Gustaw był zły. Jego skłonności do krętactw, których nauczył się na dworze ciągle mu utrudniały życie. Miał łatwość w mowie i przekonywaniu, ale chęci krętactw chyba były byt wielkie. Musi z tym sączyć bo już teraz krew się polała przez niego ponownie.
- Stop. Przestać walczyć!- Ryknął na wszystkich od razu po nowym dowódcy najemników.
- Nikt nie che z nas przelewać krew. Więc słuchaj.- Zwrócił się do rozmówcy.
- Nie w smak mi jak mówisz, ale wiem, że to spowodowane złym doborem słów i zbyt szybkim przedstawieniem sytuacji. Ja w dobrej wierze wam przedstawiłem sytuację i mam propozycję, która podtrzyma umowę z początku, której nie chcę zrywać a jedynie chodziło mi, że nie mam złota. Jeśli za zapłatę weźmiecie ten napierśnik to wydaje mi się sprawa zapłaty załatwiona a i z górką wyjdziecie z tego. Kasy ja nie mam a co moi ludzie mają to ich. Ja z Wami umowę ustalałem nie oni. Nie ważne.- Mówił Gustaw i gdy ktoś się szykował na walkę chrząkał dając znać, że przeszkadza.
- Jeśli masz inną propozycję to słucham. Tylko przemyśl czy nie skończy się ponownie walką. I Twoi i moi ludzie są na granicy wytrzymałości.- Dodał licząc na dogadanie się. Gustaw miał dość problemów i jasno przedstawił sytuację. Wiedział, że nie może puścić teraz najemników. Po pierwsze, że widzieli klatki z gołębiami i każdy debil by wiedział, że są to gołębie pocztowe a co za tym idzie? Ostatni nie mogą być zwykłymi dezerterami. Dwa na terenach Królestwa Krasnoludów już i tak nic nie będą mogli zrobić.