Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2019, 18:59   #4
KlaneMir
 
KlaneMir's Avatar
 
Reputacja: 1 KlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputację
Korwin ,,Wrona” Jorn, wysoki mężczyzna, z średnią budową ciała. O kruczoczarnych włosach, i kilkudniowym zaroście. Zielone oczy dobrze współgrają z chustą w zieleni owiniętą wokół szyi.
Na koszulę wpuszczoną w spodnie założona ma skórzaną kurtkę, wraz z plecakiem.Spodnie są grubsze, choć tylko zostały obszyte skórą. Do spodni ma też przymocowany na rzemienie brązowy kilt, choć jak to niektórzy nazywają spódnice. Pasek wspomaga utrzymanie się wszystkiego, choć na samym pasku i jednym dodatkowym ma zamocowaną sakwę. W innych miejscach na pasie ma po lewej pochwę, i z prawej przed sakwą kolejną pochwę, oraz metalowe kółko. W lewej pochwię trzyma typowy sztylet, w prawej jest nóż którego rękojeść sam sobie stworzył z wiśni. Na metalowym kółku trzyma toporek, który jest bardziej narzędziem niż bronią, można go użyć jako młotka, tłuczka, siekierki, tasaka,czy coś innego. Na dłoniach nosi zawsze skórzane rękawiczki wzmacniane ćwiekami. Na nogach nosi wysokie buty na które oszczędzał większość czasu. Może nie są na poziomie średniego mieszczanina, jednak są wygodne i dają ochronę. Na barkach nosi krótką pelerynę z kapturem zasłaniając część plecaka, lub często zarzuca sobie ją na lewy bok by zasłaniał rękę. Na głowie nosi kapelusz wykonany z samodziału, i skóry. Nie ma szerokiego ronda, lecz wystarczy na deszcz, czy słońce w miejscach gdzie kaptura nie wypada nosić.
Poza tym wokół kapelusza ma owinięty długi pasek upadający na ramię przymocowany do kurty, pasek który wzmacnia sam kapelusz, i daje miejsca na ozdoby, często wkłada tam jakieś piórka, czy ładne płaskie kamienie. Na szyi ma naszyjnik wykonany ze sznurka, oraz krzemienia który sam wyciosał, by miał ładny cylindryczny kształt, może nie jest idealnie, ale ładnie.

Teufelheim miasto z którego ludzie chętnie uciekli by do przeciętnej wsi w Reiklandzie. Jednak Korwinowi źle się w nim nie żyło, znał je, znał mieszkańców. W tym mieście się urodził, może czasami miasto ma swoje złe chwile, ale raczej nie jest to nic niezwykłego w Imperium. Jak na razie największym problemem tego miasta to Rycerze… choć raczej to było osobiste odczucie. ,,Puszki” dają nam ochronę, i nie wydają się tak skorumpowani, jak poprzednie władze. Może są okropni, ale nie są najgorszym co mogło spotkać to miasto… Jednak aktualnie ważną, i ciekawą sprawą jest skarb który odnalazł Klaus. Co może znajdować się w starych elfich ruinach, a przynajmniej resztkach tych ruin. Złoto zawsze się przyda, jednak reszta przyjaciół myśli że pomoże im to w życiu… część stracą, część wydadzą, za część się zabawią, i tak w wymarzonym Marienburgu zauważą że zasili znowu warstwę biedoty. Wypchany worek złota u nawet przeciętnego mieszczanina jest podejrzanym widokiem, a co dopiero u takich jak my. Niech Bogowie ich wspomogą by ich ,,przewspaniały” plan się udał.

