Szliście korytarzem przez dobre piętnaście minut. Loria zostawała lekko w tyle, nadal chwiejąc się, i od czasu do czasu plując przed siebie zjedzonymi wcześniej posiłkami.
W końcu przed sobą usłyszeliście dziwne szmery i szepty. Niestety, to oni zauważyli was pierwsi. Ujrzeliście sześć postaci. W nikłym świetle pochodni zobaczyliście połyskujące miecze. Na samym środku stała wielka na prawie pięć metrów postać. Miała cztery ręce, a w każdej trzymała długi na sześć stóp (180 cm) miecz. Z tyłu wystawał długi na dwa metry ogon, zakończony dziwnym, ociekającym tajemniczą cieczą szpikulec. Dwaj nieznajomi trzymali się w tyle, zgarbieni. Mimo tego, w rękach trzymali łuki. [i]Przydałby się czarodziej.[/] - pomyśleliście jednocześnie. Największy z nieznajomych warknął coś w nieznanym wam języku, machnął w waszą stronę mieczem. Nawet pewnemu siebie Rethzenrtowi przebiegły ciarki po plecach. Poczuliście, że macie przed sobą naprawdę potężnego przeciwnika. |