. Nie była pewna ile czasu zajmie Mambo zorganizowanie pomocy ani tego czy ta pomoc będzie im potrzebna. Na chwilę obecną była i to bardzo. Najchętniej przejęłaby negocjacje z uzbrojonym mężczyzną jednak nie miała jak. Jej głos nadal odmawiał posłuszeństwa, w pobliżu nie było nikogo kto mógłby im przyjść na ratunek lub chociaż odwrócić uwagę napastnika. Ich jedyną szansą wydawał się być atak z zaskoczenia, jednak póki co taka okazja się jeszcze nie… Chociaż w sumie… Mitras stał przed nią, nieznajomy był już tak ze dwa do trzech kroków od nich. Gdyby udało się jej pchnąć swoją tymczasową tarczę tak, żeby wytrącił z równowagi nieznajomego to miałaby szansę skorzystać z trzymanego w dłoni paralizatora. Tyle tylko, że to z pewnością nie skończyłoby się dobrze dla Mitrasa. Nie była póki co gotowa na to by poświęcić jego życie. Jeszcze nie. Póki co ograniczyła się do szturchnięcia go w plecy. Może sam się domyśli i zaatakuje tego z bronią. No bo przecież nie mogą się tak dać złapać. Na pewno gość nie jest z policji ani z żadnej organizacji rządowej która podlegałaby władzom tego kraju zatem nie było co liczyć na to, że zostanie jego więźniami wyjdzie im na dobre.
Mężczyzna jednym susem doskoczył do Mitrasa i rąbnął go kolbą w skroń. Świat zawirował w oczach chłopaka i pociemniał. Zmysł równowagi podpowiadał gwałtowną zmianę pozycji ciała. Kopnięciem podciął Angelę. Już po chwili oboje czuli dźwignie założone na ręce. Usłyszeli drugi głos mówiący w tym samym języku. Dobiegał od strony muru, przez który mieli zamiar przeskoczyć. Ciche tąpnięcie świadczyło o tym, że drugi z mężczyzn dołączył do pierwszego. Wymienili kilka cichych uwag między sobą, po czym postawili dwójkę na nogi. Ręce Angie przejął towarzysz pierwszego. Szli wzdłuż muru aż do bramy głównej, przez którą wyszli jak gdyby nigdy nic. Czekał tam srebrny Passat. Sprawnym ruchem obaj zapięli kajdanki na nadgarstkach dwójki i po szybkim przeszukaniu odebrali broń, paralizator oraz telefony. Bezceremonialnie wrzucili porwanych na tyły, zaś sami zajęli przednie siedzenia odgrodzone policyjną kratownicą.

Mitras spojrzał na Angii, i powiedział szeptem -A nie mówiłem…- rozglądał się po samochodzie. Coś musi tu być, obserwował w którym kierunku jedziemy. Sprawdzał co ma przy sobie, co mogłoby pomóc w ucieczce. Starał otworzyć się drzwi, na obie metody. Grzebiąc ręką pod fotelem, może znajdzie się jakaś luźna śruba, czy ktoś zostawił broń. Wszystko może się aktualnie przydać.
Angie ani myślała siedzieć grzecznie i dać się porwać. Napastnicy może odebrali im broń i telefony, nie widziała jednak by rozłączyli jej połączenie z Babette, a to oznaczało że plan b nadal działał, a nawet gdyby nie działał to zawsze babcia mogła skorzystać z namierzania położenia jej telefonu i w ten sposób ich znaleźć. Teraz jednak trzeba było podjąć samemu jakieś kroki, a nie siedzieć niczym bezwolna owca, którą wieziono na rzeź. Krata powstrzymywała większość pomysłów, które jej przychodziły do głowy. Z gardła nadal nie udało się jej wydobyć dźwięku. Otwieranie drzwi samochodu nic nie dało i nie da póki jechali. Jedyne zatem co zostało, a przynajmniej tak to Angie widziała, to próba wybicia szyby. W tym celu obróciła się bokiem na siedzeniu i podwinęła pod siebie nogi, a następnie korzystając z Mitrasa jako oparcia dla pleców, wymierzyła szybie solidnego kopniaka.
Mitras sięgnął na dół, lecz wymacał jedynie gumową wycieraczkę pod buty. Nagle został wepchnięty plecami Angeli w boczną ścianę samochodu. Szyba kopnięta nogami dziewczyny zadrżała pod uderzeniem, ale nie ustąpiła. Przyciśnięty do drzwi chłopak zobaczył profil drugiego z porywaczy. W przeciwieństwie do pierwszego był blondynem z orlim nosem i wyraźnie zarysowaną szczęką. Nie to jednak przykuło uwagę, lecz telefon znajdujący się w uchwycie samochodowym. Ich celem była wieś pod Bielskiem - Żagnica. Palec kierowcy przesunął mapę i prześledził najbliższy fragment trasy, który pod wpływem ostatniego dotknięcia zmienił się w zdjęcie okolicznego parku. Mitras widział go bardzo dobrze. Doskonale. Wręcz normalnie. Choć świat, jaki widział dookoła wciąż pozostawał płaski, pozbawiony głębi, zdjęcie było wręcz boleśnie trójwymiarowe. Głowa zapłonęła bólem, jakby neurony z potężnym oporem odkrywały utracone ścieżki.
- Scheiße - mruknął kierowca, lecz nie wyłączył grafiki. Włączył kierunkowskaz i przepisowo zaczął przygotowywać się do wejścia w zakręt.
Mitras czuł spory dyskomfort, ale coś się działo jak patrzył na telefon. Pomimo bólu, patrzył dalej na trójwymiarowy obraz, wytężając umysł by coś się stało. W czym mogło pomóc widzenie 3D tego obrazu… złapał Angii za ramię, i myślał by stanąć w tym miejscu, zmienić obraz, coś na nim przeciąć, przesunąć, stworzyć. Wszystko co mogło być związane z widzeniem trzeciego wymiaru.To jedyne wjyście, może to kolejne iluzje, bądź coś mu właśnie pomaga.
Passat zwolnił i łagodnie zmienił kierunek jazdy. Jedyny, trójwymiarowy obraz, bardziej rzeczywisty niż sama rzeczywistość nie zmieniał się. Był dokładnie taki sam jak przed chwilą. Pomimo wysiłków nic się nie zmieniło prócz tego, że Mitrasa jeszcze bardziej rozbolała głowa. I nic nie wskazywało na to, by sytuacja ta miała się… Liście na zdjęciu zaczęło falować zgodnie z delikatnymi podmuchami wiatru. A źdźbła trawy drgały. Mogłoby być to złudzenie wyraźnie przemęczonego, z jakiegoś powodu, umysłu, gdyby nie fakt, że na zdjęciu właśnie przeleciał wróbel, który przysiadł na gałęzi. Obserwował otoczenie gwałtownie skręcając małą główkę to w jedną, to w drugą stronę. Byłby to bardzo ładny widok, gdyby nie to, że głowa pękała jakby coś rozpychało się od środka. Usłyszał dźwięki tak charakterystyczne dla parku. Czuł lekkie powiewy powietrza na twarzy. Przez chwilę jeszcze dostrzegł jak gdzieś z boku kierowca uniósł dłoń, by wyłączyć zdjęcie.
Uderzyli nagle o ziemię. Mitras wciąż wpatrywał się w to samo drzewo, co przed chwilą nim zemdlał.
 
KlaneMir jest offline