Do następnego poranka sporo zostało, a po odejściu od Fortecy nie było za dużo osób do rozmowy. Postanowił poszukać jakiegoś zajęcia by nie marnować czasu przed wieczorem. Udał się wpierw do Gildi ,,Drewniaków” specjalne miasto to i gildie specjalne. Gildia ,,Drewniaków” zrzeszała większość rzemieślników zajmujących się drewnem, drwale, pracownicy tartaku, cieśle i ich specjalizacje, czy kupców co sprzedają drewno które spływają rzeką. Praktycznie to była najlepiej funkcjonująca gildia, bo drewna każdy potrzebuje, a my mamy go dużo. Lubił to miejsce, każdy raczej się szanował i znał. Jorn pracował tam często jako Skryba, czy Księgowy, był bardzo dobrym matematykiem można uznać że należał do ,,Inteligencji” tego miasta której nie było za dużo. Jednak nie miał specjalistycznego wykształcenia, o które było ciężko w tym mieście, dlatego większość wiedzy była z własnego doświadczenia lub talentu. Po wypełnieniu dokumentów jakie podali, i odebraniu zapłaty, czas na kolejny przystanek prawie legalna ,,Gildia” Przestępców, tutaj też nie było co segregować… w dużych miastach się dzieli na Złodziei, Rzezimieszków, Przemytników, czy to ma jeszcze wymyślić. Tam zajmował się prowadzeniem gier hazardowych, lub tym co w odpowiednich momentach wygrywa pulę, czy ją przegrywa. Szulerstwo i Hazard daje sporo rozrywki, jednak zgrabne kierowanie innych graczy by tracili coraz więcej pieniędzy, może dać większy dreszczyk emocji i dobrze zarobić. Jego drugą pracą w tej gildii obejmowała podobną funkcję co w poprzedniej, był ,,księgowym” lecz tym mniej legalnym podrabiał pisma, podatki, dostawy. Z jego legalnych prac w gildiach zdobywał po dłuższym czasie ich pieczątki, czy wystarczająco wiedział by je skopiować. W tym miejscu zdolność Korwina mogły się dobrze rozwijać, każdy lubi oszukiwać na podatkach. Oczywiście nie za bardzo, z czegoś Miasto trzeba budować… choć nie widać często na co idą te podatki.

Czasami dorabia także jako korepetytor, czy nawet nauczyciel. Jednak tylko u Drewniaków można powiedzieć że Korwin lubi to miejsce. Resztę miejsc traktuje jako miejsce pracy, a nie znajomości. Nawet w jego domu mieszkała rodzina, z czego głowa tejże rodziny była cieślą. Więc spotykał ich jeszcze częściej niż w pracy.

Rodzina Dierk’ów, tak się zwali. Głową rodziny jest cieśla około czterdziestu lat, Lenz Dierk. Jego żona Corinna czasami dorabia jako praczka, jednak coraz więcej czasu spędza w domu. Mają jedna córkę w wieku ośmiu lat, o imieniu Margit. Jednak nie bawi, się tak jak reszta dzieci, pomimo że bardzo by chciała. Jest bardzo chorowitym dzieckiem, nawet zwykłe przeziębienie może ją niezwykle osłabić. A choruje często.

Korwin bardzo ich polubił, nawet poczuł coś w rodzaju więzi pomiędzy nimi. Sam był kochany przez rodziców, więc niezwykle szanuje Lenza, i Corinne. Pomimo problemów wszystko robią dla córki… Lubił kupować prezenty dla Margity, czuł miłe uczucie widząc uśmiech dziecka, które jest za słabe by bawić się z innymi. Tym razem nie będzie inaczej, udał się na targ by kupić jej lalkę za kilka pensów, i u okolicznej zielarki zioła na odporność. Z zakupami udał się się swojego ulubionego miejsca, dach niedaleko domu. Spory płaski dach, często tam spotykano tam ptaki, z tamtego miejsca był piękny widok na niebo. Na dachu był mały daszek na kilku cienkich belkach, gdzie pod którym były trzy kawałki drewna, które starały się udawać taboret. Obok był rozpadający się stolik, pod którym Korwin miał kwadratową deskę, i kamyczki. Starał stworzyć warcaby, które widział kiedyś w sklepie w ,,bogatszej” dzielnicy. Tamten egzemplarz był kiepskiej jakości, ten co Wrona tworzy jest okropny, ale działa. Zostało dokończyć kamienie by przynajmniej były tego samego rozmiaru, oraz kilka drobiazgów na desce czy też planszy.
Tworząc kopie gry, Korwin obserwował ptactwo. NIektórzy mówią że tutaj śmierdzi, jednak można się przyzwyczaić… i także jakby reszta Teufelheim nie śmierdziało. Lubiał patrzeć na ptaki, podziwiać ich wolność, brak problemów, i to że żyją. Może nie wyglądają jakby miały problemy, bo to zwierzęta, a czy te mogą czuć smutek, gniew czy jakąś inną emocje? Jednak czy czasami lepiej nie być jak to zwierze… nie myśleć o przyszłości, czy zamartwiać się czymś innym niż to czy coś się zje i wyśpi.
Jednak bycie człowiekiem wydaje się ciekawsze, i bardziej interesujące, jutro wielki dzień! Gdyby Korwin był prawdziwą Wrona to by nie mógł przeżyć tej przygody. Jornowe warcaby skończone, czas wrócić do domu i się wyspać. Ale przed tym dać kilka rzeczy Margit, i zagrać w warcaby z jakimś domownikiem. Nawet jak niczego jutro nie znajdziemy, to nie będzie czego żałować, wystarczy polubić to miasto, i będzie się w nim szczęśliwy.
 

Ostatnio edytowane przez KlaneMir : 12-04-2019 o 11:19.
KlaneMir jest offline